W pewnym sensie ten post jest niejaką spowiedzią z moich grzeszków, które kiedyś bardzo mocno oddziaływały na moją codzienność i od których byłam mam wrażenie mocno uzależniona.
Co ciekawe, przy każdej z tych rzeczy na początku udawałam, że nie mam z nią żadnego problemu a moje uzależnienie nie jest uzależnieniem, tylko albo mi w czymś pomaga albo mnie kształci. Wmawiałam samej sobie i innym, że mam wszystko pod kontrolą. Że ja miałabym być od tego uzależniona? Chyba się wszystkim pochrzaniło!
Jednak z biegiem czasu okazało się, że to było ewidentne uzależnienie, z którego powinnam była już dawno zrezygnować bądź mieć je pod kontrolą. Mam dla Was 8 rzeczy, z którymi się rozprawiłam na dobre. Nad częścią z nich już w ogóle nie muszę pracować, jednak niektóre muszę trzymać w ryzach, bo moja natura jest dość podatna na folgowanie sobie.
1. Papierosy
Papierochy, papieroski, papierdziuszki. Śmierdzące, niebezpieczne i szkodliwe dla zdrowia. Najpierw zaczęłam je niewinnie popalać, aby po kilku latach popalania wejść o poziom wyżej i palić paczkę lub dwie dziennie w zależności od nastroju czy stanu sercowego, że tak to ujmę zgrabnie.
Próbowałam rzucić je wiele razy, nieskutecznie. Aż do momentu, w którym zakochałam się w mężczyźnie, z którym jestem do dzisiaj, i podczas jednej z fatalnych infekcji grypowych połączonych z turbo-fatalnym katarem odrzuciło mnie od palenia. Tak mnie odrzuciło, że już do niego nie wróciłam a z papierosami spędziłam niespełna dekadę.
Mam już to za sobą, na szczęście! Kto wie, czy nowotwór z którym kilka lat temu poradziłam sobie operacyjnie, nie był właśnie spowodowany intensywnym paleniem tytoniu. Nigdy więcej. Życie mam tylko jedno i chcę czerpać z niego garściami!
2. Telefon
Taki tam niby niewinny przedmiot mogący służyć do porozumiewania się, pracy czy uczenia się. Tymczasem był moment, w którym nie było godziny, kiedy na niego nie spoglądałam. Miałam go przy tyłku non stop. Doszło do sytuacji, w której budziłam się w nocy i odrywał mnie on od spokojnego snu. Zamiast spać to ja bezsensownie szukałam w internecie informacji, które wydawały się być niezbędne. A niezbędne wcale nie były.
Podziwiam osoby, które są obecne w internecie i tak tym internetem żyją, że traktują go jako osobną, równoległą rzeczywistość. Moje życia jednak zawsze bardziej jest w realu niż virtualu. To, że internet jest moim miejscem pracy nie znaczy, że mam się w nim zatracić.
Podjęłam jedną z najlepszych decyzji – przestałam kłaść telefon obok łóżka. Zaczęłam zostawiać go na komodzie w sypialni bądź zostawiałam go na noc w centralnej części mieszkania tak, aby nawet podświadomie nie myśleć o jego przydatności.
Pomogło. Czasy uzależnienie od spoglądania na telefon mam już za sobą!
3. Pudelek
Nic nie wnoszący do życia portal, na którym nie ma informacji, które naprawdę przydają się w życiu. Plotki, domysły, przypuszczenia, sensacje, informacje i brudy z życia prywatnego, które nie powinny być prane publicznie.
Wchodziłam na Pudelka każdego dnia całkiem niewinnie i czytałam ploty. Ploty za plotami. Aż pewnego dnia doszłam do wniosku, że czytam informacje, które nigdy nie chciałabym, aby były czytane na mój temat. Ani to zweryfikowane, ani to interesujące. Ot, sieczka, kał i trzy metry mułu.
I zdecydowałam, że nigdy więcej. To był najwyższy czas zatrzymać karuzelę absurdu.
4. To samo z portalami typu gazeta.pl oraz onet.pl
Po Pudelku był czas na porządek z powyższymi. Czytałam tytuły a później czytałam wybrane newsy z Polski i świata. Napisane w sposób tendencyjny i dość jednostronny. Mój Mąż polecił mi zamiast tego czytanie chociażby BBC news, które jeszcze w miarę trzymają poziom. Namówił mnie. Zaoszczędzone 15 minut z życia każdego dnia.
Swoją drogą, że brakuje mi w Polsce mediów, które nie byłyby stronnicze. Jedne są białe, drugie czarne. Telewizja wiedzie w tej tendencji prym. Nie oglądam serwisów informacyjnych od dobrych kilku lat. I dobrze mi z tym.
5. Gromadzenie kosmetyków
Uwielbiam kosmetyki. To był mój konik od lat nastoletnich. Miałam fioła na punkcie perfum, kremów, balsamów peelingów. Zaczęłam gromadzić niewyobrażalne ich ilości, testować, smarować, wąchać, maziać. Wiecie o co chodzi, babskie uzależnienie. Aż w pewnym momencie moja łazience zaczęła przypominać poligon i laboratorium w jednym. Wyrzuciłam dwa worki, drugie dwa rozdałam. Doszłam do wniosku, że tak nie można.
Obecnie nadal posiadam mnóstwo kosmetyków, ale trzymam moje zbiory w ryzach. Testuję, ale nie przesadzam. Uwielbiam odkrywać nowości, które służą mojej skórze, ale z setek kosmetyków przerzuciłam się na dziesiątki. I na zdrowie! ;-)
Aczkolwiek nadal to wszystko kusi! ;-)
6. Kawa
Uwielbiam kawę. Wielbię ją miłością dozgonną niemalże, ale zauważyłam, że wypłukuje ze mnie magnez i nawet mocna suplementacja temu nie zaradzi. Z pięciu kaw dziennie zeszłam do dwóch. Uzupełniam braki zieloną herbatą i odkrywam na nowo yerba mate. Rzeczywiście pobudzają!
7. Randki.
Jestem dawną wymiataczką portali randkowych. Dzień bez spotkania to był dla mnie za dawnych lat dzień stracony. To nawet nie chodziło o spotykanie się z mężczyznami, a bardziej próby zrozumienia męskiego gatunku :D Które i tak chyba okazały się bezowocne ;-) Potrafiłam spotkać się z codziennie z innym mężczyzną po to tylko, aby poznać człowieka, zabić wieczorną nudę po pracy i zorientować się kogo ja do życia potrzebuję.
Całe szczęście, że pewnego dnia spotkałam mojego Męża, bo chyba byłam blisko dostania orderu dla najbardziej zdeterminowanej randkowiczki ;-)
8. Drapanie się po głowie/mizianie czy jak to zwać
Miałam kiedyś ogromny problem z drapaniem się po głowie. Lubiłam miziać sobie po włosach, drapać się po głowie, czasami nawet z nudów wyrywałam sobie włosy z głowy. Aż pewnego dnia przeczytałam, że takie zachowanie może być na tle nerwowym i postanowiłam zacząć trzymać je pod kontrolą. To w ogóle ma swoją nazwę – trichtillomania, czy jakoś tak.
Najpierw zmieniłam szampon, który wyciszył skórę mojej głowy a następnie wdrożyłam samokontrolę. Pomogło choć przyznaję, że znam kilka osób, które mają spory problem w tej materii i każdy stresujący okres w życiu mają okupiony albo strupami na głowie, ciele czy wyrywanymi włosami. Problem, który jest wstydliwy i mało się o nim mówi, a jednak istnieje.
To tyle w moich uzależnień, które udało mi się opanować. Macie jakieś swoje, o do których nie boicie się przyznać? Trochę to wstydliwe tak przyznać się, że jako ludzie mamy swoje słabości, ale to jest chyba normalne. Grunt to mieć świadomość ich istnienia a następnie próbować nad nimi pracować!
Pięknego piątku z filmem, przytulaniem czy dobrym snem! :*
1 komentarz
Ale z tymi randkami to nie taki minus. Można kogoś fajnego poznać. Ja na odwrót stronię od randek.
U mnie nr 2 i 5. Z nr 5 się uporałam bo nie lubię marnotrawstwa. Zbyt wiele kosmetyków się zmarnowało. U mnie to jeszcze słodycze i jedzenie (ważyłam 50 kg, teraz 60 ?).