Nie wiem, czy obserwujecie podobne zjawisko, które zaczyna mnie odrobinę przerażać. Nie będę tego ukrywać, że właściwie zatacza ono coraz szersze kręgi i dociera do miejsc, gdzie zupełnie nie spodziewałabym się takiego obrotu sprawy.
Macie czasami wrażenie, że im dalej w nasz związkowy las, tym czasami nietrudno jest nam zgubić się w codzienności i cholernie łatwo jest o to, aby nasz związek pokryła warstwa kurzu? Choćby nieduża warstwa, jednak zawsze jakiś tam nalot?
Przyjęło się, że my – kobiety, zniesiemy wszystko. Że na klatę weźmiemy co tylko stanie na naszej drodze. Że mimo tych wszystkich przeklętych przeciwności damy sobie ze wszystkim radę. Ba, śpiewająco sobie poradzimy. Że niestraszne nam te szlaki pod górkę, a łzy ocieramy za chwilę pojawiającym się uśmiechem.