Powiem Wam za co czasami wybitnie nie lubię samej siebie! Otóż bywały sytuacje, w których miałam tak spóźniony zapłon, że mogło to śmiało zakrawać albo o głupotę albo „życiowe nieogarnięcie”, jak ja to nazywam.
Bywały momenty, w których zamiast od razu zareagować na zaistniałą sytuację, to robiłam wielkie oczy, a dopiero po jakimś czasie dochodziło do mnie, że właśnie zachowałam się jak rasowa idiotka, która pozwala na coś, co jest zupełnie sprzeczne z jej poglądami. Jasne, czasami mam przebłyski i reaguję w czasie rzeczywistym, ale zdarza mi się wyrzucać sobie, że nic z tym nie zrobiłam i dałam sobie zrobić „kuku”.
A są sytuacje, którym albo można zapobiec albo można chociaż zareagować na skutek po nich powstały, a nie stać jak ta „ciotka” z rozdziawioną buzią, jak ja przed czterema laty, gdy położna środowiskowa zrobiła coś, o co powinna była zapytać. A skoro nie zapytała, to powinnam była wziąć ją na bok i wyjaśnić kilka kwestii. Jednak po pierwszym porodzie daleko mi było do pewnej siebie matki. Przestraszona całymi dniami i nocami w pierwszych tygodniach ufałam wszystkiemu i wszystkim niemalże bezgranicznie.
Właśnie ze względu na fatalne doświadczenie po pierwszym porodzie po urodzeniu drugiego syna w ogóle zrezygnowałam z wizyt położnej środowiskowej. Jakiekolwiek moje problemy zgłaszałam albo pediatrze albo mojemu „ginowi”, z którymi byłam w kontakcie.
Musze podkreślić pewien aspekt, aby nie zgubił się on w tym poście. Większość pielęgniarek, położnych czy douli darzę ogromnym szacunkiem. Od wielu z nich dostałam ogromną ilość wsparcia. Jednak jak to bywa w życiu, wśród tych cudownych ludzi trafiłam na kilka „perełek”, które dały mi popalić i sprawiły, że mam się na baczności i stosuję zasadę ograniczonego zaufania. I ta kobieta była właśnie jedną z takich „perełek” …
Po pierwszym kilkutygodniowym starciu z położną środowiskową, która wryła mi się w pamięci, powiedziałam:
„Sorry, Winnetou, dam sobie radę sama!”
Już na wstępie miałam do kobiety obiekcje. Już podczas pierwszego wspólnego kwadransu nastraszyła mnie, że dziecko ma wg niej za dużą głowę i trzeba to skontrolować, bo ona „węszy wodogłowie”, co zresztą okazało się bzdurą! A ile najedliśmy się strachu i po ilu lekarzach się szwendaliśmy, to nasze! Przy czym okazało się, że wszystko było w normie a ją najwyraźniej poniosła wyobraźnia…
Im dalej w las, tym było ciekawiej! Dopiero z perspektywy czasu widzę, że miałam do czynienia z jednostką „wybitną”.
Dla przykłądu, kobieta zamiast doradzić, jak przystawiać dziecko do piersi, to pewnego dnia wygłosiła tezę w stylu:
„No pani rzeczywiście ma dziwne brodawki. Może się to nie udać. Ja sama nie wiem, co już mam pani poradzić”.
Ani nie wspomniała o kapturkach, które bywają pomocne. Ani nie zasygnalizowała konsultacji u doradczyni laktacyjnej. Co więcej: ona stwierdziła, że „bez butli się tutaj nie obędzie!”. Ja podziękuję za takie wsparcie i porady rodem z XV wieku.
Kiedy zobaczyła mojego syna w tzw. kołysce Mojżesza stwierdziła, że on się w tym koszu dusi.
„To pani nie widzi, że on się w tym koszu dusi! Tam nie ma powietrza!”
A ja tak słuchałam coraz to ciekawszych porad i zamiast powiedzieć, co o tym myślę, to kiwałam głową, otwierałam szerzej oczy i zapomniałam języka w gębie.
Szczyt jej idiotycznego zachowania nastąpił podczas ostatniej wizyty, po której dała popis swoich możliwości i wtedy zdecydowałam, że z kobieciną się już nie zobaczymy, bo mamy do czynienia z dinozaurem, który nie posiada wiedzy przydatnej ani mnie i mojemu dziecku.
Podczas ostatniej wizyty w naszym mieszkaniu, wyperfumowana od stóp do głów, rzekła:
„Ile on już ma ten kikut?! I jeszcze nie odpadł?!”
A kikut miał 3 tygodnie, co jest nadal czasem w granicach normy i nie ma potrzeby go wyrywać, a wystarczy nadal go dokładnie pielęgnować i pozbywać mazi z zagłębień skóry. Co zrobiła położna po zadaniu pytania? W ciągu sekundy wyrwała mojemu synowi resztkę kikuta z pępka i zapytała, czy mamy w domu spirytus. Krew się leje młodemu z pępka, chłopak ryczy a ona dumna z siebie, że właśnie bez pytania i konsultacji z rodzicami zdecydowała, że to najwyższy czas rozprawić się z pępkowym kikutem. A co ja na to?! A ja nie pisnęłam ani słowem tylko zaczęłam młodego uspokajać z histerycznego ryku, zamiast przepędzić kobietę i doprowadzić do porządku. Co zrobiła położna środowiskowa? Założyła na siebie swój wypachniony wiosenny płaszcz, zabrała swoją aktówkę, pożegnała się i wyszła.
Kiedy opowiedziałam tę historię naszemu pediatrze, to zbladł i poprosił o wskazanie, w której placówce kobiecina pracuje, bo takie praktyki należy zgłosić. Są podobno niezgodne z aktualnym stanem wiedzy medycznej i nie powinny mieć miejsca.
Także widzicie. Taka byłam właśnie zlęknioną świeżynką po pierwszej ciąży. Teraz, po trzeciej ciąży, nie dałabym się tak łatwo ;-) Posadziłabym kobietę na krzesło i zaczęłabym depilację woskiem na żywca, aby zademonstrować jej, jak sobie radzę z pielęgniarskim ciemnogrodem ;-)
Ale tak już zupełnie serio, cholernie zmartwiło mnie tamto doświadczenie z położną środowiskową. Medycyna naprawdę jest nauką, która biegnie do przodu. Nie sztuką zostać lata świetlne do tyłu i szerzyć głupoty wśród młodych matek i siać zamęt, tym bardziej że nastawienie kobiety do macierzyństwa w tych pierwszych tygodniach i właściwe wsparcie z zewnątrz są cholernie ważne! Ja wtedy dowiedziałam się też, że mogę jeść jedynie białe pieczywo i mogę zapomnieć o truskawkach, co jest przecież bzdurą!
Może warto jednak wysyłać takie osoby na szkolenia, na których lizną odrobinę aktualnej wiedzy?
P.S. Jeśli udało się Wam zobaczyć dzisiejszy post, zostawcie po sobie ślad na Facebooku czy w komentarzu ❤ Możecie go też udostępnić swoim znajomym. Dziękuję! :*
33 komentarze
Do mojego synka przychodziła bardzo fajna połóżna. Na bieżąco za wszystkimi nowościami w jej dziedzinie. Delikatnie obchodziła się z moim dzieckiem i interesowała się również mną, nie tylko tym jak karmie, kąpię itp, ale tym jak się czuje fizycznie i psychicznie. Bardzo mi pomagała. Natomiast bardzo źle wspominam pilegniarki i lekarzy na oddziale noworodków. Zero zrozumienia, zdawkowe odpowiedzi na pytania. Czulam się tam jak intruz, ktory powinien byc wdzieczny ze lecza jego dziecko i nie zadawac pytan, bo przeciez jakby bylo cos nie tak to oni powiedza. Przez takie traktowanie boje się drugiej ciąży i porodu a bardzo bym chciała mieć jeszcze dzieci. Niechęć do tego oddziału jeszcze mi siedzi w głowie.
Ja usłyszałam od swojej, że nie ma najmniejszego sensu kłaść dziecko na bokach do snu, bo jak jest zdrowe to się nie udusi, a tylko niepotrzebnie jej główkę spłaszczymy. Wisienką na torcie było stwierdzenie, że przy obniżonym napięciu mięśniowym nie powinniśmy obracać dziecka na boki ani kłaść na brzuchu, bo się za bardzo przy tym męczy.
Ja jako młoda i stosunkowo świeża matka, co chwilę spotykam się z podobnymi zachowaniami u osób typu położna, pielęgniarka, lekarze wszelkiej maści. Jedno drugiemu zaprzecza, krytyka czy ocena wypowiedziana bez żadnego pomyślunku…a ulubionym moim tematem jest tzw dieta matki karmiacej ;) ręce opadają.
Zrezygnowałas z wizyt poloznej? To tak można? Mnie tez denerwowaly te „złote rady” i plakac mi sie chcialo jak wiedzialam ze znowu ma przyjsc. Gdybym wiedziala ze te wizyty nie sa obowiazkowe, tez bym zrezygnowala….
Można zrezygnować. Ja przy drugim dziecku zadzwoniłam do przychodni i powiedziałam, że jestem w stalym kontakcie z pediatrą i ginekologiem.
U mnie przy pierwszym dziecku była raz bo więcej już nie potrzebowałam. Zadzwoniłam tylko że dwa razy po poradę. A przy drugim już w ogóle nie była☺
My mieliśmy wspaniałą położną, odwiedzała nas całe 8 tygodni po porodzie ze względu właśnie na kikut, który nie chciał odpaść, ale w końcu po długich 8 tygodniach i wizji nieuchronnej wizyty u chirurga celem usunięcia tegoż kikuta – kikut odpadł. A nasza położona cieszyła się z tego faktu chyba na równi z nami :)
Na szczęście nasza położna była wspaniała, przyszła do mnie jeszcze kiedy byłam w ciąży (1 dziecko), powiedziała co kupić, co i jak uszykować. Później, gdy córcia się urodziła przychodziła 5 razy. Na pierwszej wizycie zobaczyła, że Mała płacze jak tylko odstawiłam od piersi i od razu wysłała mojego męża po mleko modyfikowane. Córka się najadła i spała 5 godz bez przerwy :-) nadal karmię piersią (4,5 miesiąca) ale dokarmiam butelką.
Doradziła wspaniałą pediatrę. Więc na szczęście nasza położna jest super :-)
Ja miałam rewelacyjną położna doradzala podpowiadala i o wszystko mogłam pytać.Mogłam dzwonić do niej o każdej porze i pytackiedy miałam wątpliwości .
Mojej pierwszej kikut odpadsl
Mojej starszej kikut odpadł po 10 tygodniach – także chyba pobilismy rekord :D położna kazała się nie martwić i tłumaczyła że czasami tyle to trwa. Drugiemu dziecku odpadł po 10 dniach :D
Ja jestem zadowolona z moojej położnej,moogłam na niej polegać gdy miałam problemy z karmieniem synka(wcześniak).Pozatym jest także doradcą laktacyjny,. Nie zamieniłaby jej na inną.
Moja położna była super. Na pierwszej wizycie po wypełnieniu papierów chciała pomóc nam w pierwszej kąpieli a po informacji, że mały już po tylko go obejrzała. Wypytala o różne rzeczy ze stanem moich sutków i obejrzeniu , że rzeczywiscie nic im nie dolega oraz wytłumaczeniu stanu moich badań po cesarce i że są nieciekawe więc co lekarz kazał mi łykać i daniu kilku rad z rozpiską na kartce i numerem telefonu do siebie i drugiej położnej, która zastąpiła ją na urlopie miałam następne trzy wizyty trwające dosłownie po 5 minut. Dziecko nakarmione, śpiące, zadbane a ja uśmiechnięta z wiedzą wchlonietą z informatorów w prywatnej poliklinice nie byłam nękają dobrymi radami na siłę a potrzebując porad mogłam w każdej chwilili zadzwonić o każdej porze dnia i nocy. Więc ja bylam bardzo zadowolona. Natomiast nie wyobrażałam sobie, że będę miała rodzić na NFZ i może dzięki temu mój maluch urodził się zdrowy przez CC gdy przy bezbolesnych skurczach co 7 minut przestal się ruszać a dwa dni wcześniej oksytocyna podziała na mnie jak sól fizjologiczna. Znajoma miesiąc wcześniej w szpitalu została zmuszona do przenoszenia malucha przez tydzien byleby rodzić naturalnie. Oba maluchy w zielonych wodach z tą różnicą, że mój zdrowy i pełen sił i pary w płucach a oni ze swoim maluchem jeszcze przez miesiąc bujali się po lekarzach. Także różnie bywa. A kikut odpadł sam po 5 tygodniach ale uprzedziła nas, że trochę to potrwa bo bardzo ciasno zawiązany.
O matko! Ja też nie mam dobrych wspomnień co do położnych. Podczas pierwszego porodu na porodówce miałam w nocy panią, od której czułam alkohol. Niedziela była, przyszła na nockę także wiecie. Pewno jakieś imieniny w dzień były czy co. Położne przychodzące w dzień tak mnie maltretowały, że za mało piję że nie mam pokarmu. Spytały ile piję-mówię 2 litry. To za mało -proszę pić 4! Następnego dnia -ile pije-4 litry! To za mało! Proszę pić więcej. A ja tylko co chwila siku a butli z wodą nie odstawiałam wcale. Nic nie pomogły. Dziecko płakało z głodu a ja z nim. W domu położna środowiskowa stwierdziła, że tu nie ma co- za małe piersi. Proszę dawać butelkę. Po drugim porodzie w szpitalu kazano mi karmić piersią i pomagano a jak wróciłam do domu i powiedziałam że karmię piersią bo chcę to ta sama położna co przy pierwszym dziecku powiedziała że chyba, że chcę zagłodzić dziecko, bo nic nie przybierało. Miałam mało pokarmu ale nie po to męczyłam się w szpitalu i dwa tygodnie w domu aby podać butelkę. W końcu podałam butelkę, bo nie chciałam przecież głodzić dziecka. Taką ciemnotę się wciska matkom i robi z nich wyrodne matki.
Pani Ewo. To bzdura nie od wielkości piersi zależy ja miałam świetne położne to matka musi zmusić by piersi a w piersiach zaczęła się produkcją jednym mama przychodzi od razu innym po paru dniach. To jak wytłumaczyć to ze że mną leżała mama która urodziła w 29 tyg ciąży i dzięki laktatorowi pobudzila kanałami mlekowy po to by dać swojemu wcześniaków mleko które było bez cenne dla maluszka po paru dniach tak naprodukowala ze moglazura nasze karmich dzieci. Ja bardzo wieże ze laktatorowi są świetne do pobudzenia mleka. Karmie do 2 lat 2 dziecko. Upór i siła to my mamy mamy.?
Zgadzam się, ja też mam małe piersi, ale dzięki wspaniałym pielęgniarkom w jednym z holenderskich szpitali mogłam karmić moją córeczkę piersią… one miały do mnie wspaniałe podejście, widziały moje załamanie z braku pokarmu, a one dały mi pompę na pobudzenie laktacji, wspierały i tłumaczyły „spokojnie, pokarm się pojawi” i faktycznie z każdym dniem było mleka coraz więcej. Dzieciom nie podawały mleka w butelce, a maleńkim kubeczkiem – żeby się nie przyzwyczaiły. Nadmiar mleka jakie wyprodukowałam zostało przechowane i mogłam zabrać je ze sobą do domu.
Wielkość piersi nie ma znaczenia, ale brak przybierania dziecka na wadze nie jest dobry. Powinno przybierać przynajmniej 20g dziennie, tylko przez pierwsze trzy dni może spadać na wadze (i nie więcej niż 10% wagi urodzeniowej). Z braku pokarmu dziecko może szybko umrzeć, odwodnienie, zawał serca. Tego nie należy bagatelizować.
Mój neonatolog pediatria pi wysłuchaniu tego co mówi nasza położna stwierdził no kur….. wyszkolily się 20 lat temu i klepią głupoty
Ja miałam super położną, która nie tylko robiła nam ciekawe spotkania przed porodem np. dotyczące pielęgnacji maluszka, masażu, karmienia, chustowania ale i po pokazywała jak należy zajmować się dzidziusiem. Mogę ją polecić każdemu. Warto dodać, że miała podejście do noworodka bo moja córa była przy niej jak zaczarowana.
A wiecie co zrobila moja polozna? Mala miala odparzona troche pupe.. to ona mowi trzeba ja myc po kazdej kupce ale nie trzeba do wanny ja Wam pokaze jak to w zlewie sie robi..stara praktyka i co? Ja w sumie w szoku.. Mloda mama..poszlam za nia a ona na reke Mala i do zlewu pod wode… Malej wpadl paluszek w kratke..zaczela lac sie krew. Ona nie mogla jej zatrzymac..Prawie sie pogotowiem skonczylo. Babka chyba po tym zrezygnowala z zawodu..dzwonila do mnie jeszcze pozniej kilka razy czy ok. Nikola ma 3 latka i blizne na paluszku..a pomyslec ze moglaby go nie miec:(
Pani Magdo polecam jeśli ma pani możliwość obejrzeć pamiętnik położnej historia dzieje się w latach 1950-1961 w Anglii pod Londynem tam już stosowali życzy o których mu mamy spotykamy się na porodowkachwilę dech w piersiach zabiera. Piękny serial daje dużo do myślenia.
U nas było podobnie przy pierwszym dziecku … położna „starszej generacji ” taka która do mojego męża przychodziła, naciągneła stulejke mojemu synkowi, chociaż w szpitalu mówili mi że tego się już nie robi, a ja oczywiście niezareagowałam ? potem mały przy każdym siusianiu brudził pieluszkę czymś bordowym no i płakał. A teraz ma problemy z siusiakiem – ciekawe czy nie jest to konsekwencja tamtego zachowania położnej. Teraz jestem po drugim porodzie i już nie pozwolę na takie zachowanie wobec drugiego synka.
Wiesz, że masz 20 lat na skargę na te osobę?
Potwierdzam nie wiedze poloznych srodowiskowych, ja przy pierwszej ciazy rowniez mialam z taka do czynienia, poradzila mi nie karmic dziecka piersia w nocy gdzie teraz juz wiem przy drugim dziecku ze to fatalny w skutkach pomysl.ja nieswiadoma zgodzilam sie, efekkt chyba znacie.
Wiedza wiedzą, ale empatii to tej pani chyba nikt nie nauczy :( Cieszę się, że położna środowiskowa jaką poznałam, zarówno przy pierwszym jak i drugim dziecku była zupełnym przeciwieństwem tej opisanej w artykule. Ale przyznam, że po pierwszym porodzie również byłam wystraszona i zbyt ufna w stosunku do każdego, kto wydawał się być obeznanym w temacie macierzyństwa. Teraz to już zupełnie inna bajka, ale to przychodzi i z wiekiem i z „dziećmi” ;)
Moja położna kazała przywiesić czerwoną wstążkę do wózka, żeby nikt nie zauroczył synka :D
Powiem tak…. Suka!
Jezu………wyrwać? W 2011 rodziłam swoją pierwszą córeczkę, miała strasznie grubą pępowinę i nie chciała odpaść. Pielęgnowaliśmy a w razie „W” mieliśmy skierowanie do !!! chirurga!!! na usunięcie jakby coś złego zaczęło się coś dziać niedobrego. Moja mama- pielęgniarka z 40 letnim stażem, też nigdy w życiu by tak nie zrobiła. Szkoda synka, ale dobrze, że po tym na pewno się ogarnęłaś i jesteś teraz jak lwica dla swych młodych :)
Korzystajac z nowych przepisow mozna samemu wybrac polozna -opieka przysluguje juz od 21 tyg.ciazy. my korzystalismy,ale za kazdym razem potrzebowalam czegos innego. Szukalam. W 3 ciazy zdecydowalam sie nawet na zmiane poloznej/jeszcze przed porodem/bo czulam ze musze o siebie zadbac i znalezc kobiete z ktora bede czula porozumienie. Mamy prawo zmienic deklaracje 2razy w roku bezplatnie.
Szczesliva, cieszę się, że poruszyłaś ten temat! Zgadzam się z tym. Nie uwłaczając położnym środowiskowym, w większości są to kobiety starsze z wiedzą przedpotopową.
Mnie się również trafiła „perełka” Pępek się wg niej ślimaczył, paznokcie miały się dziecku same kruszyć i po jednej takiej wizycie owej Pani podziękowałam! Odwet był szybki, kartę z obserwacji- nie wiem jak to się fachowo nazywa kiedyś wyjęła z zeszytu teściowa na szczepieniu, jak to przeczytałam to padłam. W tym czasie córka miała już koło 4 miesięcy, więc pediatra już mnie trochę poznała. Dałam jej do przeczytania te wypociny i powiedziałam, że sobie nie życzę wypisywania o mojej osobie bzdur. Reakcja natychmiastowa- Pani położna zadzwoniła i przeprosiła i więcej w przychodni w drogę mi nie wchodziła. Szkoda tylko, że młoda matka przerażona nową sytuacją dostaje taką profesjonalną „pomoc”.
Pozdrawiam
O szlag. A ja śmiałam narzekać na moją położną, że ledwo na dziecko spojrzała i tylko wypełniła papiery. Cofam!! ;)
Moja położna się chyba obrazila i już więcej nie przyszła :) „skoro wie pani lepie to nic tu po mnie” (ale była wściekła)
A ja miałam taką cudowną <3 uratowała mi karmienie, uratowała za małe przyrosty, wspierała całe 6 tygodni. A kikut odpadał dokładnie miesiąc. I też ogarniała go, żeby wszystko było dobrze. Cudowna kobieta!