Uczę się, cały czas się uczę. Pokonuję małymi krokami dystans, który dzieli mnie między „mną teraz” a „mną, do której dążę”. Czeka mnie długa droga. Wyboista, kręta i nieskończona. Widzę na szczęście światełko w tunelu.
Jakiś czas temu pewna osoba zatrzasnęła mi drzwi przed nosem po tym, jak oznajmiłam ze spokojem i po wytłumaczeniu moich powodów, dla których nie dam rady czegoś dla niej zrobić. Czegoś mega dla mnie czasochłonnego, mimo że wiedziała, że w domu mam dwójkę wybitnie absorbujących dzieci.
– A ja myślałam, że Ty mi pomożesz! Głupia łudziłam się, że jesteś jedną z tych osób, które widzą przyjaciela w potrzebie i nie odwrócą się do niego plecami. Zawiodłam się na Tobie. – oznajmiła mi i odwróciła się na pięcie.
– Przykro mi, ale nie pomogę Ci. W domu czekają na mnie dzieci a ja starszakowi obiecałam, że zbudujemy razem zamek przed snem. Pobudkę najmłodszy robi mi o 5.30. Chyba, że przyjdziesz rano i się nim zajmiesz, a ja wtedy ogarnę temat. Pasuje Ci? – zapytałam.
– Wiesz, wolałabym jednak wieczorem, rano muszę się wyspać.
– ………. – chwila ciszy i nie wytrzymałam. Wewnętrzny śmiech nie chciał za cholerę zostać wewnątrz mnie i parsknęłam doniośle :D
Rozumiecie to przegięcie? Ludzie momentami nie czują klimatu.
Uczę się priorytetyzowania. Ustawiam moje życie w sposób, który będzie jak najlepszy dla mojej rodziny. Przyznaję jednak bez bicia, że jeszcze jest we mnie trochę z dawnej Magdy, która czasami zapomina, że nie jest już sama na tym świecie i musi nie tylko myśleć o sobie, ale o rodzinie, w której ona jest jednym z czterech głównych składników. Ale dochodzę do tego balansu.
Uczę się segregowania. Segregowania obowiązków i przyjemności. Otwierając rano oczy znam moje obowiązki wobec mojej rodziny i wiem, co jeszcze czeka mnie do zrobienia poza nią. Trzymam moje oczy zamknięte i ustawiam wszystko na półki ważności. Czasami ze wszystkim idealnie wceluję a czasami chybię, i wtedy moje dziecko chodzi smutne, bo mamie nie udało się pobawić z nim tyle, ile ono by chciało. A ja zdecydowanie nie chcę widzieć w mojej rodzinie smutnych min. Chciałabym być ze wszystkim na czas.
Uczę się zostawiania rzeczy na później. Niektórym wydaje się, że jakiś email nie może poczekać, bo gdzieś-tam się pali i wali a ja mam pewne potrzebne dane, które muszę wysłać w ciągu 5 minut. Wg niektórych powinnam już-teraz zostawiać wszystko, a właściwie wszystkich, zostawić moje dzieci w połowie usypiania, zostawić robienie posiłku dla ich głodnych brzuchów, i lecieć na łeb na szyję gasić wirtualny pożar, który nie ja wywołałam. Nie. Bo jeśli ja mam na gwałt gasić czyjś pożar, to często rozniecę swój własny ogień, z którego powstanie coś, czego nikt mi gasić nie pomoże. Praca z dziećmi w domu do przyjemnych nie należy, wie to tylko ten, który przez to już przeszedł. A ja staram się zawsze stawać na możliwie najwyższej „wysokości zadania”.
Pewne rzeczy muszą poczekać. Pewne osoby muszą zrozumieć.
Uczę innych stania w kolejce. Przestałam mieć już wyrzuty sumienia, że komuś z moich znajomych nie dam rady pomóc mimo najszczerszych chęci i dobrych wspólnych fluidów. Nie z niechęci czy lenistwa, a braku czasu. Innemu czegoś nie zaoferuję albo nie wykażę się inicjatywą zrobienia kolokwialnej „dodatkowej sałatki”. Czasami udaje się zrobić dla kogoś coś ekstra, nie będę się jednak chwalić, że jest to częste.
Moja doba przestała być rozciągliwa od kiedy mam dzieci. Taki mam klimat, nic na to nie poradzę. Od kiedy dzieci są na horyzoncie uczę się myślenia o naszym wspólnym dobru. Bywam też czasami wśród ludzi egoistką do szpiku kości. Bo ja w przeciwieństwie do nich mam świadomość, że zrobienie dla kogoś małej przysługi w postaci ogarnięcia szablonu strony internetowej, to dla mnie 6 godzin wyjętych z wybitnie napiętego tygodnia.
6 godzin to 3 spacery z moim trzylatkiem, których nie zrobię.
6 godzin to 6 wypraw na belgijskie frytki z moim starszakiem.
Te 6 godzin, które dla innych mogą się wydawać kwadransem, są dla mnie brakiem wieczoru przy lampce wina z moim Mężem.
Dlatego zaczęłam uczyć ludzi stawania w kolejce albo pogodzenia się z tym, że im nie będę w stanie pomóc. Bo czyjeś priorytety niekoniecznie bywają moimi priorytetami, choćbyśmy nie wiem jak próbowali. Czyjeś priorytety są niestety zazwyczaj moimi obsuwami, na których tracą moje dzieci.
Cieszę się, że większość jednak to rozumie. Bardzo to doceniam. To nie z egoizmu moje zachowanie wynika, a ze strachu uciekającego czasu i potrzeby robienia rzeczy „najważniejszych”, bo na „inne” czasami czasu nie mamy…
Najważniejsze jest moja rodzina, serio. Inni muszą stanąć w kolejce.
19 komentarzy
Jeeezuu, właśnie mam taki dylemat… Czy zobowiązać się w pracy do czegoś, co pochłonie mnie całkowicie, zaangażuje społecznie i finasowo kosztem rodziny, ale wypada dla dobra stanowiska i prestiżu to zrobić… Czy powiedzieć, niestety nie tym razem… Moja rodzina mnie potrzebuje… Muszę rano dać odpowiedź… I, Szczesliva, pomogłaś mi podjąć decyzję. Dziękuję,,,,
Bardzo mądrze. Ja właśnie staram się tego nauczyć mojego męża, przyznam z marnym skutkiem. Jak na razie jesteśmy na etapie”Ty mi na nic nie pozwalasz!”. Rozumiecie???Ja Mu na nic nie pozwalam, staremu koniowi, dorosłemu człowiekowi. Inni mają meble poskręcane a u nas….no cóż szafki skręcone,ale nie wyregulowane i otwierają się dwie na raz. U dziewczynek lampa wisi, ale nie jest przykcona osłonka, a o maskownicach na futryny to już nie wspomnę….stoją owinięte taśmą w rogu każdego pomieszczenia!!!!!
A mnie doprowadzają do szału ludzie którzy mają dzieci i najpierw nie maja czasu dla znajomych, a później się dziwią, że znajomi którzy nie maja dzieci, też nie będą na każde zawołanie rzucać wszystkiego i pomagać „bo przecież nie masz dzieci to masz czas „
Zawsze znajdzie się ktoś, komu wydaje się, że życie się toczy wokół niego… Mądre podejście.
A ja pracuje w ośrodku zdrowia .mając pacjentów co 10 min pracując do 18 jak mam przyjąć dodatkowe 10 osób ? 10 osób to jest 100 min . Ja tez mam dzieci . Chore . I wiecie że poziom wyrzutu w oczach prawie wbija mnie w podłogę ? Ale trudno . Jest to może bezwzględne podejście ale nie wychodzę z pracy później niż pół godziny po czasie . Choć wiem ze wszyscy ci ludzie potrzebują pomocy . Ale jest wiele punktów opieki całodobowej ..a moje dzieci mają jedną mamę . Mnie .
na własnej skórze nie raz tego doświadczyłam ale ogarnęłam się i powiedziałam STOP. Mam swoją rodzinę i swoje życie w którym nikt mi nie pomaga, baa…nawet nie oferuje tej pomocy. Piątka Magda :)
To prawda, rodzina jest najważniejsze, szkoda, że tak często się dziś o tym zapomina i goni za czymś ” wartościowym”.
Miałam podobny problem zanim zostałam matka pomagałam pewnej osobie w prowadzeniu dokumentacji firmowych takie tam pierdoły na kompie bo osoba nawet przelewow nie umiała robic a co dopiero pismo urzedowe napisac no ale coz, przy jednym dziecku jakos znalazlam czas wieczorem by sluzyc pomoca ale moja cierpliwosc sie skonczyla przy 2 dziecku ilez mozna wieczorem olac dzieci by w komputerze komus pogrzebac, padalam wieczorem na twarz a ta osoba nie rozumiala ze jestem zmeczona po calym dniu. w koncu miarka sie przebrala kiedy karmilam najmlodszego i dostalam telefon od tek osoby ze musze w ciagu 5 min wyslac emaila z dokumetem. !! szlak rzuce syna i polece do komputera omg co ja zrobiłam w tym momencie? jak głupia z synem przy cycku uwieszonym polecialam do kompa wyslalam emala !!! ale wygarnełam tej osobie ze juz wiecej zajmowac sie nie bede bo nie mam czasu oczywiscie ta osoba sie obrazila ale ja bylam nieugieta, ale po dlugim czasie juz przeszło ciesze sie bo znalazla inna osobe ktora za niego odpiepsza brudna robote a ja mam spokoj:) moge skupic sie na dzieciach i swojej pracy dyplomowej.
Też pracuję w domu odkąd dziecko przyszło na świat, nie dostało się do żłobka ani do przedszkola . Niektórzy myślą, że jak ktoś prowadzi firmę to jest na każde zawołanie klienta, że w tej sekundzie w której zadali pytanie ja rzucam wszystko i lecę odpowiadać na emaile. Albo myślą, że siedzę przed komputerem 24 godziny na dobę :( Potrafią pisać wiadomości na fb, emailem , smsem a nawet dzwonić , gdy od razu nie odpiszę na jedną z tych wiadomości ehhh Często pracuję do nocy bo w dzień dziecko tak absorbuje uwagę.
Zauważyłam jeszcze jedną nagminną rzecz: ludzie często nie proszą mnie o coś, bo są w potrzebie/chorobie/kłopotach itp., ale o przysługę, która ma im UŁATWIĆ życie lub pozwolić ZAOSZCZĘDZIĆ pieniądze. A co tam, że kosztem mojego czasu/nerwów/wysiłku. Popieram Cię, szczesliva, i też pracuję nad sobą:)
Działa to w dwie strony. Jestem osobą bezdzietną. Widzę, rozumiem że dzieci to inny stan, ale nie można też wykorzystywać takich osób jak ja. Uczę się asertywności bardzo wolno. Koleżanka z pracy urodziła i powiedziała, że wróci do pracy, ale jak będzie miała weekendy, święta wolne i zmianę godzin pracy na 8-16. Myślała, że nie będzie ze mną problemu i jak taki skowronek jak zawsze pomogę, zrozumiem. Rozumiem. Bardzo się zdziwiła jak się nie zgodziłam. No nie. Też mam życie, plany, pasje, też chciałabym założyć rodzinę i też mi nie pasuje taki podział. Przez to musiałabym pracować w większą liczbę weekendów w roku. Proszę, próbujmy się rozumieć wzajemnie.
A czy pod pojęciem rodzina rozumiesz siebie męża i dzieci czy jeszcze rodzinę męża i swoją? Gdybyś musiała poświecić swoje szczęście by uszczęśliwić rodzinę męża czy zrobiłabyś to? Bo np jak to nie zrobisz to będziesz uznana za osobę bez serca.
Myślę, że Szcześliva ma na myśli przede wszystkim swoją najbliższą rodzinę, którą są dzieci i mąż. Każdy inny powinien ustawić się w kolejce i to jest dla mnie zupełnie zrozumiałe, bo robię dokładnie tak samo. A jeśli zostanę uznana za osobę bez serca – jak to napisałaś – to co z tego? Czasem trzeba być egoistą nawet kosztem dalszej rodziny. Czemu oni mają być ważniejsi ode mnie?
I pewnie jeszcze za darmo? Nie znoszę takiego „rzuć wszystko i zrób mi coś” a potem najwyżej kawa, albo czekolada z biedry. Nie. To co zajmuje 6 godzin powinno być płatne. Koniec kropka. Czym innym poprawić coś, co zajmie 15 minut WOLNEGO czasu, a czym innym ślęczenie prawie cały dzień roboczy, bo komuś szkoda paru stów. Nigdy w życiu nie poprosiłabym osoby o coś z czego ja tylko będę miała korzyść. Bo co? Ja bym zaoszczędziła czas, pieniądze a druga osoba tylko się narobi jak osioł za „dziękuję”.
Poza tym z doświadczenia wiem, że jak się wyciąga cennik (nawet obniżając mocno ceny) to następuje foch i obgadywanie. Ale przynajmniej ma się spokój z „przysługami”.
Rozumiem i staram się aby moi żonaci, mężaci i dziedziaci znajomi i przyjaciele nie byli nadmiernie mną obciążenie. Nie obrażam się kiedy przez dwa miesiące nie możemy się spotkać albo kiedy w ostatnim momencie odwołują wyjście bo…dzieci.
Z drugiej strony chciałabym jednak aby wszyscy obdarzeni dziećmi zrozumieli że -ponieważ poświęcam więcej swojego prywatnego czasu na siedzenie w pracy to mam większą premię
– męczy mnie wrzask obcych dzieci w jednym przedziale w pociągu kiedy jadę na wakacje czy w podróż służbową i pragnę ciszy bo chcę się przespać lub poczytać książkę
– drażni mnie kiedy ktoś uważa że jeśli nie mam dzieci to mogę wszystko zrobić za osoby które są rodzicami
Czy Wy rodzice to rozumiecie?
podpisuję się obiema rękoma pod Twoim tekstem – trafione w samo sedno, a jakze bliskie okolicznościom, które mi towarzyszą coraz częściej….
Niestety czasem ludzie nie potrafią zrozumieć pewnych rzeczy.Ja dosłownie tydzień temu dostałam wiadomość od „koleżanki” z propozycją wylotu na święta do Amsterdamu.Kiedy odmówiłam ponieważ z moją drugą połówką jedziemy do Polski zaczął się atak na moją osobę,że ja nigdzie nie chcę wychodzić sama,że mój narzeczony mi zabrania,że nasz świat zamknął się wokół dziecka (sama ma dwóch synów)Byłam w szoku.Nigdy w życiu bym się czegoś takiego nie spodziewała.Kilka tygodni temu dowiedzieliśmy się, że będziemy rodzicami bardzo oboje się cieszymy.Ja nigdy nie należałam do typu osób które co weekend muszą iść do pubu lub na dyskotekę.Mam co robić w domu lubię wyszywać,czytać książki itp.Mój narzeczony sam nie raz mówił wyjdź gdzieś z koleżankami ale ja nie chcę.Zakończyło się to tak,że żyję w złotej klatce kiedyś będę żałowała no i oczywiście „koleżanka” przestała się odzywać.Czasem sobie myślę co ze mną jest nie tak ?
Pani Magdo, poprawną formą jest „o naszym wspólnym dobru, a nie „dobrze” ;) ” . Jestem wyczulona na kwestie ortograficzne i poprawności językowej. Bardzo przyjemnie się Panią czyta, sama jestem pełna podziwu dla Pani asertywności, i Pani artykuły (mimo iż nie jestem jeszcze w związku, a singielką) otwierają mi oczy i poszerzają horyzonty. Jest Pani wspaniała, dziękuję :*
Już poprawione! Marto, dziękuję za czujność! :*