Na początku myślałam, że ten mail od Kasi to zwyczajna podpucha, bo dostaję czasami wiadomości, które bywają prowokacją i odsiewam je skutecznie.
Dopiero gdy zaczęłam czytać dalszą część wiadomości, to zrozumiałam, że sytuacja wcale prowokacją nie była a Kasia ma na ten temat wyrobione zdanie. Uff – na szczęście podobne do mojego, mam wrażenie jedynego rozsądnego w tym wypadku. Ale może się mylę?! Powiedzcie, że myślimy podobnie!
Mail od Kasi został tylko kosmetycznie skrócony i edytowany za jej zgodą.
Kasia napisała:
„[…]
Kiedyś powiem Ci, że myślałam, że takie sytuacje to żart przekazywany z ust do ust po to tylko, żeby rozdmuchać temat bo wszyscy tym jako rodzice żyjemy szczególnie, kiedy zaczyna się rok szkolny i przedszkolny. Teraz mam tę pewność, że to się dzieje naprawdę i jest jakimś koszmarem, którego skutki odczuwa choćby dla przykładu mój Szymek, który jest wcześniakiem. Kochane dziecko, mądre, zabawne, wszędzie go pełno, ale z obniżoną odpornością, niestety. […]
Muszę Ci Szczęsliwa opowiedzieć o tej sytuacji i nie wiem, chyba będę Cię błagać, żebyś to nagłośniła, bo mnie już ręce opadają a sama nic nie zmienię. To wszystko jest w rękach rodziców, sama jedna świata nie zmienię choćbym chciała. […]
Szymek w czwartek wrócił do przedszkola po prawie trzytygodniowej chorobie i łudziłam się, że chociaż na tydzień chorować przestanie, bo ostatnio co wraca do przedszkola to jest tam dwa-trzy dni i znowu wegetujemy w domu z wirusem i gorączką pod 39 stopni. […]
Już mieliśmy się żegnać w szatni, Szymek tylko zakładał swoje paputki na nogi a mój wzrok przykuł widok mamy, która przy drugim rzędzie szafek zaczęła się dziwnie zachowywać za drzwiczkami, jakby chciała coś schować i szeptała coś do swojej córki. Usłyszałam jedno zdanie wyraźnie. „Zachowuj się grzecznie, to kupimy Barbie z pieskami, jak przyjdę po Ciebie. Ale musisz połknąć syropek.”
Dziewczynka zaczęła marudzić, że syropku nie chce a mama nie dawała za wygraną. Dziewczynka w ryk i widzę, że mama na siłę pcha jej do buzi tę miarkę. Nie wypada ingerować, ale nie sposób nie zauważyć, że dziecko zanosi się płaczem. Mama w końcu na siłę wepchnęła jej miarkę. Połowa syropku na podłodze, dziecko zaczęło tym pluć i co ja widzę! Ja się Magda zagotowałam w sobie! Na opakowaniu jak byk napisane, że to Ibuprom! Jej dziecko całe czerwone, rozgorączkowane, buzia zaglucona cała na zielono od tego płaczu a matka jak zobaczyła, że jej się przyglądamy to się zaczęła tłumaczyć, że ona takie histerie ma w domu codziennie i że zaraz jej minie. O chorobie ani słowa a dziecko słaniało się przy szafkach! Wyszłam na pięcie, nie na moje nerwy przepychanki słowne i moje pierwsze kroki skierowałam do pani z naszej grupy, której zgłosiłam fakt, że matka przyprowadziła chore dziecko i ja na to zgody nie wyrażam, aby chore dzieci były razem z moim w placówce. Zrobiło się zamieszanie, ale ja nie miałam najmniejszego zamiaru płazem tego puszczać. Przyszła pani nauczycielka z termometrem, wysłuchała durnowatych tłumaczeń matki i zgadnij co termometr wskazał. 39,5! Rozumiesz to. Matka miała czelność przyprowadzić dziecko z tak wysoką gorączką i zaczęła się tłumaczyć nam wszystkim, że ta temperatura to od płaczu. Dziecko zostało razem z matką zostało zawrócone do domu. […]
Magda, mam ochotę teraz przeklnąć sobie, jeśli pozwolisz! Jak moje dziecko ma być kurwa zdrowe jak te oszołomy przyprowadzają do przedszkoli chore dzieci i próbują maskować ich chorobę syropami przeciwgorączkowymi? A co to będzie jesienią i zimą, jak zaczną się infekcje na całego! Ja myślałam, że to wyssane z palca historie, że dzieciom podaje się przeciwgorączkowe, aby jakoś dotrwały w tym przedszkolu z gorączką.
Tylko, że to nie są bujdy na resorach tylko to są fakty! […]
„
Komentarz mój chyba jest przy tym poście zupełnie zbędny. Dzieci chorować powinny w domu. Przedszkole to nie szpital ani przechowalnia. Nie miałabym sumienia puszczać dziecka z gorączką do placówki! :( Przecież dziecko chorując cierpi i potrzebuje wtedy spokoju, często snu i opieki rodzica! :(
P.S. Jeśli udało się Wam zobaczyć dzisiejszy post, i bliskie jest Wam jego przesłanie, zostawcie po sobie ślad na Facebooku czy w komentarzu ❤ Możecie też go podać dalej. Dziękuję!
Możesz obserwować mnie na Instagramie: ❤️https://www.instagram.com/szczesliva/ ❤️
23 komentarze
Smutne ale prawdziwe. Mój Starszak pierwszy rok żłobka chorował bez przerwy. Czasem ciężko było tak przeorganizować pracę aby zapewnić mu opiekę w domu ale NIGDY nie zawiozłam do placówki dziecka z gorączką, zielonymi gilami, duszącym kaszlem, wysypką, biegunką, ropiejącymi oczkami czy innym świństwem. Było to dla mnie oczywiste, że chore dziecko siedzi w domu żeby wyzdrowieć i nie zarażać innych. Zastanawiałam się tylko gdzie On to łapie skoro chorych dzieci żłobek nie przyjmuje?! Jakież było moje zdziwienie gdy pewnego razu przypadkowo zobaczyłam jak jakaś mama zostawia dziecku w szafce syrop przeciwgorączkowy i pisze opiekunce zgodę na podanie leku dziecku w razie potrzeby 😱 podczas gdy inna opiekunka akurat prowadzi korytarzem kilkoro dzieci z których co najmniej dwoje zanosiło się okropnym mokrym kaszlem a z nosa ciekły im malowniczo zielone gile. Działo się to jeszcze przed pandemią i mam cichą nadzieję, że teraz gdy Młodszy zaczyna żłobek takich sytuacji już nie będzie.
Niestety są to nagminne zachowania rodziców, córka będąc w pięciolatkach większą część roku szkolnego spędziła w domu przez właśnie takich oszołomów, którzy przyprowadzali chore dzieci do przedszkola 🤦 swoją drogą ciekawe czy taka mamusia z tatusiem też chorzy do pracy popitalają?
Witam moja córka chodziła do 4 -latków, miała zacząć chodzić rok wcześniej ale zaczęła poważnie chorować na nerki i brała sterydy przez pół roku co obniżyło odporność. Zdecydowaliśmy się żeby poszła w następnym roku gdyż choroba nie była tak agresywna ale niestety każda infekcja może wywołać nawrót. I do rodziców którzy przyprowadzają chore dzieci czy chcecie mieć na sumieniu dziecko które po infekcji np. grypie musi potem przez kilka miesięcy brać sterydy? Czy zastawiacie się że wasze dziecko po tygodniu już tego nie pamięta a moje ponosi długo konsekwencje? Cieszcie się że wasze dzieci nie są chore przewlekłe i szanujcie innych.
Chyba jednak problem tkwi zupełnie gdzieś indziej niż nam się wydaje. Czy na prawdę uważacie że matka zostawialiby chore dziecko w przedszkolu gdyby miała wybór. Na prawdę myślicie ze matki robią to na złość własnym dzieciom albo pozostałym dzieciom w przedszkolu? Ja uważam ze problem nie tkwi w matkach, problem tkwi w systemie społecznym w jakim żyjemy. Jeżeli ktoś nie ma babci pod ręka a musi pracować żeby utrzymać rodzine, to nie za bardzo może sobie pozwolić na ciagle zwolnienia, a innej formy opieki nad dzieckiem nie ma.
inna sprawa
juz kilkakrotnie miałam telefon z przedszkola, zeby odebrać chore dziecko, symptomów choroby w domu nie zauważyłam. Nie zauważył ich również lekarz nastepnego dnia. Oburzenie przedszkolanek kiedy po dniu przerwy przyprowadzam dziecko nie ma końca.
Lekarz wystawia zwolnienie na 1 dzien i to na moją szczególną prośbę.
Akurat przedszkole czy żłobek to JEST przechowalnia i nic więcej. Po to te placówki powstały. A całą resztę znaczeń z czasem rodzice sobie podopisywali żeby mieć lżejsze sumienie.
I serio wielu z tych „wstrętnych” czy „bezdusznych” rodziców nie ma innego wyjścia, bo praca, bo nie ma nikogo do opieki, bo brak pieniędzy.
Sama jestem matka i pracuje w przedszkolu i często zdarzaj się sytuacje ze przychodź dziecko i czuć mu z ust syrop na gorączkę . Zgadzam się takich rodziców pouczamy i drukujemy i chore dzieci należy zostawić w domu . Nie ważna czy gorączka rozwolnienie czy mdłości .
Chciałabym jednak poruszyć inny temat tego listu , odporności dziecka. Dziecko przez kontakt z przeziębionym dzieci albo …. Jakby to napisać. Lekko chorymi ( mam dzieci w grupie gdzie cały rok nie ważne od pory roku lecą zielone bilony z nosa codziennie) . System Odpornościowy dziecka może się tylko wzmocnić poprzez kontakt z bakteriami i chorobami .
Osobiście uważam ze bardzo dużo jest mam w dzisiejszych czasach które chuchają na dziecko , dezynfekujący ręce , nie pozwalają kamieni albo kijków znalezionych w lesie czy parku do buzi wkładać . To jest moim zdaniem problem z którym się borykamy „ sterylne dzieci” . I oczywiście takie dzieci są ciagle chore i maja tez problemy z asymilacja w grupie bo często ich nie ma 2 -3 tygodnie . I te wszystkie leki antybiotyki ……. Moja pani doktor gdzie moje dziec chodzą tylko raz przepisała w życiu antybiotyk a moje dzieci chodzą już do szkoły . Zawsze dochodziły do siebie same a gorączkę zbijałem zimnymi okładami i plastrami cebuli i cytryny na stopach.. Mleko z czosnkiem i miodem , imbir z cytryna to wszystko zamiast lekarstw syropów na kaszel i syropów orzeciw gorączce . Gorączka to nic innego jak objaw ze organizm walczy z wirusem albo bakteria musi się wypocić wyleżeć .
„ sterylne dzieci „ dzisiejszych czasów są dla mnie osobiście kompletnym problemem nadopiekuńczych mam. Dzieci które nie myją co chwile rok i biorą wszystko do buzi maja super odporności. Wiem z doświadczenia matki jaki i wychowawczyni w przedszkolu .
Ja widzę to już w pierwszych dniach jak dziecko przychodzi do przedszkola z mama i mama zostaje najpierw pare dni po godzince z nami „ nie bierz do buzi „ to jest feee” to nie twój smoczek „……
Pozdrawiam
Pamiętam jak ja chodziłam do przedszkola . Zawsze gdy tylko zaczynałam kaszleć lub źle się czuć to moi rodzice zostawiali mnie w domu . Teraz jestem w szkole średniej ale i tam zdarzają się sytuacje że dzieci przychodzą chore bo nie chcą ” Nie zdać przez frekwencję „