Bardzo często jestem przez Was pytana w mailach o to, jak jest karmiona nasza córka, kiedy ja jestem w podróży. I kto się nią opiekuje.
Zazwyczaj na moim Instagramie wyczaicie fotę, na której widać, że jestem poza domem i interesuje Was, jak poradziliśmy sobie z tym fantem, kiedy mnie nie ma a maleństwo trzeba nakarmić :-)
Ci, którzy śledzą mojego bloga regularnie wiedzą, że nasza córa ma obecnie półtora miesiąca a mi cholernie zależało na tym, aby karmić ją piersią. Moi chłopcy rozkręcili się w temacie karmienia naturalnego dość późno, bo mieli problemy ze ssaniem, dlatego w pierwszych trzech miesiącach odciągałam mleko laktatorem i podawałam im je z butelki. Gaia zaskoczyła ssanie z piersi idealnie, co zaoszczędziło mi nerwów i łez, które wylewałam litrami przy chłopcach.
Gaia odkąd się urodziła jest karmiona naturalnie, co mnie cieszy, bo jest to nie tylko zdrowe, ale i wygodne. Po prostu otwieram bufet i stołówka jest otwarta. Sprawa się komplikuje jednak, kiedy ja wyjeżdżam a średnio raz w tygodniu podróżuję z Krakowa do Warszawy. Nie ma mnie wtedy przynajmniej 6 godzin a zazwyczaj jest to 10 godzin.
Kto zatem opiekuje się wtedy naszym dzieckiem?
Mój Mąż. I tutaj ogromny dla niego szacunek. Facet nie spękał. Nie marudził, że się obawia. Ja wcześnie rano łapię pociąg i jadę na spotkania, a on ma do ogarnięcia trójkę dzieci. Czy narzeka? Ani razu nie zamarudził. Ja jak zostaję sama z trójką to muszę sobie trochę ponarzekać :D A on po prostu ogarnia ten bajzel i tyle :D Fakt, jest później zmęczony i zamiast iść spać o drugiej w nocy to wyro woła go do siebie o 22.00, ale doceniam fakt, że nie przestraszył się kilkutygodniowego dziecka. Jak Gaia miała 2 tygodnie to po raz pierwszy zostawiłam go z nią samego. Nie tylko wszyscy byli szczęśliwi, ale młoda marudziła mu mniej niż przy mnie ;-)
Jak zatem mój M. karmi naszą córkę, kiedy mnie nie ma?
I tutaj podjęłam dość kontrowersyjną dla niektórych decyzję, ale ja ani przez moment się nie zawahałam przy jej podejmowaniu. Na początku miałam plan karmić ją moim mlekiem, które odciągałabym zawczasu. Jednak moje piersi zaczęły się buntować przy tym rozwiązaniu. Zaczęłam mieć problemy z nadprodukcją mleka podczas wyjazdów i mimo regularnego odciągania zaczęły robić mi się zastoje i chodziłam po ścianach z bólu i gorączki. Dlatego, aby sobie zaoszczędzić stresu, bólu i nerwów na czas moich wyjazdów wprowadziłam mleko modyfikowane, którym Gaia jest karmiona z butelki przez swojego tatę. Karmienie ułatwia nam tego butelka ze smoczkiem, która imituje ssanie z piersi i nie zaburza ssania. Tutaj obczaicie jaka to jest butelka.
Czy robię dziecku krzywdę (jak to kiedyś ktoś zasugerował) nie podając dziecku wyłącznie „mlecznego nektaru kobiety”?
Absolutnie! Jestem zwolenniczką karmienia piersią i uważam, że warto spróbować tej drogi, oczywiście o ile nie jest okupiona zszarganymi nerwami i bólem. Dlatego Gaia jest moim trzecim dzieckiem karmionym piersią w 95%. Jednak z uwagi na okoliczności i na fakt, że dziewczyna dobrze toleruje zarówno smoczek jak i mleko modyfikowane, aby ułatwić sobie życie na czas wyjazdów wprowadziłam mleko modyfikowane.
„To jak to? Promujesz karmienie piersią a jednak karmisz czasami sztucznym mlekiem? Nie uważasz, że to jest lekko obłudne?” – takie mail dostałam przed tygodniem po jednej z fot na Instagramie.
Nie, nie jest to obłudne.
Zachęcam do karmienia piersią. Jednak zachęcam również kobiety do tego, aby przestały się samobiczować. Wsłuchujmy się w siebie, w potrzeby nasze i naszych dzieci. I wsłuchując się w nie i szukając kompromisu znajdziemy dla siebie drogę. Własną, wydeptaną dla nas drogę, z którą innym może być nie po drodze.
I guzik im do tego! :D ;-)
Uściski!
7 komentarzy
No i super!! wszystkie mamy, które karmią piersią powinny odpowiednio wcześnie wprowadzić również mm ( w proporcjach i częstotliwości odpowiedniej dla potrzeb dziecka i mamy). Ograniczy to stres związany z rozstaniami i nie oszukujemy się pozwoli Matce Polce trochę odetchnąć ;)
Moja malutka ma 4 miesiące i jest karmiona piersią i mm z prostej przyczyny, mojego mleka jest niewystarczająco i serio starałam sie rozbujac laktacje i nic, za mało. Daje córce 3 razy dziennie butelke i leci. Ogólnie poczatki karmienia to koszmar, juz wole rodzic:)z synem bylo identycznie, ale sie nie poddalam, bo kazda ilość mleka matki jest dobra. Oczywiście wyrzuty sumienia, frustracja itp…ale pracuje nad tym:)
Ja idąc na uczelnie (a studiuję dziennie) zostawiam Malutką z odciagnietym przeze mnie mlekiem. Mam to szczescie,ze karmie juz ponad 4 miesiące piersią i nie mialam zadnych bóli/problemow i odciagam mleko codziennie (jedna butelkę 150ml) na zaś..właśnie jak muszę gdzies wyjsc. Mie powiem…na uczelni, gdy muszę siedzieć więcej niz 4h to mam kamienie, a nie piersi ;p ale jest to do wytrzymania. A i jak chyba każda z nas…pierwsze dwa tygodnie to pamiętam tylko łzy…karmilam ma zmiane po 2-3dni drugą piersią żeby jedna mogla sie trochę podleczyc. Ajj koszmarne początki. Jednak.ciesze.sie, ze karmie piersia…nie wyobrazam sobie wstawac w.nocy dwa razy żeby przygrzac mleko…
To bardzo dobre rozwiązanie!
Ci cierpliwi do dzieci faceci to mają normalnie dar – u nas to samo – dziewczynki mniej marudziły zawsze przy Arku niż przy mnie :D
Otóż to. Ja wolałam jednak odciągnąć swoje. W ostateczności mleko sztuczne. Zbyt szybkie w prowadzenie butelki może zakończyć karmienie piersią. Jasne, że każda mama robi, jak chce, ale trzeba wiedzieć, niektóre rzeczy, gdy mamie zależy na kp.
Super też jestem tego zdania moja córka był a karmione i piersią i mm dlaczego? Po porodzie nie miałam wogole pokarmu rozkręcił się dopiero w domu później pisałam przerwać karmienie bo miałam problemy z kręgosłupem i musiałam zażywać leki na szczęście udał o mi się utrzymać laktacje. Później mała musiała zostawać z Tata lub babcia bo ja konczylam szkole, a nie miałam aż takiej ilości pokarmu żeby moc odciągnąć na zapas. W sumie to się cieszę że moje dziecko było nauczone na piersi i butelce bo później nie było problemu z odstawieniem.