Za moment dojdę do tego, skąd to całe moje dzisiejsze wyznanie. Najpierw jednak nakreślę Wam scenkę rodzajową. Byliśmy całkiem niedawno u moich Teściów, którzy wokół swojego domu mają dość sporą działkę. Pomiędzy ziemniakami i krzakami malin znajduje się świeżo wycięte drzewo.
I to właśnie tam, wśród tych trocin i bali w najlepsze bawili się moi dwa synowie. Rzucali się trocinami, szukali robali, wtykali paluchy do każdej możliwej dziurki. Jeden z nich nawet się wspomnianymi trocinami zajadał ku mojemu zdziwieniu, choć po piątym razie już zaniechałam jakiejkolwiek reakcji życząc mu „Smacznego”.
Raz stałam i przyglądałam się temu. Czasami musiałam zareagować i przycupnąć, kiedy wchodziły w grę pewnego rodzaju rękoczyny i walka o to, kto tych trocin zbyt dużo zagarnął pod siebie. Rysowałam im trocinowe szlaczki, pokazywałam gdzie pajączek ucieka i tłumaczyłam, jak to się stało, że żuczek nie ma jednej nóżki. Ponadto próbowałam łagodzić, rozmawiać, zachęcać do wtykania paluchów w kolejne dziurki. Po to tylko, aby był względny spokój a oni mieli z tego frajdę.
Myślę, że w ciągu ostatniego roku, śmiało mogłabym powalczyć o czarny pas jako mediator i negocjator biznesowy. Moje chłopaki dają mi w tym zakresie w tyłek każdego dnia z tendencją wzrostową, powiedziałabym nawet. No więc bawiłam się z nimi i uspokajałam. Oczywiście, cały czas pokazywałam na twarzy mój entuzjam. Wiem, że moi chłopcy uwielbiają, gdy bawię się razem z nimi i frajda wypisana na mojej twarzy również im się udziela. Tak naprawdę jednak nic a nic mnie to wszystko nie kręciło. Powiem więcej: usypiałam na stojąco, ukrywając ziewanie i liczyłam tylko skrycie na to, że przyjdzie niebawem taki moment, że sami będą chcieli wracać do domu, bo nocka właściwie była nieprzespana a ja słaniałam się na nogach. Wyrodna ja! ;-)
Aż tu nagle przychodzi mój Teść. Podpytuje nas, co porabiamy i jakie mamy plany, bo widzi, że świetnie się bawimy, a ja wyglądam na całkiem uradowaną.
Wyciąga aparat i pstryka foty, bo ma nowy sprzęcior.
– Widzę, że świetnie się bawicie?
– No tak, chłopaki są zachwycone!
– Ty chyba też, co nie?
– Yyyyyy… – odeszłam kawałek dalej, aby tylko jeden zainteresowany usłyszał, co mam do powiedzenia. – Szczerze i między nami, to wybitnie się nudzę. – powiedziałam.
– Nudzisz się? Z nimi się nudzisz? – Teść wydawał się niezwykle zaskoczony moim wyznaniem.
Tak, cholera, nudzę się. I przyznaję się do tego nie dlatego, aby sobie ponarzekać tutaj i poskomleć jak na rasową matkę przystało. I nie dlatego to mówię, że brak mi kreatywności. Skoro jesteśmy dorośli, to między sobą możemy chyba szczerze pogadać? Myślę, że szczerości w tej materii nigdy za wiele. Ja naprawdę się nudzę podczas wielu zabaw z moimi dzieciakami. Naprawdę niewiele jest czynności, które udaje mi się ukierunkować w stronę moich dwóch kochanych szkodników, podobających się zarówno mi jak i moim saynalom. Mimo szczerych chęci i często ogromnych pokładów kreatywności, którymi momentami próbuję się wykazać, to nici z tego, co ja bym chciała.
Uwielbiam czytać im książki i opowiadać rozmaite historie, ale w okolicach dwudziestej sekundy jeden i drugi zaczynają mi zaglądać do buzi i starszak zadaje setne już pytanie:
– Mamooo, a dlaciedo za gólami i lasami?
– Bo tam są góry i lasy w tej opowieści.
– A dlaciedo?
– No taki sobie wstęp wymyśliłam.
– A dlaciedo?
:D Czaicie o co chodzi? ;-)
Mój starszak uwielbia resoraki i jeżdżenie nimi po ścianach i innych powierzchniach płaskich jest jego konikiem. Zazwyczaj i mnie wręcza owego resoraka i wtedy razem zdobywamy kolejne ściany. Ze średnim entuzjazmem z mojej strony, serio, choć oczywiście udaję, że jestem najbardziej warkoczącym i hamującym resorakiem na tej planecie. Mój roczniak natomiast uwielbia skakać mi po brzuchu i wkładać do mojej buzi wszystkie przedmioty, które mają potencjał zmieścić mi się w ustach. Te, które tego potencjału nie mają, też próbują zostać wpasowane do nich.
Wiecie co? Nie będę ściemniać, że kręcą mnie te zabawy. Nudzę się przy nich przednio, ale w końcu trudno, abym jarała się nimi jak cukinia na grillu. W końcu dzielą nas prawie 3 dekady, co nie? :D Dlatego nie biczuję się już nic a nic z tego powodu, że leżenie na dywanie i bycie lizaną po twarzy wychodzi mi uszami, albo że jednym z najnudniejszych momentów dnia jest akurat setna zabawa w chowanego, podczas której osobnik chowający się za każdym razem chowa się tam, gdzie od razu jest widoczny :D No taki mamy klimat, że jeszcze parę lat i ponudzę się przednio. Jakoś dam radę ;-)
Żeby było jasne – kocham tych moich dwóch bąbli nad życie! I uwielbiam z nimi spędzać czas. Tylko cholera jasna nie zawsze jest mi z nimi w zabawie po drodze ;-)
Natomiast nie chciałabym się zapędzić w tym moim wnioskowaniu, ale mój Mąż zupełnie odwrotnie do mnie, sprawia wrażenie niezwykle uradowanego trzymając w ręce „pińćsetny” już resorak danego dnia wypowiadając cały czas tę samą warkoczącą kwestię w stylu: „wrrrrrr…. iiiooooooo…iioooooooo….” ;-)
Spokojnie, jeśli okażę się jedyną znudzoną podczas zabawy z dziećmi laską, to jakoś to przełknę. Może się okazać, że wszyscy rodzice aż rwą się do wszelkich kreatywnych działań z dziećmi i uwielbiają do znudzenia powtarzać te samą odpowiedź na to samo pytanie ;-)
Ale znam jeszcze jedną taką, która mówiła mi, że nudzi się podczas zabaw z dzieckiem jak ja, Karina jej na imię. :* I myślę sobie skromnie, że może jest nas tych szczerych i znudzonych więcej?! ;-)
17 komentarzy
Myślę, że nie Ty jedna Kochana :) U mnie jest tak – jak udaje mi się trochę odetchnąć od synka, nie wiem, przez kilka dni przejmuje go mąż albo ja mam wiele innych zajęć czy więcej bloguję, to nawet z przyjemnością się pobawię. Ale jak przyjdzie mi się bawić codziennie, to jakoś tak usta same ustawiają się do ziewania co minutę :P
Dopiero dzisiaj odkryłam Twojego bloga, bardzo cenię Cię za szczerość i pisanie prosto z mostu tego, co czujesz :D No i tak świetnie odnajduję w tym siebie. Życzę dalszych sukcesów i od dzisiaj regularnie podczytuję :)
Doskonale. Ciebie rozumiem. Mam synkow 3 i 5 lat i najbardziej lubię gdy bawią się sami. Choć nie powiem lubię z nimi grać w planszowki, karty, układać puzzle. Oni zaś wola zabawę w dom, kucharza, bawoenie się klockami. Jak już naprawdę nie znajdujemy wspólnych zabaw idziemy na plac zabaw,fikalnie, spacer z lodami lub muzeum gdzie można wszystko pomacac.
Moje dziecko ma rok. Nasze zabawy to uderzanie gumowym młotkiem we wszystko dookoła albo on łazi po mnie a ja pilnuję żebyśmy to obydwoje przeżyli. Jak bawię się z nim w jego kojcu to często łapię się na tym, że zawieszam się w bezruchu ze wzrokiem tępo wpatrzonym w dal na długie minuty.
Myślę, że jest nas sporo, tych mam które zrobią wszystko dla dzieci choć wcale im nie po drodze. Kocham moją pięciolatke, ale kiedy mamy się razem bawić to ona wymyśla scenariusze i mnie też to nie kręci ” mamo powiedz to…” Itp. A jakie morze cierpliwości trzeba mieć przy nauce cyferek i grze w karty, albo jak po raz setny liczy kropki na kostce do gry gdy gramy w planszowki… Wolę jak razem pieczemy babeczki, albo czytamy w tym się sprawdzam. Czasem wkręcam się w zabawę laleczkami, kucykami itp. ale żeby to była moja bajka to raczej nie… ale wiem jakie to dla mojego dziecka ważne więc mobilizuje swoje pokłady cierpliwości i do dzieła.Więc nie jesteś jedyna… W końcu czego się nie robi dla dzieci…
wydaje mi się, że grunt to właśnie spędzać z dzieckiem czas tak, żeby po prostu być razem. A wspólne gotowanie, pieczenie, sprzątanie czy zakupy w Biedrze to idealny na to sposób :)
Ja uwielbiam od czasu do czasu z moimi dziewczynkami coś fajnego zrobić, choć też mnie mega nudzi zabawa w odgrywanie ról i wcielanie się w klockowe ludziki na przykład. Ja wolę samo budowanie z Lego, a córka zabawę na skończonej budowie, kiedy ja już tracę atencję ;)
Nie jesteś sama… Ja też Nudzę się z moim maluchem. Problem w tym że on czasem nudzi się zarówno ze mną jak i beze mnie mimo że zawsze ma mnóstwo zabawek obok siebie, etui na telefon, albo pilot są najlepszymi zabawkami jakie można mieć.
Ostatnio wszystko go nudzi poza wstawaniem i chodzeniem a pediatra stanowczo odradza nam stawianie młodego na nogi. Twierdzi że jest „grubiutki” i pokrzywią mu się nogi. Jak dla mnie bzdura, ale co ja ram wiem, to moje pierwsze dziecko…
a mogę zapytać, ile ma Twoje dziecko? Tak z ciekawości pytam…
a mogę zapytać, ile ma Twoje dziecko? Tak z ciekawości pytam…
Mam tak samo ,ale niestety jest mi z tym źle :/Mam z tego powodu wyrzuty sumienia.
Świetny tekst .a ja myślałam że tylko ja tak mam ufffff?
Uff to znaczy że jestem normalna! :) Bo ja też tak mam, że jak tyko usiądę na dywan to powieki ciężkie jakieś mi się robią. A co do męża mam to samo wrażenie co Ty, że jak już się wkręci do zabawy z dziećmi to mu frajda z oczu bije. Ale to przecież ponoć Duże Dzieci ;)
A ja myslalam, ze jestem taka malo kreatywna i pozytywna, skoro mnie tez te zabawy nudzą?
Kurczę, mnie też trochę te zabawy nudzą. Staram się udawać zaciekawioną, ale słabo mi to wychodzi ;) Jak mała podrośnie będę musiała starać się trochę bardziej ;)
o matko wariatko już myślalam, że tylko ja tak mam
Oj wiesz, jak spędzasz większość dnia z młodymi i mają tylko Ciebie do animowania, to nie ma się co dziwić, że masz dość. Chyba każdą z nas to dotyka.
A faceci, którzy mają odskocznię w postaci pracy wracają do tych swoich małych pupilków i się mogą w pełni zresetować na dywanie przypominając sobie beztroskie czasy swojego dzieciństwa :)
Plus do tego faceci zwykle nie myślą o kilku rzeczach naraz ;) A my wiadomo – niby się bawimy, ale jednocześnie rozkminiamy w głowie co by tu na kolację zrobić, że pranie trzeba wstawić, że hybrydę na jutro sobie malnąć i kieckę do roboty wyprasować :D
A mnie kiedyś babcia powiedziała, że inteligentni ludzie się nie nudzą… :)
Widzę, że nie jestem sama :o Nie ma się co martwić. Naturalną koleją rzezy jest to, że czynność powtarzana po 100 razy może się znudzić… Nie ważne jak bardzo kochasz swoje dzieci i uwielbiasz spędzać z nimi czas. :P
_________________
https://spil.pl/