Myślałam, że już nic mnie nie zdziwi, jednak internet to zdecydowanie niewyczerpalne źródło sytuacji i chyba nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać. ;) Tak było i tym razem! :D
O zdjęciu, które wczoraj usunął Facebook, zapewne wiecie. ;-) Trójka moich dzieci, umorusana w błocie. I to właśnie pod tym zdjęciem pojawił się komentarz Czytelniczki, która nie mogła wyjść z szoku, że pozwalam moim dzieciom na taką swobodę. Komentarz był krótki, aczkolwiek treściwy. :D
– Jestem w szoku, że pozwalasz dzieciom na aż taką swobodę. Gdzieś jednak są granice ubrudzenia się. Chyba, że tylko tak do zdjęcia pokazówkę robisz?
Żeby było jasne – ja nie zajmuję się reżyserowaniem naszego życia w taki sposób, by miało robić w internecie „wrażenie”. Ci, którzy nas znają wiedzą, że nasze życie jest spójne z tym, co widzą Czytelnicy na blogu, Facebook’u czy Instagramie. Nie muszę niczego udawać ani kreować się na kogoś innego niż jestem na co dzień. Wiarygodność i szczerość są dla mnie niezwykle ważne.
Dlatego zdjęcie, które widzieliście, nie było ani trochę reżyserowane. Ot, mój Teść zaproponował w pewnym momencie, że zrobi dzieciom odrobinę błotka przy jego burakach i ziemniakach. :D I jak zaproponował, tak zrobił. :D
A dzieci pociągnęły ten „spektakl” dalej. :D Założę się, że Wasze dzieci robią pewnie podobnie, o ile lubią taplanie się w takich błotnych maziach. :D
Ivo, Starszak – jak to on, obrudził się na początku dość ostrożnie. Ale gdy zauważył, że jego młodsze rodzeństwo ściągnęło swoje t-shirty i spodnie postanowił do nich dołączyć w samych majtkach. Moja fota była zrobiona w początkowej fazie ich kąpieli błotnej. :D Gdybyście zobaczyli ich pod koniec tej błotnej akcji, to złapalibyście się za głowę. :D Ale tak to właśnie jest z taką zabawą – tutaj trudno o umiar, a dzieci mają z tego frajdę nie z tej ziemi! :D
I ja mam ich tego zabraniać? Niby dlaczego?
Skoro majtki czy spodenki można spokojnie wyprać w pralce, a włosy umyć szamponem. Przed zabawą zaproponowałam Juniorowi ściągnięcie butów, a pozostała dwójka i tak biega po działce na boso (spotkanie z pszczołami też mieliśmy – opowiem o nim może następnym razem. :P). Jasne, przy zmywaniu tego błota jest trochę roboty, ale czego się nie robi dla dzieciaków. :D Najpierw Teść obmył ich w metalowej balii. A dopiero w wannie ich porządniej domyliśmy. ;-)
Swoją drogą – ja sama uwielbiam chodzić boso. Czuję wtedy taką wolność – trudno mi opisać to uczucie. :-)
Gdy widziałam ich radość podczas zabawy, to zatęskniłam za moją dawną dziecięcą spontanicznością! Ja z moim bratem tak samo bawiliśmy się w błocie, piasku czy wodzie. Zawsze na bosaka. Ile przy tym było frajdy, ile śmiechu i super emocji!
Oprócz brudzenia się, pozwalam im też na to, by samodzielnie wybierali sobie ciuchy, które zakładają do przedszkola czy szkoły.
Czy na inne, mniej formalne okazje. ;-) Szczególnie kiedy jesteśmy na wakacjach, to mogą chodzić w tym, co sobie wybiorą spośród tego, co wspólnie zapakowaliśmy do plecaków czy walizek. Czasami ich modowe wybory nie pokrywają się z moimi, ale cóż ja na to poradzę. :D Kiedy jesteśmy w Krakowie, dbam tylko o to, by byli ubrani w miarę adekwatnie do pogody. A że czasami te wybory są pod względem estetycznym średniawe, to już nie jest jakiś ogromny problem, przynajmniej dla mnie. ;-) I tak zakładają na siebie, to co ja im wcześniej kupiłam, czyli podstawy znają. Rozszerzają je już we własnym zakresie. ;-)
Konkludując już – kiedy niby miałabym nauczyć dzieci spontanicznej zabawy czy samodzielnego ubierania się i kompletowania ciuchów? Kiedy będą dorośli?
Niech się brudzą. Niech noszą to, na co mają ochotę. To jest jeszcze ten czas, kiedy społeczeństwo wiele im wybaczy. ;-) Będę mieli jeszcze czas na to, aby kiedyś wpasowywać się w jakieś schematy, ramy czy standardy. Albo i nie! ;-)
Ściskam!
1 komentarz
Fajny wpis :) Czy często urządzasz dzieciom takie brudzące zabawy, czy jednak jest to rzadkość biorąc pod uwagę ogrom prania, sprzątania itp.? Masz może jakieś patenty na to, jak zminimalizować syf? (nazywajmy rzeczy po imieniu). :) :)