Planowaliśmy to już dość długo. Pisząc „długo”, mam na myśli jakoś od tygodnia. :D Gaia nasza jest już odstawiona od piersi (w kolejnym poście muszę Wam opowiedzieć o moim patencie, który zadziałał!). Chłopcy przesypiają prawie całe noce (nie licząc tych epizodów, kiedy we dwójkę pchają się do naszego łóżka i w rezultacie budzimy się z M. połamani i nieżywi :D). Sytuacja prawie idealna. ;-)
No, więc zaplanowaliśmy sobie jeden z tych „seksi” wieczorów, co to i winko ma być, i jakiś fajny film. I rozmowy nocne i takie tam inne rzeczy, o których to publicznie nie wypada pisać, ale wszyscy wiedzą, o co chodzi. No, bo wiadomo, jak to jest z tym planowaniem – jak się ma trójkę małych dzieci w domu (chociaż czasami i jedno małe, ale energiczne też wystarczy), to warto pewne rzeczy zaplanować, mając na głowie całą litanię obowiązków. :D
Dzień mieliśmy długi. Bo a to zakupy, a to praca, a to kąpiel całej trójki, czyszczenie uszu, obcinanie paznokci. Ale jak to bywa z takim planowaniem – właśnie wtedy, kiedy planujesz sobie romantyczny wieczór z mężem, to dzieciom jak na złość spać się nie chce, marudzą, dokazują i robią autentycznie wszystko, aby taki wieczór swoim rodzicom utrudnić.
Najpierw jeden wyrżnął o framugę drzwi, no to zrobiła się z tego taka tragedia, jakby w okolicznej wsi świniaka zarzynali. Lekko tylko musnął o tę framugę, ale wiadomka – jak dziecko zmęczone, to zrobi z tego tragedię. Przytuliłam. Ojojałam. Ucałowałam. Rozumiem. Ja, gdy mam gorszy dzień, to też robię tragedię z tego, że niepotrzebna skarpetka odpoczywa sobie na dywanie. ;-)
Już chłopcy mieli iść spać, wnet drugiemu się przypomniało, że chce jeszcze kanapkę na dobranoc. No, to biorę kromkę chleba, smaruję ją serkiem ziołowym, na to szyneczka, wszak taki rytuał mamy kanapkowy wieczorami. I ja wtedy biorę nóż, obcinam skórki (takie to podniebienie delikatniusie mają moje dzieci wieczorami, jak nie wiem co!) i kroję w kwadraciki.
Okazało się, że trzy kwadraciki nierówno pokroiłam! No i tragedia kwadracikowa! Ja mówię, że niechcący, a Teosiek nie chce mi tego wybaczyć. Ryczy, panikuje, tupie nogami, twierdząc, że nie chce, nie zje i w ogóle. Żąda jaśnie pan nowej kanapeczki i nowych kwadracików. I tak walczyliśmy dobry kwadrans, aż w końcu zrobiłam mu te kolejne kwadraciki. Dałam się złamać, aby tylko mieć w końcu święty spokój. Zjadł dwa i słyszę ryk! Ale to taki ryk, że uszy więdną! Ugryzł się w język! O, matko! Zwariuję zaraz chyba! Pokazuje mi ten ugryziony język, cały ufajdany serkiem i szynką, które razem wzięte przypominają skrawki kurczaków zmielonych na poczekaniu. Dmucham, chucham, mówię, że przejdzie. Przeszło! Po kolejnym kwadransie i ojojaniu miejsca ugryzienia :D widzę w oddali mojego męża, który walczy z Gaią w nosidle, bo ona też ze spaniem na bakier. Zaczyna piski i jęki, że chce mój bezcukrowy napój energetyczny, którego nie dopiłam i zostawiłam na stole. :D Zaczął się kolejny cyrk!
Akurat wtedy, kiedy w planach i wino, i film, i to wszystko, o czym nie wypada pisać publicznie, ale wszyscy wiemy, o co chodzi.
W końcu język panicza przestał boleć. Czoło uderzone we framugę też uspokojone. Gaia w całkiem dobrym nastroju zasnęła. Włączyłam teraz tylko audiobook chłopakom na dobranoc i słyszę od Juniora, czy mogę się na chwilkę koło niego położyć. Położyłam się. Leżę i leżę, próbuję się wyślizgnąć z tego łóżka niepostrzeżenie, ale słyszę nagle, że mam zostać, bo on jeszcze nie zasnął. Spoko, czekam dalej. Próbuję drugi raz wyślizgnąć się z pokoju, ale znów napotykam opór.
Wtem na paluszkach do pokoju chłopców, w którym leżę i ja, przychodzi mój M., który daje mi znak, że tylko skoczy na dół po jakieś wino, bo myślał, że mamy je na blacie, ale wino okazało się oliwą z oliwek. :D Spoko, może się człowiek pomylić. :D A rodzic to ma już do tego pełne prawo. :-D
No i poszedł po to wino.
Wiecie, co było dalej? Romantyzm w czystej postaci! Ano, dalej to ja się obudziłam jakoś o 7.00 rano koło Teośka. :D Odważna ze mnie sztuka, prawda? :D Jak nie wiem co. :D Podobno mój M. po powrocie z tym winem nie mógł mnie dobudzić, bo zupełnie nie kontaktowałam. :D
Spoko, taki to był właśnie nasz hipersexy wieczór! Miewacie podobne? :D
PS. Jeśli udało się Wam zobaczyć dzisiejszy post i jest on Wam bliski, to zostawcie po sobie ślad na Facebooku czy w komentarzu. ❤ Jeśli macie ochotę puścić go dalej w świat, ku przestrodze – z góry dziękuję! :*
2 komentarze
Nie planujcie, sam sie zorganizuje i zaskoczy Was w niezapomniany sposob.
U mnie tak wygląda średnio co drugi wieczór… ehhh