Przyznam się Wam, że byłam mega sceptyczna, kiedy przeczytałam o tej metodzie na obliczenie, jaki wzrost osiągnie nasze dziecko w przyszłości. O dziwo, podobno w większości jest to metoda sprawdzalna i potwierdza się aż w 75% obliczeń!
Na moim blogu nie poruszam tematów politycznych, bo mam o nich bardzo mierne pojęcie. Nie czuję się ani mocna w tym, aby potrafić ocenić realizację założonego programu wyborczego, ani nie czuję się na siłach brać na klatę różnic światopoglądowych, przez które niektórzy potrafią sobie zęby wybić czy włosy z głowy rwać sąsiadowi.
Jeśli powiem, że sprawa imienia dla naszej córki nie dawała mi ostatnio spokoju, to będzie to prawda. Przyznam się Wam zupełnie szczerze i bez lukrowania, że do tej pory myślałam, że kwestia imienia dla trzeciego dziecka to będzie bułka z masłem.
Są takie dni, jak dziś, że jedyne na co mam ochotę, to wziąć do ręki lampkę wina (którego mi nie wolno), ciepły koc (który leży na dnie sofy i czeka na niedoczekane chwile nicnierobienia) i pozwolić sobie na dzień wolnego.
Partnerem postu jest Kärcher.
Będę z Wami szczera: moje małżeństwo jest co prawda kochające i szczęśliwe (inside and out), ale przychodzą takie momenty jak ostatnio, że nóż w kieszeni mi się otwiera i mam ochotę zawyć do księżyca ;-)
Nie mam żadnych zastrzeżeń do tej sieci sklepów spożywczych. Właściwie to bardzo często zdarza mi się tam nawet robić zakupy. Jeden z moich synów tak bardzo lubił tam przychodzić, że upatrzył sobie macanie bananów bio na dziale z owocami i robienie w nich dziurki paznokciem, na czym przyłapałam go przed kilkoma dniami.
Mam wielką nadzieję, że po tym blogowym poście już więcej nie dostanę od Was wiadomości, w których zadacie mi pytanie w stylu: „Magda, skoro Twoje dzieci mają gorszą odporność, to spróbuj lewoskrętnej witaminy C! Ona zdziała cuda!„
Powiem Wam, że odkąd jestem matką, która jest bardzo aktywna w sieci, zorientowałam się, że internet to taki grajdołek, w którym zarówno pachnie jak i przeraźliwie śmierdzi.