Miałam olać to, nie podejmować tego tematu publicznie, ale przekonała mnie do tego moja znajoma, której opowiedziałam naszą ostatnią sytuację. Asia napisała mi później tak:
„Magda, takich oburzonych jest więcej i o tym trzeba głośno mówić! To że kobieta stosowała na swoich dzieciach kary cielesne i nie potrafiła wczuć się w problemy dziecka, to nie znaczy, że to jest prawidłowe. Czas skończyć z tym poglądem, że dziecko jest od tego, aby się do wszystkich uśmiechało a inne emocje ma zostawić na wyjątkowe okazje. Gniew, płacz, smutek, rozczarowanie – tego nauczy się kontrolować, jak będzie większe. A my jako rodzice jesteśmy od tego, abyśmy byli jego wsparciem, a nie katem i krok po kroku wprowadzali je w bardziej dojrzały świat i uczyli ich emocji. Dziecko nie nauczy się wszystkiego od razu. Nie daj się i napisz o tym, aby ludzie przejrzeli na oczy, że nie wszystkie dzieci grzecznie stoją u boku rodzica na baczność. Nikt nie zna historii danego dziecka, jego wrażliwości i problemów, z jakimi się mierzy na co dzień.”
I Asia miała rację. Myślę, że jest to bardzo dobry temat na post, aby otoczenie zrozumiało, że …
…każde dziecko jest inne.
Zaraz opowiem Wam, co dokładnie się nam przytrafiło.
To że większość osób wychowywanych w latach 40-tych, 50-tych, 60-tych czy 70-tych jako dziecko była w dzieciństwie grzeczna, ułożona i idealna z pozoru, to niekoniecznie efekt tego, że ich rodzice potrafili ich wychować na idealne dzieci. To często (choć oczywiście nie zawsze) jak to powiedziała moja mama, efekt tego, że dostawali tzw. „wpierdziel” przy każdej najmniejszej okazji, czy to klaps w tyłek, czy też uderzenie np. kapciem czy innym przedmiotem.
Takie zachowanie ich rodziców nauczyło ich tego, że mają się nie wychylać i muszą przestrzegać pewnych reguł, jakie narzucają im rodzice. Dlaczego brakowało czasu na rozmowę, wspólną naukę, tłumaczenia? Krzyk i klaps był metodą. I nikt bądź prawie nikt nie dostrzegał w dziecku jego indywidualizmu, potencjalnych problemów sensorycznych czy innych większych bądź mniejszych potrzeb.
Każdy oczekiwał, że dziecko ma mieć określony zbiór przymiotów, którymi powinno się charakteryzować i należy je tego wyszkolić za wszelką cenę.
Totalnie się z tą metodą nie zgadzam. A gdzie pole na to, aby dostrzec przyczynę pewnych zachowań? Podejść bliżej danego dziecka? Wsłuchać się w niego, dostrzec pewne zachowania i … spróbować połączyć kropki?
Wiecie, co mnie ostatnio spotkało w kolejce? O tym właśnie jest dzisiejszy post. Staliśmy już z Teośkiem na ostatniej prostej, bo przy kasie jednego ze sklepów. I jak to przy kasach bywa, było przy nich mnóstwo pokus, lizaków i innych słodyczy. Za nami stała pewna pani, w wieku powiedzmy już dojrzałym, i obserwując mojego syna co chwilę komentowała coś pod nosem. Trudno było zorientować się, czy mówi to do siebie czy może chce, abym się do tego odniosła. Dzieliły nas jakieś dwa metry, dlatego w pewnym momencie uznałam, że zacznę się odnosić do tych jej dziwnych komentarzy, bo raczej kierowane są bezpośrednio do nas, skoro są takie dosyć głośne pomimo dzielącej nas odległości.
– A to w końcu chłopiec czy dziewczynka, bo długie włosy ma jak dziewczynka, ale zachowuje się tak, że nie przystoi to dziewczynkom.
– Jestem chłopcem. – odparł stanowczo mój Teosiek.
Od potrafi obronić się w takich sytuacjach. Robi wtedy tę swoją dość groźną jak jak dziecko minę ;-) i pogrubia głos.
– A wyglądasz jakbyś był dziewczynką. – rzuciła znowu owa pani.
– Widzi pani, jak to nasz wzrok może nam psikusy płatać? – rzuciłam w jej stronę.
Minęła minuta a może dwie, bo pan przed nami, obcokrajowiec, miał problem z płatnością i czekaliśmy aż uda mu się zapłacić. W tym czasie mój syn zaczął kolejne błagania o lizaka. Nie zgodziłam się na lizaka, gdyż przed wejściem do sklepu mieliśmy taką umowę, że kupujemy tylko to, co mamy na liście, a słodycze na naszą tzw. „Słodką Sobotę” kupimy w piątek.
Łzy płynęły mu z oczu jak grochy, tłumił złość za wszelką cenę i starał się opanować emocje. Mój Teo ma zaburzenia integracji sensorycznej i bardzo trudno mu kontrolować niektóre emocje. To przeinteligentny facet, wyjątkowo sprawny fizycznie, wygadany jak mało kto, ale z emocjami ma akurat problem. Ćwiczymy to codziennie, dlatego sama dobrze wiedziałam, jak bardzo musiał się kontrolować, aby nie wybuchnąć w kolejce złością przy ludziach i nie tupać nogami z całych sił. On odczuwa pewne emocje bardziej po prostu i musi uczyć się je kontrolować. Wiele dzieci również ma tego typu problemy, dlatego ich reakcje bywają wyolbrzymione dla otoczenia, choć dla nich są właśnie takimi, jak je odczuwają i to pokazują.
Staliśmy w tej kolejce, Teosiek trzymał mnie mocno za rękę i tłumił tę złość, która w środku w nim buzowała. Ja tłumaczyłam szeptem, że zaraz temat przegadamy, że jest bardzo dzielny i jestem dumna z tego, że daje radę i wie, że lizak w tym momencie jest poza skalą naszych dzisiejszych zadań.
Znowu odezwała się starsza pani, która próbowała ponownie zagadać:
– Mój Wojtuś potrafił się zachowywać, jak był w jego wieku. Teraz te dzieci wszystko mogą, a rodzice nie potrafią nad nimi zapanować. Proszę bez urazy, ale to było niedopuszczalne, żeby mój syn tak tupał. Dostał klapsa kilka razy i to zawsze działało.
– Niedopuszczalne to jest wtrącać się w nieswoje sprawy i bić dzieci. – rzuciłam i odwróciłam się na pięcie.
Może kobieta miała problemy natury psychicznej. A może nie. Może taka właśnie była jej natura, że lubiła oceniać zachowania innych przez pryzmat swoich doświadczeń.
Powiem Wam jedno – jeszcze 5 lat temu, kiedy byłam mamą tylko jednego dziecka (grzecznego i potrafiącego się w większości sytuacji zachować) to patrząc na tupiące w kolejce dziecko, możliwe że przewróciłabym oczami i byłabym zdziwiona.
Teraz odkąd zmieniła się moja perspektywa, bo mam drugiego syna, który odbiera świat mocniej i jego doznania sensoryczne niekonieczne odpowiadają temu, do czego ludzie byli przyzwyczajeni 50 lat temu czy nawet są przyzwyczajeni w obecnych czasach, to wiem że KAŻDE DZIECKO JEST inne i KAŻDE DZECKO MA SWOJĄ HISTORIĘ, dlatego nie mamy prawa nikogo oceniać.
Zamiast oceniać wspierajmy, jeśli nie dobrym słowem to chociaż życzliwym uśmiechem.
Teraz, kiedy widzę na spacerze dziecko, który wyrywa się swojej mamie i zaczyna tzw. „scenę histerii” kładąc się na ścieżkę spacerową, nawet przez myśl mi nie przyjdzie ocenić tej mamy czy zachowania dziecka. Jedyne na co mam ochotę, to przytulić ją i tego malucha, bo wiem, ile to kosztuje ją i jej dziecko, aby nauczyć się emocji, próbować je kontrolować i je oswoić.
Nie oceniajmy. Nie bądźmy tą panią w kolejce, która wolała ocenić dziecko, którego totalnie nie znała, przy okazji chwaląc się, jakie to ona ma swoje zajebiste, średniowieczne metody wychowawcze.
Uściski! Bo aż się we mnie na nowo zagotowało. Uff :-)
16 komentarzy
Nie jest to żadne tłumaczenie i usprawiedliwianie tej pani oczywiście ale wydaje mi się że większość komentarzy może być wynikiem braku kontaktu dzieckiem i problemami.
A nie każde dziecko które w sklepie robi wielką aferę ma problem z nie radzeniem sobie z emocjami.
Nie oszukujmy się są dzieci które są po prostu „rozpuszczone”. Które z jednym rodzicem potrafi radzić sobie świetnie jeśli rodzic na coś się nie zgodzi to dziecko to po prostu przyjmuje ale już z mniej konsekwentnym rodzicem robi aferę bo wie że tym zyska.
i jest dużo kobiet które jakiś komentarz w sklepie może skłonić do porozmawiania z dzieckiem o emocjach i o tym że tego typu zachowanie może po prostu komuś przeszkadzać i dlatego tak nie można. Chociaż zdaje sobie sprawę że może przez komentarze właśnie konsekwetnosc nie zostanie zachowana.
Nie jest to żadne tłumaczenie i usprawiedliwianie oczywiście ale wydaje mi się że większość komentarzy może być wynikiem braku kontaktu dzieckiem i problemami.
A nie każde dziecko które w sklepie robi wielką aferę ma problem z nie radzeniem sobie z emocjami.
Nie oszukujmy się są dzieci które są po prostu „rozpuszczone”. Które z jednym rodzicem potrafi radzić sobie świetnie jeśli rodzic na coś się nie zgodzi to dziecko to po prostu przyjmuje ale już z mniej konsekwentnym rodzicem robi aferę bo wie że tym zyska.
i jest dużo kobiet które jakiś komentarz w sklepie może skłonić do porozmawiania z dzieckiem o emocjach i o tym że tego typu zachowanie może po prostu komuś przeszkadzać i dlatego tak nie można. Chociaż zdaje sobie sprawę że może przez komentarze właśnie konsekwetnosc nie zostanie zachowana
Ja myślę, że to nie jest żaden pretekst do komentowania :)
Oczywiście, jeżeli dziecko ci się naprawdę naprzykrza (np. kopie ci fotel w kinie albo, nie wiem, leci z łapami do twojego psa na spacerze, nawet nie zapytawszy, czy można pogłaskać), to masz wręcz obowiązek się odezwać i bronić swojej przestrzeni osobistej. Ale leżące dziecko w alejce w parku, które wyje wniebogłosy, chociaż nie dzieje mu się krzywda, powinno być wg mnie obiektem zainteresowania nikogo poza jego bliskimi, którzy w danej chwili się nim zajmują
I jak przekonać męża, dziadka 10-latka który ma mocny chsrakter(dokładnie, jak dziadek) i jest w wieku buntu. A dziadek (mój mąż) nie tłumaczy, nie stara się zrozumieć, tylko rozkaz i złość. Moja dusza (38 lat pracy nauczycielskiej) też się buntuje. Jestem z mężem 7 lat po ślubie, zatem nie jestem w stanie Go przekonać. Ma swoje ” 0kularywidzimisie”…
Jak widzę zbuntowanego berbecia na ziemi to mam ochotę przytulić rodziców :D Mój pierwszy to buntownik pierwszej wody. Dzień w dzień każdy powrót do domu kończył się krzykiem i płaczem na klatce schodowe ( 1 piętro, a ja byłam wtedy w ciąży z drugim)j. Nieważne, czy spacer, zakupy były krótkie, czy długie, czy świeciło słońce, padał deszcz. Zawsze krzyk. Raz pewnego dnia sąsiadka nie wytrzymała i zeszła do nas mówiąc: „Witek błagam Cię, za każdym razem jak tak nagle krzyczysz jestem bliska zawału. W końcu tego nie przeżyje.” Oczywiście powiedziała to z poczuciem humoru nie z wyrzutem. Od tamtego czasu było jakoś tak łatwiej przejść klatkę schodową :)
Cześć, napisze trochę w innej sprawie, bo w pewnym momencie czułam się jakbym czytała o moim Teo, który jest bardzo bystry, prowadzi inteligentne rozmowy, gra w piłkę ale jest tak bardzo emocjonalny i nie umie sobie radzić ze swoją, przede wszystkim, złością. My również :( w jaki sposób ćwiczycie? Co możesz polecić by pomoc dziecku panować nad swoimi emocjami?
Pozdrawiam serdecznie!
Moja ma 11 lat już i podejrzewam, że również ma problem z emocjami, choć wszyscy wmawiają nam, że zwyczajnie jest niegrzeczna. Jak można jej pomóc?
Świetny artykuł. Zawsze dziwię się ludziom którzy komentują w taki sposób zachowanie czyjegoś dziecka… „Bo moje nigdy by czegoś takiego nie zrobiły”…To niech się cieszą że nie muszą się mierzyć z tyloma emocjami naraz (nie dosć że emocje dziecka to jeszcze nasze w takiej sytuacji). Tak samo nie lubię wtrącania się w sposoby wychowawcze… Mój średni syn kiedyś jak prosił w sklepie o lizaka – mimo umowy że dość słodkości na dziś i lizaki są w domu – też zaczął tupać i z prośby zrobiły się żądania to jedna Pani w tej kolejce stwierdziła „No niech Pani mu już kupi tego lizaka po co ma się tak denerwować” 😂😂 Powiedziałam jej ze jak bardzo chce może sama mu go kupić a rachunek za dentystę chętnie potem jej wyślę do zapłacenia 😂 mina bezcenna i skończyły się dobre rady 😁
Mój 5 letni syn ma problem „skarpetkowy”. Naciąga skarpetki do granic możliwości aż mu się paluszki podginają i na tak naciągnięte musi natychmiast założyć buty bo inaczej jest histeria, że skarpetki niewygodne. Długi czas wściekałam się na niego za to (zwłaszcza rano po kilku zmianach skarpetek). Teraz nauczyłam się podchodzić do niego ze spokojem i czułością, przytulam pozwalając wyciszyć emocje, bo uświadomiłam sobie, że jego histeria nie jest jego wymysłem tylko reakcją na pewne bodźce. Teraz dużo łatwiej nam to „ogarnąć”. Moja złość tylko potęgowała jego negatywne emocje i zawsze wywoływała odwrotną reakcję od oczekiwanej.
Ale każdy kto patrzy na to z boku uważa, że młody „wydziwia” i jest rozpuszczony a matka daje sobie wchodzić na głowę ;-)
Mój syn jeden syn też ma problem z emocjami.. Stało się to po urodzeniu drugiego syna. W pt wizyta u psychologa.. Damy radę.! :)
Jestem kasjerką w markecie i na co dzień mam okazję napatrzeć się jak ludzie traktują swoje dzieci, szczerze to wolę żeby pozwoli im sobie popłakać nad tym „niedostaniętym” lizakiem czy jajkiem niespodzianką, niż kiedy warczą na nie właściwie nie wiadomo za co, chyba za sam fakt, że są i oddychają, czasem widać jak się z trudem hamują, by nie przyłożyć dziecku publicznie, inaczej nie potrafią niż krzykiem i biciem … 500+ brać na to dziecko umieją, ale szanować je to już nie … świetny artykuł, gratuluję :)
Temat bardzo ważny. Pouczanie rodziców małych dzieci w kolejkach czy na placach zabaw – w ostatnich latach stało się czymś na porządku dziennym.
Jednak mnie bardzie denerwuje pozwalanie sobie obcych ludzi na zaczepianie moich dzieci, zagadywanie ich czy co gorsza próby łapania za rączki czy głaskania po głowie czy o zgrozo proponowanie cukiereczków- takie zachowania już stanowczo wyprowadzają mnie z równowagi.
Nie generalizowałabym więc, że wszystkie niegrzeczne, bezczelne bąbelki mają problemy sensoryczne. Niektóre są też totalnie egoistycznie wychowywane przez swoich rodziców… a mówiąc wychowanie zupełnie nie mam na myśli kar, tym bardziej cielestych.
Zawsze są dwie strony medalu…
Zgadzam się z tym, że wielu rodziców w zaledwie różnorodnych metod wychowawczych, mierząc się z problemami dnia codziennego i różnymi charakterami swoich dzieci, a także własną niewiedzą – przechodzą przez różne spektra. Od ulegania dzieciom i pozwalania, by było centrum świata, po deprecjonowanie go, jako człowieka.
Mnie samą doprowadza do szału wydzierające się wniebogłosy dziecko w sklepie czy na ulicy, ale stojąc z boku i nie znając sytuacji danej rodziny naprawdę aroganckie jest wygłaszanie takich komentarzy na głos.
A i samym rodzicom na pewno nie jest wtedy łatwo. Wzięcie oddechu i uśmiechnięcie się do drugiego człowieka, pokazując, że rozumiem i nie oceniam – wiele nie kosztuje.
Kobiecina która tak się zachowuje jest okropna i zasługuje na napiętnowanie ale przede wszystkim to wina sklepu że umieszcza słodycze koło kas tam gdzie ludzie muszą stać w kolejce, także z dziećmi, celowo i świadomie żeby ich postawić w takiej sytuacji jak jest opisana (długie oczekiwanie, dziecko chce słodycze i zmusza rodzica płaczem żeby mu kupić). W Anglii pewne sklepy przestały to robić, Tesco i Lidl już nie mają słodyczy koło kas. ASDA nadal ma. Pamiętam że kiedyś raz już stałem z dzieckiem w takiej pułąpce, płakało, chciało słodycze a przed nami kasjerka wesoło gaworzyła z poprzednim klientem sklepu chyba jej znajomym leniwie przesuwając towar żeby jak najdłużej rozmawiać i wkurzyłem się wtedy i wyszedłem z tej kolejki, zostawilem im cały wózek zakupów do posprzątania… Potem długi czas nie robiłem tam zakupów aż dzieci nie podrosły.
Nie tylko ludzie starsi młode mamusie są nieraz gorsze jak starsze osoby. Plotkary a udają że ich dzieci są super chyba przy nich .Nie ma się co przejmować . Każde dziecko jest inne.