Nie będę się skarżyć i narzekać. Bo mam krzepę i optymistycznie widzę tę sprawę. Jednak nie będę fałszować danych i mamić nikogo bzdurami na temat tej cudnej, lukrowo-chałwowej macierzyńskości.
Bo tak jak mi się wydawało, że jestem zaprawiona w boju. Że po pierwszym dziecku już nic nie będzie miało przede mną tajemnic… Tak szybciuteńko zdałam sobie sprawę, że każde dziecko to osobna, całkiem nowa puszeczka, z której to wylewa się raz po raz coś nowego, nieznanego. Jeśli ktoś będzie Wam próbował wciskać kity, że drugie i trzecie dziecko to bułka z masłem, to ja powiem coś innego. Drugie dziecko zdecydowanie może być bułką z prądem. Z prądem o różnym napięciu, które niekoniecznie wpasuje się w Wasze percepcyjne gniazdo. I ja nie straszę. Jakże jest miło się zaskoczyć, gdy dziecię okaże się tym „z promocji” niż rozczarować, że nie jest „rurzowo”.
I ani to pierwsze, ani to drugie dziecko niekoniecznie zafunduje Wam lekkość bytu i unoszenie się nad poziomem ziemi. Dość żwawo możecie spaść na ziemię i zmierzyć się z faktem, że ten małe bąble to są dopiero zagadki. I z takimi zagadkami właśnie mi przyszło się zmierzyć ;-)
Całe moje szczęście, że wstrzymałam się z myślami typu „moje życie będzie bjutiful i izi, bo ja już wszystko wiem, wszystko znam i w małym paluszku mam to, czego nie miałam przy naszym pierworodnym”. W sumie szykowałam się na niezły armageddon, biorąc pod uwagę fakt, że moja ciąża była dość wymagająca i problemowa. To zupełnie tak jakby mi mój Teo chciał jeszcze w brzuchu dać cynk: „Hoho, Kochaniutka, Ty mi się tutaj nie rozkręcaj zbytnio. Lepiej żebyś spadła na cztery łapy.”.
Pamiętam to czcze gadanie otoczenia, że drugi bamber to łatwizna. Że to już kroczenie po znanym terenie. Fakt, wielu rzeczy się nauczyłam wcześniej. Na wiele rzeczy przygotował mnie mój kochany Ivo, które [dopiero teraz to wiem! :-D] były niczym w porównaniu do tego, co chce mi powiedzieć mój no.2 ;-)
Ale spokojnie, bo zaraz odwiodę od rozmnażania połowę starających się. Za kilka akapitów śmiem postawić inną tezę, ale o niej za chwilę. Te pierwsze trzy miesiące są tą trzecią wojną światową. Tym okresem, w którym będzie dochodzić do rozbojów, wojenek, roszad a także sojuszy. To podczas tych pierwszych kilkunastu tygodni doznacie olśnień, rozczarowań, zgubicie nadzieję a później ją na nowo odnajdziecie. Odnajdziecie ją po to, by znowu szlag ją trafił ;-) A przy dziecku „High Need Baby” jak moje, szlag Was trafi podwójnie ;-) Tak właśnie może wyglądać ten pierwszy kwartał.
By później wyglądać lepiej! Optymistyczniej! Tak właśnie sobie przypominam, że to te początki były także z moim pierworodnym wybitnie męczące. Dające w tyłek jak nigdy. Bezsenne. Bezprowiantowe wręcz. Beztoaletowe nawet. Prysznic trwający 2 minuty był rarytasem. Próba chodzenia po prostej linii spełzłaby na niczym.
Ale to właśnie po tych turbulencjach przyszła odwilż! Sen się wydłużył. A co tam, że tylko o pół godziny. Jednak to pół godziny to jak wizyta w SPA była! Wyjście z domu było świętem. Ubranie się w ciuch nieciążowy było niczym pokaz mody! Pozbycie się kolejnych dekagramów stawało na równi z szóstką wygraną w totka!
Więc nie ma co mamić pierworódek, że będzie różowo. Że kolek nie będzie. Że te piękne, szczęściem sr….ące foty, które oglądają w sieci, to czysta prawda i prawidłowość. To g.. prawda! Często to, co na obrazkach nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. To, że ja wrzucam na bloga zdjęcia moich uśmiechniętych synów nie znaczy przecież, że oni innych grymasów niż banan na twarzy nie mają. Oni też mędzą, marudzą i w kość dają zdrowo. No nie jest zawsze „rurzowo” ;-)
To ja teraz dni odliczam i na tę powojenną odwilż czekam ;-)
„Bądź gotów znosić chwilowe niewygody w imię trwałej poprawy.” – Jackson Brown
10 komentarzy
Bardzo fajny tekst – bo prawdziwy. Bez cukru i lukru. Ja to jestem zdania, że Takie Dzieciątko poza najbliższą rodziną pierwsze spotkania powinno mieć właśnie po tych 3 miesiącach. Wtedy Mama jest już gotowa na Gości, no i Maluszek na pewno bardziej niż kiedy ma miesiąc czy dwa. Bardzo lubię Twój blog. Właśnie za normalność :) Pozdrawiam!
Maminka, fajnie że tu wpadasz! I dzięki za komentarz! :*
Pierwsze 3 miesiące – fakt – armageddon. Ale u nas teraz jest „prawie” bajka! Wyobraź sobie sytuację: budzi mnie Wronek o 6.30, Nina przy cycku (nie wiadomo jak się tam znalazła) też się przy okazji budzi; zanoszę dzieciaki do ich pokoju, wracam do łóżka i… śpię do 8.30 (z małymi przerwami na „idź się pobawić, mama jeszcze śpi”. Nina potrafi się bawić obok Wronka bardzo długo, o ile nie uderzy się o coś przy nieudolnych ćwiczeniach raczkowania.
Przez przypadek wcisnęło mi się, a jeszcze nie skończyłam :)
W każdym razie jak młodsze zaczyna siedzieć, to naprawdę jest dużo dużo łatwiej niż było tylko z jednym dzieckiem. Na dodatek jak zostaję sama z Niną to jestem zdziwiona, ile muszę się nią zajmować, bo jak jest ich dwójka to zajmują się dużo czasu sami sobą. Życzę Ci, abyś szybko odkryła o czym mówię :)
Aguś, dajesz nadzieję!!! Dzięki za komentarz :***
A u mnie niestety z kazdym miesiacem gorzej. Juz nawet nie czekalam na magiczma granice 3 miesiecy, o ktorej kazdy mowi. I dobrze, bo bym sie rozczarowala. Marze o dziecku z kolkami zamiast refluksu… Leki poczatkowo wydawaly sie pomagac (bierzemy od dwoch tygodni) ale po podaniu drugiej dawki rota wszystko powrocilo, albo jest nawet gorzej i nie da sie wyjsc na spacer, nie sie pojezdzic samochodem, bo gdy juz dziecko zasnie po chwili jest ryk, bek, rzyg… I tak w kolko. Tylko, ze po pewnym czasie dochodzi jeszcze ryk z niewyspania. Zbliza sie koniec 4 miesiaca, ale na magie juz nie licze. Btw. synus ma na imie Teo :-)
Koleżanka miała podobny problem z córką. Po licznych badaniach wyszło,że mała ma refluks chyba 3-go stopnia,szkodziło jej nawet mleko matki. Mała ciągle chorowała, teraz ma 2.5 roku okazało się,że to drozdzyca przewodu pokarmowego.
Ja czasem żałuję, że nikt nie zrobił mi zdjęć w tym najgorszym czasie, w tym pierwszym pół roku styrania, depresji i baby bluesa. Może one obaliłyby mity, może byłyby obrazoburcze, ale do diabła! Byłyby prawdziwe i podnosiłyby świadomość, że początkowe macierzyństwo nie wygląda jak w reklamach mlekach modyfikowanego i nie ma twarzy sexy-mam celebrytek, wiecznie umalowanych, wypachnionych i wbijających się w rozmiar XS dwa tygodnie po porodzie. Trzeba o tym mówić, bo potem co pierworódka, to zaskoczenie. Że to jednak nie tyle rurzu, ile ona sobie wyobraziła. Dzięki za ten tekst!
Hahaha, u mnie po pierwszym High Need Baby przy którym dostałam tak po tyłku, że ledwo uszłam z życiem drugi to był anioł :O Czułam się jakbym dziecka nie miała, a całą ciążę byłam przerażona, że wyjdzie drugi taki sam ;)
A ja mam tak cudownego półroczniaka (dobra, pierwsze 2 miesiące to był hardcore ale też z powodu mojego baby blues)… jego główne zajęcie to śmiech i ew. irytowanie się, że zabawka nie chce zrobić tego co On by chciał. Jeżeli płacze to znaczy, że: chce jeść/ chce spać. Jeżeli jest po godzinie 18 znaczy też „ja chcę już do wanny”. To lepsze niż 6 w totka. O tyle lepsze, że boje się myśleć o drugim dziecku. Aż tak często w totka się nie wygrywa…