Jak dobrze. Jak cholernie dobrze usiąść sobie w kącie i patrzeć się na towarzystwo, zupełnie nic sobie nie robiąc z tego, że mu coś nie w smak. Jak zwykle zresztą.
Jak cudownie sobie tak przycupnąć, choćby okrakiem, w wygodnych dresach albo dyżurnych legginsach, i przyglądać się innym bez totalnej spiny.
Nareszcie! Jak miło walnąć się gdziekolwiek, nie zważając na to, co, kto, kiedy zrobił lub dlaczego rzucił jakąś bzdurą. Jak dobrze nie przyglądać się tym kwasom, które aż buzują i ujścia sobie znaleźć nie mogą. Jak miło czyjeś opinie przyjmować z dystansem, nie gotować się już w środku o byle pierdołę. Tak, cudownie te „dobre rady” wpuścić jednym uchem i wypuścić drugim, zagryzając przy tym niespiesznie jabłko i popijając kawę.
Jak cudownie dojść do punktu w swoim życiu, w którym pieprzymy z góry na dół to, co innym wydaje się, że jest właściwe. Jak nareszcie świetnie być w miejscu, w którym nie musimy niczego nikomu udowadniać po to tylko, aby rozpocząć kolejną bzdurną dyskusję, w której inni za wszelką cenę będą na śmierć i życie bronić swojej racji. Oczywiście, że według nich jedynej, słusznej i najprawdziwszej.
Jak dobrze znaleźć się tam, gdzie nie trzeba krwią i śliną oznaczać swojego terytorium niczym niektóre koty, które obsikują swoje poletko. Gdzie nie będziemy czuli niepohamowanej potrzeby udowodnienia komuś, że my mamy inny pogląd na życie i inną filozofię przyjmujemy.
Właściwie to mamy totalnie gdzieś, że ktoś uważa inaczej. To znaczy szanujemy to, przyjmujemy inność z pokorą, ale mimo że coś jest na całkowicie drugim biegunie niż nasze sprawy, to przyjmiemy to z klasycznym: „Spoko, niech w swoim grajdołku robią to, na co mają ochotę. Nic mi do tego. Ja wiem, co jest dla mnie dobre”.
Jak dobrze jest w końcu poczuć, że wcale nie musimy machać szabelką, nie musimy skakać, żeby zobaczyć, co jest u sąsiada za płotem, bo jest to dla nas obojętne co najmniej. Tak naprawdę to wspaniale w końcu troszczyć się o siebie i swoich najbliższych, zostawiając daleko w tyle to, co mniej dla nas ważne albo bez żadnego znaczenia.
Jak cudownie jest w końcu dojrzeć i znaleźć swoje miejsce. Naprawdę. Poczuć ulgę, że jest się tam, gdzie chciało się być całe życie. Wśród najważniejszych ludzi. Z dystansem do tego wszystkiego, co mniej ważne. Nie musząc nikomu niczego udowadniać. Wreszcie móc spojrzeć na siebie w lustrze i przybić sobie piątkę. Taką dużą i solidną piątkę, z czołem wysoko podniesionym i kącikiem ust uniesionym.
Tak cholernie dobrze nie rozmieniać się w końcu na drobne i ładować pozytywne akumulatory na całe życie. A niech ci inni zostaną tam, gdzie są. Ja idę do przodu. Niezmiennie i po swojemu. Nie po „inszemu”. Bez udowadniania i o byle pierdołę kolokwialnego „srania”, bez włażenia w tyłek. Wytrwale, bez spięcio-zadęcia, z uśmiechem. Z radością i wobec siebie uczciwością.
Piąteczka! :* Do przodu!
PS. Jeśli Wam też bliskie jest to, że nareszcie nie musicie już niczego nikomu udowadniać i udało się Wam zobaczyć dzisiejszy post, zostawcie po sobie ślad na Facebooku czy w komentarzu. ❤ Dziękuję!
6 komentarzy
Tak cholernie dobrze.. :)
Piąteczka! ;)
Zarąbiście dobrze !!! wydaje mi się, że też do tego już doszłam :) ale aby to osiągnąć potrzeba czasu, stabilizacji, spokoju :) potem jest już tylko zadowolenie … piąteczka
Jak napisałaś, trzeba do tego dojrzeć. To przychodzi z wiekiem :-))))). Ale wtedy jest dobrze, oj bardzo dobrze :-)
Jak napisałaś, trzeba do tego dojrzeć. To przychodzi z wiekiem :-))))). Ale wtedy jest dobrze, oj bardzo dobrze :-)
Masz rację – dobrze jest być sobą, tak w pełni sobą, a nie sobą w pracy, sobą w domu, sobą u rodziny. Ważne, żeby ciągle byc tym samym sobą ;)