post archiwalny, luty 2018
To, że jestem totalnie zafiskowana na punkcie kosmetyków wiedzą doskonale ci, którzy mnie znają i mieli okazję odwiedzić moją łazienkę. Mój mąż już nie ma do mnie sił twierdząc, że wystarczyłoby mi mydło i woda, i przesadzam z tą różnorodnością kosmetyków.
Ja natomiast uważam, że jeszcze przede mną te nieodkryte kosmetyczne lądy, których odkrywanie zostawię sobie na czas, kiedy dzieci odrobinę podrosną i pozwolą matce spędzić odrobinę więcej niż 5 minut przerywanych płaczem i skomleniem ;-)
Swojego czasu studiowałam kosmetologię a moim konikiem były składy kosmetyczne, ale zdecydowanie nie jestem z tej metodologii, że tylko to co tanie, najprostsze i naturalne to służy a resztę należy wywalić do kosza. Ja jestem eksperymentatorką i słucham mojej skóry. Patrzę na to jak reaguje na kosmetyki i dostrzegam jej potrzeby, które zmieniają się z kwartału na kwartał i w dużej mierze zależne są od pory roku, mojego zdrowia, wahań hormonalnych, etc. Dlatego też kosmetyki zmieniam bardzo często obserwując moją skórę i jej potrzeby, które są zmienne.
Na twarzy moja cera jest mieszana w kierunku suchej. To znaczy strefa T (nos, broda, czoło) mam z tendencją do świecenia i zaskórników, z kolei policzki i szyja są zdecydowanie suche.
Moją zmorą do niedawna były zaskórniki, właśnie.
Miewałam okresy w swoim ponad 30-stoletnim życiu, że tych zaskórników było mniej, ale miałam też okresy, że było ich mega dużo. A w drugiej połowie ciąży ilość zaskórników mnie powaliła. Podobną sytuację miałam przed 6-cioma laty, kiedy to totalnie zapuściłam moją twarz. Cóż, każdemu się może zdarzyć ;-)
Przyznam, że nie cierpię zaskórników i od dawna zastanawiałam się, jak mam się skutecznie pozbyć zaskórników z mojej twarzy. To jest ta nieprzyjemna przypadłość, która mnie nie tylko wkurza ale również sprawia, że nie czuję się „czysta”. Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale tak właśnie jest. Podobnie mam z odrostami.
Jeszcze rok temu pozbywałam się zaskórników mechanicznie, tj. robiłam w garnku „parówkę”, tj. kąpiel parową z ziołami, a następnie za pomocą specjalnego patyczka i palców dłoni usuwałam zaskórniki. I to było błędne koło! Chyba przez to problem narastał.
Ale od początku stycznia wzięłam się ostro za moją skórę korzystając z tego, że młoda miewa lepsze dni i jest w miarę spokojnym dzieckiem, i zaczęłam pracę nad moją skórą, szczególnie w strefie T. Dokupiłam kilka kosmetyków i wzięłam się do roboty.
1.
1. Kupiłam „szafirowy peeling” Yoskine Isayake, czyli tak naprawdę taką domową dermabrazję. Kupiłam go w hebe na promocji i kosztował ok. 22 złotych. Jego regularna cena to ok. 25-20 PLN. Czyli przyzwoicie jak na produkt, który spełnia swoją rolę, czyli mocniej i efektywniej złuszcza martwy naskórek niż peelingi enzymatyczne. Ten peeling ma mega dużo drobnych ścierających drobinek i traktuję tym peelingiem mój nos, brodę i środkową część czoła. Jest dość mocno peelingujący dlatego nie aplikuję go ani na policzki ani szyję. Zostawiam go wyłącznie na te miejsca, gdzie mam właśnie zaskórniki.
Peelinguję nim skórę 1-2 razy w tygodniu.
2.
Po takim peelingu szafirowym sięgam po dwa enzymatyczne peelingi, których używam zamiennie. Bazują na papainie i bromelainie, czyli dwóch enzymach, które skutecznie rozpuszczają martwy naskórek i pozwalają odkryć te „nowsze” warstwy ukazując światu tę bardziej promienną wersję naszej skóry :-)
Ja używam w chwili obecnej trzech peelingów. Jeden z Biochemii Urody [klik] (którą uwielbiam za to, że kupuję tam półprodukty i sama je mieszam uzyskując pełny produkt), drugi z Sylveco [klik]. Ten z Biochemii Urody kosztuje 15 PLN. Ten z Sylveco ok. 25 PLN i jest dostępny w wielu drogeriach i aptekach. Są równie dobre i równie skuteczne. Uważam je za delikatne i świetnie sobie radzą z moją momentami wrażliwą skórą. Trzeci z Tołpy, też enzymatyczny. Używam ich zamiennie i są świetne!
Jeśli nie próbowałyście jeszcze peelingów enzymatycznych, to bardzo Was zachęcam do ich wypróbowania. Te skuteczne ( w tym te, które wymieniłam powyżej) naprawdę zmieniają wygląd naszej skóry. Pokazują na światło dzienne to nasze nowe, świeże ja. Ja używam peelingu enzymatycznego 2-3 razy w tygodniu na całą skórę twarzy, w tym szyję.
3.
Po użyciu peelingu mechanicznego i enzymatyczego już widzę mniejszą ilość zaskórników na nosie. Ale idę odrobinę dalej i strefę T traktuję jeszcze tonikiem BHA 2% z Biochemii Urody [klik].
Tonik kosztuje ok. 26 PLN.
Co zawiera i co robi taki tonik stosowany na strefę T, gdzie mam zaskórniki?
Jest oparty na naturalnym kwasie salicylowym (BHA) 2% obecnym w ekstrakcie z kory wierzby czarnej. Ma w miarę neutralne pH 4.5 – 5.0, a jego bazą jest hydrolat lawendowy, który ma gojące i antybakteryjne właściwości. Natomiast dodatek stężonego ekstraktu z lukrecji (kwasu glicyryzynowego) wzmacnia właściwości przeciwzapalne i łagodzące toniku.
Co robi BHA obecny w ekstrakcie wierzby czarnej?
„Jest to kwas rozpuszczalny w tłuszczach dlatego ma zdolność:
– przenikania przez warstwę łojową (sebum),
– wnikania w głąb oraz oczyszczania porów skóry,
– a także wnikania w głąb mieszków włosowych.
Dzięki temu przyczynia się do odblokowania porów, a co za tym idzie zapobiega tworzeniu wszelkich wyprysków oraz pomaga likwidować zaskórniki, ma również duże znaczenie w leczeniu trądziku.
Oprócz tego, że kwas salicylowy odblokowuje pory skóry:
– ma również działanie antybakteryjne, dzięki czemu zapobiega tworzeniu ognisk zapalnych,
– reguluje odnowę komórkową skóry, działa złuszczająco poprzez rozluźnianie połączeń międzykomórkowych i usuwa zbędne warstwy zrogowaciałych komórek naskórka,
– działa również odmładzająco i przeciwzmarszczkowo. [źródło]
4.
W ciągu dnia, kiedy nie mam makijażu przemywam skórę hydrolatem różanym. Uwielbiam hydrolat różany z Ministerstwa Dobrego Mydła [klik], który pochodzi z Francji i ma świetną, bardzo oszczędną formę, bo jest w atomizerze, który rozprasza na skórze cudowną mgiełkę. Dzięki temu na bieżąco pozbywam się nadmiaru sebum i zanieczyszczeń z twarzy. Takie „psik-psik” traktuję też terapeutycznie. Ja już mam wszystkiego dosyć i dzieci dają mi w tyłek idę do łazienki i robię sobie mgiełkę udając, że jestem Kleopatrą, której nic nie ruszy :D
Tańszą opcją jest hydrolat różany (woda różana) z Biochemii Urody albo ten z Tunezji bodajże, który można dostać już za 7-10 PLN w drogeriach i internecie.
5. I punkt najważniejszy! Regularny i dokładny demakijaż! Bez niego zaskórniki gwarantowane!
Ja akurat nie jestem „kosmeto-nazi” w tym względzie i korzystam nie z najprostszych składów, ale tych kosmetyków, które po prostu mega dokładnie i skutecznie usuwają makijaż. Dla mnie skuteczność i brak podrażnień to najważniejsze kwestie.
Mam w domu w chwili obecnej 3 kosmetyki do demakijażu, które stosuję zamiennie. Jeden mam zawsze pod prysznicem. To jest pianka z Green Pharmacy [klik], która co prawda jest tak naprawdę płynem do higieny intymnej, ale świetnie sprawdza się jako właśnie pianka do demakijażu. Kosztuje ok. 5-8 PLN.
Ale kiedy nie jestem pod prysznicem i działam w rewirach umywalkowych, to mam pod ręką obecnie dwa kosmetyki, które uważam za cuda. Płyn micelarny z Christian Laurent. Aż 500 ml za tylko 20-25 PLNów! Oczy mi po nim nie płaczą i jest mega wydajny! Bywa w Rossmannach. Drugi produkt to odrobinę droższa opcja, ale mega skuteczna i jeśli szukacie kosmetyku, który nie tylko jest skuteczny, ale tez pięknie wygląda w łazience, to to będzie strzał w dychę. To tak jakby wosk Take the day off Balm [klik], który pod wpływem skóry i wody zamienia się w delikatną pianko-maź. Clinique zrobiło to dobrze, bo ten produkt usuwa nawet mega mocny makijaż.
Czyli reasumując: dobry peeling szafirowy, peeling enzymatyczny, do tego produkt z kwasem BHA i dobry demakijaż mogą zdziałać cuda! U mnie działają! Bo po 3-4 tygodniach reżimu, czyli dbania o regularne zabiegi, już nie boję się wychodzić z domu bez makijażu :-) Skóra wygląda po prostu dobrze. Świeżo, promiennie i zdrowo. Nie mam zaskórników, nareszcie! To znaczy mam jeszcze gdzieniegdzie pojedyncze, ale nie w ilościach hurtowych! Uff!
Piąteczka i powodzenia z walką z zaskórnikami (jeśli je posiadacie).
Uściski!
M.
P.S. Jeśli udało się Wam zobaczyć dzisiejszy post, zostawcie po sobie ślad na Facebooku czy w komentarzu ❤ Możecie go też udostępnić swoim znajomym. Dziękuję! :)
7 komentarzy
Spróbuje tych kosmetyków, bo mam taki sam problem. Mam tylko jedno pytanie, czy pory zmniejszyły się? Czy te kosmetyki zwęziły te pory, żeby nie byly aż tak widoczne? Bo oczyścić to jedno a zwężenie ich to druga sprawa. Walczę z tym już bardzo długo i efektów brak :(
Tonik BHA zweża pory i jest delikatny jak na produkt z kwasem salicylowym :)
Ja też już tez je kompletuje. A masz może jakiś pomysł na przebarwienia bo walczę z nimi od dawna na wiele sposobów. I jest średnio.
Edytko, ja robię peeling szafirowy i enzymatyczny tego samego dnia, ale na Twoim miejscu na początek zrobiłabym go w innych dniach.
Czyli np.
poniedziałek – peeling szafirowy, po nim tonik.
wtorek – odpoczynek.
środa – peeling enzymatyczny, po nim tonik.
czwartek. odpoczynek.
piątek – peeling szafirowy, po nim tonik.
sobota – odpoczynek.
niedziela – peeling enzymatyczny, po nim tonik.
Jeśli skóra po takiej częstotliwości nie będzie podrażniona, to kiedy są dni odpoczynku dorzuć wieczorami tonik. I po drugim intensywniejszym tygodniu, daj znać, jak skóra się zachowuje :-)
po peelingu mechanicznym wzmaga się łojotok. Ostatnio kupiłam w Hebe peeling enzymatyczny, który okazał się niestety mieć ścierny komponent i na drugi dzień skóra już się szybciej przetłuszcza.
Ale ciekawa sprawa z tym tonikiem i hydrolatem różanym choć nie wiem, czy będzie to pasowało do mojej skóry. Zaryzykuję
Polecisz jakiś krem do tego?
kochana, z kremów to polecam np.:
Sesderma krem C-vit
Tołpa nawilżający Planet of Nature