Dzisiejszy post jest apelem, który zostawiła na mojej skrzynce Kamila. Jak to napisała Kamila – dla niej jest już za późno, ale inni mogą jeszcze próbować zmienić bieg swojego życia, ponieważ później trudno wyjść z sytuacji, w której oprócz partnerów cierpi również mała istota.
Czasami chce się po prostu ryczeć. Wyć. Łkać. Schować pod kołdrą. Albo w jakimś cichym kącie i stać niewidzialną. Tak, aby nikt nas nie zobaczył i nikt nie mógł wytrącić z tego bycia samą.
To są te sytuacje, w których nie poznajemy samych siebie. Niby wszystko jest między nami dobrze, a jednak jakby nam czegoś brakowało. Wszyscy dookoła myślą, że między nami „gra i buczy”, tymczasem okazuje się, że jest zupełnie odwrotnie!
Mam często wrażenie, że macierzyństwo to czas, w którym zachodzi wiele zmian nie tylko w nas samych, mamach, lecz także w całym naszym otoczeniu. ;-) Zgodzicie się z tym?
Nigdy nie zapomnę sytuacji, której byłam świadkiem kilka lat temu. To było upalne lato, ja w zaawansowanej ciąży z moim Teośkiem. Ledwo dysząca i ledwo poruszająca się, jak to często bywa w ostatnim trymestrze ciąży. ;-)
Planowaliśmy to już dość długo. Pisząc „długo”, mam na myśli jakoś od tygodnia. :D Gaia nasza jest już odstawiona od piersi (w kolejnym poście muszę Wam opowiedzieć o moim patencie, który zadziałał!). Chłopcy przesypiają prawie całe noce (nie licząc tych epizodów, kiedy we dwójkę pchają się do naszego łóżka i w rezultacie budzimy się z M. połamani i nieżywi :D). Sytuacja prawie idealna. ;-)
Zanim usiadłam do napisania tego tekstu, musiałam zrobić dwa wdechy. Ta sprawa to mój czuły punkt. Niektórzy powiedzą, że jestem przewrażliwiona i stąd to moje rozgorączkowanie.
Sytuacja sprzed kilku dni. Byliśmy z dzieciakami w parku poza Krakowem. Młoda w piaskownicy, Junior i Starszak na drabinkach. Najpierw stałam przy nich, bawiłam się grabkami, patykami i kamieniami, ale nie będę ściemniać, że byłam tym zachwycona. :D