Niedawno spotkałam się z bardzo dziwnym pytaniem, które dużo dało mi do myślenia. Nawet nie o to chodzi, że poczułam się tym pytaniem zaatakowana, bo tak nie było. Raczej skłoniło mnie to pytanie do pewnych refleksji.
M.in. takich, że sporo jeszcze jest w naszym społeczeństwie do tzw. „przerobienia”, nauczenia się.
Pomieszkiwałam to tu to tam i na podstawie tych doświadczeń mogę powiedzieć, że w Polsce dość łatwo nam przychodzi szufladkowanie, pochopne wydawanie opinii, przyklejanie błędnych etykietek, które stygmatyzują, a stygmatyzując niejako atakują pewne osoby. :-( Często osoby, których historii nie znamy, a myślimy że znamy liznąwszy tylko ich powierzchni.
A już niezwykle łatwo przychodzi wielu osobom szufladkowanie cudzych dzieci.
Spotykam się z tym w komentarzach, że niektórzy mierzą innych swoją miarą i oceniają na podstawie własnych, dość ograniczonych doświadczeń. Dlaczego ograniczonych? No bo naprawdę niewiele jesteśmy w stanie powiedzieć na temat nie naszych dzieci. Możemy co najwyżej wypowiedzieć się w temacie naszych własnych dzieci i doświadczeń z tym związanych. A że ile jest dzieci, tyle różnych sytuacji, toteż sami widzicie, że czasami lepiej ugryźć się w język nim pochopnie kogoś ocenimy. Bo to będzie ocena wybitnie powierzchowna, a z takimi warto się wstrzymać, serio.
Wracając jednak do tego pytania, które zadała mi zupełnie obca osoba na jednym z krakowskich placów zabaw. Celowo nie chcę tutaj pisać, które z moich dzieci dotyczyła sytuacja, bo to nie ma większego znaczenia w tym przypadku. Jedno z moich dzieci zamiast lepić babki z piasku jak większość dzieci tego dnia w piaskownicy, postanowiło zrobić sobie challange i zorganizowało sobie pewnego rodzaju tor przeszkód po drabinkach, zjeżdżalni i innych atrakcjach na placu zabaw. Żadne z innych dzieci nie było zainteresowane wspinaniem się po ściance czy podciąganiem na linie, dlatego moje dziecko było w raju! Nikt mu nie przeszkadzał i widziałam, że jest w siódmym niebie.
Siedziałam sobie na ławeczce i bacznie obserwowałam jego poczynania po przeszkodach. Dosiadła się do mnie (prawdopodobnie) babcia jednego z dzieci bawiących się w piaskownicy. Zagadnęła mnie grzecznie, porozmawiałyśmy sobie o tegorocznych anomaliach pogodowych i rozmowa zeszła, jak to zwykle bywa, na temat dzieci. Spróbuję odtworzyć naszą rozmowę.
– A ten szatan to pani? – zagadnęła w pewnym momencie całkiem życzliwie, wskazując na mojego syna.
„Szatan”. Dość oceniająco to zabrzmiało, ale postanowiłam nie komentować tego. Wiem, że często pewne określenia są utarte w pewnych kręgach i nie mają na celu ukłuć nikogo.
– Od zawsze był pełen energii. Jego baterie nigdy się nie wyładowują. – rzuciłam i puściłam oko. ;-)
– Ja bym z takim niegrzecznym dzieckiem nie dała rady. Podziwiam panią, że pani daje.. Co to się dzieje z tymi dziećmi w dzisiejszych czasach. To pewnie po tym Czarnobylu. Za moich czasów dzieci zawsze grzecznie się bawiły. To trzeba mieć oczy dookoła głowy i najlepiej dwie szyje. – dodała.
– Z tym, że trzeba mieć oczy dookoła głowy, to prawda, ale z tym że jest niegrzeczny, to się nie zgodzę. To wulkan energii. :-) Nikomu krzywdy nie robi, a ja patrzę, żeby nie był dla nikogo zagrożeniem.
Przez chwilę zastanawiałam się, czy ciągnąć dalej temat, ale pomyślałam sobie, że warto rozmawiać z ludźmi, którzy niepotrzebnie powielają pewne stereotypy i szufladkują. Tamta pani była w moim odczuciu osobą na poziomie i widziałam cień szansy, że wysłucha mojej przemowy. :D A ja jak się wkręcę w temat, to wykład murowany. :D Zeszło nam ponad pół godziny.
– No tak, w sumie tak. – coś tam jeszcze pani powiedziała cicho pod nosem, ale zauważyłam w jej głosie, że dało jej to do myślenia.
Postanowiłam, że pociągnę temat dalej. Długo jeszcze rozmawiałyśmy. Skonfrontowałyśmy wiele kwestii związanych z wychowaniem dzieci, zachowaniem dzieci i ich reakcjami na otaczającą ich rzeczywistość. I powiem teraz to głośno, aby wybrzmiało to z moich ust tutaj na blogu:
Ja naprawdę uważam, że nie ma niegrzecznych dzieci. Bywają czasami dzieci bardziej wymagające, wybitnie ciekawe świata, potrzebujące innych bodźców, czasami bywają też odrobinę niedopilnowane (ale to jest naprawdę niewielki procent, co mogę powiedzieć z doświadczenia). Czasami przypinamy łatkę „niegrzecznych” również dzieciom, które mają np. ADHD, są autystyczne bądź np. mające zaburzenia integracji sensorycznej.
Nie mamy jednak prawa nazywać niegrzecznym dzieckiem takiego, które jest energiczne, wszędzie go pełno, jest pełne ekspresji i wyróżnia się na tle innych, często cichych, nieśmiałych bądź mniej ekspresyjnych dzieci.
Ja jako dziecko byłam takim „skrytym” egzemplarzem. Szczególnie w okresie przedszkolnym raczej należałam do dzieci, które nie zwracają na siebie uwagi, od razu słuchają poleceń nauczycieli, starają się nie wyróżniać z tłumu i prędzej wybiorą trzymanie się maminej torebki aniżeli wyjście na scenę, by zatańczyć publicznie kankana. Nie miałam raczej odwagi, by wyjść przed szereg i pochwalić się jakimikolwiek umiejętnościami. Długo musiałam wychodzić z własnego cienia i nieśmiałości.
Nie czułam się dobrze w obcych miejscach, nie przepadałam za bieganiem, wspinaniem się. Prędzej wybrałabym nawlekanie koralików na sznurek aniżeli energiczne wspinanie się po linie przy jednoczesnym głośnym zagrzewaniu samej siebie do walki, by wejść jak najwyżej.
Tymczasem są na świecie dzieci (a nawet mam takie egzemplarze w moim domu), które są ekspresyjne, głośne, roześmiane. Które kiedy cieszą się, to nie tylko cieszą się delikatnie się uśmiechając, a cieszą się całymi sobą! Skaczą, tańczą, zwracają na siebie uwagę.
Czy to jest złe? Absolutnie! Czy to może się innym nie podobać? Niespecjalnie mnie to obchodzi. :-)
Niestety, żyjemy w kraju, w którym charyzmatyczne osoby prędzej są uciszane aniżeli dopingowane. Doskonale pamiętam kilkoro z moich znajomych z czasów szkoły podstawowej czy średniej i powiem Wam, że te „jednostki”, które były bardziej ekspresyjne i głośniejsze niż reszta miały cholernie pod górkę! Nauczyciele traktowali ich jak czarne owce, bo nie wpasowywali się w szkolne ramy, gdzie grzeczne „owieczki” (takie jak ja wtedy), wykonujące każde polecenie i nie wychodzące poza ustalone z góry ram, bywały faworyzowane.
I żeby było jasne – nie atakuję tutaj rodziców spokojnych dzieci. Jedno z moich dzieci takie właśnie jest. :-) Chcę tylko podkreślić, żebyśmy nie szufladkowali dzieci, które często czują więcej, potrzebują więcej i szukają mocniejszych w życiu wrażeń dając nam do zrozumienia, że dla nich ruch i śmiech to jedna z form ekspresji i wyrażania emocji.
Nie sztuka zgasić dziecko ciągłym uciszaniem go, karaniem, zatrzymywaniem jego aktywności fizycznej, która wydaje nam się zbyt duża
Życzę nam i naszym dzieciom, aby trafiały w swoim życiu na pedagogów, którzy dostrzegą tę ich odmienność i jeszcze ją rozwiną zamiast ją tłumić. Wiem, że coraz więcej jest rodziców i nauczycieli, którzy rozumieją, że każde dziecko jest inne. Jestem zdania, że to system powinien dopasować się do różnych potrzeb dzieci, a nie odwrotnie.
4 komentarze
Wszystko Ok, ale jeśli te dzieci są takie w domu też, to po prostu zakłócają życie w bloku. Jeśli są w domku jednorodzinnym, to w porządku. Ja mam jednak takich sąsiadów, którzy doprowadzili mnie do wyprowadzki przez swoje bezstresowe wychowywanie dzieci. Socjalizacja się kłania… dzieci muszą znać granice.
To są konsekwencje mieszkania w bloku. Można trafić na imprezowicz ów, kłócące się małżeństwa, palaczy w oknie czy na balkonie, jak i żywiołowe dzieci.
Ja mam w bloku baaardzo energiczne dzieciaki,ale mam i wyrozumialych sąsiadów ,którzy rozumieją że dzieci są głośne i biegają ,w biały dzień ,nikt nie puka z pretrensja że dzieci są głośne ,jak spotkam sąsiada to przeproszę że tak głośno u nas ,Ale oni to rozumieją
Rewelacyjny tekst. Ja dodatkowo zwróciłabym owej Pani uwagę, aby oceniała zachowanie dziecka (niegrzecznie się zachowuje) , a nie samo dziecko (jest niegrzeczne). Jest różnica jeśli powiedziałabym jej, że głupio zrobiła, a głupia jest. Utożsamianie dziecka z zachowaniem nie jest dobre. Wszystkie dzieci są grzeczne, po prostu czasem niegrzecznie się zachowują ;)