Ta historia jest bardzo niecodzienna. Przy okazji jest mi bardzo bliska. Za moment powierzę Wam pewne informacje i poproszę Was o zachowanie ich tylko dla siebie, a następnie o ich wykorzystanie.
Zacznę od początku.
Prawdopodobnie wiecie, że macierzyństwo ma swoje mroczniejsze strony. To zachwycanie się każdym dziecięcym uśmiechem i obracanie tych małych rączek w naszych dłoniach momentami przestaje nas bawić, a zmęczenie i rezygnacja potrafią dać nam w kość. Każdy z nas ma inną historię swojego życia, inne wsparcie bliskich i pomimo iż możemy żyć całkiem niedaleko siebie, to czasami nasza perspektywa i realia, w których się obracamy, są totalnie różne.
Jak dziś pamiętam moment, gdy mój pierwszy Syn leżał w kołysce. Miał wtedy pewnie 2-3 miesiące a mój Mąż musiał lecieć do pracy na drugą półkulę. Ja, totalny świeżak, bez większej pomocy bliskich, zostałam w domu sama. Pierwsze dni sam na sam z dzieckiem były znośne, ale już kolejne wcale nie przypominały macierzyńskiej sielanki, o której niektórzy bębnią wszem i wobec. Zostałam sama. Mój Syn cierpiący na kolki wył całymi dniami i nocami, a ja ledwo patrząc na oczy obojętniałam na jego płacz. Wyjście z domu po mleko i chleb było dla mnie katorgą, bo źle zrastająca się blizna po cesarskim cięciu i płaczące dziecko 24/7 wcale nie pomagały w kontakcie ze światem zewnętrznym.
Zamknęłam się w sobie, ryczałam co chwilę i tępym wzrokiem liczyłam szlaczki na ścianie w naszym poprzednim mieszkaniu. Bałam się kogokolwiek poprosić o pomoc. Ba! Mam wrażenie, że każdy myślał, że ja sobie świetnie radzę, tymczasem prawda wcale nie była taka różowa. Ja marzyłam o tym, aby ktoś przyjechał, wziął dziecko na spacer, zrobił mi pranie i pozwolił mi odespać chociaż 3 piekielne godziny! Nikt taki się nie zjawił. Nikt się nie domyślał się, że za tym ukrytym uśmiechem, który przyklejałam sobie do twarzy każdego ranka, jest już rezygnacja, zmęczenie i brak wiary w siebie. A ja nie miałam śmiałości kogokolwiek o nic prosić, bo wydawało mi się, że wyjdę na totalnego lesera.
Rzucona zostałam na dość głęboką wodę [wszak niekażdy musi być matką-heroską] bo nasze rodziny były oddalone o setki kilometrów a charakter pracy mojego Męża nie pozwalał na bycie z nami każdego miesiąca. A każdy z rodziny miał swoje sprawy i nie przypuszczał, że jest mi ciężko.
Dzisiaj wiem, że miałam wtedy wokół siebie życzliwych ludzi, tylko oni nie wiedzieli jak do mnie podejść, by mi pomóc! Patrzyli na mnie, wierzyli że ten uśmiech lekko skrzywiony na mojej twarzy to chyba dowód szczęścia, a to zmęczenie i worki pod oczami to normalka u każdej matki.
Teraz wiem, że to był klasyczny baby blues, który o dziwo i całe szczęście nie przekształcił się w depresję poporodową, choć myślę, że niewiele brakowało. Myślę jednak, że takich kobiet jak ja w tamtym momencie, jest w Polsce naprawdę wiele! Choćby jedna z nich, Marta, która napisała kilka dni temu poniższy apel z pewnością zakrapiany morzem łez, które starałam się jej otrzeć mailowo:
” […] Magda! Ryczę dniami i nocami w poduszkę. Mój K. w Norwegii na kontrakcie. Nasze maleństwo ma trzy miesiące a ja nie mam już siły do niego wstawać. Nie mam siły wychodzić z domu, pchać gondoli i uśmiechać się do zaczepiających mnie przechodniów zaglądających do wózka.
Jestem padnięta. Moja matka zostawiła mnie jak byłam mała, ojciec nie żyje a teściowie zagranicą. Jestem tutaj sama jak palec, bez bliskich, bez pomocy.
[…] Czuję, że od środka umieram. Ledwo powłóczę nogami. Nie dosypiam. Marzę o chwili dla siebie, choćby kwadransie, bo dziecko wysysa ze mnie resztki energii. Madzia, zapytaj się dziewczyn, co ja mam robić? […] Czy ktoś może mi jakoś pomóc, doradzić? Mąż przyjeżdża dopiero za miesiąc a ja znikam. Zaraz cała zniknę! Czy tylko ja jestem taka słaba a wszystkie matki dają radę? Zmień tylko moje imię, proszę […]”
Kochana! Nie, nie tylko Ty miewasz chwile zwątpienia! Każda z nas ma prawo do gorszych chwil. Jeśli nie potrafimy wołać o pomoc, jak Ty teraz, choć uważam, że ten mail do mnie był pewnego rodzaju deską ratunkową, i dziękuję ogromnie za zaufanie! No właśnie, jeśli nie potrafimy wołać o pomoc, to musimy liczyć na to, że zjawi się koło nas Anioł, janioł, dobra dusza, jakkolwiek go zwać. Taki ktoś, kto będzie czujny. Będzie miał oczy i uszy otwarte. Takim Aniołem dla kobiet w takim położeniu jak Marta, często będzie druga kobieta! Druga wrażliwa osoba, które dostrzeże te zamglone i załzawione oczy. Zobaczy to zmęczenie. Poda dłoń, poklepie po plecach. Przyniesie tulipana i pogada.
Tak, dziewczyny. Bo my mamy niesamowita moc dostrzegania pewnych niuansów! Wychwytywania pewnych emocji, które druga kobieta głęboko w sobie ukrywa.
Mam teraz takie marzenie. Czy mogę? Wiem, że każda z nas ma swoje życie i swoje problemy. Ale rozglądnijmy się dookoła nas. Bardzo proszę! Czy przypadkiem nie ma koło nas drugiej Marty? Marty, która może być naszą sąsiadką, daleką kuzynką lub koleżanką? Próbującą radzić sobie samodzielnie, jednak jest jej cholernie trudno? Może jest macierzyńskim świeżakiem i nie może liczyć na pomoc z zewnątrz? A może ma już trójkę dzieci i zwyczajnie nie ma nawet czasu na umycie głowy w świętym spokoju? Może jest szansa na to, abyśmy takiej Marcie ulżyły w tych początkach i chwilowych trudach? Wzięły dziecko na chwilę na spacer? Albo zaprosiły jej malucha na godzinną zabawę z naszym. Zaprosiły na kawę? Cholernie wierzę w nasze kobiece umiejętności wyłapywania takich cierpiących dusz, którym czasami wystarczy odrobina pomocy z zewnątrz, aby dać im siły do walki o łatwiejsze jutro. Kurde, będziemy czujne, dobra?
Marzy mi się, aby takiej drugiej Marty szukała teraz cała Polska! Abyśmy miały oczy i uszy otwarte. Bo taka Marta może być wszędzie? Kto wie, czy Ty nią kiedyś nie byłaś? Albo Ty nią nie jesteś obecnie? #GirlPower!
Siła jest kobietą!
Piona! :*
P. S. Jeśli udało się Wam zobaczyć dzisiejszy post, zostawcie po sobie ślad na Facebooku czy w komentarzu ❤ Możecie też go podać dalej. Dziękuję! :*
45 komentarzy
Dobrze by było zrobić bazę takich Mart w danej miejscowości, żeby np umawiać się na wspólne spacery a potem rozszerzać „współpracę” o wzajemną pomoc. Ja nie jestem sama, bo mój mąż pracuje w naszym mieście, ale jakoś też mi ciężko (wydziwiam?), bo codziennie odliczam minuty do jego powrotu z pracy. Źle się czuję sama z dzieckiem. Nie wiem dlaczego, bo to takie kochane i latami wyczekiwane stworzonko…
fajny pomysł! jestem za!
Szczecin niby blisko, a tak daleko…
U mnie było to samo. Awantura, jak przyszedł 10 minut później niż powiedział. Ale porozmawiałam z kilkoma koleżankami i wiem, że to normalne. One też tak miały. Wyjdę na małpę, ale uważam, że zostanie z dzieckiem jest trudniejsze niż praca. Tam spotyka się znajomych, poplotkuje, wypije kawę. Popracuje też. :) A w dom kierat i totalna powtarzalność. I niedospanie, chociaż mój mąż wstawał do małej zawsze razem ze mną. Kocham moją małą nad życie, ale potrzebuje odskoczni i tyle. I nie dwie godziny w tygodniu. Potrzebuję odskoczni codziennie.
Ufff, nie jestem sama. Też mąż ma przerąbane jak się spóźni. I non stop kogoś do domu zapraszam, ale wiadomo każdy ma swoje życie. Czasem odwiedzą, a chciałoby się prawie codziennie. Ironia losu. Od lat marzyłam o dziecku im bardziej się nie udawało tym bardziej chciałam dziecko. A teraz się „boję” zostawać z nim sama…
Ps. Zielona Góra. Jest ktoś?
Moja mała była na piersi przez 26mcy i tyle nocy też nie spałam. Ale miałam ten mini luksus ze mieszkałam z rodzicami i rodzinka brata, mąż zawsze dużo pracował… ale wierzę w depresję i rozpacz młodej mamy. Bo czasem nikt, nawet własna matka nie potrafi zrozumieć ze dając nowe życie- ma się dość własnego…
Nie dawno ja byłam taką Martą. Mój partner jako kierowca międzynarodowy był tylko tydzień, a znikał na 4/5 tygodni. W obowiązkach – standard – zajęcie się całym domem chociaż mieszkałam z 16 letnią siostra mojego mężczyzny (jeszcze po niej trzeba było sprzątać).
Zaczęłam nie radzić sobie z obowiązkami. Zaniedbywałam powoli siebie i dom oraz dopiero co rozpoczęte studia. Nie przypomnałam siebie. To co się ze mną działo, cały czas mówiłam mojemu facetowi. On jednak twierdził, że nie ja jedyna jestem matką, która ma takie obowiązki i jakoś sobie radzą – dobijało mnie to jeszcze bardziej. Moi znajomi mi powtarzali żebym się przeprowadziła do moich rodziców, bo mi pomogą i będzie mi lżej. Ja idąc w zaparte (chciałam pokazać, że jednak daje radę) mówiłam, że nie ma takiej potrzeby. Nikogo o pomoc nie prosiłam. Jednak kiedy moja mama po raz enty mnie namawiała na przeprowadzkę, zgodziłam się. To była bardzo dobra decyzja. Ale oczywiście mojemu facetowi się to nie spodobało (nie dogaduje się z moim ojcem) i o mało się nie rozstaliśmy przez taką blachostkę. Niestety aby ratować nasz związek zgodziłam się przeprowadzić tam z powrotem na święta… nie wiem czy zrobiłam dobrze, ale muszę jakoś zacisnąć zęby, bo zależy mi na stworzeniu kochającej się rodziny dla naszego dwumiesięcznego synka. Trzymajcie za mnie kciuki.
Trzymam mocno :)
Dzieki:).Właśnie miałam kolejną załamkę…Masakra!Moje dwie dają popalić,a mąż tymczasowo na poniewierce.Fakt nie na stałe,ale jednak.Już drugi tydzień,a perspektywa kolejnych 2,a może i wiecej jest mega dołująca!No cóż trzeba sobie jakoś radzić:-) Fizycznie jest w sumie ok,ale psychika siada,serio.Jak narazie to jak jest bardzo zle,leje wino….hahah,może niedobrze robię,ale jedna lampka i relax i dzieci spokojniejsze….Pozdrawiam
Jak są tu dziewczyny z Rzeszowa lub okolic to polecam Klub mamy i malucha raz w tygodniu można przyjść z maluchami na 2 godz posiedziec z innymi mamami pogadać i wypić kawke poszukajcie w waszych okolicach na pewno znajdziecie podobne kluby ?
Super sprawa taki klub. Muszę poszukać czy u nas jest coś takiego.
Jestem za umawiianiem sie na kawe z takimi „Martami”:)) pomozmy sobie:))
Jeśli na przykład Marta jest z Łodzi lub okolic to ja chętnie pomogę:) doskonale wiem co ona przeżywa:(:((
Bardzo chetnie pomoglabym tej mamie w poczatkach. Ja tez przez to przechodzilam a rodzine mialam na wyciagniecie reki :) moze jest z kielc??:) pozdrawiam wszystkie poczatkujace mamy. Nie bojcie sie prosic o pomoc wielu chce wam ulzyc tylko nie wie jak :)
Pamiętam jak dziś dzień…. Dwójka dzieci, jedno pół roku, drugie niecałe dwa… wyczerpana do granic możliwości, umęczona wysyłam smsa do męża „przyjedź albo zabije ich albo siebie”. Przyjechał z paczką tabletek na uspokojenie… zalana łzami, błagam aby nie wracał do pracy już tego dnia… ale musiał. Jak się skarżyłam i prosiłam o pomoc w rodzinie to słyszałam tylko, że mam fajne dzieci i to ze mną coś jest nie tak… WYMIĘKŁAM. Przyznałam się przed sobą i światem, że nawet ja, ta super zorganizowana, zawsze uśmiechnięta mama, mogę mieć dość. Dałam ogłoszenie, że przyjmę nianie do pomocy raz w tygodniu do jednego dziecka, chociaż na 3-4h. Nie po to, zeby odpocząć, tylko po to, żeby przynajmniej raz w tygodniu posprzątać. Zgłosiło się dużo dziewczyn, studentki chciały przyjść nawet za darmo w ramach praktyki. Przetrwałam tak kilka miesięcy, do czasu aż trochę sie odbudowałam psychicznie. NIE BÓJCIE SIĘ PROSIĆ O POMOC, nawet obcych ludzi. Jest wiele życzliwych osób, które nas wesprą. Nam matkom też nieraz trzeba odwagi, żeby przyznać się do swoich słabości i nauczyć się tą pomoc przyjmować.
Co prawda nie jestem matka, ale moze wniosę cos do dyskusji. Mianowicie,mieszkam w Anglii i tutaj w danym dniu w tygodniu regularnie spotykają sie młode matki. Nie jest to obowiązkowe, ale grupa tych kobiet jest naprawdę spora. Pielęgniarka z danego szpitala organizuje matki na pierwsze spotkanie. A pozniej to juz leci. Spotkania przy kawie, omówianie dnia, wyzalenie sie, wyrzucenie z siebie frustracji itp. Jest to bardzo pomocne, gdyż taka Marta widzi, ze nie jest sama.
Podaj chociaż województwo. Może jakaś dziewczyna zaoferuje pomoc i Marta sama się do niej zgłosi.
Witam ! Bylam taka Marta 16 lat temu ,bo tyle ma Syn obecnie i Corka rok starsza jeszcze pomoca Bylo starsze rodzenstwo Ktore uczeszczalo do szkoly sredniej.Jezeli Marta Jest z Krakowa chetnie pomoge w sobotę dlaczego w sobote ?Bo jeszcze pracuje a tez mam dwoje wnuczat ,z Ktorymi uwielbiam spedzac czas.Pozdrawiam!Kobiety sa mocne wszystko przetrwaja!!!
Żyje w uk, z mężem (który dużo pracuje) ale bez rodziny, maz dużo pracuje a ja cały czas sama jestem z niunia a teraz jesteśmy na urlopie w Polsce mam taka straszna ochotę na kino ale nie umiem juz jej zostawić … jest jeszcze mała mam nadzieje ze kiedyś sie to zmieni bo wykorkuje hehhe
Głowa do góry Marto za niedługo bedzie gorzej ;) a tak szczerze to trzymaj sie i pomyślcie z mężem o wspólnym życiu tu lub tu chociaż jedna tak bliska osoba musi być przy tobie nawet nie po to by cie wyręczyć ale dać ci siły …
ps sa u nas spotkania mam z małymi dziećmi warto sie wybrać dzieciątko na rękach a mamy sie trochę odmóżdżają dobrze pomaga :) u nas (w uk) od początku były naciski na takie wyjścia by wlasnie matka nie zwariowała
Próbuję wymyślić coś mądrego, żeby chociaż wesprzeć Martę dobrym słowem, ale prawda jest taka, że bez realnej pomocy nie zacznie cieszyć się macierzyństwem. Moja córka ma cztery miesiące i jest mi czasami cieżko, nawet gdy mąż pomaga, więc nie wyobrażam sobie co ona czuje. Szkoda jej i szkoda dziecka. Mam nadzieję, że ktoś jej pomoże i da odetchnąć.
miałam wrażenie, że czytam swoją historię :( mieszkamy za granicą, mąż dostał jeden dzień urlopu po porodzie, niby pracuje 8-9h, ale nasza córka od początku dawała nam tak do wiwatu, że byłam chodzącym zombie..nie pamiętam tych cudownych nóżek, rączek, jak szłam pod prysznic a mąż na spacer (malutka urodziła się latem) słyszałam w głowie płacz, non stop płacz. Błagałam go, żeby zatrudnił kogoś kto mógłby mi pomóc, aż w końcu sprowadził swoją matkę do której nigdy nie powiem mamo. Utożsamiam się z tym postem, bo sama to przeżyłam..
Jeśli Marta jest ze Szczecina chętnie pomogę!
Myślę, że często problem tkwi w samej nowej mamie – ten nie wiem skąd wzięty wizerunek ze musi wszystko sama. A to nie prawda. Kiedyś dawały rade? Kiedyś mieszkalo się wielopokoleniowo. Nie dajmy się wpedzic w poczucie winy. Najgorzej jak poprostu nie ma się nikogo obok… pomoc jest potrzebna i konieczna. To ciężki czas. Sama przyznaje, że sobie nie poradzę. Podziwiam jeśli ktoś sam z takich a takich powodów musi podołać. Nie jestescie same! Pozdrawiam o 4w nocy siedzac na krześle koło łóżeczka corki..
Ba! Nawet nie chodzi o to że kiedyś żyło sie wielopokoleniowo! Moja mama nie miała pomocy ze strony rodziny ale miała co najmniej 3 sąsiadki które jej pomagały a ona im i to wzajemne wsparcie dużo dawało! Kto teraz pójdzie do sąsiada i zapyta czy popilnuje mu dziecka bo pada a dziecko śpi a na obiad pusta lodówka? Życie było inne a teraz każdy sobie rzepie skrobie.. ..
Ja chodze do sasiadek, one do mnie. Glownie w sprawie pilnowania dzieci kiedy musimy cos zalatwic czy odebrac starsze dziecko z przedszkola. Bo kazda z nas co chwile ma meza gdzies. A my padamy na twarz po nieprzespanych nocach probujac jednoczesnie sprzatac, gotowac, pracowac zawodowo. Bez wzajemnej pomocy kazda z nas walilaby glowa w swoja sciane, a tak wystarczy czasem godzinka na kawie, bo u cioci smyk grzeczniejszy i od razu nam lepiej :)
Ja też czytam to o 4 nad ranem odciągając mleko dla dziecka.
czy to nie pościg za pieniądzem tak nas nie gubi? Jak tak patrzę po znajoch, bo blogach, czy portalach społecznościowych, to bardzo mnie drażni, jak widzę wpisy kobiet o tym, jak mają ciężko, a po chwili jej mąż czy partner wrzuca zdjęcie na fesja z opisem „piję piwo w miejscu Hotel Mercure- Paryż. Nie by trafiło coś jakbym nie mógł pomagać żonie przy dziecku. Praca jest ważna, ale nigdy nie może być wymówką! Ja również z dnia na dzień dowiadywałem się, że lecę na tydzień do Angli. Można zarabiać ogromne pieniądze, ale ja nigdy nie pozwolę, żeby wpływały one na moją rodzinę!. Wolę zarabiać mniej i być zwykłym korpoludkiem, ale być w domu.
Jak bardzo jest mi bliski ten wpis. Moja kruszyna ma półtorej miesiąca, co prawda mój Ł. Jest codziennie w domu, powiedzmy że Teściowa pomaga, moja mama mieszka daleko to przychodzą takie momenty, że zastanawiam się czy to jeszcze ja czy może już tylko automat od karmienia, przewijania, noszenia, prania, sprzątania i gotowania i choć mąż zostaje z dzieckiem a ja mam chwilę dla siebie to nie potrafię odnaleźć się w nowej roli, zorganizować się a w wolnej chwili się zrelaksować. Kiedy tak patrzę na nią jak śpi kocham ją nad życie ale gdy pomyśle że niedługo się obudzi a tu nie sprzatniete, obiadu brak a ja siedzę na kanapie i bez sensi wgapiam się w tv chce mi się wyć… i kiedy wydawało mi się że już mi przeszło że już po baby bluesie okazuje się że wcale nie. Dziękuję Ci za tego bloga, dzięki temu wiem że nie jestem jedyna i ze jest ktoś kto rozumie jak nikt.
Miałam identycznie . Nauczyłam się na prawdę czasami odpuścić i robię coś dla siebie jak mały śpi :) to mi pomogło wrócić do normalności !I pozytywne myślenie ,oraz tulenie partnera :)
Mieszkam w Łomiankach, chętnie się spotkam z „Martą”
Ja jestem z Sieradza ale nie potrzebuje pomocy :) Miło, że ktoś z mojego miasta, pozdrawiam Maju!
A przyszło Ci do głowy, że to Maja może potrzebować Twojej pomocy?
Ja jestem taką Martą od ponad dwóch lat… Najpierw pół roku ciąży sama, teraz prawie dwa lata sama z synkiem. Tata zmarł nagle, mnie się świat zawalił, codziennie odbudowuję go sobie na nowo. Znajomi się odwrocili, stalam sie 'nietykalna’ po tragedii, nie chodzę do szkoły ani do pracy, bo synek często choruje i nie mam go z kim zostawić a na nianię mnie nie stać. Nie znam innych mam w mojej okolicy, także straszliwie mi brakuje towarzystwa. Zaczynam wariować w tych czterech ścianach sama z dzieckiem. Nie zamieniłabym tego życia na żadne inne, ale brakuje czasem takiego normalnego, ludzkiego kontaktu, szczególnie z osobą w podobnej sytuacji – mamą.
Ojej… to byłam i ja. Cc na zimno. Synek 2kg, problem z przystawieniem bo malutki, laktator dzień noc i kolka! Mąż praca 12to godzinna ale jednak był. Synek od 5 do 21 płakał, a od 19-21 ciągiem wiszczal. Moja mama przechodziła chemie i naswietlenia po raku a teściowie nie zyja. Stres… wylam wszedzie. Wyglądałam jak wrak, a wszyscy powtarzali poradzisz sobie. Gowno prawda nie radziłam. Lekarka w przychodni powiedziała do mnie jedz dziewczyno bo rana po cc sie nie zagoi. A ja chleb tostowy z drobiowa popijalam herbata przez miesiąc. Mit diety obalilam w drugim miesiącu. Jak szłam na spacer, a syn wiszczal wszyscy patrzyli na mnie jak na wyrodną matkę, która nie potrafi uspokoić dziecka. Jak mantrę powtarzałem, ze to minie w końcu… i będę szczęśliwa. Minęło około 4 miesiąca a ja stałam się innym człowiekiem. Dopiero wtedy wszyscy zauważyli jak było źle. No z dnia na dzień inaczej patrzyłam, mówiłam. Jestem z Białej Podlaskiej jeżeli jest jakaś „Marta” potrzebujące wsparcia nie odmówie:-)
Jak bym czytała o sobie?
Droga ” Marto” mam 38 lat jestem matka trójki dzieci.
Piętnastoletnie , dziewięcioletnie i roczne.Pierwszą dwójkę z partnerem wieloletniego związku , trzeci szkrab z moim teraźniejszym mężem. Ciąża zaplanowana , zapragniona , wyczekana ?Pewna siebie ,pewna swojej matczynej wiedzy -nie bałam sie niczego ,tym samym uspakajam rownież męża pierwiastka.?Dziś minął rok w sobotę przespaliśmy pierwszą cała noc??Noa przy porodzie miał bezdech płucny ? od pierwszej doby miał kolki , refluks , nadcinana błonkę pod języczkiem , zęby , i tak dalej i dalej jak na każdego dzidziusia przystało ??kończywszy dziś nad wirusem zwanym „krup”puchniecie krtani – duszności , Noce nie przespane , a nawet jak byla możliwość – godzinkę to już od tego zmęczenia nie szło nawet przysnąć ? Gdzies tam pomiędzy moja dwojka i ich problemy syn i córka która bardzo mnie potrzebowała ?????? Plus życiowe perypetie ?
po czterech miesiącach po porodzie mój ból w nogach sie pogarszał kiedy wstawałam w nocy , rano
zrobić mleko dzidzi był przeszywający ?
Bagatelizowałam to , bo my kobiety-matki tak mamy wlasnie MY na końcu !Nasze sprawy – na końcu ! nie lubimy być zależne od innych – lubimy być twarde ! upartość to nasze drugie imię ! A jeszcze sprzątanie pranie gotowanie obowiązki domowe i sprzątanie a i jeszcze sprzątanie taka :
Matka syzyfa !
Macierzyństwo i ten urlop wychowawczy Hm No naprawdę da sie wypocząć jak na urlop przystało Tylko facet mógł go nazwać Urlopem Maciezynskim ?
Po pół roku wylądowałam w szpitalu z skrajnego wyczerpania organizmu- padłam i nie byłam już w stanie sama wstać ?Karuzela ja do przodu ciało do tylu zapalenie błędnika ? Ból w nogach coraz gorszy
Miesiąc pózniej silna depresja ,zwinięta w kłębek w azylu mojego budynku odcięta od świata na własne życzenie a moje nogi od 2 miesięcy już tylko pójdą maxymalnie ze 30 min do tego jedna w gipsie na dodatek okazało sie neuropatia uszkodzone nerwy prawdopodobnie od wklocia zewnętrznooponowego?
Idąc widzę siebie na wózku lub z balkonikiem , depresja sie pogłębia w jeden dzień płacze w drugi śmieje sie i Dziekuje Bogu ze żyje i mam ich wszystkich wokół siebie ? I tak na przemiennie ,ale jak nie jestem w stanie w nocy wstać do małego ,nie jestem w stanie zrobić zakupów czy pójść na plac zabaw to znowu płacze , cierpię czując przykluta sie do łóżka
Nie zabijaj w sobie Kobiety! Nie mozesz ! Nie uśmiechaj sie jak ci jest zle!
Jest duża różniąca być silnym psychicznym a udawać bycia twardym !
opowiedz bliskim a w szczególności mężowi ze potrzebujesz pomocy poważnego odpoczynku bo przyjdzie czas gdzie organizm twój sie pytać nie będzie i sekunda moze zmienić twoje życie
Potrzebujesz wsparcia nie wstydź sie o nia poprosić ;)
„Matka -maszyna nie do zaorania! ”
Jestem w trakcie pisania tej książki
Życzcie dziewczynki mi powodzenia ??
Mój Boże! Był czas, że myślałam, że tylko ja sobie nie radzę, że coś ze mną nie tak. Nie miałam siły, cały czas płakałam. Syn albo płakał, albo jadł po półtorej godziny albo był na rękach. Dopiero po latach dowiedziałam się, że ma Zespół Asbergera, ale długo sobie wyrzucałam, ze jestem zła matką, że nic nie umiem. Dodatkowo z przyczyn losowych musieliśmy się wyprowadzić likwidując dwupiętrowy dom gdy syn miał kilka miesięcy. Gdy zasypiał pakowałam książki, ubrania. Nie jadłam, nie spałam. Byliśmy co prawda do wszystkiego we dwójkę, ale maż pracował, a ja zostałam w domu z płaczącym lub jedzącym na zmianę synkiem. Bez kogokolwiek obok…
Magdo bardzo Ci współczuję i przesyłam dużo energii. To wszystko kiedyś mija. Obyś spotkała dobrych ludzi, którzy Ci choć trochę ulżą!
Jestem „Martą”. Moj pierwszy syn ma 4 lata, drugi 6 m-cy. :-(
A skąd Mamusia pochodzi??? Jeśli Poznań- z chęcią zapoznam się z Wami i na spacery mogę zabierać ? pomagajmy sobie!!!
Jakbym czytała o sobie, choć mój mąż był na codzień po pracy, płakałam po 7 ha dziennie, na nic nie miałam siły, robiłam wszystko automatycznie. Dodam że nic nie jadłam bo młoda miała kolki więc byłam w stanie opłakanym fizycznie i psychicznie. Na szczęście minęło, teraz jestem mamą najwspanialszej córeczki :)
Nawet jak bliscy są obok to i tak można nie mieć wsparcia. Bo, albo nie widzą, albo my udajemy, że jest ok. A maluszek śpi w nocy? Tak, tak. Śpi po dwie godzinki. Mój drugi syn przez pierwszy miesiąc płakał non stop, co chwilę na cycu, wypluwał w histerii, pięć minut spokoju i dalej to samo. A rodzina, cóż, pytali się czemu on tak płacze. Na początku tlumaczyłam, mówiłam, że nie wiem, później już tylko warczałam, że najwidoczniej lubi. A wieczorem siedziałam i płakałam razem z nim. I modliłam się aby chociaż 3 godziny spał ciągiem. Nie miałam siły na nic, na nic ochoty. I zastanawiałam się co robię źle. Przecież to musi być moja wina, że on tak płacze. Teraz wiem, że to nie moja wina. Nawarstwienie kolka plus to, że piersią się nie najadał. Był głodny. Zaczęłam go dokarmiać mm i wszystko przeszło. I wrócił mój spokój ducha.
U mnie podobnie: syn prawie 5lat, córka 5 miesięcy i ja „Marta”.. do tego ktoś kogo uważałam za bliska mi osobę okazał się być jednak dalekim.. nie mam z kim porozmawiać nawet kiedy mi ciężko…
Dziewczyny, czytam Wasze komentarze i dziękuję Panu Bogu za moją teściową, która zmarła tydzień temu. Zawsze mogłam na nią liczyć, przy każdym z czwórki moich dzieci Mama była jak dobry duch- zawsze pomogła i doradzila, ale nigdy nie narzucala swoich racji. Po nieprzespanych nocach zawsze odsypialam w dzień – Ona przejmowala dzieciaki. Studia- żaden problem – Ona pomagała K. przy maluchach. Zawsze mogłam liczyć też na siostrę i tak jest do dzisiaj. No i sąsiadkę mam rewelacyjną- nawet jarzyny moje posiała i zebrała gdy nie miałam siły nic robić. Współczuję „Martom” bez wsparcia osób bliskich.
Jeśli są „Marty” z Łodzi to piszcie do mnie. Spotkajmy się….
„Marty”! Sosnowiec Pogoń- zapraszam na spacer, kawę. Nie musimy płakać same.
Też dolaczam do Was z moja historia, jestem sama z dzieckiem, maz lezy w hospicjum…musze ogarnąć dwa etaty, zajac sie domem i dzieckiem i jeszcze chce być jak najwięcej przy mezu..zaawansowany nowotwór, moi rodzice mieszkaja daleko, mam teściowa blisko, ale ma swoje plany, ciągle coś wynajduje żeby tylko nie zajmowac sie wnukiem ..co się dziwic, synem tez sie nie zajmowała..czasem mi się wydaje że już nie dam rady, brakuje doby na ogarnięcie wszystkiego, brak czasu, pieniędzy, a najbardziej mi zal synka, który ciągle pyta kiedy tata wroci…😧😢