Nie zwierzam Wam się ze wszystkich moich problemów. I tak już wiecie pewnie o mnie zbyt wiele niż macie ochotę, bo ja z tych, które nie potrafią trzymać języka za zębami.
Do tej pory wydawało mi się, że jestem ja, ja i tylko ja! Tymczasem nie! Rzeczywistość pokazuje mi, że powinnam mieć się na baczności! Nie przypuszczałabym nigdy, naprawdę, że to koleś, który przepada za „różowym” typem.
Zaczęło się jak zwykle niewinnie. Już z samego rana oznajmiał mi, że musi jechać na zakupy. Że niby pomidorków koktajlowych nie ma [ku…wa! na to mnie wziął, bo je uwielbiam!], że chemii brakuje, etc. Że niby nie ma tego, tamtego, sramtego i tak wybywał codziennie, bo w domu wszystko szybko się zużywa. Dwójka dzieci – pomyślałam. No ma chłopak rację.
I zaczęło się!
Pierwszy raz spotkał ją chyba w Lidlu czy Auchan. Skąd wiem? Zrobiłam śledztwo! Podpytałam wszystkie znane mi laski, czy nie widują go tam przypadkiem i nie widziały z nim tej różowej Landryny. Aż jedna mi powiedziała, że:
” – Tyyy, stara! Ja też ją chyba tam z nim widziałam! Trzymał ją mocno w jednej z alejek! Nie chciał puścić! Miałam do Ciebie nawet dzwonić, że chłop Twój podejrzany, ale myślałam, że on tam jest z Tobą! A jednak! Czyli był sam?! A Ty w domu! Bezczelny! Nie darowałabym mu tego!- powiedziała równie poruszona jak ja.
– No i ja mu tego nie daruję! – wykrzyknęłam na totalnym wkurzeniu.
Nie myślcie, że historia tak się zakończyła na szybkości. Pewnego dnia przyprowadził „Landrynę” do domu, kiedy akurat mnie i dzieci nie było. Rozebrał ją i położył na blacie! Dokładnie jak kiedyś mnie! Nawet po sobie nie posprzątali! Resztę sobie dopowiedzcie! Na bank wspólnie gotowali. Zorientowałam się, bo zostawili po sobie ślady. Jak to zresztą ma miejsce pod koniec tego typu „romansów”.
Jak go z nią wyczaiłam? To chyba jest najlepsze w tej historii. Nigdy bym go nie podejrzewała, że lubuje się facet w śmierdziuchach! Tymczasem śmięrdzące-landryny, uderzają chyba w jego profil! Fu. Za każdym razem, gdy o tym myślę, wykręca mnie na samą myśl o niehigienicznych jednostkach. Podstawowa kultura osobista nakazywałaby dbać o higienę! Ale nie z tą typką. Fu! Nie dość, że różowa, to jeszcze śmierdząca!
Przychodzę kiedyś do domu z zakupów. Dzieci zostały z nim w domu, a on jak gdyby nigdy nic, migdali się z nią i ściska ją w łapach! Taką śmierdzącą! W całym domu czułam jej fetor! Skis jakich mało! Co zrobiłam?! Na bank zrobiłabyś to samo!
Na mega wkurzeniu wbiegłam do nich do kuchni, spojrzałam mu głęboko w oczy i oczywiście, że wyrzuciłam tę śmierdzącą i różową ścierkę za drzwi! Na zbity pysk! Za każdym razem powtarzałam mu, że ma ją mocno wyżymać po ścieraniu blatu. A jak nie, to do kosza, bez sentymentów, żeby mi się bakterie po domu nie panoszyły. Albo niech kupi lepiej te cieńsze, niebieskie!
;-)
8 komentarzy
Mistrzyni podtekstu ;)
Wszystkiego się spodziewałam tylko nie ścierki :D
a ja czytałam do końca z taaką ciekawością o co chodzi, myślałam o serze feta (hahahaha – sama się z siebie śmieję), tylko ten róż mnie zmylił :P
nie spodziewałam się, że o ścierę chodzi :D
Haha dobre jak zawsze :D Twoje posty zawsze poprawiaja mi humor oczywiscie na koncu bo od poczatku do samego zakonczenia jestem w takim napieciu ze zapominam ze Ty tak czesto podtekstujesz ;) swietne naprawde :D
Ja używam tylko tych cienkich w jakiś rzucik. Są niebieskie albo zielone. Te różowe kisną nie tylko od niespłukania. One kisną jak się ich nie wypłucze. Są mega obrzydliwe ?
Świetne ?
Podejrzewałem malinowy kisiel… ;)
Ja też :)
Mój też tak ma! I nie rozumie!