Nie wiem, czy Wasze otoczenie też dotyka ta dziwna epidemia, która zatacza coraz szersze kręgi. Na początku myślałam, że to tylko moje przywidzenia. Wiecie, myślałam, że przesadzam i wyolbrzymiam, jak to czasami mam w zwyczaju.
Nie zdziwię się, jeśli macie podobnie. Otwieracie z samego rańca oczy i przetykacie uszy, i w tym właśnie momencie docierają do Was informacje, które rozdziawiają Wasze buźki. Okazuje się, że macie czegoś za dużo, o wiele więcej niż inni, i tych innych to boli. Albo za mało i ta „małość” kogoś piekielnie ściska w żołądku. Albo robicie coś za szybko, za mocno, i w ogóle, jasny gwint, jesteście zbyt cholernie szczęśliwi, bo wypadałoby być takim zwyklakiem-szarakiem, który chowa się po kątach i któremu nie wypada wyściubić nos i pokazać na licach swoje życiowe zadowolenie. Ba! A jeśli nie tylko Wy jesteście szczęśliwi, ale Wasze dzieci wydają się również tryskać szczęściem, a mąż to już w ogóle chodzi zadowolony i „uchachany”, to na stos z Wami. Za dużo dobra macie i w głowach Wam się poprzewracało!
Przez pewien czas olewacie sprawę. Zwyczajnie myślicie, że przypałętała się ta zaraza przypadkiem i zaraz sobie pójdzie dalej. Tymczasem nie, jest zupełnie odwrotnie! Ta mała epidemia zaczyna przeradzać się w pandemię! Szaleje jak jasna cholera a Wy przestajecie ogarniać temat.
Szukacie w głowie. W encyklopediach, w bibliotekach. Przesiewacie wikipedię. Próbujecie szczęścia na forach internetowych. Nijak nie da się znaleźć frazy, a właściwie terminu medycznego, który opisywałby tę przypadłość. Ja też szukałam, wertowałam, przesiewałam, włosy z głowy rwałam. I nagle, eureka! Jest! Mam!
Z pozoru krótka fraza, termin niby niewiele znaczący, jednak gdyby się przyjrzeć mu bliżej, to zawierający w sobie ten cały znaczeniowy ogrom przymiotników i innych opisywaczy. Fraza krótka, ale jakże wymowna!
Ból dupy! Wybaczcie ten kolokwializm. Choroba dotykająca coraz większe ludzkie masy i siejąca spustoszenie w ludzkich umysłach. Przenosząca się drogą około-umysłową, spowodowana najprawdopodobniej zbyt dużą ilością wolnego czasu i brakiem życiowych pasji. Ba, spowodowana często brakiem własnego życia tudzież zawiścią o nieznanej etymologii. Ból dupy – choroba jakże trudna do wytępienia. Największą szkodę, jak to z przywarami okołomentalnymi bywa, czyni nie tylko na nosicielu ale również na jego otoczeniu. Z pozoru mało groźna, w rezultacie jednak sprawiająca wrażenie nieuleczalnej i wybitnie niebezpieczna, żeby nie napisać destrukcyjna.
To słowo „nieuleczalna” przyprawiało mnie o dreszcze, dlatego zaczęłam dumać, jak by tu tę chorobę z mojego otoczenia wyplewić. Nie dawałam za wygraną, serio. Zastanawiałam się, jak pomóc tym zbłąkanym duszom notorycznie porównującym się do innych, podkładającym im kłody i uśmiechających się śmierdząco-obłudnym uśmieszkiem.
Z tego dumania i z tego mojego, powiedzmy, jakiegoś tam doświadczenia życiowego, wymyśliłam lek na to całe dupolubne zło! Lek a tak naprawdę połączenie tych dwóch często stosowanych suplementów [o których za chwilę] zawsze sprawiało, że wychodziłam z każdego niemalże życiowego marazmu. I mam czelność sądzić, że pomoże również na ten sławetny już ból dupy, chorobę niemalże cywilizacyjną! ;-)
Spacer + wino! Suplementy niesamowite, jakby nie na nie patrzeć! Skuteczne, w miarę tanie. W połączeniu z „posiadaniem własnego życia” cuda czynią! Wino ma szansę uruchomić wyzwalanie serotoniny, hormonu odpowiadającego za przyjemne życiowe doznania, a spacer podziała dotleniająco na komórki mózgowe, które zaszły mgłą. Na marginesie dodam, że niewykształcanie więzi emocjonalnych z nosicielem tejże choroby pomoże nam ustrzec się przed utratą naszej energii, także uprasza się właśnie o zaniechanie wykształcania owych więzi.
No to piona! Niech ta epidemia z naszą pomocą się kurczy! ;-)
Wino + długi spacer. Spacer w ilościach nieograniczonych. Oby pomogły!
5 komentarzy
Jakie to bardzo prawdziwe :(
Jesteś genialna! Domyślam się, że czara się przelała po publikacji filmu z NIVEA, przypuszczam, że dowiedziałaś się, że wyszłaś grubo, masz słabą dykcję, byłaś nieprzygotowana do rozmowy itp. (nie czytałam komentarzy pod wpisem NIVEA:) Tak to już jest, że jak ktoś nie ma własnego życia i w dodatku ma pewnie sporo kompleksów to jest sfrustrowany i te frustrację próbuje wylać w internecie, dajmy na to w komentarzach. Ale na szczęście Ty jesteś szczęśliwa przez duże S i masz dystans. Brawo Ty!!!! Raczej z bólem dupy u innych nie wygrasz ale przynajmniej pokazałaś, że masz „jaja” ( sorki ale musiałam to napisać) PIONA!
Akurat komentarze pod tym filmem były pozytywne droga autorko wpisu, natomiast Twoje powyżej nie sa…
Ból dupy jest tak powszechny, że nawet w radio są tylko reklamy z środkami na niego. Ludzie za bardzo chcą żyć życiem innych… mam nadzieje, że będzie tego przesyt i minie… jak zima mija.
Świetnie piszesz :) achh.. tak prawdziwie.. Pozdrawiam!