Nie będę łechtać swojego ego, jak zamierzałam na początku – po krótkiej analizie doszłam do wniosku, że w dużej mierze jestem odciążana przez mojego męża w wielu dziedzinach. Trudno powiedzieć, czy proces ten nastąpił naturalnie czy został lekko przeze mnie wymuszony. Stawiałabym na pierwszą opcję. Mój mąż to Facet [prawie] Ideał. Wydawać by się mogło, że się ustawiłam / wychowałam sobie męża / zrobiłam z niego pantoflarza. Nic bardziej mylnego. To się stało tak samo naturalnie, jak naturalnym jest widok psa rozprostowującego kości o poranku.
To on, mój mąż, zasuwa na górę z siatami zakupowymi na trzecie piętro. To on robi kolejną [piątą] rundę w górę i w dół po schodach, jeśli poniosło nas na zakupach albo szykujemy jakąś imprezę.
To jemu przypada szorowanie auta – zimno, niezimno – myje je bez szemrania, abym przypadkiem wsiadając do niego nie wybrudziła sobie moich białych kozaczków ;-)
To on składa meble, przesuwa je i dokręca jak trzeba.
Do ogarniania mieszkania po wybuchu bomby atomowej [ czyt. generalnym remoncie] dziwnym trafem także jego wylosował komputer.
Poniewiera go po dalekich lądach, żebym garnek nie samą wodą uzupełniała.
Przyjemność odtykania klozetu też wpadła na jego listę, a nie na moją.
Zgadnij kto naprawił suszarkę do prania, która straciła stabilność i nogi sobie połamała? Kto naprawił drukarkę, zmienił wtyczki, dokręcił kontakt?
Kto sprzątnął z tarasu kupy – niespodzianki, które zostawiają nam kuny [zadomowione na naszym dachu od kilku lat]?
Jet-lag, Panie i Panowie, znacie ten termin? No właśnie, mnie jest on zupełnie obcy w praktyce, a on zmiany stref czasowych znosi jak nasz Ivek szczepienia – z lekkim jedynie grymasem.
Pacyfikacja atomowo-pieluchowych niespodzianek zgrabnie na jego wpadła listę.
Ktoś jeszcze w 2014 walczy w Polsce o jakieś małżeńskie równouprawnienie? ;-) Ja nie mam zamiaru. Potrzeby też nie mam. Wypracowaliśmy sobie pewien model, który idealnie się sprawdza. Doceniam to, że żyjemy razem w symbiozie. Ja odkurzam, on zmywa. On pracuje, ja gotuję. Ja karmię dziecko, on puszcza Bobby’ego Darina, aby rozładować napięcie po dniu z nabuzowaną [z niewiadomego powodu] żoną.
Przyznajcie się, kto jeszcze żyje z ideałem pod jednym dachem?
Albo próbuje wychowywać, aby takim był? ;-)
P.S. A ja sobie leżę i dziecko samo się nakarmiło, zabawiło i chata sama się sprzątnęła ;-)
20 komentarzy
Ja też jestem szczęśliwą posiadaczką podobnego egzemplarza. Nie narzekam i raczej jestem zadowolona:)
Magda, no to piona! :-)
Mam podobnie :)
zazdroszcze mój egzemplarz chyba musi wrócić do serwisu bo wszystko to robi ale z opóznieniem :) Jedynie jak ma meble skręcac to wchodzi na szybsze obroty
to już coś! :-)
mój pracuje, odkurza, myje łazienkę, okna, zmywa, pierze… W zasadzie tak
często i tak dużo mnie obciąża, że czuję się złą żoną!
Brawo!
ODCIĄŻA rzecz jasna!
W równouprawnieniu nie chodzi o to żeby wszyscy robili wszystko po równo… Chodzi właśnie o to, żeby dzielić się obowiązkami, bez pieprzenia o tym, że to są obowiązki kobiety, a to mężczyzny ;) Jesteś bardziej feministką niż Ci się wydaje ;)
Hmm zaraz przeczytam raz jeszcze co napisałam :-D
Webowy, gdzie napisałam, ze ma być po równo? U nas obowiazki i priorytety same się rozdzieliły miedzy nasza dwójkę :-)
Kolejna sprawa, która nas łączy – my też mamy ścisły podział obowiązków :)
Nawet niedawno chciałam o tym napisać, jak napiszę podlinkuję do Ciebie :)
PS: Jestem 100% feministką! :)
Natalia, ciekawa jestem jak to u Was wygląda. Wiem jedno, na pewno jest u Was po partnersku.
Jeśli chodzi o bycie feministką – nigdy się nie próbowałam zdeklarować i chyba sobie odpuszczę na stare lata ;-) Robię po swojemu i wychodzi na to, że jestem po środku ;-)
No i dobrze :D tak być powinno… Ja też leżę, nic nie robię, a dom sam się sprząta ;) Nie mniej Menżu to gość nie do podrobienia. Zasuwa jak głupi…
haha też sobie leżę ;)
a tak serio, jak Go nie ma w domu – robię sama różne rzeczy, bo wiadomo sprytna kobita jestem, ale jak On jest w domu, to wolę pozachwycać się i połechtać ego ;)
haha ;-D Grażka, czasami trzeba poleżeć i popachnieć ;-P
No to faktycznie dobrze sie wytresowal.
Jak wspomniałam w tekście – tresury nie było :-)
Równowaga musi być. U nas podobnie. Mąż odciąża mnie czasem bardziej niż to konieczne. Ale to fajne ;)
u nas podobnie- oboje pracujemy w domu, więc obowiązki są podzielone :)
Ja! Oh, wait!