post archiwalny, październik 2017
Obiecałam sobie, że tym razem będzie inaczej. Że choćbym ledwo chodziła, nie mogła usiąść na tyłku, walczyła z laktacją, miała oczy na zapałki i nie miała czasu nawet posmarować kromki chleba masłem (rzucając na nią tylko pospiesznie plasterek szynki), to po tym porodzie zrobię w końcu coś, o czym po każdym porodzie zapominałam.
Zapominałam na amen!
Wiecie, jak za każdym razem wyglądały moje powroty ze szpitala po porodzie? Zakładałam moim szkrabom jakieś wyjściowe ciuchy, w stylu „dyżurne śpiochy na wypasie”. Z wypielęgnowanymi pupami, świeżymi pampersiakami ładowałam chłopców do fotelika samochodowego, który wręczałam z ulgą mojemu małżonkowi, i żwawym ruchem opuszczałam teren szpitala nie mogąc doczekać się przekroczenia progu naszego mieszkania.
Sama zakładałam na tyłek ulubione i powycierane już na maksa ciążowe legginsy, zarzucałam na nie jakąś tunikę, która przykrywała co trzeba. Zarzucałam na siebie jakiś płaszcz i niczym bagienna rusałka zmierzałam w stronę naszego domu w kuśtykających podskokach czując wszystkie szwy, które mi zafundowano.
Kiedy już przekroczyłam próg naszego mieszkania, to wpadałam w wir machinalnie robionych czynności. Przywitanie się z najstarszym synem. Pokazanie mu nowego członka rodziny.
A za chwilę następował klasyczny poporodowy standardzik.
Zmiana pieluchy nowonarodzonemu maleństwu. Sprawdzenie, czy mu się za bardzo nie ulało po ostatnim posiłku. Zmiana śpiochów na świeże i pachnące. Przygotowanie jakiegoś posiłku dla całej familii albo zamówienie czegoś szybko na wynos. Radzenie sobie z pretensjami najstarszego syna, który nie może znaleźć zabawki. Odbieranie dziesiątek telefonów z gratulacjami i pytaniem, jak się czuje maleństwo (o matkę dziecka mało kto pyta :D).
A za chwilę przechodzenie do rutynowych, codziennych czynności, które ogarnia każda matka bez wyjątku. Wstawienie pralki. Głupkowate pretensje do męża (o pierdoły), który stawał na rzęsach, żeby sprostać moim oczekiwaniom, ale ja tego nie zauważałam. Opróżnienie suszarki. Szybkie zerknięcie do lustra, żeby obczaić, że wyglądam nie do końca tak, jakbym chciała wyglądać po porodzie. Wkurzanie się o brudny kibel i kurz, który się pałęta pod łóżkiem.
Znacie te klimaty? To taka szara codzienność, którą powinnyśmy tak naprawdę olać i zupełnie się nią nie przejmować, tymczasem nie daje ona nam spokoju.
I uwierzcie mi lub nie, za każdym razem, po każdym z moich dwóch porodów, pomimo że zawsze wydawało mi się, że jestem ogarniętą laską, to zapominałam o zrobieniu tej jednej rzeczy, którą powinnam mieć wbitą do głowy, jako obowiązkowy punktu programu po przyjściu do domu ze szpitala!
Za każdym razem zapominałam podziękować samej sobie za to, że stanęłam na wysokości zadania!
Ale mówię serio: podziękować, na głos, przed lustrem! Za co? Za to, że dałam z siebie wszystko! Że przetrwałam te trudne dla każdej kobiety chwile i jestem już po dobrej stronie mocy! Że było warto! Chociaż było cholernie trudno, były (i jeszcze będą) chwile zwątpienia, ale to nie ma żadnego znaczenia, bo ja jestem (nie boję się tego słowa) SUPERBOHATERKĄ dla samej siebie!
I wiecie co? Ja naprawdę uważam, że postrzeganie samej siebie w tym wyjątkowym momencie przez pryzmat świetnie wykonanego zadania, jest czymś cholernie ważnym! Dlatego po narodzinach mojej trzeciej pociechy i przyjściu z nią do domu zamierzam oddać dziecko w ręce kochającego Taty, a sama zafunduję sobie prysznic, ciepłą kawę i coś, co zarzucając na siebie nie wpakuje mnie w standardowy schemat Matki Polki Po Porodzie W Tshircie Męża, tylko zacznę kolejny etap z przytupem i podniesioną wysoko głową! A następnie popatrzę do lustra z dumą i radością i powiem:
Masz tę moc, babo!
A co! :-) Od tego jak postrzegamy same siebie zależy jak inni będą nas postrzegać! :-)
Uściski!
20 komentarzy
Racja!
A no właśnie..:)MAM TĘ MOC, MAM TĘ MOC!!:D
Dokładnie Tak! Ja po drugim porodzie przygotowałam sobie na wyjście ze szpitala ładną sukienkę, synek przed wyjściem z tego przybytku pozwolił mi się uczesać i zrobić nawet delikatny makijaż.I wiecie co dziewczyny… poczułam się super i z dumą i radością przekroczyłam próg domu i pokazałam się zdziwionym sąsiadkom :-) Trzymam kciuki Magdo za Twoje „wielkie wejście” i triumf matki kobiety zadowolonej z dobrze wykonanego zadania i dumnej za Was obie. Rośnijcie zdrowo :-))
Ale na to nigdy nie jest za późno ? mijający czas nie zmienił faktu, że już dwukrotnie byłaś SUPERBOHATERKĄ. Zapraszamy do lusterka??
Sorry…nie lubię takich psychologicznych gadek, czy dyrdymałów. Kiedyś sama usłyszałam, że to, jak widzę siebie, tak mnie będą widzieć inni. A była to odpowiedź na mój komentarz w którym niejako śmiałam się z siebie, a przecież to nielada sztuka, żeby umieć żartować z własnej osoby.
Co z tego, że ktoś uważa, że jest zarąbisty i w ogóle, skoro ja zupełnie inaczej postrzegam tą osobę?
W sensie tylko to wyniosłaś z tego tekstu? :-)
Interpretacji co autor miał na myśli też nie lubię ;P
A poważnie to najważniejsze, żeby dziecko urodziło się zdrowe, a poza tym ogromnym sukcesem jest dobrze wychować-wtedy można sobie gratulować.
Mówić sobie, że daję radę jest w sumie ok. Myślę, że satysfakcja, którą się czuje w środku jest wyznacznikiem, że jest się tym bohaterem. Nie musimy udowadniać całemu światu: „Patrzcie na mnie, jestem cudowna i wspaniała. Podziwiajcie mnie”.
Ale my nie mamy tego demonstrować całemu światu. My mamy wypracować to w sobie i dla siebie. Nie dla innych :) Ja zachęcam do pracy nad postrzeganiem samej siebie.
Hejt w 80% twych wypowiedzi wyczuwa się bez zagłębiania w ich sens, bo takowego nie ma. Urodzisz i poczujesz się jak wychłostane gówno to zobaczymy czy będziesz taka mądra. Ważne żeby dziecko urodziło się zdrowe, oczywiście że tak, ale matki zdrowie niestety po porodzie nie zostaje nienaruszone i mimo wszystko matka musi normalnie żyć, czuć się w pełni wartościową kobietą, czuć się jak SUPERBOHATEKA, która dokonała kolejnego cudu. I o to właśnie chodziło Magdzie, nie o afiszowanie się całemu światu czymś w stylu ” jestem cudowna, bo urodziłam, padajcie mi do stóp” tylko uświadomienie samej sobie „kurde stara, wykonałaś kawał dobrej roboty”.
Urodzisz, poczujesz najgorszy możliwy ból, wykarmisz cycem, co też nie jest wąchaniem kwiatków na łące i wtedy zastanów czy jesteś ok, bo dajesz radę, czy jesteś kozak babą!
Powodzenia! Daj znać jak będziesz wiedzieć o czym mówisz.
Oj, nie lubię takich internetowych pyskówek, ale całą ciążę słyszałam w kółko „najważniejsze, żeby dziecko zdrowe było”. No i było. A ja prawie zeszłam przy porodzie. No ale cóż z tego, skoro dziecko zdrowe? Kto by się tam przejął, że cała trójka niemalże półsierotami została?
Nie – w momencie porodu matka i dziecko są jednakowo ważni, a dla ojca dziecka i ewentualnych starszych dzieci MOŻE nawet kobieta ważniejsza. I ma prawo czuć się wyjątkowo, bo to ona ryzykowała swoim zdrowiem i życiem, żeby dać kolejne życie. Ma siłę na makijaż i lubi? Proszę bardzo. Nie ma siły/ochoty/nie lubi? Nie musi! Coś ją boli i dobrze się czuje w luźnych ubraniach? Nie widzę w tym nic nieodpowiedniego. Ubranie czegoś ładnego, choćby w domu, poprawi jej humor? Niech to zrobi.
Jestem przekonana, że wiele kobiet, tak jak ja, tuż po porodzie najbardziej na świecie chciało usłyszeć od swojego męża/partnera po prostu „jestem z ciebie dumny”. Tylko tyle i aż tyle wystarczy…
Po raz kolejny jedyne, co mogę powiedzieć, to: Dziękuję!
I bardzo dobrze! W Polsce trzeba być przesadnie skromną Matką Polką, która na komplementy odpowiada: eeee… nieee to nic wielkiego. A tymczasem każdy poród jest wielkim wysiłkiem i wielkim wyzwaniem dla kobiety. Dlatego nie bojmy się patrzeć na siebie przez pryzmat Superbohaterki. I na miłość boską… bądźmy czasem nieskromne i zadowolone z siebie, bo czemu nie!
Z własnego doświadczenia polecam koszulę nocną i szlafrok dla dorosłych kobiet z możliwością karmienia. Na drugi poród uszyła mi krawcowa takie jak sukienka z kopertowym dekoltem z elastycznej tshirtowej dzianiny i czułam się jak człowiek w szpitalu i w domu, a nie jak inkubator w worze pokutnym z Kubusiem Puchatkiem itp.
Lekarz na sali przyjęć: pani się przebierze w piżamę… – to jest piżama. – lekki szok;-)
W końcu w święta trzeba wyglądać elegancko;-)
Na wyjście ze szpitala spakowalam sobie dużo wcześniej przed porodem „torbę na wyjscie ze szpitala” z ubraniami, w których czułam się i wyglądałam jak człowiek (po pierwszym porodzie w kiepskim stanie po cc wracałam w brudnej sukience, bo męża przerosło zabranie czystej z szafy).
I jeszcze biustonosz, który nie jest szmatą służącą jedynie do trzymania wkładek laktacyjnych.
Właśnie! Biustonosz! Kupienie ŁADNEGO biustonosza do karmienia w moim miasteczku to byłby cud. Panie w sklepach patrzyły na mnie jak na idiotkę, kiedy 3 lata temu takiego szukałam i na siłę wciskały mi białą „bawełenkę”, nie rozumiejąc, dlaczego odmawiam. Na szczęście w markowych sklepach z bielizną (w duzym mieście) nie było już tego problemu. Nie wiem skąd u niekótych przekonanie, że matka karmiąca nie musi mieć ładnej bielizny…
A niby dlaczego?
Witam czytam twój blog z rozrzewnieniem… Ja rodziłam 4razy czworo wspaniałych zdrowych dzieciaków. Jeden 19 kolejny 18 kolejny 6 i upragniona corusia 4!! To super świetna gromadka i daję radę ? choć różnie bywało i bywa ale też tak jak ty wracając ze szpitala chciałam pokazać wszystkim i sobie że jestem super dałam radę!!(i nadal daję) nie zapuściłam się nigdy) i wiesz co kiedyś i tak nadchodzi taki moment że nie daję rady być ciągle sweet!! Ale to nic bo mam kochaną osobę w postaci mego partnera i moich dzieci!!! A uwierz że te maluchy i ich problemy to nic w porównaniu z tymi dorosłymi już prawie i dosłownie!!! Ale Kocham to i warto żyć dla nich! Ale też czekam aż kiedyś już będę miała chwilę tylko dla siebie ? Bo na ogół z tą gromadką jestem sama mój partner pracuje za granicą… Ale my twarde sztuki jesteśmy damy radę…..
Ja sobie nie dziękuję, bo po porodzie prawie niczego sama nie robiłam, wszystko robiła za mnie teściowa i partner. Ja miałam tylko odpoczywać i karmić piersią. Więc nie uważam się za superbohaterkę, tylko leniwą bułę, która przez pierwszy miesiąc po porodzie z nudów oglądała serial Przystanek Alaska oraz czytała kryminały, bo w zasadzie nic nie miała innego do roboty. ;)
Dla mnie jesteś SUPER-BOHATERKĄ, bo tak ustawić sobie otoczenie, by robiło wszystko za Ciebie, to nie lada wyczyn. I tu nie ma co umniejszać swojej roli- nikt za Ciebie nie chodził w ciąży i nikt nie musiał wydawać Twojego dziecka na świat. Odpoczynek po tych trudach należy się każdej kobiecie, ale mało której udaje się osiągnąć taką skuteczność :) Grunt, by nie umniejszać sobie, tylko umieć dostrzec jasne strony swojej osobowości. I żyje się przyjemniej
Po moim drugim porodzie czułam się SUPERBOHATERKĄ :) Poród był trudny, bo młody utknął w kanale rodnym, a skurcze ustały. W takich sytuacjach na cesarkę za późno- pozostają kleszcze. Postanowiłam rodzić bez nich. Panie Położne obecne przy akcji porodowej przychodziły do mnie kilkakrotnie mówiąc, że są pełne uznania, bo nie widziały jeszcze by ktoś tak rodził. Było mi bardzo miło, poczułam się uskrzydlona. I dalej mając na uwadze na pierwszym miejscu dobro mojego nowonarodzonego pamiętałam o godnym stroju, delikatnym makijażu i uśmiechu na twarzy. Po 4 dniach od narodzin odwiedziła mnie położna środowiskowa, która na mój widok dosłownie skrzyczała mnie, że za dobrze wyglądam, że powinnam sobie odpuścić i się nie napinać, bo w końcu coś we mnie pęknie i się załamię. Głupie gadanie. Bo moja postawa wobec siebie samej, szacunek do tego że jestem nie tylko matką, ale po prostu- kobietą sprawił, że było mi łatwiej oswoić się z nowo sytuacją.
Teraz jestem w 35 tygodniu ciąży. Tydzień temu na wizycie lekarz powiedział mi, że do dziś wspomina się na oddziale dzielną pacjentkę sprzed 3 lat :) Po takich słowach czuję, że i teraz dam radę a lęk odchodzi gdzieś na bok.
Urodzilam córkę w niedziele 15 minut przed północą sikam natury, bylo boleśnie i ciężko ale jaka jestem z siebie dumna! I tak wszystkie jestesmy superbohaterkami. Teraz walczę o kazda krople mleka plus staram sie pozbyć grzybicy brodawek. Mąż mówi odpuść a ja nie chce i jeszcze będę karmić.
Super artykuł. Coraz częściej czytając Twoje artykuły śmieje się jak dziecko. Ten artykuł to świetna recepta na start po powrocie. Ja nie pomyślałam przy okazji tych dwóch porodów, ale mówię sobie to gdy przetrwam trudny dzień z moimi?