Kiedy wpadłam na ten sposób, zamurowało mnie! Ale to totalnie mnie zamurowało! Nie jestem co prawda typem rodzica, który dopieszcza każdy kąt w domu i chodzi ze ścierką wycierając wszystko, co tylko się pod ścierkę nawinie.
Nie uskuteczniam też nigdy krucjaty moim dzieciom, jeśli zdarzy im się coś zmalować na ścianach. Co prawda wiedzą one, że po ścianach rysować nie wolno, ale w przypływie jakiejś euforii nieznanego pochodzenia i wybuchu endorfin, oni coś zawsze wymyślą, aby ten zakaz obejść i zostawią jakieś esy-floresy, które odkrywam po jakimś czasie.
Jeszcze na początku się wkurzałam, bo myślałam, że wprowadzając się do nowego mieszkania uda mi się przy dzieciach zachować sterylność (o ja głupia!) i estetykę pierwszego kalibru (o ja jeszcze głupsza!), ale szybko zeszłam na ziemię.
Mamy w domu kilka ścian, które dostały od moich dzieci drugie życie. Jedna ze ścian służy nam do oznaczania wzrostu chłopców i nie dziwię się, że skoro widzieli matkę rysującą ołówkiem po białej powierzchni płaskiej, to pomyśleli, że i oni mają prawo coś tam zmodzić. Jak widać mało jestem konsekwentna i mam za swoje.
Ale nie ukrywam, że zdarzało mi się latać z gąbką i próbować zmywać niektóre ich fantazje. Niby są te wszystkie magiczne gąbki, które zmywają. Niby można położyć jakąś tam farbę, z której wszystko się elegancko zmywa. Niby można to i można siamto, ale nigdy, przenigdy nie wpadłam na to, na co wpadła żona Erica Massicotte (neurochirurga na marginesie) 13 listopada. Eric i jego żona są rodzicami cudownych, kreatywnych brzdąców!
Jej sposób na załatwienie tych esów-floresów jednego z ich dzieci był moim zdaniem przełomowy i zaczęłam postrzegać tę sprawę z zupełnie innej perspektywy.
Często brakuje mi takich spontanicznych reakcji i zatracam się w trzymaniu dyscypliny ponad wszystko i egzekwowaniu „pod linijkę”. Tak to często jest, jak się jest mamą. To my walczymy o łyżkę zupy, o czyste zęby, o pełne brzuchy i zdrowe noski. Łatwo stracić tę świeżość rodzicielską, co zresztą mi się zdarza, bo zmęczenie daje się nam często we znaki. I to jest ok, żeby nie było! To normalne.
Sposób Erica żony na to, jak rozprawić się z rysunkiem na ścianie wykonanym trwałym markerem przez jej dziecko, został retweetowany na Twitterze kilkaset tysięcy razy i zyskał genialny aplauz. I ja się nie dziwię! Bo i ja Erica żonie przybijam piąteczkę!
I od dzisiaj, w miarę możliwości technicznych, że tak to ujmę, i ja będę tak utrwalać rysunki moich dzieci, wykonane spontanicznie i z wielką starannością ;-) Zamiast wrzeszczeć, zasuwać po ścierkę i mieć zepsutą resztę dnia udając, że mój dom musi wyglądać idealnie.
A obiecałam sobie, że już na pewno przynajmniej jeden rysunek każdego z dzieci wybiorę pieczołowicie i nadam mu splendoru, jak to zrobiła żona Erica!
Oczywiście, że nadal zakaz rysowania po ścianach będzie u nas obowiązywał, dopóki chłopcom nie przygotuję osobnej ściany do malowania, bo taki mam zamiar, jak ogarnę aranżację ich pokoju, co mam nadzieję nastąpi przed ich 18-stymi urodzinami :D Ale zdecydowanie wyluzuję. Życie jest zbyt krótkie na tracenie nerwów przy byle pierdołach. Przecież oni robią te rzeczy z wielką starannością i serduchem!
Przynajmniej będzie co wspominać!
Patrzcie, co zrobiła żona Erica po odwiezieniu dzieci do przedszkola! Uwielbiam ją! Nie dość, że oprawiła rysunek w ramkę, to jeszcze opisała go w żartobliwy sposób, tak jak to się robi w galeriach sztuki! :D
Dzięki czemu oszczędziła sobie nerwów, przełknęła ślinę i sprawiła, że będą mieli co podziwiać z mężem z łezką w oku na ścianach na stare lata ;-)
I ja wyluzowuję od dzisiaj, a co! :-D
Nie trzeba od razu wrzucać piątego biegu i lecieć po farbę. Dwa głębokie wdechy. Wszak stało się już i teraz trzeba stawić temu czoło. Dlaczego nie inaczej niż zwykle? ;-) Czyli żeby „usunąć” Picasso, trzeba takie dzieło Picasso oprawić!
Zasada numer jeden: przez rodzicielstwo nie da się przejść o zdrowych zmysłach bez poczucia humoru. Myślę, że się ze mną zgodzicie! :-)
Piąteczka!
4 komentarze
Super pomysł nie powiem. Napewno sprawi uśmiech na twarzy każdego kto odwiedzi ich dom tak jak mi kiedy to teraz zobaczyłam.
Poczucie humoru to podstawa! Bez tego jestesmy straceni :) Coreczka kilka lat temu porysowala dlugopisem krzesla obite materialem ;) nie bylo mi wtedy do smiechu, oj nie.. :)))
ehh aż żałuję, że moje dziecie po ścianach nie chce bazgrać :(
O kurczę super sprawa :) u nas akurat nie malują po ścianach ale daje im megakolorowanki :) siadają i mam 30min spokoju :)