Mam wyjątkowego dziadka.
Dziadka, który nigdy nikomu nie zazdrościł.
Dziadka, który ciężko pracował na wszystko co posiada. Niczego nie dostał za darmo, wszystko osiągnął dzięki swoim silnym dłoniom i głowie nie od parady.
Dziadka, który ma zawsze czas dla swoich bliskich.
Dziadka, który nadal ma ochotę dzielić się ze mną historią swojego życia, przypowiastkami i doświadczeniami.
Dziadka, który docenia. Docenia owoce swojej ciężkiej pracy. Docenia fakt, że jest ze wspaniałą kobieta, moją babcią.
Gdyby ktoś kiedykolwiek zapytał mnie o jakim dziadku marzę odpowiedziałabym: „Nie muszę marzyć. Mam najwspanialszego dziadka. Nie mogłabym sobie wymarzyć lepszego.”
Jednak dzisiaj chciałabym opowiedzieć Wam nie tylko o tym, jaką wspaniałą osobą jest ten, o którym napisałam te kilka powyższych zdań. Dzisiaj muszę Wam powiedzieć jak mój dziadek marzył!
Miałam kilkanaście lat. Pewnego dnia dziadek przyszedł do mnie, zapukawszy uprzednio do drzwi od mojego pokoju. Popatrzył na moje łóżko i zapytał czy może usiąść. Gdy już usiadł popatrzył na mnie swoimi migoczącymi, żywymi i niebieszczącymi się oczami. I zaczął bez pardonu:
Wiesz, gdy byłem mały, miałem może 4, a może 5 lat, bardzo doskwierał mi głód. To musiał być 43′ albo 44′ rok. Chodziłem z bliskimi po polach w poszukiwaniu resztek ziemniaków. Jedliśmy nawet obierki i leśne korzonki. Chleb z cebulą był rarytasem. Mimo ciągle doskwierającego głodu byliśmy szczęśliwi. Żyliśmy. To było dla nas najważniejsze.
Zbyt wiele Ci teraz powiedziałem. Nie o tym chciałem.
Szedłem kiedyś polną drogą umorusany od stóp do głów, w podartych portkach trzymając w dłoni trzy znalezione przed chwilą ziemniaki. Nagle w oddali zobaczyłem chłopca. Był mniej więcej w moim wieku. Może odrobinę był postawniejszy ode mnie. Ja wtedy byłem chuderlakiem.
Chłopak jechał na rowerze. Rozumiesz. Na rowerze! Jechał tą polną drogą, trzymał w ustach źdźbło trawy i śpiewał pod nosem. A ja stałem jak wmurowany w tę kamienistą polną drogę i nie potrafiłem się odezwać do niego słowem. Do dzisiaj pamiętam ten widok, jak żywy!
Gdy wróciłem wieczorem do domu i zjadłem pajdę chleba z cebulą przygotowaną przez starszą siostrę poszedłem do wspólnej izby, w której wszyscy spaliśmy razem. Było bardzo zimno. Chciałem jak najszybciej zasnąć, aby nie czuć tego przejmującego chłodu. Nie potrafiłem zmrużyć oka. Cały czas myślałem o chłopcu i o jego rowerze, na którym jechał wesoło, podśpiewując raz po raz coś pod nosem. Nie śmiałem nawet marzyć o posiadaniu podobnego. Nie mogłem sobie wybaczyć, że nie poprosiłem go o przejażdżkę! Ach, wielka szkoda!
Wiesz … [ nastąpiła chwila ciszy i Dziadek wytarł wtedy łzę, która spływała mu wolno po policzku] … nic nie wspomniałem o tym rowerze mojej kochanej matuli. Nie chciałem robić jej przykrości. Wiedziałem, że gdyby tylko mogła kupiłaby mi taki sam, albo nawet lepszy! Wiedziałem też, że gdy będę dorosły sprawię sobie taki rower na własność! Będę go codziennie polerował i nie pozwolę na to, aby cokolwiek złego się z nim stało.
I wiesz co, Magda? Gdy wyprowadziłem się do wujostwa do Warszawy, mając na liczniku już 16 lat, kupiłem sobie rower! Mój wymarzony rower! Odkładałem na niego dwa lata. Dbałem o niego. Każdego dnia polerowałem go i konserwowałem. Dwa długie lata uczyłem się w szkole i dorabiałem po godzinach. Czasami nawet po nocach, aby móc w końcu sprawić sobie taki prezent.
Magda. Warto było marzyć! Pamiętaj. Nigdy nie zapominaj marzyć. Później realizuj te swoje marzenia. Bo od marzeń się wszystko zaczyna. A gdy już zrealizujesz te marzenia to doceń je. Doceń wysiłek, który włożyłaś w ich realizację. Doceniając Twój wysiłek doceniasz również siebie. I szanuj wszystko co posiadasz. Szanuj siebie.
Teraz, gdy przypomniałam sobie tę dziadkową historię, pomyślałam o moim Synu. Chcę nauczyć go marzyć! Chcę nauczyć go czekać! Chcę go nauczyć dojrzewać do radości z długo przez niego wyczekiwanych przedmiotów. Ta życiowa cierpliwość jest przecież tak cholernie istotna! Nie dobrobyt. Nie dostatek. Nie komplet zabawek podtykanych pod nos bez okazji i nie ogrom spełnionych życzeń na zawołanie.
Potrzebujemy niedosytu, aby później coś docenić! Coś na co czekaliśmy. I by to później uszanować!
Tak! Nauczę go marzyć!
10 komentarzy
Piękna historia. Prawdą jest, że dobrobyt, stosy zabawek nawet nie zniszczonych zabawą, leżących w kącie i łapiących kurz nie nauczą marzyć. Dlatego ja uczę synka marzyć o wyjazdach, podróżach, poznawaniu innych ludzi, smakowaniu innych kultur – coś na co czekamy, o czym marzymy, co planujemy wspólnie przez długie miesiące.
Fajnie, że podzieliłąś się z nami tą historią. Dzięki ;)
Dokładnie! Ci którzy mają wszystko nie są w stanie docenić nic, chyba że wcześniej nic nie mieli ;)
Mam bardzo podobny plan i wierzę, że nie zepsuję mojego dziecka. Lubię historie opowiadane przez starszych ludzi, mają w sobie tę magię :)
Magda, łza w oku mi się zkaręciła…Może dlatego, że jednego dziadka nie miałam okazji poznać, a drugi zmarł kiedy miałam 5 lat…
Piękna i mądra historia!
I zacne postanowienie, brawo:)
Piękna, naprawdę piękna historia… I to trochę tak, jakbym o swoich dziadkach czytała…
Dziękuję Ci za ten piękny wpis. Przypomniałam sobie siebie, marzącą swego czasu gorąco i spełniającą tamte marzenia. Zatęskniłam :)
Też się wzruszyłam. A to chyba dlatego, że zbyt mało rozmawiałam z moim Dziadkiem, póki mogłam.
u mnie tata wojenny…dokładnie to samo…a my? mamy wszystko, nie doceniając nic.