Wiem, że wiele osób może czepić się słowa „nigdy” w tytule tego posta. „Nigdy nie mów nigdy”, jak to się mówi. Jednak znając mojego męża wiem, że cokolwiek by się z nami działo to hipotetycznie podchodząc do sprawy, nigdy nie zrobiłabym tego moim dzieciom. Nigdy też nie zrobiłabym tego mojemu Mężowi, o czym za chwilę napiszę.
Powiem Wam pewną rzecz i między innymi na niej oprę część moich argumentów. Otóż znam pewne dwie pary, u których doszło do rozstania. Obydwie pary miały wspólnie dzieci bądź dziecko. Po rozwodzie dzieci obu par zostały pod opieką matek i docelowo miały widywać się również ze swoimi ojcami podczas weekendów. Znam zarówno owe kobiety jak i owych mężczyzn. Fajni ludzie, wydawać by się mogło, że na tzw. „poziomie”, kulturalni, ogarnięci.
Ludzie, u których nigdy nie podejrzewałabym jednego – tego, że po ewentualnym rozstaniu będą nastawiać swoje dzieci przeciwko drugiemu rodzicowi.
Wiecie, co się okazało? Że rzeczywistość po rozstaniu okazała się być zupełnie inna. Jedna kobieta za wszelką cenę utrudnia kontakty dzieci z ojcem, a druga kobieta … robi dokładnie to samo! To przez jakie piekło przechodzą ci mężczyźni to jest istny koszmar, a manipulacja, jakiej dopuszczają się owe kobiety, to jest jakiś totalny hardcore. Na początku każdej z tych sytuacji starałam się przyjrzeć temu obiektywnie, jednak z czasem byłam już pewna – ci faceci nie mieli najmniejszych szans, aby w normalnym trybie i przyjaznym dzieciom „klimacie” móc się widywać ze swoimi dziećmi i utrzymywać z nimi zdrowe relacje. Kwas, jaki tworzyły owe matki jest poza skalą, jaką jestem w stanie tolerować! Ja rozumiem ból związany z rozstaniem, jednak gdzieś powinna być granica mszczenia się na partnerze, robienia mu na złość czy pod górkę. Ofiarą takiego postępowania zawsze jest dziecko, a nie dorosły…!
A owe rozstania wynikały wg nich z różnicy charakterów. Nie doszło do zdrad czy innych sytuacji grubego kalibru, jak alkoholizm, przemoc, narkotyki i tak dalej.
Wiecie, co sobie wtedy obiecałam? Obiecałam sobie wtedy, że nigdy, przenigdy nie dopuszczę do sytuacji, aby utrudniać kontakty moich dzieci z ich tatą. U nas wszystko jest w najlepszym porządku, jesteśmy kochającą się parą, mamy nawet wrażenie, że jesteśmy sobie pisani. Obiecałam sobie jednak, że „gdyby kiedykolwiek cokolwiek”, jak ja to mówię, to ja zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby moje dzieci dorastały w poczuciu, że ich rodzice mówią jednym głosem i że zawsze chcą ich dobra. Dobra, postrzeganego jako coś, co kształtują wspólnie oboje z rodziców bez względu na to, czy żyją razem czy nie.
Idealnym przykładem rozstania, w którym kobieta i mężczyzna zachowali „klasę” i zrobili wszystko, co w ich mocy, aby dzieci nie były świadkiem spiskujących przeciwko sobie mamy i taty, są moi rodzice, którzy rozstali się jakiś czas temu. Kocham ich za tę „zgodność” i dojrzałość jeszcze mocniej, bo mam świadomość tego, jak trudno im było powstrzymać się od złych emocji, złych decyzji i zadbać o to, aby dzieci czuły, że nie są między młotem a kowadłem. Mamo, tato, jesteście wielcy!
Wiecie, na jakie hasło wczoraj natknęłam się w wyszukiwarce Google?
„Jak zniechęcić dziecko do ojca”
Taką frazę wpisuje w wyszukiwarkę Google zapewne tysiące kobiet dziennie, gdyż było ono w tzw. rubryce „trending”, czyli rubryce haseł zyskujących na popularności! Czy to nie jest chore? Zepsute? Gdzie w tym wszystkim jest dziecko, które prawdopodobnie nigdy nie dowie się o tym, że jego własna matka spiskowała przeciwko niemu i świadomie chciała ograniczać kontakt z ojcem. Brzydzę się tym, serio… To właśnie to hasło było inspiracją do napisania dzisiejszego posta. Zamarłam, kiedy wyszukiwarka mi je znienacka pokazała i obiecałam sobie, że porozmawiamy na blogu na ten temat…!
Nie znam historii wszystkich kobiet po rozstaniu, jednak patrząc na wielu z moich znajomych, którzy są po rozstaniu, to w naszym kraju bardzo trudno o cywilizowany rozwód, gdzie dwóch partnerów nie skacze sobie do gardeł i nie czyni z dziecka marionetki, którą chce raz przepchać w jedną a raz w drugą stronę.
Nie wiem, czy mogę Was o coś poprosić. Ale wiem, że ta prośba nie dotyczy tylko Was, ale może równie dobrze dotyczyć również mnie. A oby nas nigdy nie dotyczyła.
Umówmy się kochane, że „gdyby cokolwiek kiedykolwiek” to nigdy nie wpiszemy w wyszukiwarkę tego płytkiego hasła. Zawsze będziemy miały z tyłu głowy dobro naszych dzieci i nie damy ponieść się toksycznym emocjom, które mogą doprowadzić do tego, że nasze dzieci będą w epicentrum huraganu, który będzie obijał nimi emocjonalnie z każdej strony i zostawi w ich głowach nieodwracalne zmiany.
Ja obiecuję. Obiecuję również robić zawsze wszystko, aby moja relacja z moim mężem, ojcem moich dzieci, nigdy nie weszła w zakręt, którego mogłabym kiedykolwiek żałować. Za miłość, kochane! Prawdziwą i taką, którą przetrwa wszystko.
P.S. Jeśli zgadzasz się z dzisiejszym postem, to daj mi znać na Facebooku Jeśli uważasz, że warto podzielić się tym postem z innymi, możesz go udostępnić go na swojej facebookowej tablicy. Zmieniajmy wspólnie świat na lepsze. Uściski! :*
Brak komentarzy