Kiedy dostałam maila od Kasi dosłownie i w przenośni oplułam monitor. Nie sądziłam, że komukolwiek uda się tak celnie a zarazem ironicznie ująć kwestie, które są bardzo żywe dla wielu rodziców dzieci uczęszczających do przedszkoli czy szkół.
Może odrobinę są przerysowane, ale wielokrotnie otrzymywałam od Was podobne refleksje w kwestii przedszkola. Tekst Kasi można w sumie potraktować z przymrużeniem oka, choć ja bym w sumie tak tego oka za bardzo nie mrużyła, bo warto jednak się nad nim pochylić i zastanowić, czy przypadkiem temat nie trafia w kilka problemów, które się bagatelizuje.
Ale „co ja tam wiem!”, że tak to ujmę. Co prawda przedszkole, do którego uczęszcza mój starszak, raczej nie zalicza się do tego niechlubnego opisanego grona, ale mogę się domyślić, że takich placówek, tzw. wylęgarni wszy i chorób jest całkiem sporo. Nie dlatego, że nikt tego nie ma pod kontrolą. Bardziej dlatego, że może każdy myśli o czubku własnego nosa. A może się mylę? Powiedzcie, jakie jest Wasze zdanie! Jeśli mam być z Wami szczera, to ja nie mam nic przeciwko dzieciom z katarem alergicznym, kaszlem astmatycznym czy uczuleniem wywołanym przez pokarm. Jednak kiedy katar robi się gęsty i zielony, kaszel przypomina dźwiękiem udrażnianie rur kanalizacyjnych a dziecko zamiast mieć na twarzy rumieńce, to wygląda jakby miało za moment upaść, to włącza mi się lampka. Wam by się nie włączyła?
” Droga Magdo,
Tak się złożyło, że moi dwaj bliźniacy ukończyli w zeszłym roku nauki przedszkole i posłałam ich w tym roku do szkoły. W przedszkolu spędzili 3 cudowne lata, podczas których nauczyli się naprawdę wiele. Ale kochana, ile ja się nauczyłam przez te lata o ludziach, to moje! […]
Otóż na przestrzeni trzech ostatnich lat zorientowałam się, jaki mamy przekrój społeczeństwa i jakimi pobudkami kierują się rodzice niektórych dzieci. Podkreślam, co jest bardzo ważne: „niektórych”! Ale jak to bywa w życiu, w zupełności wystarczą „niektórzy”, aby zarazić czym popadnie każde dziecko po kolei! […]
Nie bij tylko proszę i nie mów, że przedszkole jest od tego, żeby dzieci przeszły przez wszystkie choróbska świata, bo to taki czas, że należy zafundować dziecku szpital za szpitalem, przeplatany walką z robalami, wszawicą i innymi paskudztwami. Jak to powiedziała nasza pediatra rodzinna: „gdyby wszyscy rodzice tak dbali o swoje dzieci, jak dba o nie 30% tych, którzy naprawdę o swoje dzieci dbają, to nie mielibyśmy tak przepełnionych przychodni.”
Co robili niektórzy rodzice w przedszkolu moich bliźniąt i jak sprawić, aby w pewnym momencie całe przedszkole wylądowało w szpitalu albo przychodni? To proste!
Szczególnie ci bardziej wstydliwi i majętni bali się przyznać, że ich dziecko ma wszawicę! Dopiero samo dziecko mówiło kolegom, że ma w głowie małe robaczki. Rodzice nie informowali o tym pań przedszkolanek, dzięki czemu połowa dzieciaków po jakimś czasie chodziła i się drapała po głowach, a po kolejnym tygodniu wszawicę już miała większość! Przecież, że wszawicę u swojego dziecka należy zataić! A niech zarazi nią inne dzieciaki, aby inni rodzice też mieli co wyskrobywać z głów! Po jaką cholerę informować o wszawicy przedszkole? Wyjdzie na to, że w domu panuje brud, smród i ubóstwo. Lepiej siedzieć cicho i obserwować jak wszyscy rodzice jak jeden mąż wydają majątek w aptece, a wieczorami wyskrobują gnidy! […]
Magdo, nie wiem jak twoje doświadczenia, ale powiem Ci, że najciekawszy przekrój rodziców występował w szatni tuż po przyjściu do przedszkola!
Kiedy dziecko zakaszlało (znaczy się zachyrlało tak, że wypluło sobie prawie płuca z oskrzelami) co wrażliwsze mamy ripostowały: „czymś się zakrztusiłeś, kochanie?”, „przełknij ślinę, może łyknąłeś trochę kurzu”, „nie strasz synu, że znowu astma ci wraca!”. Astma? To ciekawe. W pakiecie z zielonym katarem, który uniemożliwiał dziecku oddychanie, to na pewno była jakaś tropikalna wersja astmy oskrzelowej. Jeszcze nie opisanej w podręcznikach.
Kiedy dziecko przychodziło z gorączką i ledwo trzymało się na nogach, to tuż przed wyjściem dostawało od swojej mamy „syropek na odporność albo alergię”, a w rzeczywistości widać było z daleka opakowanie nurofenu, który miał przetrzymać dziecko przez kilka pierwszych godzin, aby później padło po leżakowaniu i zdążyło zarazić całe przedszkole.” Jak te dzieci po syropku widziałam po odebraniu moich z przedszkola, to miałam je ochotę przytulić i przeprosić. Za swoich rodziców, że mają odwagę i zero dla nich litości, bo fundują mu chorowanie wśród obcych. […]
Mogę dalej? Pozwól proszę. Kiedy jakiemuś dziecku przez przypadek wyleciał w szatni zielony glut tuż po ubraniu przedszkolnych kapci, jego mama od razu je atakowała chusteczką, kilka ratunkowych wkładała dziecku do kieszeni i prosiła po cichu, aby smarkało nos w łazience, tak aby nikt tego nie widział. No nie ma to jak rodzinna konspiracja na wypasie! Jak chorować, to po cichu i nauczyć dziecko kłamać i zatajać chorobę! […]
Kiedy kiedyś dziewczynka z grupy moich bliźniaków zapytała w szatni swoją mamę, co ma zrobić jak jej kupa znowu będzie taka rzadka jak wczoraj a jej się będzie chciało wymiotować jak w nocy, to mamusia odparła bez pardonu, że ma lecieć jak najszybciej do toalety. Prawda, że słuszna porada? Grypa żołądkowa fajny prezencik. A niech sparaliżuje każdą rodzinę po kolei! My dzięki takiej dziewczynce zaliczyliśmy szpital całą czteroosobową rodziną. Zaczęło się grypą zidentyfikowaną później jako rotawirus, a w szpitalu najmłodszy dostał jeszcze gronkowca. Miodzio! Reflektowałabyś na taki zestaw? […]
Zapytasz, czy ja reagowałam na to wszystko, co widziałam. Reagowałam, kochana! Prosiłam o wyjaśnienia, nawet w przedszkolnej szatni. Tłumaczyłam, że moi są wcześniakami i każda choroba potrafi ich wykończyć doszczętnie. Wzruszali wtedy ramionami i sądzili, że jestem nadwrażliwa. Spotykałam się z dyrektorką przedszkola. Myślisz, że przyniosło to rezultaty? Niektórzy rodzice zaczęli wyzywać mnie od idiotek a panie przedszkolanki twierdziły, że nic zrobić nie mogą, jak dziecko nie ma na wejściu gorączki. A kiedy panie przedszkolanki dzwoniły w ciągu dnia do rodziców z gorączką ich dziecka, to nawet nie odbierali telefonu i przychodzili po chore dziecko jakby nic się nie stało! […]
Także jak chcesz zarazić całe przedszkole grypą, rotawirusem czy wszawicą, to po prostu przyprowadź swoje chore dziecko do placówki i udawaj przed całym światem, że jest zdrowe. A niech się męczy i zarazi innych, i wyżyłuje portfele też innym rodzicom. Niech płacą wszyscy! Sprawiedliwie i po równo, jak to kiedyś było! […]
Kasia
P.S. Jeśli udało się Wam zobaczyć dzisiejszy post, zostawcie po sobie ślad na Facebooku czy w komentarzu ❤ Jeśli macie ochotę puścić go dalej w świat – z góry dziękuję! :*
26 komentarzy
I tym przepięknym sposobem, w pierwszym 'sezonie’ żłobkowym mojej córki, musiałam płacić i za żłobek i za opiekunkę. Po 4 dniach zdrowia lądowała na 2-tygodniowym chorobowym. I tak przez 8 miesięcy… RODZICE DZIĘKUJĄ RODZICOM ?
Nam też się zaczyna. Mój syn od września był 11 dni w żłobku. 10 dni roboczych urlopu i teraz drugi tydzień zwolnienia bo na końcu wszyscy jesteśmy na antybiotyku bo młody podzielił się z rodzicami wrednym paciorkowcem. Zaczęło się od infekcji przywleczonej ze żłobka. Później różyczka chociaż dwa miesiące wcześniej był szczepionych i na koniec paciorkowiec w uchu. Może mnie z pracy nie zwolnią ale nie mam zaufanej osoby, której zostawiłabym syna a jak zwolnią to znajdę inną ale nie wyobrażam sobie posyłać chorego dziecka, żeby się męczyło i zarażało innych.
Moja córka przez taki zielony gil 3 razy po tygodniu nie była w przedszkolu w ciągu 1,5 miesiąca. Szkoda mi było własnego dziecka…
A lekarze dalej nie chcą wypisywać zaświadczeń o zdrowiu dzieci. To by rozwiązało wiele problemów.
Lepiej bym tego nie ujęła. Nie zapomne jak moja corcia od wrzesnia poszla jako ok.2 latka do zlobka a na zebraniu grupy na moja oficjalna prosbe zeby naprawde mysląc o dobru wszystkich dzieci nie przyprowadzac chorych bo naprawde zielony smierdzacy katar to nie efekt alergii uslyszalam od jednej z mamusiek ze to nue prawda bo jej dxiecko czesto taki ma a jedt alergikiem . Rece mi opadly. Oczywiscie juz zaliczyla cora 1.5 tyg w domu z angina ropna. A w sxkoke nie lepiej…. starsza cora juz 3 razy w ciagu 2 lat prxyniisla male rovaczki ze szky. Dopiero po mojej ibterwencji rodzice wyrazili zgode na przeglady dzieciecych glow co kwartal. Dramat .
To prawda, mój brat jest alergikiem i reagował zielonym glutem na wiele rzeczy. Astmatyk, często chorował niezależnie. Wystarczyło, ze kolega go poczęstował pomidorem. Więc nie mów hop.
Straszne ale prawdziwe ja też reaguję i w d… mamco inni o tym myślą. Raz nawet zagroziłam telefonem do sanepidu jak dziewczynka ledwo na ooczy widziała a mamusia na to że późno spać pposzła i sie nie wyspała. Dziecko widać że po ciężkich przejsciach nocnych i porannych. Kłótnia trwała a mała zwymiotowała. Najbardziej szkoda dzieci bo zamiast w domu zdusić chorubsko w zarodku to do innych dzieci innych bakteri i wirusów. Jak dla mnie to kary powinni tacy płacić i zwracać koszty leczenia innych, szybko by się nauczyli.
Niestety nieodpowiedzialni rodzice to zmora każdego żłobka i przedszkola. Nie rozumieją chyba, ze z chorymi dziećmi nie chodzi się do przedszkola a do lekarza! I nie mówię tu o jakimś lekkim katarze czy pokaslywaniu. Sama byłam świadkiem strasznie chorych dzieci w szatni, zwracałam uwagę, po czym usłyszałam, ze to nie moja sprawa. Owszem to jest moja sprawa, bo moje zdrowe dziecko za chwile będzie chore i przyniesie te paskudztwo do domu zarażając młodszego synka (standard). Niestety niewiele można z tym zrobić, nauczycielki proszą ale o tym jak skutecznie można przekonać się już od września w większości przedszkoli
… u nas nauczycielka wychowania przedszkolego dzwoni po pogotowie jak dziecko chore – rodzice musza za to zaplacic. Choremu dziecku nie wolno w przedszkolu przebywać. Rodzice musza za wezwanie karetki płacić
W Szwajcarii za nieobecność dziecka 1 dzien 50 chf. Jak dziecko chore to zwolnienie od lekarza. Na rok 2 jocker dni. Dziecko z gorączka…. rodzic musi odebrać od razu – w raze nie odebrania dziecka przyjeżdża karetka za która rodzic musi osobiście zaplacic
Niestety też to przechodziłam. Córka miała rok jak poszła do żłobka. 2-3 dni w żłobku i 3 tygodnie w domu. Co choroba to antybiotyk. Choroby przechodziła cała rodzina. Właściwie tylko ja brałam opiekę na dziecko. Mąż prowadzi działalność i cały czas jest w pracy. Efekt był taki że do połowy roku wykorzystałam większość opieki, urlopu, urlopu na żądanie… zastanawiałam się czy tylko moje dziecko tak choruje albo czy tylko ja zostawiam dziecko przeziębione w domu zeb y się bardziej nie rozchorowalo i nie zarazalo innych???? kiedy miała wymiotowala, miała gorączkę, biegunke to i ja przechodziłam. Poroniłam. Nie wiem czy te choròbska mogły to spowodować…przebadałam się i nic oprócz tych częstych infekcji u mnie nie było. A wtedy choroba rozłożyła mnie doszczętnie a chorym dzieckiem trzeba było się zająć… nie łatwo sìę o tym pisze. Po 2 miesiącach mała wróciła do żłobka a ja do pracy i oczywiście choroby wróciły. Widziałam te chore dzieci. Zawracalam uwagę…Jak grochem o ścianę. Kiedyś widzac ze matka po raz kolejny przyprowadzila chore dziecko poprostu zabralam swoje od razu do domu. Plakalam z bezsilnosci bo oczywiscie balam sie co tez znowu zalapiemy. Poczekalam z kolejną ciąża do lata. I jak tylko się udalo to od razu poszłam na l4 a mała została ze mną.
Moja córka od września jest chora juz 3 raz. Najpierw Bostonka, 2 tygodnie w domu. Później angina, 1,5 tygodnia w domu. Teraz wymioty. Niektórzy mówią, że jak dziecko wcześniej nie chorowała to wcześniej przedszkolu musi nadrobić. Ale mi już ręce opadają, jestem częściej w aptece niż na spacerze z córką. Nawet myślę żeby ją wypisać z przedszkola. Mam w domu niemowlaka 7 tygodniowego i boję się że w końcu on coś złapie.
mój trzyletni syn siedzi w domu od tygodnia, bo w przedszkolu panuje ospa wietrzna a ja mam w domu drugie(9 miesięczne) dziecko i nie chcę mieć szpitala w domu, ponieważ jestem sama a mąż za granicą
Mamy XXI wiek, a myślenie ludzi rodem ze średniowiecza!
Wszy wcale nie są oznaką brudu, smrodu i ubóstwa. Wręcz przeciwnie-wszy uwielbiają czyste i pachnące włosy, a im bardziej gęste tym lepiej.
Zgadza się. Na moich córkach sprawdziła się woda z octem jako odstraszacz. A by wytępić gnidy polecam prostownice. Pod wpływem temperatury gnidy się palą, wystarczy wyczesac spalone;)
Lepiej umyć włosy szamponem z apteki (i nie wstydzić się powiedzieć farmaceucie, że chodzi o wszy), a po umyciu wyczesać. Czynność powtórzyć najlepiej trzy dni pod rząd.
Teraz już nie pamiętam, ale jest taki gęsty środek do usuwania gnid. Nie potrzebowaliśmy, ale gdy w przedszkolu panowała wszawica, dużo osób zapuściło dzieciom na wszelki wypadek. Dobrze jest też codziennie po przedszkolu szczotkować dziecku włosy, pasmo po paśmie gęstą i miękką szczotką. Raz że zdrowo dla skóry i włosów, dwa że w razie czego usuwa się zaczątki problemu.
Dokładnie, u nas wszawicę przyniosły do przedszkola dzieci „bogatych” państwa. Na szczęście przedszkolanki się w porę zorientowały (nie w grupie córki) i odseparowały szatnie zarażone gnidami. No i nie przeniosło się na resztę przedszkola, ale zatrudniono panią do sprawdzania głów dzieciom. Paradoksalnie wszawica w pierwszej kolejności atakuje czyściutkie główki dzieci, te najczyściejsze. Brudasy właśnie są odporniejsze.
też mnie zawsze coś trafia gdy widzę rodziców odbierających swoje dzieci razem z ubrankami uciapanymi wymiotami / albo słyszę że dziecko znowu miało biegunkę w przedszkolu / widzę zielonożółte gluty lejące się z nosa …. Przyznam że sama wysyłam moje dzieci z lekkim kaszlem czy z lekkim katarem do żłobka czy przedszkola – po prostu nie uważam tych objawów za zbyt poważne aby zostać w domu. Ale niektórzy rodzice mogliby się zlitować nad swoimi pociechami z gorączką / biegunką / wymiotami itp i zaopiekować się z nimi. To są już takie stany chorobowe wymagające zostania w domu a nie pobytu w przedszkolu.
Wszyscy wylewają pomyje na matki, które tak robią. Owszem, ja też tego nie pochwalam, ale wiecie dlaczego tak się dzieje? To jest przede wszystkim wina pracodawców! Piszę to jako matka i pracownik. Taka mamusia odprowadza – powiedzmy wprost – CHORE dziecko do przedszkola lub żłobka, bo nie ma go gdzie zostawić. W przedszkolu ma opiekę, ktoś je nakarmi Nie odbiera telefonów, bo i tak mnie będzie mogła zwolnić się z pracy i przyjechać po dziecko. Nie weźmie L4, nawet urlopu nie dostanie. Ojciec dziecka też często nie ma takiej możliwości. To ma zostawić chorego 4- czy 5-latka samego w domu?? Babcia 400 km dalej, ciotki i wujkowie też w pracy. Paradoksalnie robi dla dziecka jak najlepiej, choć rzecz jasna nie myśli już o innych dzieciach. Mamusie chorych dzieci – cieszcie się, że macie możliwość zostać z dzieckiem w domu! U mnie w ciężkich sytuacjach zostawało dziecko z 85 letnią babcią (!), z mężem obdzwanialiśmy całą książkę adresową, czasem dziecko zostawało w domu z obcą dla siebie osobą (z jakąś krewną do której mieliśmy zaufanie, ale której dziecko nie zdążyło poznać). Ja zostałam z pracy zwolniona (teraz się cieszę, sama powinnam to zrobić). Ale kiedy postawiłam się raz poprzedniej szefowej że muszę iść z dzieckiem do lekarza, zadzwoniłam wieczór wcześniej i postawiłam sprawę wyraźnie że nie dam rady przyjść, przy najbliższej sposobności zostałam zwolniona. Chory system, chorzy niektórzy pracodawcy. W tym momencie mam pracodawcę którym można się dogadać w takich sytuacjach, ale wiem z autopsji jak to bywa. Nie oceniam jednoznacznie tych matek, choć fakt, jest to narażanie zdrowia swojego i innych dzieci!
To prawda. Trzeba też zrozumieć pracodawcę, który chce mieć dyspozycyjnego pracownika, bo projekt, bo klienci, bo terminy. Są zawody w których naprawdę dłuższe L4 szkodzi zarówno firmie, jak i pracownikowi.
Z drugiej strony w niektórych zakładach, gdzie jest ukłon i wyrozumiałość w stosunku do matek/rodziców eksploatowani są bezdzietni. I tak np. w Święta, długi weekend, czy po godzinach zostaje koleżanka zza biurka. Co z tego, że musi iść do szpitala odwiedzić chorą babcię, zająć się starym ojcem, który zaczyna mieć demencję, czy sama ma jakieś kłopoty o których nie chce głośno mówić. Argument jest jeden: „Tobie jest łatwiej, bo nie masz dzieci, nikt na Ciebie nie czeka, nie musisz się nigdzie śpieszyć”.
Oczywiście, że tak i nie pojmuję braku empatii innych ludzi. Nie każdy sobie siedzi na urlopie wychowawczym z młodszym dzieckiem, nie każdy dostanie zwolnienie. Ja nie mogę dostać zwolnienia, bo nie pracuję na etacie. Zwyczajnie mi się nie należy. Dziecko chore, pracuję razem z nim.
Gdy moja córka chodziła do przedszkola przez rok z przerwą na wakacje włączyłam z jej katarem, u lekarza byłam średnio dwa razy w miesiącu,za każdym razem słyszałam, że to nic choć katar był zielony, czasem brązowy, a dziecko ma chodzić do przedszkola i chodziła,miałam małej podawać tylko krople na katar. W wakacje wszystko minęło. Pierwszy tydzień września i powtórka. Tym razem oprócz tego kataru córka zachorowała na anginę, dwa tygodnie w domu, antybiotyk i wszystko łącznie z tym paskudnym katarem minęło. Powrót do szkoły i katar. Nie wiedziałam już co robić, lakarka powtarzała, że to nic. W październiku córka zaczęła wymiotować, telefon do lekarza i słowa pani doktor, to nic, kataru się nie leczy, a jak wymioty będą się utrzymać 3 dni to mam do niej przyjść. Nie przyszłam, zmieniłam lekarza. Córka trafiła do szpitala, była odwodniona,kolejny raz miała anginę. Pani doktor w szpitalu powiedziała, że gardłem spływa jej rzeka ropy. Okazało się że córka zaraziła się gronkowcem i to było przyczyną kataru, a gdy bakterie schodziły do gardła to dostawała anginę. W szpitalu spędziła 3 dni nawodnili ją, przepisali odpowiednie leki i gronkowca zwalczylismy. Od tamtej pory nie ma kataru, nie ma anginy, ogólnie nie choruje.
Oj jak ja to dobrze znam. Syn poszedł od września do przedszkola wcześniej miał może dwa razy do roku katar a teraz to idzie się tylko załamać. Po jednym dniu już miał wirusa za nim młodsza siostra i ja. Poszedł tydzień i znowu 1,5 w domu bo zapalenie uszu. Wyleczyliśmy minęłO kilka dni w przedszkolu kolejne zapalenie więc tym razem został dłużej w domu mimo że lekarze mówili że ucho nie jest przeciwskazaniem do nie chodzenia do przedszkola mimo brania antybiotyków. Po tym był dosłownie dwa dni w przedszkolu i trzecie zapalenie uszu więc skierowanie na pilne do laryngolog okazało się że mg ma już wielki ropny bąbel. LaryngolOg też stwierdziła że jak minie weekend to jeśli nic mu nie będzie to może nadal chodzić dziwne to dla mnie. Przez te uszy ma też ciągle katar a przez katar kaszel. Badany przez sześciu lekarzy w ciągu 1,5 miesiąca każdy dawał już inne leki i katar wciąż nie mija co zresztą też utrzymuje się u młodszej córki. I szczerze sama nie wiem już co robić bo lekarze mówią że niby nic mu nie jest że może chodzić do przedszkola ale też czasem myślę o innych że zaraz będą krzywo patrzeć że zamiast zostawić w domu to puszczam. I nie wiem czy w ogóle zostawić go w domu i zapomnieć o przedszkolu czy mimo tego wszystkiego niech chodzi. Oczywiście z gorączką czy biegunka lub wymiotami bym nie puściła. A katar jest wodnisty ale nie alergiczny bo zaczął się u dwójki od momentu chodzenia starszego do przedszkola i weź tu bądź mądry. ..
Od tamtego roku moja córka chodzi do żłobka, bardzo szybko złapała katar i to taki utrudniający oddychanie, oczywiście poszłam do lekarza bo wcześniej w ogóle nie chorowała. Powiedziano nam ze nie mamy co liczyć ze katar zniknie szybciej niż w maju. Myśleliśmy ze to takislaby ” żarcik” pani doktor. Na szczęście nic poważnego nie złapała przez cały rok, a katar raz był zielony a raz przezroczysty. W tym roku spoko kolegów i koleżanek mojej córki widzę już z „gluciochami” ale ona zdrowa. Myśle sobie ze ten pierwszy rok wśród dzieci jest najtrudniejszy. A my tez powinnismy bardziej hartować dzieci i budować ich odporność.
Nie pojmę tych jęków o chorych dzieciach. W Skandynawii wszystkie dzieci mają gluta i to jest NORMALNE, a w Polsce byle katar to choroba, którą leczy się antybiotykiem. Bakterie są przede wszystkim w domu, a nie w przedszkolu i to w domu, a nie przedszkolu dziecko się zaraża. W przedszkolu są po prostu inne bakterie, inna flora, więc jeśli dziecko do tej pory się z nimi nie spotkało, to zachoruje. Wiesz z czego dzieci łapią choroby w przedszkolu? Z wykładziny. To cudowne siedlisko żyjątek wszelkiej maści. Wcale nie bezpośrednio od zakatarzonego kolegi. :)