Jakiś czas temu napisała do mnie Joasia, która poprosiła mnie o radę. Swoją drogą – nie uważam się za osobę, która ma wykształcenie pozwalające mi radzić komukolwiek w temacie problemów małżeńskich. Jedyne, co mogę zrobić, to posłużyć się swoim doświadczeniem, by pokazać mój punkt widzenia. I tyle. Warto pamiętać, że każda sytuacja jest inna. Ponadto to Wy powinniście wyznaczać nieprzekraczalne granice w Waszych relacjach. Nikt inny tego za Was nie zrobi.
Za zgodą Joasi przytoczę jej maila i przy okazji opowiem Wam o 3 rzeczach, na które nigdy nie pozwoliłam żadnemu mężczyźnie. Dlaczego? Bo uważam, że to ja sama muszę wiedzieć, którędy biegnie granica, której nigdy nikomu nie pozwolę przekroczyć. Stawiając siebie na pierwszym miejscu w relacji z drugim człowiekiem (nie mylcie tego z brakiem dbałości o drugiego człowieka, proszę) będziemy otaczać siebie niewidzialną błoną, która nie pozwoli drugiej osobie na to, by nas skrzywdzić.
Kilka dni temu odbyłam z moim mężem rozmowę, która przy okazji zeszła na temat mojej asekuracji w związkach. Nie wiem, czy to jest właściwe słowo? Ale już tłumaczę, bo zdałam sobie sprawę z tego, że jestem osobą, która nie pozwalała się nikomu krzywdzić w żadnym związku. I to zarówno pod kątem fizycznym jak i emocjonalnym.
To co, napiszę teraz, to będzie pewnego rodzaju fakt, a nie obnoszenie się tą informacją – od razu zaznaczam to, bo chciałabym być przez Was dobrze zrozumiana.
Mimo że mam na moim koncie naprawdę niemałą liczbę związków (a od 10 lat jestem szczęśliwą mężatką), to nigdy żaden mężczyzna nie skrzywdził mnie, nie zranił i nie sprawił, że poczułam się zdradzona czy nieważna. Dlaczego? Dobre pytanie. Gdy sięgam pamięcią, to widzę pewną zależność – otóż ja zawsze wiedziałam kogo w danym momencie szukałam i czy jakieś zachowania danego mężczyzny mi odpowiadają czy też nie. Jeśli w początkowej fazie związku były jakieś punkty, które przekreślały daną relację, to ja nie brnęłam na siłę w ten związek, tylko kończyłam go „krótko przy dupie, bez zbędnej zwłoki”. Wybaczcie te moje kolokwializmy, ale napisałam dokładnie to, co pomyślałam. Kończyłam każdą relację, przy której zapalała mi się w głowie lampka. Nie widziałam sensu w tym, abym szła na ustępstwa w kwestiach, które są dla mnie kluczowe, a wkurzają mnie w drugiej osobie bądź są nie do przeskoczenia już na samym początku związku.
No bo skoro dla przykładu – druga osoba już na wstępie zaznaczała mi, że kiedyś chciałaby mieć żonę, która nie pracuje zawodowo, tylko w domu zajmuje się dziećmi i domem, to ja wiedziałam, że taka relacja nie jest dla mnie.
Albo, gdy facet oczekiwał ode mnie, że ja jak jego matka będę sprzątała i prała, a jaśnie pan będzie z brudnymi skarpetami na sofie pykał sobie w tym czasie w jakieś gry na konsoli. Nie ze mną te numery. Następny proszę.
Bądź totalnie byliśmy niedopasowani „w łóżku”. Odpadał, bo dla mnie to była bardzo istotna kwestia i nie zamierzałam udawać, że niedopasowanie nie jest istotne, skoro dla mnie istotne było.
Czy też widziałam, że koleś sięga po piwko regularnie każdego wieczoru i nie widzi opcji, aby pójść spać na trzeźwo. To ja robiłam krok w tył już na wstępie.
Nie miałam ochoty nikogo zmieniać na siłę, wychowywać, łudzić się, że się zmieni czy uczyć drugiego człowieka podstawowych czynności jak sprzątanie, pranie, gotowanie, uprawianie miłości/seksu (jak kto woli) i innych.
„I tyle wygrałaś!” Jak mi to kiedyś powiedziała jedna z moich znajomych, która otwarcie przyznawała, że ona zamiast spieprzać z takich relacji, w których zapalała jej się lampka, to ona tkwiła w nich, łudziła się, że coś się zmieni, próbowała tłumaczyć drugą stronę. A w międzyczasie traciła swój czas na relację, z której i tak wychodziła w pewnym momencie, bo czara goryczy się przelewała.
Dlatego przychodzę dzisiaj z taką małą listą (która była pewnego rodzaju drogowskazem dla mnie już od „najmłodszych” lat), i można tę listę śmiało rozszerzyć o dodatkowe punkty. W sumie to ciekawa jestem, co Wy byście do niej dopisali.
Ja nigdy nie pozwoliłam żadnemu mężczyźnie na:
1. Przemoc i to zarówno tę fizyczną jak i tę słowną!
Nie ma, że ktoś mnie uderzy i będzie mnie później przepraszać. Żaden facet nigdy nie podniósł na mnie ręki, a nie skłamię, jeśli napiszę, że relacji w swoim życiu miałam więcej niż palców u rąk i nóg. (Żeby nie było to ani nie jest powód do dumy ani do ukrywania. Ot, tyle tych relacji było, jeśli mam się trzymać faktów.)
Nie ma też, że ktoś mnie zwyzywa w przypływie emocji od najgorszych, zmiesza z błotem, a później będzie się kajać. Albo mnie człowiek szanuje albo „wypad”. Ja jestem w tych kwestiach zerojedynkowa. Jakakolwiek próba poniżenia mnie nie wchodziła w grę. Ja takiego typa od razu wystawiłabym za drzwi. Żargonem podwórkowym to konkludując.
Nie pozwoliłam też żadnemu mężczyźnie…
2. Okłamywać mnie! :D
No nie ze mną te numery. Ja kłamczuszka wyczaję już przy pierwszych próbach ściemniania. :D Potwierdzi to chyba każdy facet, z którym byłam, że próbę ściemy zwęszę na kilometr. :P Zresztą, kiedyś „Ktoś” powiedział mi, że nie zna drugiej osoby, która tak jak ja potrafi wyczytać informacje na temat człowieka z jego z twarzy i mimiki, oraz z zachowania. I coś w tym jest, bo ja bardzo szybko „skanuję” ludzi – najwięcej widzę w ich twarzy, dłoniach, sposobie siedzenia i patrzenia podczas rozmowy. Nie mylcie z wydawaniem pospiesznych osądów, bo ja tego nie robię. Jeśli lubicie „czytać” ludzi bądź chcecie coś więcej się o tym dowiedzieć, to dla rozrywki polecam Wam serial „Lie to me.” :-) A później sięgnijcie po bardziej profesjonalną literaturę. :-)
Do dzisiaj pamiętam jedną z krótszych relacji, jaka rozpoczęła się (i zakończyła) na wyspach brytyjskich, gdy lata temu tam rezydowałam. Przystojny facet, starszy ode mnie o 4 lata, ale nie było tematu, w którym nie chciałby mnie ściemnić. :D Koloryzował chyba każdy aspekt swojego życia, bo myślał, że nabiorę się na jego szlachetne chęci, niesamowite plany i doświadczenie w każdej dziedzinie. Miał bardzo niskie poczucie własnej wartości i musiał się w ten sposób „poprawiać” w moich oczach. Po kilku tygodniach zmęczył mnie swoją osobą, bo przyjął głupią pozę i nie dał się poznać z prawdziwej strony.
Szkoda mojego czasu na kłamczuszków – ściemom zawsze mówiłam NIE.
Po co kłamać, do cholery? Skoro jesteśmy razem, kochamy się, to oczekuję prawdy w każdym aspekcie. Kropka.
Nie pozwalam też…
3. Nie szanować mnie!
Do dzisiaj pamiętam maila od jednej z Was, Joasi. W mailu było pytanie, jakbym zareagowała, gdyby mój mąż naśmiewał się z moich zarobków, przychodził z pracy i krytykował, że obiad jest gorszy od tego, który robi jego matka i notorycznie miał aluzje co do mojej wyższej wagi po ciąży.
Nie wierzę, że takie zachowanie zaczęło się nagle i nie było wcześniej żadnych innych „objawów” czy sygnałów. Myślę, że tutaj mogła zadziałać zasada małych kroczków, które były tolerowane przez kobietę. A facet zaczął coraz bardziej szukać dziury w całym, deprecjonować pracę kobiety i rozszerzał pole działania.
Gdyby nie zadziałała szczera rozmowa twarzą w twarz i zachowanie by się powtarzało, to ja ruchem jednostajnym przyspieszonym pokazałabym drzwi wyjściowe. A gdyby to szło opornie, to jeszcze bym dorysowała strzałki z kierunkami. Ja mam bardzo małą tolerancję na ludzi, którzy nie szanują innych, a w szczególności nie szanują mnie. Wiem, że jestem fajnym człowiekiem, wiem czego chcę dla siebie i dla moich dzieci i wiem, które granice nie mogą być przekroczone.
Jeśli są przekraczane, to informuję „sprawcy”, że to widzę. (i to nie tylko chodzi o związki, ale również mam tutaj na myśli inne relacje międzyludzkie). Następnie – jeśli nie ma poprawy, to stawiam ultimatum. Jeśli po tym sytuacja się powtarza, to wyciągam konsekwencje i kończę znajomość.
Ja już wiem, że życie mam jedno. Ja nie czekam na żadne „zbawienie”, kolejne szanse. Żyję tu i teraz. Nigdy nie byłam i nie będę cierpiętnicą. Chcę to życie przeżyć z uśmiechem na twarzy, wśród tych, którzy mnie kochają, lubią i szanują. :-) I tego nam wszystkim życzę! :*
P.S. Jeśli udało się Wam zobaczyć dzisiejszy post, zostawcie po sobie ślad na Facebooku czy w komentarzu ❤ Zrobi mi co dzień! Możecie go też udostępnić swoim znajomym. Dziękuję! :*
1 komentarz
Dzięki Kochana za ten post…