Dzisiaj przed południem byliśmy całą rodziną świadkami jak ok. 8-10letni chłopiec wpadł w furię, kiedy na dziale z zabawkami jego mama odmówiła mu zakupu kolejnej zabawki.
Myślałam przez chwilę, że to jest jakaś prowokacja. To moje myślenie to był pewnie efekt tego, że naoglądałam się ostatnio tzw. „pranków” na youtubie, kiedy ludzie byli wkręcani w jakieś sytuacje, po czym okazywało się, że są one dobrym, wyreżyserowanym żartem. Tymczasem poranna sytuacja prankiem nie była, chociaż ewidentnie była totalnie przerysowana i trudno mi było uwierzyć w to, co widzę.
Podczas szukania klocków dla naszych chłopców wspomniany wcześniej chłopiec najpierw zwyzywał swoją matkę posługując się naprawdę wyszukanym słownictwem, a następnie oparł się o półki z zabawkami robiąc bardzo naburmuszoną minę co chwilę zerkając, czy ta sytuacja zrobiła wystarczające wrażenie na jego mamie. Kiedy ona nic po sobie nie pokazywała, że w jakikolwiek sposób jest tą sytuacją poruszona, chłopiec wstał i oznajmił jej, że właśnie robi cytuję: „ślizg na kolanach” w nowych jeansach, które mu wczoraj kupiła. W jego mamie chyba w tamtym momencie się zagotowało, bo wydarła z rąk chłopca jakieś pudełko i pędem udała się do kas. Chłopiec pognał za nią.
Mogę się tylko domyślić, że zapewne nie wytrzymała presji i dla świętego spokoju kupiła mu to, co on chciał.
I teraz żebyśmy mieli jasność – oczywiście, dopuszczam taką możliwość, że wspomniany chłopiec mógł cierpieć na jakieś zaburzenie, które jego rodzicom trudno było kontrolować. Nie oceniam w tym wypadku, tylko próbuję na świeżo opisać zjawisko, którego byłam świadkiem a również mnie kiedyś dotyczyło. Abstrahując od tej sytuacji – zapewne jak ja, również byliście kiedyś świadkami, gdy dzieciaki w sklepach przejmowały pałeczkę i okręcały sobie rodziców wokół palca.
W tamtym momencie, kiedy ten dość spory już chłopiec zrobił tę głośną scenę, przypomniałam sobie te wszystkie sytuacje, w których mój najstarszy Syn wkraczając w wiek większej świadomości i okres „manipulowania” swoimi rodzicami (miał wtedy ok. 2 lata), również próbował tego rodzaju sztuczek. Ja byłam tą, która była najbliżej tego, aby ulec synowi (ledwo trzymając nerwy, cierpliwość i łzy na wodzy, przyznaję) bo dosyć miałam wrzasków i pisków, kiedy nie pozwalałam mu wziąć z półki jakiejś zabawki oznajmiając mu, że zabawki on dostaje tylko na wyjątkowe okazje. Mój Mąż natomiast zawsze stał na straży zdrowego rozsądku i w tego typu chwilach wspierał mnie, brał moją stronę i kategorycznie odmawiał zakupu. Zupełnie nic sobie nie robił z tego, że chłopak drze się wniebogłosy, próbuje nas szczypać i odreagowywać swoje niezadowolenie. Podziwiałam wtedy jego stoicki spokój.
Jednak za moment przypomniałam sobie jeszcze jedno! Po ok. 3-4 tego typu akcjach, które nam zafundował najstarszy Syn i po naszej kategorycznej odmowie zakupu czegokolwiek oraz tłumaczeniu, że za moment będziemy w domu i tam będą jego ulubione zabawki, sprawa wrzasków, pisków i wpadania w furię nagle minęła jak ręką odjął! Czyli reasumując – wystarczyło kilka sytuacji, podczas których staliśmy twardo na naszym stanowisku nie ulegając dziecku, a okazało się, że dziecko przyjęło tego typu sytuację jak coś, na co nie ma wpływu, z czym musi się naturalnie pogodzić.
Jaki wyciągnęłam wniosek? Całe nasze szczęście, że w porę zareagowaliśmy wyznaczając granice pewnych zachowań i limity, w jakich się poruszamy, ponieważ dziecko do tych zasad się dostosowało! Pytanie: czy miało wtedy inne wyjście? Raczej nie :-) Dzieci nie są głupie – patrząc na moich synów wiem, że i oni oceniają po pewnym czasie realne szanse otrzymania czegoś, co jest lub nie jest w ich zasięgu. Kiedy widzą, że matka ulega – to będą prosić za każdym razem. Kiedy widzą, że mówię „NIE” bez mrugnięcia okiem – odpuszczają, bo widzą, że mur jest twardy i nieustępliwy ;-)
Konsekwencja. Słowo klucz – cholernie trudne do wdrożenia w życie ( sama coś o tym wiem) jednak jakże skuteczne! ;-)
Piąteczka!
1 komentarz
Oj właśnie tego mi potrzeba było, mam dwie dziewczynki i właśnie starsza -7 latka nauczyła się wymuszać wszystko co chce. Na szczęście nie robi awantur, ale smutną minką, czasem łzami, cichutko łkając powoduje, że choć wiem, że zakup jest bez sensu, nie umiem jej odmówić, serce mi się kraje, że jest smutna, a z drugiej strony biorą mnie złości, że jestem taka słaba. Zresztą jak ja odmówie to tatuś kupi, „bo co dziecku będę żałował” wiem, że im szybciej nauczymy się konsekwencji wobec niej tym lepiej, ale kiedy to takie trudne.