*post archiwalny
Staram się być obiektywna. Staram się patrzeć na świat dwutorowo. Często próbuję wyjść z siebie i stanąć obok. Nie chcę widzieć niczego w biało-czarnych barwach. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że wszyscy mają w życiu pod górkę i nikomu nic z nieba nie spada.
Tak naprawdę to większość z nas ciężko pracuje na wszystko, co posiada. Pojedyncze spadki, fortuny i inne frikowe hece, które zasilają konta nielicznych, to sytuacje jedne na milion. My, tutaj obecni, zakasaliśmy rękawy i lecimy z koksem. I prawidłowo.
Spora część z nas posiada na stanie jedno lub więcej dzieci. W związku z tym przyszedł taki moment w naszym życiu, że podczas robienia bilansu zysków i strat i podejmowania decyzji dotyczących naszego budżetu domowego zdecydowaliśmy, że jedno z nas zostanie z dzieckiem w domu.
I tak się złożyło, że to nasze ene-due-rabe, pragmatyzmem zwane, wybrało kobietę jako tę szczęściarę, której przypadnie zajmowanie się domem. I fajnie. Wiele z nas – kobiet, cieszy się na myśl o tym, że zostaniemy z naszym bąblem i zajmiemy się jego wychowaniem. Że będziemy spełniać się jako full-time matki. To nierzadko spełnienie naszych marzeń.
To naprawdę wspaniale, że część z nas ma ten komfort i nie musi gnać do pracy po kilku miesiącach macierzyńskiego. I ja też miałam tę wyjątkową możliwość zostania z moim Synem tak długo, jak tego wszyscy potrzebowaliśmy. Doceniam ten fakt. Bo to na moim Mężu spoczywała odpowiedzialność utrzymania całej naszej trójki.
Może się to każdemu wydawać bułką z masłem i oczywistą oczywistością, którą każdy facet powinien brać na klatę z palcem w tyłku. Ja jednak uważam, że może i jest to zupełnie naturalne, aby na pewien czas facet przejmował na siebie cały ten słodki ciężar utrzymania swojej rodziny. Jednak na pewno rodzi to w tym męskim umyśle dodatkowy stres, z którym musi on sobie poradzić bez zbędnego narzekania. Szacun, Panowie. Szacun dla Was za to, że stajecie na wysokości zadania i robicie co tylko w Waszej mocy, aby budować rodzinną sielankę.
Nie byłabym jednak sobą, gdybym nie zahaczyła o sytuację ze swojego życia sprzed dwóch tygodni. Zaraz po przylocie ze swoich zarobkowych wojaży mój M.przeszedł się po domu i zaczął z kwaśną miną wytykać to, co w mieszkaniu nie zostało zrobione za jego nieobecności. Muszę przyznać, że on nie należy do mężczyzn-kanapowców, którzy w domu nic nie robią. Wręcz przeciwnie. Chłopak, gdy ma czas, spina się i ogarnia chatę pierwszorzędnie.
Miał facet chyba wtedy gorszy dzień. Jednak uzmysłowiło mi to jedną bardzo istotną sprawę. Otóż w przypadku wielu mężczyzn zupełnie błędnie tkwi przekonanie o tym, że podczas gdy oni zarabiają siano, to my na to siano musimy naszą domową pracą na nie zasłużyć. To zupełnie tak jakbym ja zaglądnęła na jego comiesięczną wypłatę i próbowała ocenić na głos czy jej wysokość mi pasuje czy też może mam jakieś do niej uwagi. Mój Mąż przeprosił mnie za tamten „wyskok”, który był pierwszym tego typu, i pewnie ostatnim, co nie zmienia faktu, że przez chwilę miałam wrażenie, że żyję w czasach jaskiniowców [bezmózgowców, gwoli jasności].
Zajmuję się naszym Synem już prawie 2,5 roku. Dla niektórych siedzę w domu na dupie i patrzę jak on się sam wychowuje. Dla jeszcze innych wygrałam los na loterii. A dla jeszcze innych milusińskich bawię się w lukrowe macierzyństwo. I w porządku. Ja doskonale wiem ile wkładam serca, pracy i emocji w to, aby to co widzą inni hulało i buczało w rzeczywistości. Szczególnie wtedy, gdy na domowym posterunku zostaję sama a mój Mąż jest gdzieś tam po drugiej stronie globu i zarabia na nasz chleb, prąd i moje waciki.
I całe szczęście, że zgodni jesteśmy z moim Małżonkiem co do tego, że ja spędzając dnie całe i noce z naszym Synem PRACUJĘ. Zwyczajnie wstaję rano i zaczynam każdy dzień od klasycznego ogarniania rzeczywistości, domem zwanej. Sprzątanie, gotowanie i oporządzanie małego obywatela. Mam jednak czasami nieodparte wrażenie, że to co robię w domu to wg mojego Męża same przyjemności, które powinnam traktować niczym dary zsyłane na moje wątłe serce i równie wątłe ręce. Obym się myliła. Niech się zatem mylę :-)
No więc Drodzy Panowie, może postawmy sprawę jasno i dobitnie. Macierzyństwo to nie są same przyjemności. To nie jest siedzenie na dupie i oglądanie setek seriali. Nie jest to także doglądanie raz po raz naszych dzieci w przerwie na kawę. Nie jest to również zwinne machanie chochlą i podśpiewywanie w międzyczasie jakichś popowych kawałków w założonym na siebie wdzięcznym i seksownym fartuszku rozpalającym Wasze męskie zmysły.
Do cholery, macierzyństwo to ciężki kawałek chleba. Uwielbiany przez nas. Doceniany. Wspaniały. To ten etap naszego życia, w którym dostajemy tak wiele w zamian! Ale również dajemy od siebie równie wiele! Bycie matką, kurą domową, to nie jest klasyczna profesja. To nie posada w banku, w której dostaniemy kiedykolwiek awans, albo podwyżkę. Nikt nas nie zabierze do innego działu i nie odejmie nam obowiązków. Idąc dalej. Możemy zapomnieć, że ktokolwiek nam za naszą ciężką pracę zapłaci, albo doceni ją z jakąś większą estymą. Urlop? Jaki do cholery urlop? Chorobowe, L4, wolne na żądanie? Terefere. Same musimy się motywować. Same musimy się nagradzać jednocześnie walcząc o niesfiksowanie i niezatracenie się w tych pieluchach, co często jest nam wypominane na każdym kroku.
No więc, kurdebalans. Szanujmy się obopólnie. Panowie. Doceńcie czasami te swoje kury domowe, które budują to Wasze wspólne domowe ognisko, często wycierając po kryjomu łzy bezsilności. Często szlochając po nocach z braku sił, z braku motywacji i ogólnego zniechęcenia, które ma prawo dopaść każdego, kto walczy z wymagającą i jednostajną codziennością.
To co? Sztama?
„Naucz się doceniać to, co masz, zanim czas sprawi, że docenisz to, co miałeś.” – Susan Lenzke
63 komentarze
Geniusz po proste geniusz.
Ja nie wiem jak Ty to robisz, ale sprawy tak przyziemne potrafisz w tak wzniosle słowa ubrac ze glowa mala :)
Powiem szczerze: podziwiam wszystkie babki, które zostają same z dzieckiem lub z dziećmi, podczas gdy Wasi faceci są w rozjazdach. Ja nie z tych, ja chyba bym nie wytrzymała. Tzn. raz na jakiś czas, na parę dni – ok, nawet fajnie, bo można się stęsknić. Ale tak, że tygodniami, mięsiącami są daleko – chyba bym umarła, serio. Może to jest też przez to, że nie mam nikogo z kim mogłabym zostawić malucha, choćby raz w tygodniu, ale myślę, że wśród Was są i takie. Dlatego szacun, serio. SZACUN!
No noestety wyjscia nie maja co niektorzy… Moj maz nawet wolnego po mojej cesarce nie dostal… Dobrze ze przed swietami urodzilam to kilka dni mialam pomoc…ale po tygod.iu musial wyjechac na drugi koniec Polski i SAMA zostalam z dwojka dzieci…bez zadnej pomocy… Teraz czekamy na trzeciego malucha…i woem ze dam rade… Skoro wczesniejdalam… :)
Podziwiam i gratuluję :)
Ania, szacun!
wiesz..ja jeszcze pracuje na etat i jakoś jeszcze żaden facet się nade mną nie litował. Macierzyństwo i etat 40km od domu to dopiero jest trud i 100% zmarszczek więcej od zeszłego roku, bo niewyspanie, bo przepracowanie.. a i tak jeszcze zjebki dostaje, że zapomniałam drzwi zamknąć albo chleba nie kupiłam, a przecież powtarzał mi pięć razy przed wyjściem.
Myślę, że nawet jeśli ten post przeczyta jakiś facet, to weźmie sobie to do serca. Ale po kilku dniach i tak zapomni i będzie jak było ;)
A co powiesz na te osoby, które oprócz tego, że zostają z dzieckiem w domu to jeszcze pracują zdalnie w tym samym czasie? Można by wyliczać mnóstwo innych przykładów na to, kto może mieć potencjalnie bardziej pod górkę niż ja/Ty czy ktokolwiek inny.
Tu nie chodzi o to, aby się licytować i próbować porównać kto ma ciężej. Bo każdy dźwiga tyle ile może/musi/chce/potrzebuje.
I nie o wzbudzenie litości chodzi, a obopólne docenienie się w partnerstwie :-) Inteligentny facet, a do takich zaliczam np.mojego Męża, zastanowi się chwilę nad tym co powie mu partnerka i spróbuje nawiązać dialog w tej kwestii. Zakładam, że w partnerstwie/małżeństwie jesteśmy wrażliwi na potrzeby drugiej osoby i potrafimy ze sobą rozmawiać, a idąc dalej: wyciągać wnioski :-)
No wlasnie, jak sie rozmawia a co zronisz jak Twoj maz sie obraza I nie umie rozmawiac…..
Wielki uścisk dla Ciebie za ten post :*
:*
Ech… A ja właśnie wczoraj miałam awanturę, za którą nikt mnie nie przeprosi i tak sobie szukam mentalnego wsparcia. Jakimś cudem trafiłam do Ciebie. Mam faceta (nawet się chyba cieszę, że nie męża, bo miałabym jeszcze większe rozterki), który wychodzi z założenia, że wszystko musi robić sam, a jak już coś zrobi to najlepiej, nie ma lepszych. On najlepiej wie, umie i robi. A ja, jako osoba, która ogarnia dom i piętnastomiesięcznego szkraba, nie robię nic. To nic, że do niedawna byłam czynna zawodowo i dokładałam się do rodzinnego budżetu – w porównaniu z zarobkami mojego mężczyzny, to była jałmużna. Już chyba nawet nie chce mi się narzekać. Staram się o uśmiech, bo moje dziecko to sensor na złe emocje, poza tym płacz niczego nie zmieni (sprawdzałam). Tylko czasami ogarnia mnie strach, że stracę to, na czym mi tak zależy, bo nie dam dłużej rady zagryzać zębów i udawać, że to co On czasami powie, spływa po mnie jak woda po kaczce – bo nie spływa. Nie jestem idealna, wiele mi brakuje. Ale podejmując decyzję o założeniu rodziny nie godziłam się na takie traktowanie i taki układ. Czasami w tym wszystkim brakuje mi samej siebie, bo w ogólnym chaosie nie ma miejsca na mnie i moje potrzeby. Chciałabym być „szczęśliva”, tak po prostu.
Myślę, że „rozmowa” podejmowana małymi krokami może być kluczem do tego, żebyś czuła się lepiej w tym związku. Trzymam kciuki!
Czy Twój partner nie ma przypadkiem brata bliźniaka?… bo ja mam drugiego takiego…szkoda.Trzymaj sie mocno.
moj powiedział mi ze .. musiał mnie żywić przez te lata.. (6 lat spedzonych na wychowaniu i ogarnianiu domu).
Macierzyństwo na pełny etat, to najcięższą praca i tak jak napisałaś – najbardziej niedoceniana. Najgorzej jak się ma do tego męża, który robi z siebie pana i władcę. A przecież to nie on się tak znowu poswieca chodząc do pracy – będąc sam też by to zapewne robił. To raczej my kobiety na tym tracimy zmieniając swoje całe dotychczasowe zycie, glownie zawodowe. Konto emerytalne się nie zwiększy od tego ani CV nie polepszy. Samorealizacji i spełnienie przy garach i codziennej prozie życia ? Mało możliwe na dłuższa metę, zwłaszcza jak się nie ma wsparcia u męża. To smutne, że ktoś może tego nie szanowac…
Smutne to, jednak po ilości wiadomości prywatnych, które dostałam od napisania tego postu, widzę że jednak bardzo prawdziwe. Niestety, niektórym mężczyznom łatwo jest oceniać, szufladkować, deprecjonować dokonania kobiety. Przecież gdy zajmuje się dzieckiem i domem, to jest niejako zdana tylko na niego. A takie wykorzystywanie sytuacji jest obrzydliwe :/
I to jest przykre, jak sie nie ma wsparcia, zrozumienia ze strony meza, przeciez w Jego oczach siedzisz w domu…..i mozesz sobie odpoczywac I wogole……..a on ciezko pracuje Na rodzine a Ty Nic nie robisz…….tylko poprostu zajmujesz sie domem, dziecmi, gotowaniem, zapewnianiem dzieciom czasu, przypilnowanie nauki itp it’s czyli poprostu siedzisz w domu….maz, ktory nie docenia kobiety, matki swoich dzieci I zony jest poprostu niedojrzaly…….I co Tu wiecej stwierdzic….tylko to
Często czuję bezradność, totalną, depczącą i bezlitosną… Bardzo młodo zostałam mamą, oczywiście nie z wyboru ;-) antykoncepcja zawiodła. W chwili obecnej mam trzech silnych i zdrowych.synów. Gdy ukończyłam szkołę średnią, nie mogłam iść dalej się uczyć, choć bardzo chciałam. Brak środków i możliwości zmusił mnie do odłożenia swoich marzeń na czas odległy… Między każdą ciążą pracowałam, co prawda dorywczo, ale uważałam że to zawsze.coś. Kiedy nasz najmłodszy synek miał 1,8 m-ca MUSIALAM iść do pracy. Ciężka sytuacja finansowa zmusiła nas do podjęcia takiej decyzji. Wypłata męża starczala jedynie na pokrycie rachunków, a gdzie cały miesiąc przeŻyć???? Także z ciężkim bólem serca musiałam zorganizować opiekę dla chłopców. Co dzień pobudka o 5.30, szykowanie maluchów ( możecie sobie wyobrazić trójkę malutkich dzieci i okielzanie tego marazmu z rana!), zanim wyszłam z domu i zapakowalam ich do auta, aby dowieźć ich do przedszkoli oddalonych o 15 km od domu( z uwagi na fakt ich chłopców oddałam w marcu) każdego rozwozilam do innego przedszkola- byłam upocona jak przysłowiowa świnia. Zanim wyszłam do pracy już miałam dosyć. Potem łzawe rozstania… :-( wręcz ściąganie siła dzieci z mojej szyi. Wychodząc nie dość że nadal byłam upocona to jeszcze zaryczna!! Tłumaczyłam swojemu rozumowi-przecież nie masz innego wyjścia!!! Musicie dać dzieciom jeść i ich ubrać!! O 15 koniec pracy w biegu szybkie zakupy, odbieranie z przedszkoli dzieci i powrót do domu! Uff dom …;-) a potem zakasanie rękawów i kolejny etat, tym razem jako mama. Nastawienie prania…o kurna..znowu stos naczyń w zlewie, które w jakiś dziwny sposób się nie zmyły same, gdy byłam w pracy ;-) cholera już 16 zaraz będzie mąż z pracy a ja jestem w totalnej dupie… Dobrze że poprzedniego wieczora przygotowałam mięso na obiad, więc obieram ziemniaki w pośpiechu, w międzyczasie wysłuchanie lamentu dzieci, że jutro do przedszkola nie chcą jechać… Po obiedzie znowu stos garów i naczyń do zmycia… Potem chwila malutka na zabawę z chłopcami czy jakiś spacer… Kolacja, kąpanie, usypianie, przygotowanie mięsa na jutrzejszy obiad… Etc. Ok 22 kladlam się do łóżka totalnie wyczerpana…marząca o mojej ukochanej poduszce!! Ale nie!!! Jest jeszcze spragniony mąż, którego przecież potrzeb nie rozumiem!!! Do jasnej cholery ją padam!! Jaki sex, człowieku???!!! ;-) trwa tak kilka miesięcy!!! Zmieniam pracę z nadzieją, że ta będzie bardziej prorodzinna… Ha!!! I co? Gówno! Od 9-17 kwitlam w banku tymi wszystkimi procedurami, standardami i cholernymi planami( podkreślam że to była franczyza, gdzie dla szefostwa nie było istotne wykształcenie wyższe, ale predyspozycje, które ja niby posiadałam… W między czasie zaczęłam studia. W końcu spełniam swoje marzenie! Nie ważne że dojeżdżam 2-3 razy w miesiącu co Warszawy, nie ważne że tłucze się w autobusie ok 5 godzin w jedną stronę!! Ważne że mogę studiować swoją ukochaną Logopedie! Tak więc pon-pt bank w weekendy szkoła. Wracając do domu na szczęście czeka na mnie gorący obiad. To mąż musiał przejąć sporą cześć obowiązków. Odbierał dzieci, robił zakupy i gotował obiad. Gdy wracałam grubo po 17, dzieci czekały na mamę!!! Wieczorami uczyłam się do egzaminów, pisałam prace robiłam prezentacje. Dzień padnieta konczylam ok 23!! Sex z mężem??? Hmmm ciężki temat. Raz w tyg albo rzadziej. Biedy Mój!!! Po roku uświadamiam sobie że do jasnej cholery nie będę się zazynala w pieprzonym banku za najniższą krajową!!! Tak 1300 zł. Przecież to ja jestem dla pracy, a nie praca dla mnie!! Gdzie cenny czas, który powinnam poświęcać dzieciom! Jestem mamą powinnam być z nimi więcej i częściej!!!
Rzucam pracę w banku i idę na recepcję do hotelu. Elastyczny czas pracy, fajny zespół, lepsze pieniądze ;-) Zaczął się sezon i znowu praca po 10 -12 h!!! I znowu brak mamy. Po roku uświadamiamy sobie i decydujemy się, ze tak dalej być nie może!! Powinnam być w domu z dziećmi!!! Odchodzę z pracy i pracuję w tej chwili na pełnym Etacie Jako Mama ;-) jestem już na 3 roku studiów. Zajmuję się dziećmi i domem. Mąż zmienił pracę na lepiej płatną.
Oczywiście, że obowiązków jest cała masa. W sumie od rana do wieczora jest co robić,ale świadomość, że przebywam z dziećmi jest kojąca. Planuje iść do pracy po studiach robić to co lubię i dzielić swój czas z rodziną.
Poszukiwanie swojej drogi zajęło mi 4 lata. Dla niektórych siedzę w domu na dupie i nic nie robię, tylko pachnę. Hehe , ale mam to gdzieś! Nie będę się nikomu tłumaczyła, ile energii i czasu poświęcam, dla naszej rodziny. Ważne, że my jesteśmy szczęśliwi!!
Karen, dziękuję Ci, że zechciałaś się podzielić swoimi doświadczeniami.
Trzymam mocno za Was kciuki!
Jesteś wielka :) Bo tak naprawdę to co piszą w gazetach, że mama może realizować się w pracy, być super mamą a wieczorem perfekcyjną kochanką to wierutna bzdura. Kobieta zawsze jest rozdarta między dzieci, pracą i mężem.
Cudowne i takie prawdziwe. Dziękuję ci za te słowa!
No i właśnie tego się obawiam jak będę na macierzyńskim, braku docenienia :(
Ale najbardziej mnie wqrzają ludzie, którzy twierdzą, że na zwolnieniu lekarskim-ciążowym na pewno się w domu nudzę, jakby wcześniej praca dawała mi cały fun i jedyne zajęcie
hej:) bardzo mi się podoba Twój post,mam nadzieję, że nie pogniewasz się jeśli podam go dalej na swoim blogu…:)
Tu koleżance chodzi o kury domowe pracujące matki które jednak mogą choć trochę oderwać się od swoich 4 ścian i dzieci – zawsze zmiana jest otoczenia jest korzystna.i nie chodzi w tym tekście jaka jest umeczona nieszczęśliwa tylko o podejście i docenienie przez drugą połowę. Dziewczyny bez uzależnia się
Myślę, że opisane przez dziewcZyny sytuacje i obawy nie są kwestią uzalania, ale przedstawienia swojego życia z własnej perspektywy. Gdy czytałam post i komentarze dziewcZyn utożsamiałam się z nimi po części. Ogromnie trudną pracą jest wychowywanie dzieci i okrutnym jest fakt, że nie jesteśmy doceniane przez mężów i o dziwo przez swoje mamy i teściowe, które powinny rozumieć ile pracy jest przy dzieciach. Kiedyś teściowa powiedziała mi, że dzisiejsze dziewczyny w ogóle są słabe i ciągle zmęczone nie wiadomo czym!!! No tak mnie to ruszyło, że szlag jasny mnie trafił! Odpowiedziałam, że kiedyś dzieci się chowały, a teraz dzieci się wychowuje! Mi też się zarzuca że jestem wypoczęta i mam teraz dla siebie mnóstwo czasu… Wcześniej się broniłam, próbowałam streścić swój dzień i wymienić mnóstwo rzeczy, które w ciągu dnia robię..
W końcu przestałam to robić, bo po co mam się komuś tłumaczyć skoro on ma swój obraz na ten temat… Także dziewczyny puszczać mimo uszu te wszystkie przykre komentarze, bo one nie dostarczą nam nic oprócz poczucia beznadziejności… My wiemy co i ile robimy :-)
Kiedyś tez rodziny były wielopokoleniowe i żadko była tylko jedna osoba do opieki nad dzieckiem
Kobieta, która opiekuje się czyimś dziećmi, czyli tzw. Opiekunka w zbiorowej świadomości „ciężko pracuje” i slusznie dostaje wynagrodzenie. A najczęściej zajmuje się tylko dziećmi, a nie przy okazji dziećmi i domem:sprzątaniem, gotowaniem, zakupami. Matka, która opiekuje się swoim dzieckiem w domu w zbiorowej świadomości nie pracuje,a na pewno już nie ciężko, ale po prostu „siedzi sobie w domu”. Specyficzne podejście do sprawy.
Piękne <3
Od 6,5 miesiąca jestem mamą. Zawsze byłam ambitna – studia mimo przeszkód, stypendium naukowe. Po studiach staż i pierwsza praca, potem druga. I bach, będzie dzidziuś! (od roku byłam mężatką, więc to nic nadzwyczajnego). Szybko poszłam na L4 (nie ogarniałam 2 miejsc pracy fizycznie). Wychodzi na to, że siedzę w domu już prawie rok czasu. Mam zasiłek macierzyński, więc nie chodzi o pieniądze. Bardziej o brak pracy – brak samorealizacji, spełnienia zawodowego. Udało mi się zrobić w tym czasie kilka kursów, na pocieszenie ;) Mimo, że synek jest cudowny, ja mam ze sobą problem. Chciałabym wychowywać małego i spełniać się zawodowo :p eh może jak podrośnie to mój problem się rozwiąże, a ja przestanę mieć wyrzuty sumienia, że „nic nie robię”.
Czas szybko leci zanim się obejrzysz Twoje dziecko będzie miało 18 lat :) a Ty będziesz miała czas na samorealizację. Dlatego wykorzystuj każdy dzień bo Twoje dziecko tylko raz będzie miało roku, tylko pierwszy raz się uśmiechnie, zrobi pierwszy krok. Ważne jest aby tego nie przegapić bo to jest tylko raz. A samorealizacja jeszcze będziesz miała mnóstwo okazji , jak dziecko dorośnie jak pójdzie na swoje, wtedy będziesz miała bardzo dużo czasu dla siebie :) Teraz wydaje Ci się to wiecznością ale zanim się obejrzysz Twoje dziecko będzie już dorosłe i wówczas nie będzie Ciebie już potrzebowało :) Wiem coś o tym bo sama mam dorosłe dzieci i nie wiem gdzie te wszystkie lata się podziały :)
Kariera też nie poczeka. Rynek jest brutalny, na pewno uda Ci się to jakos połązyć.Możesz poczekac aż syn skończy rok, albo będzie miał ponad rok i oddac go do żłobka. Jeśli brakuje Ci pracy i czujesz potrzebe realizacji to realizuj sie. możesz pracować na 1/2 etatu, ale grunt to żyć zgodnie ze sobą nie krzywdząc innych. Nie można robić z siebie męczennicy…
Dokładnie jest tak jak tutaj koleżanka napisała. Ja od 4 lat wychowuje synka także czasem dorywczo dorabiam 0 wsparcia ciagle prezesie ze to nie zrobione czy tamto , a jak wypije to już wogule masakra ;( no ale myśle ze sa Panowie którzy odbijają od tamtych co nie doceniają ;)
Mój Mąż na szczęście docenia to, co robię :) Ale mamy HNB (high need baby), więc i tak miewam kryzysy. Ratuje mnie to, że Mała przesypia noce, więc wieczory mam wolne. A do ogarnięcia mam sporo, bo prawie 200 m dom ;) w trudnych chwilach zawsze myślę o ludziach, którzy nie mogą mieć dzieci, że oni woleliby być na moim miejscu. Myślę też o rodzinach wielodzietnych oraz samotnych rodzicach. Staram się doceniać każdą chwilę, bo nigdy nie wiadomo co może się zdarzyć i żadna chwila się nie powtórzy. Dziecko tylko raz ma x tygodni, miesięcy i lat. Wieczorami podczytuję „Księgę wymagającego dziecka” Sears (poradnik) oraz „Dziennik pokładowy czyli wielodzietnik codzienny” Anny Ignatowskiej (życiowe nie fikcyjne czytadło z dużą dozą poczucia humoru :P). Ania kontynuuje dziennik na stronie pokladowy.pl :) Moja Hania jeszcze nie odstawia takich numerów, także z uśmiechem czytam o innych rozrabiakach i ich dzielnej Mamie :)
Nic dodać nic ująć. Przekazałaś wszystko w niesamowity sposób. :)
świetne słowa!!!! dlatego też MY MATKI POLKI MUSIMY TRZYMAĆ SIE RAZEM :) facet to tylko facet pewnych spraw pojąć nie potrafi :) heh :) super tekst pozdrawiam
Dzięki Natalia! Pozdrawiam! :-)
Cudnie napisane :) Mam tak samo ;)
Najgorzej to dac sie zdominowac facetowi……
bardzo fajnie tylko język momentami mi sie nie podoba (z palcem w tyłku na przyklad :) )
Na moim blogu piszę tak, jak rozmawiałabym z Tobą twarzą w twarz. A ja od kolokwializmów i innych w życiu codziennym nie stronię. Umówmy się, że jak ktoś idzie do kościoła, to może się spodziewać „języka ambony”. Jak idzie do pałacu prezydenckiego to może się spodziewać „Języka prezydenckiego”. A u mnie jest taki język, jak czytasz :-)
Jestem tym facetem ktory utrzymywal swoją rodzine przez 3,5roku… az corka poszla do przedszkola
Pewnie zaleje mnie fala krytyki ale…
Przede wszystkim ujely mnie slowa wdziecznosci i podziwu dla swojego meza autorki-docenienia.
Dla mnie nikt nie powiedzial dziekuje nigdy tego nie oczekiwalem, uznalem to jako swoj obowiazek taka rola mezczyzny.
Dobrze poznac opinie kobiety, poznac jak moze to wygladac z drugiej strony.
Nie naleze do kanapowcow przynajmniej moim zdaniem chociaz bywają dni kiedy przychodze na kolanach i nie mam sily leciec na szmacie, jednak nigdy nie zaniedbuje obowiazkow ojca.
Wiem ze zajmowanie sie dzieckiem i obowiazki domowe to ciezka praca.
Ale czy to facet jak wchodzi do domu z pracy ma robic pranie prasowac leciec na szmacie myc wc itp NIE
Mozna cos zrobic pomoc razem udzwignac wszystkie obowiazki ale nie odwejscia przewrocic sie o balagan i dziekowac Pani za to ze laskawie siedzac w domu raczy dac jesc przebrac i pobawic sie ze swoim – naszym dzieckiem.
Pomoc faceta w obowiazkach domu po pracy zalezy od charakteru pracy jednak nikt nie mowi ze w ogole bez wzgledu na ridzaj pracy.
Facet pracuje zarabia na dom po pracy rowniez bierze na klate czesc obowiazkow.
Mysle ze kobieta siedzac w domu nie robi jakiejs wielkiej laski jak zrobi i postawi talerz zupy dla tego czlowieka ktory na to wszystko pracuje. Czemu? Bo siedzi w domu nie robi nic innego. Zmycie podlogi oprocz nakarmienia dziecka to nie hanba.
Teraz kiedy mam wolne dni od pracy i zostaje z corka sam nie ograniczam sie do nakarmienia przebrania siusiu kupa i spacerek. Wiem ze plytki w lazience nie myja sie same tak samo jak ubikacja okna czy porzadek w szafkach wytarcie kurzow. Zawsze staram sie cos zrobic.
Facet pracuje i zarabia pieniadze kobieta w zwiazku z tym nie robi łaski a zarazem nikt nie oczekuje ze ma robic wszystko sama ale powinna zajmowac sie domem. Nie ukrywam ze rowniez zwrocilem uwage nie raz ze cos jest nie zrobione lub zle zrobione gdy bylo widac ze mieszkanie zarasta ale jest czas na wymyslanie nowych form relaxu gdy ja daje max od siebie. Nie widze w tym nic zlego jesli dla mnie ktos zwroci uwage ze cos zrobilem niedokladnie lub ze cos trzeba zrobic. Nie raz rowniez dzis slysze zrob napraw itp
Rozpisalem sie…
Artykul ciekawy dobrze zobaczyc co czuje kobieta ktora dzwiga to wszystko i jeszcze bardziej docenic jej trud.
Twoja wypowiedź niestety potwierdza, że facet tego nie zrozumie… „Bo siedzi w domu nie robi nic innego”. Przede wszystkim, nie siedzi. Odpowiem na swoim przykładzie. Wstaję o 5, bo tak wstaje Córka. Karmię średnio co 1,5 godz, czasem częściej. Jedno karmienie to 10 min na przewietrzenie i zmianę pieluchy, ok. 30 min ssanie i 15 min trzymanie do odbicia. Razem prawie godzina. Jeśli Córka nie śpi, a tak zwykle jest, bawię się z nią. Gdy muszę coś zrobić to kładę ją w bujaku lub na macie, ale już po kilku minutach zaczyna marudzić. Obiady szykuję wieczorami, gdy już śpi, ale sama w ciągu dnia muszę coś zjeść. Powiesz pewnie, że jestem dorosła to i wytrzymam bez jedzenia, ale po co? Żeby mi laktacja stanęła? Czy żebym z głodu była poirytowana, a Córka to radar doskonały, wszystko wyczuje i przejmuje emocje??? A sama też muszę się ubrać, czasem wyjść do łazienki czy przygotować wózek przed wyjściem na spacer. Myślisz drogi Andrzeju be, że ile mi czasu zostaje na tzw. zajmowanie się domem? Dla Twojej wiadomości, to co ja robię to też jest PRACA i to 24 h/dobę, 7 dni/tyg, bez urlopu czy chorobowego. Dziecko nie rozumie, że mama zmęczona czy głodna, nie zajmie się samo sobą, nie nakarmi, nie poczeka. Nie mam taryfy ulgowej. A facet? Pracuje powiedzmy 8 godz, do tego dojazd i szykowanie się jakieś 3-4 godz, 8 godz na sen. Zostaje 4-5 godzin, które może przeznaczyć i na odpoczynek, i na pomoc w domu, i na zabawę z dzieckiem. Jeśli tylko CHCE. Ale nie chodzi o to, aby się licytować, kto ma ciężej itp., ale aby się wspierać i pomagać. Mój Mąż to skarb, i posprząta, i ugotuje, i pomoże w opiece nad dzieckiem. Nawet jak wraca zmęczony z pracy to wie, że ja też jestem zmęczona. Nie kładzie się spać tylko pomaga. A kolację jemy wspólnie dopiero po uspaniu Małej. Także jak się CHCE to i MOŻNA :)
Doskonale pamietam początki wiem jak bylo ciezko ale ten czas mija i to predzej jak sie wydaje. Gdy mala nie chciala ssac w pierwszych dniach o 4rano jeździlem szukajac sklepu 24 zeby kupic mleko sztuczne. Wypila je cale szczescie tylko pare razy. Mowisz ze nie masz czasu wyjsc sie ubrac czy do ubikacji wszystko mija z czasem tak jak reka ktora buja przez sen. Wyladowalas co Cie boli ale nie bardzo ma to zwiazek z rzeczywistoscia. Stan ktory opisujesz jest przejsciowy potem jest zabkowanie i znowu to samo. Wszystko jest kwestia ORGANIZACJI my razem jedlismy i nie wtedy kiedy mala spala. Dziecko zaczyna w koncu normalnie spac jesc itp mijaja tez kolki.
Wchodzisz do domu z tej cholernej pracy a tu dziecko bawi sie na podlodze czy w lozeczku. Zupa w lodowce z przed 3dni za to serial w telewizji i jeszcze 5 na pendrive w tym dwa programy rozrywkowe.
Jeden w pracy siedzi i idzie na silownie po pracy mi nie bylo to dane, nie pracuje ciezko fizycznie ale sporo musze sie nachodzic. Wchodze do domu i widze to wszystko i co mam pasc na kolana na szmate czy leciec myc okna..? Rozumiem ze trzeba odpocząc kazdemu sie nalezy. To wszystko nie sposob opisac
Nie wpadajmy w skrajności bo to o czym piszesz to już lenistwo a autorce chodziło raczej o to że czasami mamie brakuje czasu i sił aby wszystko ogarnąć,też tak mam… Chciałabym miec perfekcyjnie wysprzątany dom jak to było przed córka ,ale chce też mieć szczęśliwe dziecko więc teraz dużo czasu poświęcam córce,ale to nie znaczy ze zaniedbuje totalnie dom. Codziennie jest obiad,czasami z dnia poprzedniego ale jak zostanie to wiadomo że nie wyrzucę,pranie,prasowanie też w sumie codziennie. Seriali nie oglądam,czasami włączę jakiś na comedy central jak córa śpi ale to raczej na odmuzdzenia. Kurze ścieram rzadziej niż kiedys,ale staram sie naprawdę aby było czysto ale przy dziecku czasami sie nie da jak od rana łazi i marudzi . No to wtedy siedzę i tulę,,bawię sie bo kto ma to robić jak nie mama? A chłop pomaga czasami ale tez sie nie czepia jak cos nie zrobiome
A gdyby tak odwrocic sytuacje, maz by siedzial w domu z dzieckiem i wy byscie pravowaly. Po przyjsciu do domu wreczal by wam szmata i myj podlogi. Tez by sie nie podobalo, bo przeciez w pracy bylyscie. Praca w praca i praca w domu, jakby sie nie patrzec, aczkolwiek jak ktos jest zywicielem rodziny ma pewne prawa i nie powinniscie oczekiwac, ze bedzie szczesciwy pracowac po pracy. Wychowywanie dziecka to zmudny proces. Raz latwiej raz ciezej. Kazdy wie, jak to z dziecmi jest. Moze mamuski potrzeba wam odskoczni, bo napewno Ci wasi mezowie doceniaja to co robicie, ale zwyczajnie sa przepracowani i moze przez to troche zgryzliwi. Siedzenie w domu z dzieckiem to dobra wymowka, zeby nie pracowac, a maz zarobil na zycie. My z partnerem oboje pracujemy na pelne etaty, wychowujemy synka i jakos to godzimy. To nasz swiadomy wybor, moja odskocznia, zeby wyjsc do ludzi i bodajze z kims porozmawiac. Moze wam tego trzeba? Pewnie zaleje mnie fala hejtu, bo co to za matka co dziecku sie nie poswieca. To matka normalna, kochajaca swoje dziecko nad zycie, majaca swoje zycie i obowiazki, wracajaca do domu z usmiechem na ustach
Zazdroszczę, ja muszę wracać do pracy po macierzyńskim a moja kruszynka musi zmierzyć sie z dramatyzmem rozstania z mama i siedzieć po 8h w zlobku.Syn idzie do drugiej klasy, już najgorsze ma za sobą ale teraz będzie musiał dorosnac jeszcze szybciej bo czasu dla niego będzie bardzo mało,bardzo to przykre.Teraz jestem w domu i ledwie sie wyrabiam ze wszyskim.Najgorsze jest to że jak wrócę do domu po pracy będę musiała zrobić to wszystko co dotychczas tylko w extra tempie, dobrze że mam parę kilo do zagubienia po ciąży to może nie znikne;-)Mąż kanapowiec i to trzeba będzie zmienić na bank
a ja zaś jestem samotną matką. i do tego jeszcze pracuję. mąż nie docenił. poszedł sobie do innej zręszta nigdy nie doceniał. rytm dnia i podział obowiązków mam ogarniety dzieci już stosunkowo duże w wieku przedszkolnym więc jakoś daję rady. zresztą nawet jak byliśmy razem mimo że pracowałam plus do tego drugi „etat” w domu nie pomagał ani nie odciążał w niczym. potrafił mieć jeszcze stek pretensji. już wtedy byłam samotną mamą mimo że w związku. z jednej strony mi i dzieciom lepiej i szczęśliwiej samej bo mam święty spokój, niż żyć z facetem który mnie nie szanuje ale z drugiej strony czasem chciałoby się do kogoś przytulić i być z kimś dzielić radości i smutki i wszystko. nie ukrywam – zazdroszczę wszystkie kobietom które trafiły na fajnego odpowiedzialnego kochającego męża – dlatego tym bardziej trzeba dbać o relacje i szanować siebie nawzajem.
Jak czytam te komentarze to dochodzę do wniosku, że chyba wygrałam los na loterii. Bo ja mam problem w drugą stronę. Chciałabym iść do normalnej pracy, ale na razie z różnych powodów to niemożliwe i mam problem z tym, że tylko mój mąż zarabia na rodzinę, ale zawsze słyszę, że to ja zarabiam, bo moje kochanie nie musi się martwić o dom dziecko i może jechać i zarobić. Tacy też są na świecie na szczęście:)
super artykuł! Przyznam, ze czytałam go już kilka ładnych razy :)
niestety mój partner należy właśnie do takich, którzy wracają zmęczeni z pracy i nie ma czasu dla mnie ani dla Synka. Po 3mies macierzyńskiego wróciłam do pracy. Tak więc sama zajmuję się pracą, domem, dzieckiem – taka zwykła kura domowa. Niestety nie do konca doceniana jak Ty, Szczesliva. Pozdrawiam!
Już prawie 3 lata jestem z córkami w domu i tak jak piszesz są lepsze i gorsze chwilę… Właśnie miałam gorszą, więc zostawiłam pannice tacie i z kawą i szczęślivą ładuje akumulatory zamknięta w pokoju. Mam swoje 10 min:):)
Amen!
Nie będę nic więcej dodawać, to zbędne.
kochane baby w latach 60 ubiegłego stulecia każda baba chciała pracować i moja też ale nie każda mogła a teraz lalusie się mocno napracują jak urodzą jednego bachora i nie pracuje bo ma dzieci i bród w chacie i dziecko obesrane wielki szum zasranym obowiązkiem każdej kobiety z rodzenie dzieci i dbanie o dom i pracować bo to jest katolicki kraj i tak ma być bo przyjdzie starość i chlelibyście emeryturę a kto wam da to jedna sprawa a druga sprawa to kobieta jak nie pracuje to jest takim ciuchem domowym leniem nierobem brudasem bo nie ma na nic czasu tylko plotki gdy kobieta pracuje to potrafi sobie tak czas zorganizować że ma czas na wszystko lalunie lub lenie kobieta za komuny miały po czworo dzieci i pracowały miały czas na sprzątanie i wychowanie dzieci i nawet na fetę na 8 kwietnia miały czas się zabawić a mężczyźni chodzili sobie na wódeczkę i piwko przed telewizorem tak że nie jęczcie lalusie bo wam się w głowach po przewracało A OCZYWIŚCIE MĘŻCZYŹNI NOWOCZEŚNI POWINNI PERCYPOWAĆ W OBOWIĄZKACH DOMOWYCH POWINNI POMAGAĆ KOBIETOM BO CZASY SIĘ ZMIENIŁY JAK MĄŻ NIE POMAGA W DOMU ŻONIE TO JEST MAMIN SYNKIEM I ŁAJDAKIEM I MOŻE ZA KARĘ NIE DOSTAĆ DZIURY NA WIECZÓR wiem coś na ten temat bo muszę żonie w wieczór usługiwać już przez 49 lat i jest dobrze ja jej pomagam w sprzątaniu a ona mi pomaga w wsadzaniu kota do dziury Pozdrawiam wszystkich leniwych i pracujących
Podpisuje się rękami i nogami :D Mój D. też czasem ma takie wyskoki ale tylko wtedy gdy jest mocno zmęczony i czepliwy o wszystko, pracuje na dole na kopalni więc nie dziwie się,że czasem ma dosyć.
Nasza córa ma 8 lat a ja siedzę w domu, pracuję zarobkowo zdalnie i ogarniam dom i daję radę :)
Po cichu przyznaję, że uwielbiam te chwile gdy Pan Mąż przychodzi i mówi mi cicho do ucha, że jest dumny ;)
Czasami mam wrażenie, że mój mąż też uważa, że w domu leżę i pachę a dziecko samo się wychowuje. Na szczęście tylko czasami ;)
Hola hola. Każdy związek jest inny. W jednym „siedząca” mama rzeczywiście siedzi i marudzi że ciężko. Że nie ma czasu, że zmęczona. A gdy się rozglądasz widzisz miesięczny kurz, nieposkladane ubrania, tę 3 dniowa zupę itp. I zastanawiasz się czym tak się zmęczyła. Znam takie mamy dla których dziecko to (niestety) wymówka.
Druga „siedzaca” mama, to ta która czerpie przyjemność z zabaw z dzieckiem, i tej odrobiny czasu kiedy dziecko spi. Zgadza się na to, że to ona wstaję w nocy, to ona czówa, kiedy maleństwo choruje, nie patrząc na to że i ona nie czuje się najlepiej. DOCENIA męża, bo ten pracuje na ich byt, wiec gotuje, sprzata, pierze… A dlaczego? A no dlatego, żeby chłop wiedział, że jej też zależy. Żeby i on ją DOCENIŁ. Przecież oboje pracują- on zarabkowo, ona w domu. W związku musi być partnerstwo, a nie rozliczanie (niczym menadżer, czy kierownik o albo szef) z tego co się zrobiło, a czego nie. Bo mężu tej drugiej z żon- nie wiesz co takiego się dziś stało, że ów żona nie zrobiła tego czy tamtego. Sięgnij wstecz i przypomnij sobie jak ostatnio miałeś „zły dzień” a ona przymknęła na to oko, bo przecież każdemu się zdarza.
Brawo! Kapitalny post!
Tata często czepiał się tego, ile w domu niezrobione, kiedy wracał z pracy… A ja teraz – na urlopie wychowawczym, z dwójką dzieci – widzę, ile jest ogarniania tego mieszkania… Że codziennie rano trzemia zamieść podłogę, że co chwila się kurzy (Co dwa dni zgarniam całą szufelkę kurzowych kotów, no heloł!), że tu obiad, tu pranie… Ty zmywarkę rozładować, załadować, znowu rozładować… Tu zakupy, tu kupy, tu karmienie, tu wycieranie nosa, tu ścielenie, tu to, tu siamto… A ile ogarniania się z samym sobą w międzyczasie! Jaka muszę być zorganizowana, żeby to wszystko huczało i latało! Jaka logistyka musi być! Tyle umiejętności miękkich! Naprawdę – to ciężki etat – baaaardzo rozwijający, ale i męczący!
Jasne bo pod uwagę nie bierzesz już tego, że Twój chłop zasuwa na dwóch etatach. Najłatwiej powiedzieć doceńcie mnie bo tak dużo robię ale pomyśleć, że on jak wrsca do domu to chce jeszcze znaleźć siłę na zabawę z dzieckiem, jakąś pomoc dla Ciebie, sprzątanie i pewnie do cholery ma ochotę na seks. Stawiam dobrą flaszke, że w drugą stronę tego doceniania nie było za wiele i się chłop sfrustrował. Co do natłoku zajęć to już nie przesadzajmy, czas na pisanie bloga przecież masz, a jak to któryś z naszych rysowników-satyryków ujaął „śpisz w nocy to ci się zbiera” w ramach zastanawiania się czemu nie można się z obowiązkami wyrobić. No chyba, że nie śpisz za dobrze ;)
Nie spi za dobrze, bo karmi – widać,że niewiele obyty w temacie jestes. Mniejsza o to. Oczywiscie, ze ojciec ma byc na 2och etatach. Przeciez decydujac sie na dzieci wiedzial jak bedzie wygladac codzienna rzeczywistosc. Ani 1 etatu porzucic nie moze – to sie nazywa odpowiedzialnosc, zreszta powiedzialabym , ze dzieci to pierdyliard razy wiecej niz ta cala ,,PRACA”. Matka zapiernicza 24 h na dobe tatus na 2och etatach, ale powiedzmy sobie szczerze ON spi dobrze, wiec NIECH POMAGA i nie dogryza tylko DOCENIA. Pozdro! Jeszcze sie taki chlop nie narodzil co by dziecko urodzil i wykarmił, takze…a co do sexu to kobiety nawet kilka mies. po porodzie nie musza miec ochoty na sex ze wzgl. na hormony, zmeczenie, dochodzenie organizmu do siebie i jak sie ma w domu samca jedynie wymagajacego to tymbardziej GOWNO z tego
Jakie to dzisiaj o mnie dla mnie….I ta bezsilność. ..
Oj jak ja to niestety dobrze znam ;) Mam dwójkę dzieci , 5 i 2 lata i mojemu mężowi też się wydaje, że jestem na wakacjach. Przyjedzie raz w tygodniu i mi gada o jakiś pajęczynach na balkonie o.O kurde, czy ja mam czas patrzeć na jakieś pajęczyny na zewnątrz? A niech sobie będą , są ważniejsze sprawy, np co ugotować na obiad by zjadł i syn i córka bo wybrzydzają, ogarnąć chatę i zorganizować jakoś dzień by się nie nudzili i za dużo nie nakombinowali.
Tak :) ja uważam że siedzenie w domu z dzieckiem nie jest łatwa rzeczą ze po paru miesiącach juz ma sie dosc i pieluch i zapierania plam sprzątania jedzenia z podłogi braku komfortu pójścia spokojnie siku ale nie mozna robic z siebie człowieka niezastąpionego ? Inne matki chodzą do pracy robią zakupy obiady sprzątają bawią sie i wychowują dzieci i żyją i mysle ze maja mniej czasu na użalanie sie nad soba jak sie ma zle i jakby mogłabyc lepiej.
Chłopom to się wydaje wiele rzeczy…ale to wystarczyłoby takiego delikwenta zostawić z dzieciakami na kilka dni i już zmiękłaby im ,,RURA”. W nocy pobudka kilka razy na karmienie, za dnia pieluch stos, nocnikowania stos, gotowania zdrowych obiadkow, popieprzanie do ekosklepow, pranie ubranek ubabranych, tulenie gdy maly ząbkuje i ryczy sobie co pare minut parenascie minut itd. Okazuje sie, ze ….robota w domu to zapierdalanie a podrozowanie w celach sluzbowych to sielanka niemal wakacje :D A zreszta…przeciez posluchaj narzekania chlopa jak ma katar-to mniej wiecej jakbys sluchala opiwiesci o bolesciach kobiet rodzących!
smieszy mnie Twoja wypowiedz jestem juz dosyc dlugo sam z dzieckiem i jakos nie narzekam. Piore gotuje przebieram karmie wychodze na plac zabaw. Spedzam prawie caly dzien z corka i nie narzekam wiec na co taka wypowiedz ;/ Wy baby jak macie okres nie narzekacie ;/ ale no tak przeciez wy jestescie najmadrzejsze najlepsze we wszytkim ;/