Wszystkim moim lalkom wyrywałam włosy. Wydłubywałam im także oczy. Nie zawsze symetrycznie.
Młodszym koleżankom na zajęciach gimnastyki artystycznej podszczypywałam pośladki, za co srogo mi się obrywało od trenerki. Wystawiałam im język i patrzyłam wzrokiem niczym Angry Birds. Na zajęciach z tańca towarzyskiego chowałam buty taneczne początkującym. Z kolei w przedszkolu podczas leżakowania namiętnie ściągałam majtki wszystkim sąsiądującym leżakowiczom.
A nie mówiłam, że jakoś nigdy nie lubiłam dzieci?
Mam młodsze o kilkanaście lat rodzeństwo i gdyby nie więzy krwi zapewne zamiast chodzić na spokojne wózkowe spacerki po parku na życzenie rodziców, spuszczałabym je razem z bounce’ującym powozem z kilku wyższych wrocławskich wzniesień. Zamiast wozić na sankach i bezpiecznie wraz z nimi zjeżdżać z górki udawałabym, że góra mnie przerosła a sanki pojechały same.
I trwałabym w tym swoim destrukcyjnym przekonaniu, że dzieci to zło. Że dzieci to przeszkoda. Że dzieci to dziwna, kolorowa i śmierdząca zabawka. Dopóki na świecie nie pojawił się mój Syn i nie zweryfikował moich podglądów.
Nadal podszczypuję z rozwagą jego półdupek i łaskoczę go dla zabawy, co Ivo uwielbia i domaga się zawsze o więcej.
Nadal robię mu różne psikusy, które są naszą codziennością urozmaicającą nam dzień i poprawiająca humor.
Nadal chętnie zjadę wraz z nim na sankach po tysiąckroć, aby tylko wywowałać uśmiech na jego twarzy.
Zrobię absolutnie wszystko, aby widzieć te piękne, brązowe i szeroko otwarte węgielki patrzące się na mnie z największą uwagą i czekające na drobny uśmiech z ogromną niecierpliwością.
Czekam na każdy poranek z utęsknieniem, aby tylko usłyszeć to niewyraźne „Cieść” i dostać buziaka w sam środek czoła.
Uwielbiam te jego szybkie i głośne kroki szukające mnie, gdy bawimy się w chowanego.
Codziennie czekam na ten chichot, gdy On usłyszy swoją ulubioną piosenkę, przy której wywija rękami i nogami tak jakby leciało Coco Jumbo.
Co wieczór nie mogę się doczekać tego zawstydzonego buziaka, o który dopraszam się przy zasypianiu.
Kocham go i uwielbiam! Zmienił moją perspektywę o 180 stopni.
I przy okazji, nie przypuszczałam, że kiedykolwiek polubię dzieci… Choć nadal to moje dziecko stawiam na niedościgniony piedestał, jak każda matka chyba? ;-)
12 komentarzy
Urzekająco – drastyczna zabawa lalkami ;-)!! a tekst rozczulający, maluch podbijający życie rodzica to skarb największy, szczęście przeogromne. Uśmiechu ;-)!!!
Tuning lalek. Teraz to się nazywa DIY ;)
Cieszę się że narodziny dziecka spowodowały u Ciebie zmianę, jednak tymi szokując wyznaniami nie masz co się chwalić? Czytając takie wyznania, cytuję:”Mam młodsze o kilkanaście lat rodzeństwo i gdyby nie więzy krwi zapewne
zamiast chodzić na spokojne wózkowe spacerki po parku na życzenie
rodziców, spuszczałabym je razem z bounce’ującym powozem z kilku
wyższych wrocławskich wzniesień. Zamiast wozić na sankach i bezpiecznie
wraz z nimi zjeżdżać z górki udawałabym, że góra mnie przerosła a sanki
pojechały same.” na miejscu twojego rodzeństwa wstydziłabym się że mam taką siostrę.
Ktosiu :-) Mam młodsze rodzeństwo, które podczytuje ten blog i doskonale wie, że często posługuję się tutaj ironią i żartem.
Pozdrawiam i życzę więcej dystansu.
Ja tam lubiłam od zawsze, wszystkie. Z wyjatkiem dla tych rozwydrzonych – co przekraczają próg twojego domu i zanim się odezwą, to już wiesz, że to ten wstrętny antypatyczny dzieciak;]
A dzieci Cię lubiły w przedszkolu? szkole?
Byłam bardzo lubianym dzieckiem :-)
Swoją drogą – teraz tez jakoś szczególnie nie przepadam za dziećmi, za wyjątkiem mojego Syna ;-)
ja lubiłam dzieci bardzo i zawsze chciałam je mieć, a mi się za to złośliwiec trafił :P Choć najkochańszy na świecie
Ja też nie lubiłam dzieci i nadal nie przepadam. Ale w pewnym momencie poczułam, że bardzo bardzo chcę mieć własne. Moje dzieci uwielbiam, obce teraz lubię, ale bez przesady.
ja tez nie lubilam dzieci i jakos nadal nie moge ich polubic, a szzcegolnie w takich przypadkach gdy ktos narzuca mi abym te dzieci lubila :) typu: jakies tam dzieci w rodzinie co nie wypada nie lubic :D
chyba wiem co masz na myśli ;-)
O jaki ananasek z Cibie był ? Wyobraziłam sobie jak ściągasz majteczki dzieciom które smacznie śpią na swoich leżaczkach , albo chowasz dopiero co dostane wymarzone buty małej tancerki :)
Ja dzieci uwielbiałam i je nadal uwielbiam , choć więcej cierpliwości mam o dziwo do tych obcych .
Byłam opiekunką na różnych koloniach i obozach szkolnych oraz w Domu Dziecka – ale ta ostania praca nie była dla mnie – serce się krajało … chciałam zaadoptować je wszystkie …
ja tam lubię tylko własne i te z najbliższego otoczenia. chociaż nigdy nie dokuczłam młodszym, raczej traktowałam jak powietrze.