Wystarczy, że na tym matczynym posterunku będę ja. Serio. Wiem, że trudno przyjąć do wiadomości fakt, że to ja decyduję o tym małym człowieku a reszta świata może się jedynie przyglądać.
Zastanawiam się jednak skąd w ludziach ta potrzeba robienia mojemu dziecku lepszego, wyższego dobra? I skąd to przekonanie, że ich racja jest na miejscu, a moja racja to tylko jakieś fanaberie i teorie spiskowe knujące coś przeciwko mojemu dziecku?
Kiedy wczoraj, jak zresztą co tydzień, robiłam zakupy na pewnym krakowskim targu, moim oczom i uszom ukazała się sytuacja niczym z jakiegoś internetowego mema. Przy jednym ze straganów stała matka z dzieckiem, która właśnie dokonywała „aktu” zdejmowania swojemu dziecku skarpetek. W cieniu 25 stopni Celsjusza. Sprawa oczywista – ja też bym te skarpetki ściągnęła, aby nie ugotować malucha na twardo. Wtem, znienacka odzywa się druga kobieta stojąca obok nich:
„Agnieszka, co Ty najlepszego robisz? Przecież go jeszcze zawieje!” – odezwała się jej matka albo teściowa.
„Zawieje? Przy tym skwarze? ” I w tym samym czasie starsza wiekiem kobieta założyła dziecku te skarpetki ponownie. Matka zamieniła się w słup soli, nabrała wody w usta, aby za chwilę wypalić i odejść z miejsca ataku lepiej-wiedzącej:
„To mamusia kupi sobie tę góralską czapę. Bo jeszcze mamę zawieje.” – i wsunęła jej na głowę czapę ze straganu z góralskimi gadżetami, który był tuż obok nich. „I ta czapka dla tej pani.” – skwitowała do babuleńki i poszła w długą.
Ta matka [czy tam teściowa], stała tak z nowo nabytą czapką na głowie i chyba w tym momencie zorientowała się, że popełniła niezłą gafę tym swoim wtrynianiem się na siłę w dobro wyższe swojego małego wnuka. Obserwatorzy mieli niezły z niej ubaw a ja miałam ochotę nagrać te sytuację i pokazać kilku osobom z mojego otoczenia ;-)
Skonkluduję więc może na szybko. Jeśli moje dziecko biega boso po deszczu. Chodzi po parku bez czapki. Je czekoladę. Zajada czasami frytki z ketchupem. Idzie do przedszkola w wieku 3 lat, a nie o pół roku wcześniej. Jest szczepione na meningokoki. Nosi pieluchę do drugiego roku życia albo i dłużej. Śpi jeszcze ze swoimi rodzicami. Jest karmione piersią a później mieszanie. To w większości przypadków jest to moja świadoma i właściwa dla nas decyzja, a nie wypadek przy pracy. I nic mi do tego, że Ty robisz inaczej.
Róbmy po swojemu i bądźmy czujni. To jedyna droga, aby otoczenie nie próbowało nas rozmieniać na drobne ;-)
52 komentarze
Brawo dla tej ogarnietej matki…ja bym szanownej mamusi(nie daj Bozeee teściowej )jeszcze wełniane skarpetki w pakiecie wzięła ???
Jestem za nienawidzę jak mi się ktoś wtrąca
Hmmm. Pomijając skarpetki w 25℃ upał. W drugą stronę to też przesada. Zachowywanie się w sposób ja wiem wszystko i będę robić co mi się podoba, bo to moje dziecko, sądzi o niedojrzałości. Rozumiem złość i niechęć robienia czegoś co natarczywie wciska nam inną osobą (która pewnie też uważa, że wszystko wie najlepiej) ale nie można każdego pomysłu odrzucać tylko z tego powodu, że nie jest nasz. Są osoby które posiadają doświadczenie, trochę empatii i chcą doradzić. A teraz o tych nieszczęsnych skarpetkach – dla mnie postawa nie wtrącaj się w moje wychowanie, bo ja się znam najlepiej jest porównywalne do zachowania babci ;) pozdrawiam
Ja mam na myśli skrajne wtrącanie się, a nie epizodyczne uwagi podawane z rozwagą, życzliwością i w odpowiednim tonie :)
Dokładnie, trafiłaś w sedno. I jedna i druga postawa to skrajności. Najbardziej sensowne (i zdaje mi się – najlepsze dla dziecka) jest po prostu życzliwe współistnienie oraz wchodzenie w dialog. Przecież dziecko już za kilka chwil będzie żyło nie pod moimi skrzydłami, tylko w otaczającym nas społeczeństwie. Jeśli teraz pokażę mu, że są różne punkty widzenia i poglądy na życie (nawet na tak prozaiczną kwestię jak zakładanie skarpetek). Że potrafię z tymi poglądami dyskutować podając sensowne argumenty. To za kilka lat moje dziecko też będzie (mam nadzieję) dyskutowało i dokonywało świadomych wyborów. A nie żyło wg zasady: nie, bo nie! Albo: tylko tak, bo ja tak chcę!
W tej sytuacji, moze te osoby powinny zaczekać aż Mama porposi je o radę. Same były młodymi matkami i zapewne tez nie lubiły słuchać „złotych rad”. Natua dała matkom instynkt, nalezy z niego korzytsać a o rady pytać a nie przyjmować wszystko co ktoś powie bo jeszcze, nie daj Boże, poczuje sie on niepotrzebny.
Tylko, że to MATKA jest odpowiedzialna za dziecko. Ona bierze odpowiedzialność, więc ona decyduje. Kropka.
Zgadzam się z tym wtrącanie…Mam dwójkę dzieci i działa to na mnie jak czerwona płachta na Byka…
Ogolnie sie zgadzam, a najgorsze jak sie tesciowa wtraci, bo to wnerw razy dwa (nie wiedziec czemu). Jednak zauwazylam cos. Odkad mam dziecko to tez mimowolnie „udzielam rad”. Np. jestem z kolezanka na spacerze, jej kilka miesiecy mlodsze dziecko zaczyna plakac, nic nie pomaga. Zdarzylo mi sie wypalic tekst typu „a moze chce pic?”. Nie bylo to zlosliwe i zamierzone – samo wyszlo. Juz kilka razy ugryzlam sie w jezyk, by tego typu wpadek nie robic, bo sama nie lubie jak ktos tak mowi, ale wierzcie mi to bylo mimowolne i wynikalo z tego, ze podswiadomie chcialam zaradzic placzowi dziecka.
Ja kiedyś od koleżanki usłyszałam: „gdyby ktoś mi powiedział wcześniej że… (coś tam z czym ja tez miałam problem)” to było by mi łatwiej, nie męczyłabym się tak długo”. Więc teraz trochę rzadziej gryzę się w język, a w tonie wypowiedzi da sie usłyszeć czy ktoś udziela dobrych rad złośliwie, życzliwie itp. Nie dajmy się zwariować, musielibyśmy się zamknąć w domu z dziećmi i do ludzi nie wychodzić.
Z jakiegoś powodu naszym mamom się wydaje, że lepiej wychowają nasze dziecko, bo mają lata doświadczenia za sobą. A to chyba niezła ironia losu, że gdzieś w podświadomości powątpiewają w nasze zdolności wychowawcze chociaż to one wpajały nam wszystkie wartości, przekazywały fundamentalną wiedzę i krzewiły umiejętności. Moje dziecko chodzi spać o godzinie, o której samo padnie; je wtedy, kiedy samo poprosi; śpi w samej koszulce, bo nie znosi wyższych temperatur, a jak je coś boli to pozwalam mu krzyczeć i płakać do woli (ból trzeba z siebie wyrzucać, a efekt mojego pozwalania jest taki, że Mały chwilę łka, a potem się uspokaja). Nie uciszam, nie karcę, nie tłumaczę, nie wpycham na siłę, nie ironizuję, ale też nie uważam, że jestem zajebista. Jestem matką i jak każda matka popełniam błędy. Popełniam moje błędy w wychowywaniu mojego dziecka. Tyle.
Ironią losu będzie to, że za ileś tam lat to my będziemy „wiedzieć lepiej”, a córka czy synowa powie żebyśmy się nie wtrącały.
Również.
Jak ja znam to uczucie. Kilka dni temu będąc na spacerku z 11-miesięczną córeczką pewna kobieta powiedziała do mnie: „temu dziecku to chyba trzeba czapkę założyć”. Było bardzo ciepło i bezwietrznie a moja mała złośnica co trzy kroki zdejmowała z głowy chustkę ( w efekcie czego zrezygnowałam z jej dalszego zakładania, gdyż byłyśmy już pod naszym blokiem). Dlaczego ktoś zwraca mi uwagę nie mając bladego pojęcia, o tym jakie jest moje dziecko, jak wygląda sytuacja? Dlaczego mówiąc takie rzeczy podaje w wątpliwość moją umiejętność opieki nad dzieckiem? To, że jestem młoda (25 lat) i jeszcze młodziej wyglądam, jestem matką po raz pierwszy, to nie znaczy, że nie chcę dla swojego dziecka jak najlepiej. I można mówić: „chciała dobrze”, „nie miała nic złego na myśli”, ale nikt nie powie, że kwestionuje mnie jako matkę, powoduje, że staje się jeszcze mniej pewna siebie, stresują mnie spacery i spojrzenia starszych pań, tracę intuicję i rozsądek w ubieraniu (itp.) mojego dziecka a w zamian zastanawiam się, czy ktoś znowu nie zwróci mi uwagi.
A matce z tej historyjki zazdroszczę tego, że potrafiła tak zareagować, bo ja znając życie gotowałabym się w środku ale nic bym z tym nie zrobiła.
Moja decyzja jest moja decyzją, póki nie wyjdę z dziećmi w świat. Potem moja decyzja jest zawsze złą decyzją, bo wszyscy inni wiedzą lepiej. Niekoniecznie mama, teściowa, czy obce starsze panie. Szczególnie inne tzw młode matki uwielbiają komentować, pouczać itd zupełnie jakby nie miały swoich zajęć.
Amen :-) kocham takie sytuacje. Kichnie to chory, pierdnie to kolka, ziewnie to oslabiony, a jak sie odbije to refluks… patologia to rady starszych matek bez wzgledu czy to rodzona matka czy tesciowa. Umowmy sie swoj komentarz moze wypowiedzieć tylko wtedy kiedy Ty matka dziecka pytasz o zdanie :-)
a gdy smarka, to alergia! :P
kaszlnie to zapalenie płuc :D
Ostatnio widziałam fajną scenę w przychodni. Upał niemiłosierny, mój synek w samym body z krótkim rękawem, upocony mimo to… Obok rodzinka z chłopcem w podobnym „wieku” do mojego, z tego co wywnioskowałam – mama, tata, chyba siostra i teściowa mamy chłopca. Weszli do lekarza, wyszli z dzieckiem w foteliku ubranym w body z długim rękawem i spodenki, już mają wychodzić, a teściowa się drze: „a czapeczkaaaaaaaaaaa!!!??? Załóż mu czapeczkę no!!! I skarpetki koniecznie, koniecznie kochana!!!” I leci do tego dzieciaka ze skarpetkami frotte, a mama posłusznie zakłada mu czapeczkę…
Nie wiedziałam czy się śmiać czy płakać, bo skwar był okropny, a to biedne dziecko tak opatulone. No i jego matka niestety nie była tak asertywna jak ta z Twojej historyjki :)
Witam. Rozumiem sytuacje, ale też czasem trzeba spojrzeć z drugiej strony – osoby które się „wtrącają” chcą mieć poczucie, że jeszcze coś wiedzą, potrafią, są dla kogoś ważne. Wychowujemy same dzieci, jesteśmy matkami. Ale może ta inna matka, nie ma nic do powiedzenia w domu. Więc jeśli zwróci uwagę – poczuje że jeszcze coś znaczy, że ktoś liczy się z jej zdaniem. Może czasem wystarczy uśmiechnąć się i po prostu powiedzieć – Dziękuję, wezmę twoje zdanie pod uwagę. Zwykły uśmiech i słowo dziękuję, potrafi zdziałać cuda. A my młode matki czasem w zabieganiu i zagubieniu może tracimy z oczu rzeczy ważne :)
Życzę cudownych dzieci, poczucia spełnienia i radości płynących z relacji <3
Z całym szacunkiem, najbardziej mnie denerwują takie właśnie osoby, które chcą na siłę jeszcze się komuś „przydać” bo dzieci i wnuki już im wyrosły i nikt w ich domach już ich nie słucha. Takie panie po 50, najczęściej obce, panie ze straganu, bądź siedzące obok w komunikacji ale oczywiście wiedzące lepiej ode mnie, że dziecku jest za zimno, za ciepło, jest głodne itp. Jestem wobec tych pań uprzejma no bo przecież nie mają złych intencji ale nie wiem, czy za jakiś czas nie stracę cierpliwości. Pierwsza moja myśl jest zawsze taka, że może faktycznie ta osoba ma rację, w końcu to moje pierwsze dziecko więc nie mam takiego doświadczenia. Ale jak zaczynam rozmawiać z ową doradczynią to szybko orientuję się, że ta pani w ogóle nie jest zainteresowana rozmową ze mną, wymianą doświadczeń ani dobrem mojego dziecka, gdzie tam! Chodzi jej tylko o to, aby powiedzieć swoje bo w domu widocznie już nikt na nią nie zwraca uwagi a tu widzi młodą matkę przy której się może dowartościować więc co ma do stracenia?
Oczywiscie, możemy się tak zwracac do Babć, Cioć itp. RODZINY ! im nalezy się szacunek, chcą dobrze i powinnyśmy to szanować (oczywiscie w pewnych granicach)
Nie rozumiem jednak, co obcego babola w markecie obchodzi Moje dziecko. Jezeli nie ma zdania w swoim domu to niech zmieni swoje życie. Czuje sie okropnie kiedy obcy człowiek zwraca mi uwagę, że źle wychowuję moje dziecko lub podważa moje decyzje bo uznał że obcemu dziecku jest za zimno, gorąco, ze powinno jesć słodycze, nie powinno ich jeść itp. LUDZIE żyjcie swoim zyciem, to nie jest wasza sprawa!
Wszystko fajnie ale jeśli się swoje widzi mi sie przekłada na dobro dziecka i karmi bełtamu chemicznymi zwanymi ,, mieszankami” to przepraszam nie ma się czym afiszować !!!
„Bełty chemiczne” jak to pani określiła są niekiedy jedynym wyjściem dla rodzica… Sama bardzo chciałam karmić piersią lecz nie było mi to dane straciłam pokarm mimo wielokrotnych prób utrzymania go i polepszenia! Łatwo pani oceniać innych, gdy sama pani nie stała przed tak ciężką decyzją: czy pozwolić dziecku tracić na wadzę, czy przejść na mieszankę i pozwolić dziecku się prawidłowo rozwijać. Teraz mleka modyfikowane mają bardzo dobry skład, a sama nie podałabym dziecku czegokolwiek co mogłoby mu zaszkodzić.
Proszę panią o jedno: o rozsądne ocenianie innych mam. Rzadko kiedy mama świadomie nie karmi naturalnie swojego dziecka, często jest to decyzja trudna, a nawet bolesna dla kobiety bo ma świadomość, że nie może zrobić wszystkiego dla swojej pociechy.
Ja osobiście karmie piersią ale nie krytykuje tych którzy musza przejść na mieszankę niekiedy zostają do tego zmuszone. Liczy sie dobro dziecka i komfort psychiczny mamy i nikt powtarzam nikt nie powinien krytykować takiej decyzji.
Karmię piersią i prawie w zupełności zgadzam się z Panią, czasem mm to po prostu ostateczność, ale z jednym się nie zgodzę – mleka matki nie da się polepszyć, ono indywidualnie dopasowuje się do potrzeb dziecka ☺ Najważniejsze w tym wszystkim to dobro dziecka, nieważne, jak urodzone i karmione ☺ Dodam, że jestem po cc i była jedna położna laktacyjna, która naprawdę matki wspierała i naprawdę miała wiedzę, reszta to starowinki powtarzające mi jak mantrę: „nie ma Pani mleka i pewnie mieć nie bedzie”
Taaak. Najlepiej się w ogóle nie przyznawac, ze się miało czelnosc podac te trucizne dziecku i na wszelki wypadek publicznie podawac mu pusty cycek, a butelke w krzakach. Kobiety, podanie mieszanki dziecku,dla kobiety, która chciała karmic piersia, a z jakichs powodów nie da rady,to już wystarczająco stresująca decyzja, a kobitki, ktorych najwiekszym problemem przy karmieniu byl nawał i pogryzione sutki najchętniej od razu palilyby na stosie za odejscie od cycka.
Wszystko fajnie jak ma się czym z cycka karmić…
Mój poród naturalny niestety zakończył się cesarką z komplikacjami – po porodzie, w dobie zero, byłam otwierana jeszcze 2 razy… Na stole mało brakowało, bym nie zeszła – przetoczonych 8 jednostek krwi + inne badziewie. Później jeszcze masa antybiotyków, kroplówek i brak pokarmu…
Niech mi Pani teraz nie mówi, jaką to wyrodną matką jestem, bo moje dziecko od 1 doby życia dostaje tego „chemicznego bełta”… Wystarczająco stresujący jest dla mnie sam fakt, że mleka po prostu nie mam i nie musi mi jeszcze jakiś „mądry” babon mówić jak ja mogę to sztuczne świństwo swojemu dziecku podawać, bo gdyby to było takie proste, to tych bełtów by nie było na rynku. Ja się akurat cieszę, że w ogóle mogę doświadczyć bycia mamą….
A ja nie chciałam karmić piersią, moje dziecko jest od urodzenia , (ooo przepraszam miałam cc więc nie mam o niczym pojęcia ) jest na mm, rzadkko choruje, je wszystko i jakoś nie czuję się gorsza od innych matek. Dobrze napisalas , twoje dziecko twoja sprawa. Matka wyczuje co dlla jej dziecka najlepsze. Pozdrawiam.
O, nie nie … my niekarmiące piersią jesteśmy wyrodne, a jeżeli jeszcze poszłaś na taką wygodę jak cc, to już kochana faktycznie nie masz wcale pojęcia co ty mówisz ;) PS Tak by the way – pewien Profesor przez duże P, do tego skromny, rozsądny, niezapalczywy i neutralny światopoglądowo specjalista o światowej renomie (tak, zdarzają się tacy) rzekł – cytuję „wspołcześnie najbezpieczniejszy dla matki i dziecka jest poród poprzez cc”. Prywatnie rzekł, bo ogólnie najlepiej SN (dużo taniej dla NFZ). Taka dygresja w obronie matek karmiących inaczej i rodzących inaczej.
dla NFZ bez różnicy, NFZ płaci tyle samo za cc i sn, dla szpitali koszt cc jest większy niż sn, więc to szpital kalkuluje zysk ;)
Wszyscy zawsze wiedza lepiej…a zwlaszcza tesciowa…przynajmniej moja…szkoda tylko ze dwoch synow swoich wychowala i z przykroscia musze stwierdzic ze nie bardzo jej to wyszlo…
A jesli chodzi o karmienie dzieci to pierwsze od poczatku bylo na mieszance…wtedy bylam wyrodna matka…a teraz karmie piersia i tez jestem dziwadlem bo synek ma juz 17mcy wiec robie krzywde dziecku….kurna o co chodzi???
:)
oo tak! skąd ja to znam. Najlepsze jest to jak poucza Cię osoba, która w ogóle nie ma dziecka i w najbliższych planach również. ehhh
Mi jakiś czas temu też pewna Pani zwróciła uwagę, że może jest upał ale przecież to dopiero maj, więc czemu moje dziecko w krótkich spodenkach lata. Po szybkiej wymianie poglądów Pani wielce oburzona odwraca się do drugiej i mówi „widzi Pani, niby taka mądra, dziecko prawie w samych majtkach, a sama ma długie spodnie”. Na co odpowiedziałam „bo mam nieogolone nogi”. Panią zatkało, a ja spokojnie poszłam dalej. A najgorsze jest to, że to była prawda ;)
heheehheeh ! :D
A ja dzis przeczytalam ze matki dziewczynek z kolczykami to nawiedzone baby….. U mnie tez pelno doradcow. Nawet ostatnio zadzwonila do mni kobietka ( starsza kolezanka z pracy (bo wracam po maciezynskim rocznym) i stwierdzila ze jak bedzie trzeba to moge zakonczyc karmienie piersia!!! Ona wie lepiej zeby wyjac smoczja z buzi bo jej dzieci na podworku nie mialy smoczka. A to ze mala spi z nami to juz w ogole czy to normalne aby matki matkom byly wrogami? W polsce nie bedzie nigdy dobrze jak tak bedzie sie dzialo….
Nieocenione „rady”. Też kiedyś taką otrzymałam. Na spacerze. W majowy ciepły dzień starszą Pania przeraziło dlaczego moje dziecko nie ma czapki… Mówię, że przecież ciepło, a jeszcze upału nie ma. Ale Pani chodziło o to żeby go nie przewiało. Jeśli mnie nie przewieje to moje 3-letnie dziecko też nie.
Takie „doradzanie” można zauważyć nie tylko u starszych ( choć najczęściej) ale również u młodych mam już dwójki dzieci. Bo przecież dwoje wychowanych dzieci to już niesaowite doświadczenie.
Najgorsze jednak jest porównywanie dzieci. A jeśli są w jednym wieku to dopiero są tematy. Mam taka znajomą. Kiedyś poszłyśmy na dłuższy spacer. Mojego synka pchałam w rowerku a jej synek szedł na nogach. Z jaką satysfakcją później opowiadała, że jej spacerował chodził po murku a mój jechał w rowerku. Ale co zrobić. Każdy ma inne priorytety w życiu. Dla mnie liczyło się to że mój brzdąc chciał jechać rowerkiem i to go cieszyło.
to prawda, starsi ludzi mają już to chyba we krwi, takich rad usłyszałam milion, od mojej mamy też, i na nic zdają się moje opinie. A przecież wiem co mój dziecko lubi, czego nie lubi. A porównanie to już totalny koszmar. U mnie najczęściej robi to szwagierka. To nic, że własne dziecko doprowadziła do chronicznej otyłosci
Oj, znam to. Jestem mamą adopcyjną, co już wszystkim, nie tylko rodzinie daje prawo do komentowania, wtrącania się i oceniania naszych metod i sposobów wychowawczych. ” Za mało wymagacie”, „Czemu ona ma tak dużo obowiązków?”, „Mały wchodzi Wam na głowę”. „Dlaczego na niego krzyknęłaś?”, „Czy dzieci są zdrowe?”, „Czy wszystko z nimi w porządku?” No o jeeeeżuuu!!!
pięknie opisane, ja popełniam wszystkie standardowe „błędy’ wychowawczE, piszę błędy, bo ja robię co mogę żeby zapewnić dziecku tyle ile jestem w stanie a jego dobro jest dla mnie najważniejsze. Śpię z synem, nie zmuszam go do porzucenia pieluchy, bo uważam, że nie jest gotowy na nocnik, zdarza mu się zjeść czekoladę itd. itp. a wszystkie rady dzielę przez tyle ile osób mi je udziela i zawsze wychodzi mi zero, bo i tak robię po swojemu.
dla mnie najgorsze jest spojrzenie wszystkich starszych Pań i Panów jak mój 2 letni synek wpada w histerię, bo mama powiedziała np. „nie wolno”. Mam wrażenie, ze zaraz mnie zlinczują, zwłaszcza, że ja na te histerie nie reaguje tylko stoję obok, nawet na syna nie spoglądając, bo wiem, że będzie jeszcze gorzej, a histeria przybierze kierunek apokalipsy. Jakiś czas temu usłyszałam ” no dlaczego ona nie reaguje, jak tak można”, a inna Pani koniecznie chciała mi pomóc mimo, ze dobitnie powiedziałam, żeby do syna nie podchodziła, bo to nie zadziała a jedynie pogorszy sytuację. A ta mimo tego dalej swoje, więc się wkurzyłam i dosadnie jej powiedziałam, że przestała się wtrącać. Teść i teściowa na te ataki histerii reaguję stwierdzeniem ,ze jest niewychowany, a teściowa 3 dni po porodzie mnie pouczała co jeść a czego nie, szczególnie skupiając się na smażonym mięsie, bo zaszkodzę karmiąc piersią, po czym miesiąc później usmażyła górę kotletów niby dla nas stwierdzając, „że mi tego jeść broń boze nie wolno”.
Wiele osób pisze o wtrącaniu się typu „jest dziecku na pewno zimno i dlaczego nie ma czapeczki”, a co w drugą stronę? Jestem mamą i też uważam, że dziecka nie można przegrzać, ale jeśli widzę, że jest 28 stopni na dworzu, a dziecko w wózku obok leży w polarku to też nie powinnam zwracać uwagi?Moim zdaniem takie dziecko źle się czuje i komentarz ma nie służyć pokazaniu, że wiem lepiej, ale dobru dziecka. A później dziwimy się, że znieczulica panuje…
Drogie mamy!
Ja zostanę mamą dopiero w grudniu a już chowam się przed ludźmi, którzy mi „dobrze radzą”. Jak ktoś pyta czy jestem w ciąży to z uśmiechem odpowiadam, że to po pączkach ;) Czemu? A to temu, że kto już wie a nie był nawet w ciąży udziela mi rad. Wciąż słyszę: nie pij gazowanego bo dziecko będzie miało kolki, nie dźwigaj! (mimo, że podnoszę 1 litr mleka), nie podnoś rak do góry (nie chodzi tu o wieszanie firanek ale zwykła czynność jak psikanie antyperspirantem), nie schylaj się, nie sprzątaj, a najlepsze koleżanka która już urodziła – nie kochaj się z mężem bo Ci szyjkę rozmasuje i poronisz! Masakra!!!! Na szczęście słucham się swojego lekarza, który mówi mi w jakim stanie jestem i na co mogę sobie pozwolić. Naprawdę aż się boję co będzie jak urodzę. Pozdrawiam :)
Chyba każda mama to zna… Przestałam się już denerwować tekstem „a gdzie czapka?” słyszanym od różnych, całkiem nieznajomych starszych pań, ale wczoraj (16 st., słonecznie i przyjemnie) moja koleżanka wyskoczyła z pytaniem „nie za zimno na spacer bez czapki?”… Padłam…
I jeszcze parę „kwiatków”: młody bawi się w kałuży, wyposażenie w postaci kaloszy na nogach, a przechodząca obok pani do nas z tekstem „przemoczysz buciki” ;))))
„a w tej wodzie to tyle bakterii!!!”…
A przy okazji zakupów z dzieckiem w wózku usłyszałam „taki duży chłop i go wożą???”. Młody w wieku 18 miesięcy… Może i duży jest, ale targanie siat z zakupami i jednoczesne uganianie się za uciekającym i włażącym wszędzie szkodnikiem to nie jest moje ulubione zajęcie;))
Hm… myślę że są też sytuacje gdy zareagować można a nawet trzeba. Przykładowo – histeria. Jeśli dziecko leży na podłodze i wrzeszczy w środku ciasnego sklepu/restauracji to naprawdę resztę społeczenstwa na miejscu szlag trafia i naprawdę WYPADA aby rodzic wziął nieszczęśnika za fraki, wyniósł do łazienki/na dwór i niech tam wrzeszczy.
Parę dni temu wróciłam znad morza. Pogoda przez cały czas była naprawdę marna, max 22 C w cieniu, codziennie bardzo silny wiatr odczuwalny także na mieście, zimny wiatr dodam. Jednego dnia, najchłodniejszego pojechaliśmy do Rewy, tam jest taki cypel między Zatoką Gdańską a Zatoką Pucką gdzie uprawia sie kitesurfing oraz windsurfing dlatego że w tym miejscu zawsze potwornie wieje. Temperatura powietrza wynosiła 18 C i nie było słonca. Ja szłam brzegiem plaży w bluzie z kapturem i lekkiej kurtce, w długich spodniach gdyż wiatr dosłownie przewiewał na wskroś. I cóż plaża pełna była golusieńkich dzieci w samych majtasach ewentualnie majtki i t-shirt z krótkim rękawem i to wszystko. NIektóre dzieci marudziły, starsze chciały iść do domu bo zimno. Ale nie, jak Polak nad morze wyjedzie to choćby było 15 C rozbierze się do naga i bedzie sie kąpał w morzu. Jestem przekonana że większość tych maluchów na drugi dzień była już przeziębiona.
NIe, nic nikomu nie powiedziałam. Ale naprawdę nie wszyscy rodzice mądrzy są.
Moje dzieci kąpią się w takiej temperaturze i tak zimnej wodzie że mnie każdy palec wykręca w inną stronę i nie chorują.
Serio? Polecam przyjechac do Anglii. -5st w zimie. Dziewczynki do szkoly bez rajtuzek. Same spodniczki. Zdrowe. Dzien w dzien widywalam je w szkole. Cala zime. Plus 15, slonce, wiart. Polskie dzieci w czapkach (byle uszy zakryc bo wieje). Jak dla mnie dwie skrajnosci. Ale kazde dziecko jest inaczej wychowywane, ma inna odpornosc i inne odczuwanie temperatury. I wlasnie o tym ten wpis jest, abysmy sie zajeli swoimi dziecmi. Moje dzieci sie w morzu moczyly przy 20st i wietrze i nic im nie bylo. Inni w zimie sie kapia. Kazdy wie, na ile moze sobie pozwolic. Choroby sie biora z zarazkow a nie wiatru.
Znam to bardzo dobrze, mieszkam z teściową której mama mieszka w domu obok, pouczanie co jest najlepsze dla mojego dziecka od osób które się nim nie zajmują mam na codzień, ale już nie daje sobie włazić na głowe, jak czegoś nie wiem to się pytam i przyjmuje dobre rady, jak wiem to czekam aż się wygadają, licze do 10 i robie swoje ;) Ale najgorzej jest jak nie daj Boże zachoruje i teściowa ma się zająć dziecinką, nie wie jak się zachowuje kiedy czegoś chce a jej ulubionym tekstem jest „dzieciom trzeba zabraniać już od najmłodszych lat” o.O
chyba nie ma przymusu czytania bloga?
every parent screw up all children (House) i każdy na swój sposób. Raz mi się zdarzyło zwrócić mamuśce uwagę. Bardzo przeprosiłam, że się wtrącam, że sama tak robiłam bo nie wpadłam na to, że to źle. Chodziło o pieluchę mającą zacieniać budę wózka. MI też ją mama zakładała, bo słońce razi, a okazało się, że podnosi ona drastycznie temperaturę w wózku. Niby logiczne, ale na to wcześniej nie wpadłam. Dlatego powiedziałam o tym obcej mamie. I przepraszałam ją kilka razy.
Zgadzam sie w 100%.Mieszkam w UK.Tutaj dzieci chodzą zima bez czapek,nawet takie kilku tygodniowe i z gołymi nóżkami.Moze to troche dziwne ale wspaniałe jest to ze nikt na to nie zwraca uwagi.Nikogo to nie obchodzi. Myśle ze więcej uprzejmości z obu stron załatwiło by sprawę i tyle.Po co pisać o tym na blogu i tkwić w tym przekonaniu jak to Pani ujęła 'świętej krowy’ Pozdrawiam