Powiecie, że po trzydziestce to już nie można się zakochać. Że to nie wypada tak po raz kolejny szukać w życiu wrażeń, emocji zarezerwowanych wydawałoby się dla wszystkich, tylko nie dla mnie. Że w ogóle – jak to?!
Ja, mężatka, matka dwójki dzieci zakochuję się i jeszcze bezpardonowo o tym opowiadam całemu światu? Co na to mąż? Co na to dzieci? Jak w ogóle śmiałam uśmiechać się teraz pisząc te zdania i patrząc w swoje odbicie w wyłączonym telewizorze? Jak to jest, że miałam czelność jak kiedyś w szczenięcych latach nawlekać teraz kosmyk włosów na palec? Nawlekać go i uśmiechać się do samej siebie?
Zakochałam się. Zakochałam się, bo doszłam do wniosku, że jeśli teraz tego nie zrobię, to już nigdy więcej tego nie zrobię, bo będzie mi nie po drodze i bardziej pod górkę. Kogo tak bardzo polubiłam, komu zaczęłam ufać, przyglądać się? Kogo zaczynam obserwować każdego dnia, cieszyć się, że go widzę i dostrzegam, jak się zmienia? Jak dorośleje? Jak z kiedyś zlęknionej osoby przeradza się w kogoś, kto twardo stąpa po ziemi i sięga po to wszystko, co kiedyś wydawało się być zarezerwowane dla innych?
To siebie zaczęłam lubić. Stanęłam z boku, odeszłam kilka kroków dalej i patrzyłam. Przesuwałam wzrok od samego dołu do samej góry.
Zobaczyłam duże, szczere oczy. Oczy, które widziały w życiu wiele miejsc i patrzyły na wspaniałych ludzi. Aż w pewnym momencie dostrzegły kogoś, z kim dzielę życie. Oczy, które kochają i które płaczą.
Przyjrzałam się swoim dłoniom. To nie były już ręce nastolatki, która kiedyś z uporem maniaka wklepywała tysiące kremów, bo miała na to czas i ochotę. Zobaczyłam teraz dłonie kobiety, które tulą cudownych chłopców. Które głaszczą po głowie mojego męża. Które wystukują na klawiaturze to wszystko, co kłębiło mi się w głowie wczoraj i kłębi się i dzisiaj. Zobaczyłam dłonie, na których widać, że nie mają już 15 lat. Dłonie, które kiedyś bardzo ciężko pracowały. Dłonie dojrzałej kobiety.
Przyjrzałam się swoim ustom. To nie były usta, które otwierały się kiedyś niekontrolowanie i wylatywała z nich wiązanka chaotycznych myśli. To były usta, które wiedzą, co mówią. Usta, które nie lubią się powtarzać. Usta, które całują tylko tych, których naprawdę kochają.
Zatrzymałam się dłużej na moim brzuchu. Tak – pomyślałam. Kiedyś płaski, a dzisiaj niekoniecznie. Przyglądałam się dłużej miejscu, w którym kiedyś rosły moje dzieci. Przesunęłam po nim dłonią i doszłam do wniosku, że jak mogłabym nie kochać mojego ciała, które to wydało na świat dwójkę moich dzieci?
Popatrzyłam raz jeszcze na siebie. Zobaczyłam kobietę. Kochającą żonę, matkę. Czasami na rzęsach stojącą dziewczynę, aby to wszystko pchać dalej, poskładać.
Popatrzyłam na siebie jak na kogoś kto wie, czego chce. Kto zna swoją wartość i nikt nie jest w stanie mu tej wartości odebrać. Bo moją wartością nie są te puste słowa raz po raz rzucane w moją stronę przez przypadkowe osoby. Największą wartością są słowa od tych, którzy mnie kochają a nie próbują wejść z butami w życie.
Zakochuję się. Każdego dnia zakochuję się w swoim życiu, w tym co mam, w tych, których kocham. Każdego dnia doceniam. Czasami zapominam o tym i daję się ponieść codzienności, a później przypominam sobie, że to nie tędy mam iść. Że szkoda czasu na rozmienianie się na drobne i szukanie dziury w całym.
Zakochuję się w każdym dniu, choćby takim jak ten dzisiejszy, kiedy wypiłam ciepłą kawę i zjadłam niespieszne śniadanie obserwując, jak moi dwaj chłopcy szukają zabawkowej zguby i są tym pochłonięci bez reszty. Poszłam powiesić pranie i zaczęłam uśmiechać się do samej siebie a na pytanie mojego Męża: „Z czego tak się śmiejesz?” następnym razem odpowiem prawdę i powiem, że uśmiecham się do samej siebie, zamiast zmieszać się i wykręcać, że to chodziło o jakąś drobnostkę ;-)
Chcę nauczyć się kochać samą siebie na nowo bez względu na metrykę, wagę czy ilość zmarszczek. Bo taka miłość do samego siebie to nie próżność.
„Ty, jak nikt we Wszechświecie, zasługujesz na swoją miłość.”
11 komentarzy
Chyba mnie obudziłaś. Może ja jednak coś znaczę … Może ja jednak jeszcze jestem kimś więcej niż mamą – sobą. Może nie jestem nie kompletną żoną ( wdową ) . Może jest fajne i morze też.
Oczywiście, że jesteś kimś więcej! My kobiety same często zawężamy swoją perspektywę, tymczasem jest tak wiele aspektów, w których nie mamy sobie równych i możemy być dla samych siebie przykładem – tylko trudno jest nam spojrzeć na siebie z boku, bo brakuje nam odejścia, odskoczni, chwili takiej niezwykle potrzebnej wewnętrznej pozytywnej zadumy.
Ściskam!
Super artykuł, może i u mnie nadejdzie taki czas, gdy spojrzę na siebie w ten sposób co Ty ?
Ale to pięknie ujęłaś ;) !
Ale do zakochania się w sobie trzeba dojrzeć i uwierzyć ;)
oj tez się tego uczę ;) czasami mi się wydaje, ze jestem blisko… innego dnia brakuje słońca i jyz jest gorzej ;)
zaczytałem się w Twoim tekście.. To jak zdajesz sobie sprawę z upływającego czasu jest piękne. Piękne jest również to jak mówisz o Swojej rodzinie. „jak mogłabym nie kochać mojego ciała, które to wydało na świat dwójkę moich dzieci?” Te słowa powinno się wywiesić w pałacu kultury! Pięknie! pozdrawiam serdecznie.
❤
popłakałam się czytając ten tekst..piekne
Widzę po komentarzach, że nie ja pierwsza się popłakałam!
Pięknie i życiowo napisane ?? bardzo lubię czytać Pani teksty ?
No i łzy poszły w ruch..