Poniedziałki są często do bani. I ten mój dzisiejszy poniedziałeczek też jest trochę do bani. Niby wszyscy jesteśmy szczęśliwi, bo wrócił M. Dzieciaki uśmiechnięte, patrzą w końcu na rodziców, którzy są razem.
Ale jednak coś wisi w powietrzu. Jakaś taka poniedziałkowa niemoc, która nie pozwala nam z przytupem się ogarnąć i miażdżyć system, tylko poddajemy się aurze za oknem i wleczemy po mieszkaniu w dresach albo piżamach. Wypiłam już trzy kawy, wyduldałam ze 2 litry wody gazowanej, zjadłam syte śniadanie a później obiad i nadal szwendałam się po mieszkaniu w poszukiwaniu energii.
Patrzyłam raz po raz na mojego M., który grzebał coś przy komputerze i też nie widziałam w jego oczach żadnego wigoru. Szlag mnie zaczął trafiać, bo wiem, że gdy tak właśnie zaczynam tydzień, to prawdopodobnie nie będzie lepiej, a o wskrzeszenie sił trudno się pokusić, kiedy razem z moim mężem chodzimy jak śnięte mimozy.
Na zegarku szesnasta z hakiem. Ja odpowiadam na zaległe maile sprzed tygodnia, które czekają w skrzynce i pół godziny bez efektu zastanawiam się, czy pierwsze zdanie, które wystukałam, aby na pewno jest poprawne. Ślęczę nad tym jednym zdaniem jak ciotka klotka, dyżurna ameba kraju i łapię wzrokiem mojego męża:
– Kaaaawyyyy, daaaaaj! – proszę go błagalnie, jakbym konała.
Zrobił. Nic mi ta kawa nie pomogła. Junior poszedł na drzemkę. Na drzemkę poszedł również mój Mąż. I ja w takich sytuacjach jak ta myślę sobie, że chyba tylko ja taka durna jestem, że zamiast pójść się zdrzemnąć, to pracuję jak oszalała i spinam dupsko. Faceci to są jednak mniej skomplikowani. Oni nie będą się samobiczować, jak my kobiety, tylko walną się na sofę i już ich nie ma.
Podduszając mojego męża w myślach udałam się po jeszcze jedną kawę do kuchni. Wróciłam do komputera ledwo trzymając oczy otwarte i przy komputerze spotkałam mojego Syna.
– Mama, mogę kotka? – zapytał.
„Mogę kotka” oznacza włączenie aplikacji Ginger Cat na moim telefonie. To rude kocisko powtarza różne zwroty, można mu umyć zęby zęby i inne takie. Zazwyczaj mój Syn ma szlaban na tego typu aplikacje na telefonie, ale tym razem moja niemoc była tak wielka, że uległam.
– Skarbie, w ramach wyjątku, możesz kotka. – i odblokowałam mu mój telefon. Aplikację już sobie sam znalazł, włączył ją i… nagle patrząc na mnie oczyskami jak ze Shreka dodał od siebie cichutkim głosem:
– Mamaaaa! Ja nie mam siły cymać tego telefonu! Pocymasz mi?
:D No i trzymałam mu ten telefon :D Odłożyłam wszystko na bok. Zamknęłam laptopa. Walnęłam się z synalem na łóżku trzymając mu ten telefon pod samiuchnym nosem. Wszak skoro nie miał siły trzymać tego telefonu, to już musiało być bardzo źle! Gorzej niż ze mną! A ja durna myślałam, że jestem zmęczona :D
P.S. Grunt, że ten poniedziałek już prawie za nami :D Przeżyliście? ;-)
5 komentarzy
Ja miałam dzisiaj podobny dzień,cieszę się że już wieczór ?
Ja miałam poniedziałek z kolką synka, cały dzień, zasnął po 15 na moim brzuchu i tak do 17.30 obudził się zrobił dwie kupy i mam nadzieję że moja noc jest uratowana, a dzień jak zwykle dzięki Tobie zakończony z uśmiechem na twarzy :-) Kto jak nie my da radę :-)
Kurcze a myślałam, że ja sama jestem w tym zmęczeniu!!! Dziewczyny jutro będzie lepiej, musi być!! Po takim dniu jak ten poniedziałek, nie ma innej opcji, czego Wam i sobie życzę :)
Mój spracowany maluch często nie ma siły podciągnąć majtasów po sikaniu. Takiego kryzysu energetycznego to ja jeszcze nie miałam;D Mówię mu już nieraz, żeby powiedział wprost, że mu się nie chce, ale on udaje, że nie rozumie i tylko słyszę „Nie mam siny, ty masz sine”. I weź tu z takim gadaj;)
Dobre! ?