Ponieważ robi się o tym tej wiosny mega głośno (w mojej rodzinie aż huczy), opowiem Wam historię sprzed roku.
Przebywaliśmy wtedy w województwie podkarpackim na weekendowym wypoczynku. Piękna pogoda. Starszak miał wtedy 3 latka, mial pół roku. Nadszedł ten szczęśliwy dzień, że udało nam się wyjść na spacer bez krzyków i pisków. Ja cała w skowronkach, że dzieciaki dają żyć.
Idziemy alejką spacerową. Starszak rzuca kamieniami w stronę krzaków. I nagle coś zauważył w jednym z tych krzaczorów. Przyglądał się czemuś i próbował to wyciągnąć. Dobiegam do niego i w momencie, gdy już byłam centymetry od niego, to ten akurat zanurkował pod ten krzak. Pal licho, że tam wpadł. Problem był taki, że ja nie mogłam go stamtąd wyciągnąć! :D Junior się drze, że matka nie pcha wózka i go nie buja. Starszak się drze, bo ugrzązł gdzieś w tych puszkach po piwsku wśród gałęzi. Dramat :D W końcu wyciągnęłam chłopaka, otrzepałam go, popatrzyłam na jego twarz.
Słowem: dziecko wojny. Podrapany na twarzy tak, jakby miał spotkanie trzeciego stopnia z dzikim kotem. Przyszliśmy do domu, przemyliśmy te zadrapania, popsikaliśmy sprayem dezynfekującym i usiedliśmy do obiadu.
Wszystko było ekstra do wieczora. Wieczorem rozebrałam chłopaków i wsadziłam do wanny. Układam ich ciuszki i słyszę pisk:
– Mama, cio toooooo?!!!!!! Aaaaaaaaa!
I starszak trzymał coś czarnego w paluchach. Wyglądało jak kawałek małego robaczka. Wytarłam o wacik kosmetyczny i z lekka zdębiałam, bo ten znowu mnie woła drapiąc się po szyi. I znowu pokazuje coś czarnego, co zostało mu na palcach. Tym razem to był drugi kawałek tego małego robaczka. Patrzę na jego szyję a ona cała zadrapana. Krzyczę wniebogłosy po mojego Męża spanikowana, że właśnie Ivo rozdrapał pewnie jakiegoś kleszcza i że reszta na bank została w skórze. Przybiega mąż. Robi oględziny jednej i drugiej części denata, którego kawałki zostały na waciku. Przygląda się i mówi coś w stylu:
– Jaki kleszcz, jak to nie kleszcz, a dupa komara.
Ja parsknęłam śmiechem, ale w sumie nie było mi do śmiechu. Przyglądam się zawiniątku i rzeczywiście. Długie nóżki jeszcze zostały na szyi a reszta korpusu ucięta w pół i zmiażdżona doszczętnie.
Odetchnęłam z ulgą, bo ja z tych, które to nasłuchały się o tych kleszczach historii tysiąc pięćset. Zresztą co jakiś czas dostaję od Was wiadomości, w których opisujecie Wasze zmagania z boreliozą albo przygody związane z kleszczami u dzieci. Wzdrygam się na samą myśl, bo chyba nikt, kto nie przeszedł tej trudnej drogi, nie wie jak wyboista ona potrafi być, z zapaleniem mózgu lub opon mózgowo-rdzeniowych na czele, niestety :(
Ale do rzeczy, bo znowu się zagalopuję! Kiedy okazało się, że to coś, to był jednak komar, a nie żaden kleszcz, to stuknęłam się zdrowo w czoło! Po tamtym upadku w krzaki zupełnie zapomniałam sprawdzić skórę mojego Syna po przyjściu do domu!
Zazwyczaj pamiętam o tej procedurze, kiedy jesteśmy w lesie albo gdzieś w górach czy parku, ale tym razem zupełnie wyszło mi to z głowy. Dlatego trochę apeluję, aby zaoszczędzić Wam nerwów, tym bardziej, że chwalicie się na moim FB wycieczkami do lasu [których nawiasem mówią Wam zazdroszczę:-) ]
warto bezwzględnie zrobić małe oględziny skóry po każdej wycieczce, podczas której dziecko miało styczność z krzakami, drzewami czy nawet trawą.
Jest szansa, że takiego kleszcza ujrzymy jeszcze spacerującego po ciele naszego dziecka, a nie już wczepionego w nią. No i co mega-turbo ważne: nigdy przenigdy nie smarujemy kleszcza ani żadnym tłuszczem, ani alkoholem, bo on wtedy się zaczyna bronić i więcej szkodliwych substancji wpuszcza do naszej skóry.
Najlepiej do tego celu użyć pęsety. Niektórzy używają do tego specjalnej pompki, ale moim zdaniem ona bywa średnio skuteczna. Ja jednak nigdy nie czułam się na siłach wyjmować kleszcza sama i wybierałam się albo do przychodni albo jechałam na SOR, aby mieć pewność, że kleszcz został wyciągnięty w całości.
Jak usunąć kleszcza?
- Użyj pęsety, którą złapiesz kleszcza od boku, jak na poniższym rysunku.
- Jak już złapiesz kleszcza, to pociągnij go do góry. Nie przekręcaj go i nie ściskaj go, aby go nie zmiażdżyć, co może utrudnić jego wyciągnięcie w całości. Jeśli jakaś część kleszcza zostanie głęboko w skórze i mimo prób nie da się jej wyciągnąć, amerykańskie towarzystwo pediatryczne zaleca pozostawienie tych szczątek i pozostawienie skóry do zagojenia. Podobno te resztki nie będą wpływać na ew. stan zapalny w tym miejscu. Do usunięcia kleszcza nie używaj żadnych tłuszczów ani benzyny czy innych regionalnych sposobów, które rzekomo w tym pomogą.
- Po usunięciu kleszcza zdezynfekuj miejsce ugryzienie oraz dłonie sprayem spirytusem albo innym środkiem, który ma właściwości dezynfekujące, np. jodyną lub chociaż wodą z mydłem, jeśli nie posiadasz w danym momencie niczego innego.
- Wyjętego kleszcza nie zgniataj w palcach. Najlepiej zdezynfekuj go i spłucz w toalecie
- Obserwuj miejsce po ugryzieniu kleszcze i samego siebie. Jeśli zauważysz wysypkę bądź doświadczysz gorączki skonsultuj się z lekarzem i powiedz mu o incydencie związanym z kleszczem.
Źródło informacji dot. usunięcia kleszcza i zdjęcie: www.cdc.gov
No dobra, to tyle z mojej strony!
Bo my w tym roku wybieramy się w Bieszczady a ja już zaczynam uzbrajać się w matczyną cierpliwość i preparaty przeciwkleszczowe. Matka Polka Zawsze Zabezpieczona ;-)
Zdrowia! Piona!
2 komentarze
samemu wyciągac natychmiast bo liczy sie czas. jak kleszcz cos sprzeda to moze byc kiepsko
Jedna uwaga, zamiast wyrzucic kleszcza lepiej go oddac do badania..