Kończyliśmy nasz rodzinny pobyt w Górach Sowich. Zaliczyliśmy kilka świetnych miejscówek, którymi niebawem podzielę się z Wami na blogu.
W drodze powrotnej wpadliśmy jeszcze do jednego miejsca na śniadanie i kiedy już się zawijaliśmy w powrotną drogę, to nieopodal jednego z górskich zakrętów, gdzie rozmieszczone były małe nadjeziorne turystyczne chatki, naszym oczom ukazał się widok niebelejaki!
Kilka metrów od restauracyjnej bramy z portkami opuszczonymi aż po kolana stał facet. Wyginał się na tym zakręcie, jakby był co najmniej Rihanną, i starał się nie obsikać sobie butów. Zamknijcie teraz oczy i nie czytajcie następnego zdania. Fujara na wierzchu, brzuch na wierzchu, ręka na fujarze, spodnie po kolana, przechył godny Tarzana, szyderczy uśmiech na twarzy i łapka machająca do kierowców. Jakbym miała kijek, to bym go nim szturchnęła, aby chłop wpadł w te pokrzywy, w których się pławić powinien za karę od kilku dobrych minut.
Miejscowość turystyczna. Spacerowiczów od groma a facet ubrany niemalże niedzielnie i na wysoki połysk, wygina śmiało ciało i opróżnia zbiornik. Myślałam, że zwymiotuję.
Długo ta sytuacja tkwiła mi w głowie. Zastanawiałam się, z czego wynika ten brak kultury. Skąd się biorą jednostki, którym się wydaje, że tego typu widoki to normalka a problem to mam ja, bo niepotrzebnie patrzyłam w tamtym kierunku.
Nie musiałam długo czekać!
Kilka godzin później bawiliśmy się z dziećmi nad jedną z miejskich fontann. Obok nas mnóstwo dzieciaków i ich rodziców. I słyszę nagle:
– Kacperku! Kacperkuuu! Jak będziesz chciał siusiać, to powiesz mamusi, dobrze?!!
– Dobzie!
– Na pewno nie chcesz siusiać?
– Nie chciem!
Minęło kilka minut i znowu słyszę nawoływanie.
– Kacperku, chce Ci się siusiać?!!!
– Trosieczkę.
– To ciekawe, gdzie Ty będziesz tutaj siusiać. – dodała jego mama.
– W co drugiej restauracji wpuszczają małe dzieci z potrzebą, niech Pani spróbuje. O do tej na przykład. Wskazałam restaurację oddaloną o dosłownie 20 metrów. Albo tu za rogiem jest ewentualnie szalet miejski, o dziwo czysty. – dodałam, bo kobieta wyglądała na zakłopotaną.
– Ehe, ehe. – odchrząknęła od niechcenia.
Długo na rozwój akcji nie musieliśmy czekać! Podeszła do syna, opuściła mu majtki, wzięła na ręce i z gołym tyłkiem na wierzchu kazała mu sikać do fontanny. Od stojącego tuż obok zgarnęła takich ochrzan, że zawinęła się i uciekła szybciej niż przyszła. Szkoda, że nie było w pobliżu strażników miejskich, to by miała już pewność, że czasami lepiej zapłacić złotówkę za toaletę niż stówencję mandatu za głupotę i bezczelność.
Pytacie, gdzie skąd biorą się tacy przy drodze z klejnotami na wierzchu?
Właśnie stąd. Rozumiem nagłe, wyjątkowe sytuacje, gdzie trzeba na gwałt z dzieckiem szukać krzaka, bo do pobliskiego ustępu drogę trzeba liczyć w setkach metrów albo kilometrach, a w powietrzu wisi awaria. Ale w samym centrum dużego miasta? Gdzie restauracji jest bez liku, do wyboru do koloru, i za drobną opłatą a często zupełnie bezpłatnie można dziecku umożliwić załatwienie potrzeby w normalnych warunkach? Nie, lepiej się wysikać i za przeproszeniem wysrać do miejskiej fontanny, w której za chwil parę inne dzieci będą moczyły ręce.
Nie, moje dzieci nie sikają, gdzie popadnie. Staram się ich uczyć na miarę moich i ich możliwości, że swoje potrzeby załatwiamy w miejscach do tego przeznaczonych, a nie tam, gdzie popadnie i niektórym się wydaje, że wolno!
Fuj.
4 komentarze
Dokładnie tak jak piszesz – dzieci należy uczyć od małego, że sika się w toalecie, a klejnoty pokazuje co najwyżej pani doktor, a nie całemu światu! Mnie też brzydzą „sikacze” przy drożni, ale szczytem był widok przy drodze w Jurkowie starszej pani, która z wypiętym zadkiem w stronę ronda robiła kupę .. To dopiero FUJ! ;P
Bleeee. Ja też moim dzieciom nie pozwalam załatwiać się gdzie popadnie. Wiadomo czasem sytuacja taka, że w jakiś krzak trzeba iść, ale to taki krzak oddalony od miejsca gdzie inne dzieci mogą się bawić. Jednak gdzieś w centrum miasta wolę zapłacić i 10 zł żeby moje dzieci nie musiały przed wszystkimi „świecić tylkiem”
Popieram! I zabawa w fontannie to czysta glupota jak dla mnie. Siedlisko brudu i bakterii. Jestem stanowczo na nie zabawom w fontannie i sikaniu gdzie popadnie bo „to przeciez tylko dziecko”!
Szczyt szczytem jest sikanie do fontanny. Takich rzeczy się nie robi. Co do fontann to tam kąpią się też nocami bezdomni. Więc jest to siedlisko brudu, bakterii i bóg wie jeszcze czego. Co do sikania gdzie popadnie jeśli chodzi o dzieci to Ja z młodszym dzieckiem w „mieście” gdy chce mu się siku idę do toalety albo jakiejś restauracji, cukierni czy jak trzeba do szaletu miejskiego. Jednakże gdy jesteśmy w parku na placu zabaw a toalet nie ma w pobliżu to idę z dzieckiem aby wysiusiało się koło krzaka albo dużego drzewa koło placu zabaw. I tu nie widzę nic złego. Bo dziecko małe nie wstrzyma za długo jak mu się chce a zwłaszcza gdy dobrze się bawi i czeka z zawołaniem do ostatniej chwili. No i noe jest to nagminne raczej raz na jakiś czas.