Ostatnio na jednym z zagranicznych portali czytałam artykuł dotyczący wychowania dzieci. Tak czytałam go i czytałam, i w pewnym momencie dostałam jakby obuchem w głowę.
Niestety nie mogę go podlinkować, bo (za cholerę) nie mogę go teraz odszukać. Autorka tego artykułu na siłę próbowała mnie przekonać, że każdy z rodziców powinien mówić swojemu dziecku pewne zdania, aby obudzić w nim miłość, dobroć, uczynność i te wszystkie inne przymioty, które większość znanych mi rodziców jednak mówi do swoich dzieci. Przez moment miałam wrażenie, że żyję prawdopodobnie w jakimś równoległym świecie, gdzie ktoś twierdzi, że matki zapominają o zwrotach typu: „kocham Cię”, „zdolny jesteś” i tych wszystkich innych zdaniach, które mogą pobudzić dziecka czułość i sprawią, że wyrośnie na mądrego i pewnego siebie człowieka.
Nie neguję, że ten artykuł nie był trafny. On po prostu zupełnie nie współgrał z wizją mojego świata, bo mam wrażenie, że ja i większość moich znajomych te zwroty mamy zakodowane wręcz i towarzyszą nam każdego dnia. A nasze dzieci zasypywane są rodzicielską miłością i mogą momentami nawet czuć pewien przesyt ;-)
Ale do rzeczy! Powiem Wam zupełnie szczerze, że po wstępnej analizie z kilkoma moimi znajomymi, doszłyśmy do wniosku, że jest kilka innych ważnych zdań, które każda matka powinna bezpardonowo mówić swojemu dziecku. A jednak tych zdań nie wypowiada z niewiadomych przyczyn. Bo albo udaje heroskę, albo jakąś niezniszczalną nadludzką istotę, która pociągnie tę machinę rodziną zwaną na swoich plecach zarzynając się w międzyczasie.
Dlatego zdecydowałam wykuć poniższe zdania na blachę i nie wstydzić się ich mówić moim dzieciom. Dlaczego? Bo dzieciaki muszą wiedzieć, że ja nie jestem żadnym robocikiem zapieprzającym na nieskończonych bateryjkach, a matką której siły mają swoje granice a cierpliwość też bywa na wykończeniu.
ZDANIE NR 1
„Jestem zmęczona.”
Co prawda to zdanie działa na moich synów jak płachta na byka, ale im częściej daję im do zrozumienia, że naprawdę są momenty, w których bywam zmęczona, tym oni lepiej ogarniają ten temat i w końcu dochodzą do wniosku, że zamiast skakać po matce, to dadzą jej pospać jeszcze 10 minut.
Słyszałam kiedyś twierdzenie, że matki nie mogą mówić swoim dzieciom, że są zmęczone, bo pokażą dziecku swoje słabości. A niech cholera pokazują te słabości, aby ci synowie i te córki wiedzieli, że wszystko ma swoje granice. I każdy musi nauczyć się odpoczywać. Nie da się zasuwać na piątym biegu 24/7.
ZDANIE NR 2
„Tata dzisiaj przejmuje stery. Ja odpoczywam.”
Wiem, że to zdanie bardzo rzadko bywało wypowiadane przez kobiety w wieku mojej mamy czy babci. Niewiele kobiet miało odwagę sadzać swojemu partnerowi dzieci na kolana, a mogły wtedy bezczelnie pójść np. na zasłużony relaks do wanny. I właśnie przez takie zachowania wśród mężczyzn i dzieci utrwalał się stereotyp kobiety, która miała zapierdzielać jak ruski ciągnik, a panowie po pracy leżeli z nogami do góry czytając gazetę.
Podział obowiązków był dość ciekawy, a panie bały się wychylać poza utarty schemat, do czego zresztą teraz się przyznają.
Ja nie mam oporów sadzać dzieci na kolana swojemu tatusiowi, bo po pierwsze tatuś nie odmawia, a po drugie moi chłopcy mają dwójkę rodziców, który zdecydowali się wychować dwójkę dzieci. Proste? Proste!
ZDANIE NR 3
„Poczekajcie, matka idzie wziąć 3 głębokie wdechy, bo zaraz oszaleje.”
Autentycznie zaczęłam praktykować wychodzenie z domu (na taras :D) kilka miesięcy temu. Zamiast wrzeszczeć jak opętana albo tracić cierpliwość w jednej sekundzie, obierałam kurs: „taras” i tam robiłam dziesięć wdechów. Co ciekawe – chłopcy patrzyli na liczącą do 10 matkę, jak na jakieś UFO, ale o dziwo uspokajali się po tym a i ja wracałam do żywych po przewietrzeniu moich szarych i styranych komórek.
Co ciekawe, kiedy mój starszak widział mnie czasami zdenerwowaną zaczął do mnie wtedy zagadywać:
– Mama, to mozie idź na taras, dobla?
:D
ZDANIE NR 4
„Nie kupię Ci tego, bo nie mam pieniędzy.”
Nie wiem, dlaczego część rodziców tak bardzo boi się wypowiadać to zdanie, nawet publicznie. Zamiast powiedzieć maluchowi jak krowie na rowie, że nie dostanie następnej zabawki za 10 myljonów, to mówią, że „może dostanie”, „dostanie jak zasłuży”, „jak będzie grzeczny, to Mikołaj przyniesie”.
Tymczasem można by było zagrać w otwarte karty i nauczyć dziecko, że studnia ma dno. Mój starszak rozumie doskonale, kiedy jesteśmy w sklepie i próbuje mnie prosić o kolejne autko, a ja wtedy odmawiam. „Synku, nie kupię Ci tego, bo nie mam pieniędzy na tę zabawkę.” „A może wybierzesz sobie tę zabawkę na urodziny? ” On wtedy duma, zastanawia się a później dochodzi do wniosku, że jednak kiedy jego brat jest głodny to krzyczy i nie opłaca się walczyć o kolejne autko ;-)
Dobra, ja nie insynuuję, że Wy tak nie mówicie. Pewnie właśnie tak mówicie! Tylko jak właśnie czytam kolejny artykuł próbujący mi uświadomić, że ja mam wykuć na blachę 5 zdań, bo inaczej moje dziecko nie będzie szczęśliwe, to wolę wykuć 4 zdania, dzięki którym „nie ocipieję” ;-)
Piąteczka! ;-)
P.S. Jeśli udało się Wam zobaczyć dzisiejszy post, zostawcie po sobie ślad na Facebooku czy w komentarzu ❤ Możecie też się nim podzielić ze swoimi znajomymi, jeśli macie na to ochotę. Z góry dziękuję! :*
20 komentarzy
Stosuje zdanie nie kupię bo nie mamy pieniędzy. Powtórzyła to stojąc w kolejce przy kasie gdy syn chciał kupić wszystko co widział a mógł wybrać tylko jedna rzecz.
-Filip ku nie mamy tyle pieniędzy możesz wybrać lizak albo jajko.
– chce lizak i jajko mamo proszę
-Filip ku tyłku jedna rzecz mogę ci kupić nie mamy pieniędzy na wszystko, co wybierasz?
I wtedy odwraca się starsza Pani stojąca przed nami, wyciąga rękę a w niej 5 zł i mówi
– niech pani nie przesądza to tylko dziecko- i daje mojemu dziecku 5 zł
– a ja za wstydzi na – my mamy pieniądze ale syn ma wybrać tylko jedna RZEC proszę zabrać pieniądze. Skończyło się tak ze pani była bardzo uparta 5 zł zostawiła. Filip wybrał tylko lizak a za 5 zł od starszej pani kupiliśmy aniołka który jest z nami do dziś na pamiatke. ?
Super
Tak bardzo w punkt ?
Dokładnie :) Babeczka jak siemasz :D
Nie do końca się zgadzam z ostatnim zdaniem. Zależy jaki wiek dziecka, ale małym dzieciom nie należy mowić wprost” nie mam pieniędzy”.Moze to budzić w dziecku poczucie leku, bo jest za małe by to zrozumieć tak jak trzeba.
Poczucie lęku? Wątpię :)
Zgadzam się całkowicie. Trzeba dokładnie wytłumaczyć dziecku. Samo proste „Nie ma pieniędzy” może wyrządzić szkodę. Jestem tego przykładem. Moi rodzice tak mówili kiedy byłam dzieckiem, co spowodowało taki efekt, że wręcz bałam się im powiedzieć, że potrzebuję nowej kurtki czy butów, bo stare się zużyły. Tak mi to weszło w psychikę.
Ja miałam podobnie! Dlatego postanowiłam zwrócić na to uwagę. Fajnie, ze ktoś to rozumie. Pozdrawiam!
Moja mama też mówiła, że nie ma pieniędzy tyle, że ja poczucia leku nie mam, ale też nigdy nie musiałam prosić o nową kurtkę czy buty bo o to dbała mama. Słodycze w rozsądnej ilosci były, zabawki byly a na gwiazdkę oprócz paczki skrzynka mandarynek ????. Do dziś ich nie jadam bo tak mi obrzydly. Można powiedzieć, że miałam wszystko z miłością rodziców na czele.
haha jakbym siebie dzis widziala w sklepie z moim 3 latkiem :-)
Kiedyś poszłam z małym na zakupy do zaprzyjaźnionego lumpka wybierać „perelki” dla malutkiej (wtedy jeszcze w brzuszku). Mały przegladal zabawki i co chwilę pytal czy mu kupię jakąś a ja za każdym razem odpowiadalam „nie”, ponieważ u nas jest tego tyle że wręcz walaja się pod nogami. Tego dnia właścicieli sklepu zastepowala ich mama i w pewnym momencie sala małemu jedną z zabawek. Tłumaczyłam ze odpowiadalam „nie” bo musi się nauczyć że za każdym razem nie dostanie zabaweczki, ale Pani chyba nie zrozumiała i wcisbeka mu ja do kieszeni.
no w końcu ktoś pisze z sensem :D dokładnie gdyby nie tekst ” nie mam pieniążków ” na te sukienkę moja córka mogłaby otworzyć centrum handlowe z sukienkami :P
Kurcze, na kazdym blogu parentingowym jestem karmiona informacjami, ze tylko matka, a ojciec jest fe, ze ojcu nie zalezy tak bardzo jak matce, ze jak zostawia sie dzieci z ich ojcem to od razu trzeba sie z tego tlumaczyc. Sama nie mam jeszcze dzieci i szczerze mowiac w ogole nie ciagnie mnie w te tematy, ale mam Tate, ktory wlasnie jest tym Tata pisanym zawsze z wielkiej litery, ktory od malego wychowywal, troszczyl sie, tulil, a czas spedzony tylko i wylacznie z nim jest dla mnie najcenniejszy do tej pory (mam 27 lat). Teraz, bedac na obczyznie, 1000 km od Niego tesknie strasznie i jak tylko mamy okazje sie zobaczyc to tuleniu nie ma konca. :) Kazdemu dziecku zycze takiego Taty. Nie wiem wlasciwie po co napisalam ten komentarz, ale czytam Cie regularnie i.. chyba jeszcze bardziej utwierdzasz mnie w przekonaniu, ze.. mam cudownego Tate i jestem szczesciara. Mam nadzieje, ze Twoj maz jest fenomenalnym Ojcem dla Twoich (swoich) dzieci! Pozdrawiam Cie serdecznie. Stala czytelniczka.
Wyjście na taras – najlepsze :D Oczami wyobraźni widzę, jak Twój Pierworodny podpowiada Ci, że JUŻ powinnaś wyjść na taras i się uspokoić :D
PS. Uwielbiam Twojego bloga – to jest pierwszy blog, którego czytam tak regularnie :-)
Czasem jedno zdanie nie wystarczy i myślę, że na nim nie kończy się rozmowa. Ale jako dobry początek – na pewno jest warte zapamiętania.
Od siebie dodam tylko, że warto czuwać na zachowaniem złotego środka w częstotliwości powtarzania wybranych stwierdzeń. Zdanie „Jestem zmęczona” z czasem może stracić na mocy i nie przynieść zamierzonego efektu. Słyszane dzień w dzień przez niemal całe dzieciństwo, tworzy obraz matki zgorzkniałem, zmęczonej i pełnej pretensji, że nikt jej nie rozumie i wymaga coraz więcej.
Hm to zdanie z pieniedzmi…jako dziecko slyszalam je co chwila, a klotnie rodzicow dotyczace finansow tez byly dla mnie normalka. Wiec juz w podstawowce nauczylam sie moich rodzicow nie prosic, a jak naprawde czegos potrzebowalam, to czulam sie winna. Pamietam niezliczona ilosc sytuacji w ktorych w sklepie prosilam o cos mame (nigdy o nic naprawde drogiego), ona z wahaniem sie zgadzala a ja i tak odkladalam produkt na polke, bo przeciez pewnie i tak nie ma pieniedzy….Dzisiaj jestem dorosla i zawsze za dlugo sie zastanawiam czy czegos potrzebuje, czesto odmawiam sobie rzeczy na ktore mnie w gruncie rzeczy stac. I uwazam, ze te zachowanie ma swoje korzenie w tym moim ciaglym zaangazowaniu w kwestie finansowe rodzicow jak bylam mala. Moze jestem skrajnym przypadkiem ale obiecalam sobie, ze moim argumentem nigdy nie bedzie 'nie mamy na to pieniedzy’.
Jakbym czytała o sobie! Dlatego tego zdania nie używam. Z mężem natomiast w sytuacjach typu: Mamo chcę! mówimy równym głosem: pomyślimy. Nasz trzylatek już od dawna to zna, mówi dobrze. Przez cały tydzień – co wiadome – tych zachcianek się trochę zbierze, synek o każdej pamięta, więc przychodzi z pytaniem: Mamo pomyślimy? I wtedy z tego wszystkiego ma wybrać jedną rzecz, którą naprawdę dostaje – są to często drobne rzeczy, duże dostaje raz w miesiącu.
Kompletnie nie zgadzam się z punktem czwartym. Co prawda, moja pięciomiesięczna córa nie prosi mnie (jeszcze) o zakup zabawki, ale spotkałam się z opiniami ( i sama też tak uwaxam), że nie powinno się mówić dzieciom, że czegoś nie dostaną, bo nie ma pieniążków. Owszem, piękne jest to, że starszy syn potrafi dokonać właściwego wyboru między jedzeniem a zabawką, za którą trzeba wybulić kosmiczne pieniądze, ale kurde, nie możemy pokazywać dzieciom, że wszystko kręci się wokół tych pieniędzy. Jest wiele lepszych, mądrzejszych sposobów na wytłumaczenie dziecku dlaczego nie może dostać tego, czego rząda. Byłam tak wychowywana i sama chciałabym tak wychowywać.
ale właśnie taka jest prawda, że świat kręci się głównie wokół pieniędzy. Pani dziecko bardzo szybko i z bólem się o tym przekona.
Wszystkie te zdania moje dziecko słyszy. Nie za często, ale jednak. To w myśl zasady „nie kłamię dziecka ” skoro jestem zmęczona, to jestem i tyle. Skoro nie mam pieniędzy na coś, to nie mam. Itd. Może jest to kontrowersyjne podejście, ale wolność Tomku w swoim domku. Popieram. Co ciekawe zauważyłam, że młody szuka rozwiązań. Zamiast zabawy w berka proponuje mi puzzle. Gdy chce jakąś zabawkę a ja twierdzę, że nie ma pieniędzy, zaczyna zbierać do skarbonki.