Pewnie wielu z Was rozpoczęło ten niezwykle ważny proces pozbywania się z otoczenia toksycznych ludzi, a z Waszych maili z ostatnich miesięcy wnioskuję, że nawet całkiem sporo jest osób, które ten etap już zakończyło i to z sukcesem! Winszuję Wam! Doskonale znam to uczucie, kiedy krok po kroku kończyłam bliższe relacje z osobami, z którymi nie było mi po drodze.
Mam wielkie szczęście, że wśród mojej najbliższej rodziny nie ma osób, które mogłabym zaliczyć do grona „toksycznych”. Otaczają mnie naprawdę cudowni ludzie, których miłość czuję każdego dnia i wiem, że jestem dla nich tak samo ważna jak oni dla mnie. Szczerość, troska, życzliwość. To są niektóre ze słów, jakimi bez pudła mogłabym opisać nasze bliskie relacje.
Mniej szczęścia miałam natomiast do bliższych lub dalszych znajomych. Po kilku latach łudzenia się, że niektóre znajomości mają potencjał wejść na wyższy level obopólnego zrozumienia dotarło do mnie, że niepotrzebnie robię sobie nadzieję i czas najwyższy uciąć te relacje najszybciej, jak to jest możliwe.
Bo umówmy się – jaki sens ma znajomość, gdzie druga strona dzwoni, żeby zapytać, co u Ciebie, a tak naprawdę to za każdym razem szybko przechodzi do konkretów, bo potrzebuje, abyś pomogła jej po raz kolejny coś przetłumaczyć, wszak szkoda jej kasy na tłumacza angielskiego? :D I dzwoni do Ciebie tylko wtedy, kiedy czegoś od Ciebie potrzebuje… To jest przykład z mojego życia. :D Gdybym raz w tygodniu chciała pracować jako tłumacz poświęcając 3-4 godziny mojego życia na tłumaczenie tekstów właściwie obcej mi osobie, która uznała, że mam mało rzeczy na głowie, to bym się zatrudniła jako tłumacz. :D Rany! I zaraz ktoś tutaj rzuci się na mnie, że jestem bezduszna i egoistyczna. Nie, nie o to chodzi. Ja bardzo chętnie pomagam moim bliskim, dobrym znajomym, osobom, które kontaktują się ze mną w różnych okolicznościach.. Natomiast nie mam zamiaru uchodzić na kogoś, kto pozwala na to, by „interesanci” zwracali się do mnie tylko wtedy, gdy mają jakiś w tym interes. Na to nie ma mojej zgody.
Jaki sens ma znajomość, w której co tydzień ktoś wprasza się do Ciebie bez zapowiedzi w porze obiadowej z gromadką głodnych dzieci udając, że bardzo się za Tobą stęsknił, a prawda jest taka, że koszt obiadów jest żaden, gdy wprosimy się do kogoś na głodniaka, zamiast zwyczajnie samodzielnie upichcić coś dla swojej rodziny? :D To jest autentyk z maila, który podesłała mi Kasia kilka dni temu. :D Jej znajoma co poniedziałek wbijała do niej do domu z czwórką dzieci po ich zakończonych zajęciach w szkole, a dzieci już w progu wołały:
– Ciocia, my jesteśmy taaaaacy głodni!
A Kasia, skąd inąd totalnie zrypana po pracy w przedszkolu, odbierała swoje dzieci ze szkoły, i później jeszcze gotowała obiad jak dla wojska. A koleżanka przyglądała się zaciekawiona, co ona tym razem upichci całej gromadce. :D
To trzeba być jednak bezczelnym. Kiedy Kasia pewnego razu zapytała, czy dla odmiany to jej koleżanka mogłaby coś przynieść ze sobą do jedzenia dla wszystkich, bo w poniedziałki ona pada na twarz, to koleżanka się nie nią obraziła i przestała przychodzić. Dla odmiany zaczęła chodzić do innej, wspólnej koleżanki i tam przesiadywała z dziećmi poniedziałki. :D A po jakimś czasie wyszło szydło z worka, bo okazało się, że ona codziennie do kogoś chodziła, aby nie musieć gotować. :D Kasa w kieszeni, ploteczki na tapecie, dzieciaki wybawione. Spryciula, prawda? :D
Jaki ma sens utrzymywanie znajomości z kimś, kto wbija do Ciebie na chatę tylko wtedy, gdy ma jakiś elektroniczny sprzęt do naprawy, a wie, że Twój mąż jest złotą rączką, która wszystko ogarnie?
Ja rozumiem, że chęć zaoszczędzenia dwóch stówek to duża pokusa, ale człowieku! :D Litości. Ludziom brakuje czasu na życie, na odpoczynek, a Ty oczekujesz, że teraz ktoś rzuci wszystko i z uśmiechem na twarzy naprawi Ci laptopa, co zajmie pewnie kilka czy kilkanaście godzin, ale Ty będziesz uradowany, wszak zaoszczędziłeś właśnie 5 stówek na serwisie. :D Szczerze? Nie miałabym odwagi wbijać na chatę do kogoś z moimi gratami mając świadomość, że właśnie zabrałam drugiej osobie 5 godzin z życia, a doskonale wszyscy wiemy, że posiadanie kilkorga dzieci w dzisiejszych czasach wiąże się niechybnie z szukaniem dla siebie choćby 15 minut na spokojne poukładanie myśli w głowie, a co dopiero mówić o kilku godzinach spędzonych na naprawach sprzętu dla właściwie przypadkowej osoby, która odzywa się do Ciebie tylko wtedy, go coś jej się zepsuje. :D
Jaki sens ma utrzymywanie znajomości z kimś kto wbija do Ciebie do domu raz na ruski rok, a po tej wizycie dowiadujesz się, że ploty w towarzystwie zostały skutecznie rozpuszczone?
Dowiadujesz się od innych, że podobno jesteś zmęczona, mąż wygląda na jakiegoś takiego zmęczonego, a za ostatnie wakacje to musieliście zapłacić majątek, i wszyscy się zastanawiają, czy przypadkiem w Lotto nie wygraliście kilku baniek.
Ja nie potrzebuję takich cyrków. Nie mam czasu dla przypadkowych ludzi, żądnych plotek, dla tych, którzy kosztem moim i mojej rodziny załatwiają swoje problemy traktując mnie jako darmowy serwis wszelkiej maści. Wystarczająco mam swoich codziennych trosk, a na nadmiar czasu również nie narzekam.
Została obok mnie właściwie garstka ludzi, ale jakże cudownych! Zaufanych, życzliwych, troskliwych. Takich, za którymi wskoczyłabym w ogień i mam świadomość, że i ja na nich mogłabym polegać.
W tym przypadku mniej zdecydowanie znaczy więcej! Mój proces robienia czystek zaczął się dawno temu, ale mogę śmiało teraz powiedzieć, że całkiem niedawno zakończył się z sukcesem. I takiego sukcesu również Wam życzę! ;-)
I jak, lepiej się Wam żyje bez toksycznych znajomości? ;-)
Brak komentarzy