I kolejny dzień prawie za nami. Wystarczyło tylko, że na chwilę zniknęłam z zasięgu wzroku moich dzieci, żeby wystukać na klawiaturze parę tych zdań, a moje dziamdziaki już zaczęły mnie szukać. Właściwie to lepszym słowem będzie nie „szukać” a „drzeć się”, „krzyczeć”, jakby nagła moja nieobecność była końcem świata :D
Czasami zastanawiam się, jakim cudem oni nagle orientują się, że wyszłam z pokoju, skoro zdają się być w 100% zaaobsorbowane zabawą a mnie wydaje się, że wychodzę totalnie niepostrzeżenie! ;-)
Słuchajcie, w całym tym ?zamieszaniu zupełnie zapomnieliśmy, że dzisiaj obchodzimy z moim M. 9 rocznicę spotkania! Dokładnie 9 lat temu ok. godziny. 14.00 z minutami po raz pierwszy spotkałam się z facetem mojego życia! Poznaliśmy się na jednym z portali randkowych jeszcze w czasach, gdy ja stałam za barem i „menadżerowałam” w jednym z krakowskich cocktail-barów. Udaliśmy się do jednej z kawiarni przy ul. Sławkowskiej i cholernik jeden zamówił espresso :D Jak usłyszałam, że zamawia espresso, to pomyślałam sobie:
– Ooookeeej. Czyli to będzie szybka akcja, bo facet chce się mnie jak najszybciej pozbyć :D
Ja z kolei zamówiłam cafe latte z dodatkiem jakiegoś syropu smakowego. Tak nam się rozmowa fajnie składała, że z kawiarni pojechaliśmy później na krótką wycieczkę do Tyńca, a następnie wróciliśmy do centrum Krakowa, aby zjeść steka i napić się wina. Ten wieczór jednak nie skończył się wcale na samym winie. Ale nie wybiegajcie myślami za daleko. :D Następnie udaliśmy się do knajpy na drinka. To były czasy, kiedy potrafiłam zamówić trzy setki pod rząd z dodatkiem soku z cytryny w odstępie półgodzinnym i dopiero się rozkręcałam. :D ;-) I tak też wtedy zrobiłam. Wróciłam do domu w okolicach 2 w nocy. Sama. :D
No właśnie. A teraz trójka dzieci „na stanie” i człowiek się zastanawia, kiedy to minęło, do jasnej cholery! Za szybko ten czas leci. Ale nie będę dzisiaj narzekać. Obiecałam sobie, że narzekanie zostawię sobie a inny dzień – w taką rocznicę to po prostu nie wypada. ;-) Dlatego nasze perypetie związane z krakowskimi szpitalami i stacją sanitarno-epidemiologiczną zostawię na inny dzień, żeby nie psuć sobie zdrowia. ;-)
Wiecie, że w trakcie pisania ostatnich akapitów, które właśnie przeczytaliście, moje dzieciowate towarzystwo za drzwiami tak się darło podczas zabawy w berka, że po raz pierwszy od dłuższego czasu usłyszałam mojego męża, który się wk..wił i podniósł na nich głos. :D A to znaczy, że on ma już dzisiaj dość. Dlatego, jak tylko dzieci pójdą spać, to otwieramy wino, żeby rozluźnić się odrobinę. I jak zwykle skończy się na tym, że ja wypiję kilka kontrolnych łyków i będę zasypiać na siedząco. :D Od kilku dobrych lat staramy się nie pić alkoholu w tym samym czasie – zawsze jedno z nas musi być na tzw. opiekuńczej straży i zazwyczaj to jestem ja. Ograniczam też podaż cukrów a takie wino ma ich całkiem sporo, niestety. Buuuu.
Zastanawiam się, czy nie podrzucić Wam w jednym z kolejnych postów moich ulubionych miejsc, z których zamawiam jedzenie z dowozem? To byłaby informacja dla tych, co mieszkają w Krakowie, rzecz jasna. Mam kilka perełek, genialnych miejsc, które gotują przepysznie, którymi mogłabym się śmiało z Wami podzielić. Kilka osób już mnie pytało w mailach o to odkąd trwa akcja #zostańwdomu i pewnie ogarnę ten temat dla Was zbiorczo. :-)
Dobra, a teraz z zupełnie innej beczki. Wiecie, że dzisiaj robiłam wielkie liczenie moich majtek (tylko proszę się nie śmiać :D) i okazało się, że większość majciochów, które mam w idealnym stanie to tylko te egzemplarze, które kupowałam jeszcze w czasach mieszkania w Anglii?! To by znaczyło, że te kupowane już w Polsce to totalna tandeta! Wyrzuciłam wszystkie i zostały mi 4 pary, które mają jakieś 10 lat a wyglądają jak nówki sztuki nieśmigane. Dżizyyyyz! Masakra! Żądam przywrócenia bieliźnie jakości! Przecież to nie może tak być, że majtki po pierwszym praniu albo się deformują albo szwy puszczają.
To sobie jednak trochę ponarzekałam :D
A teraz zmykam już do dzieci, które rozsadzają dom. Oooo, bym zapomniała! Upiekliśmy dzisiaj zajebiaszczy chleb na drożdżach. Może podrzucić Wam przepis? Pieczemy też na zakwasie, ale ten dzisiejszy to był jakiś majstersztyk i jedzony na ciepło przypomniał mi zapach z piekarni, który roztaczał się nad moim osiedlem, jeszcze w czasach, gdy mieszkałam we Wrocławiu i miałam kilkanaście lat! Jeśli znacie wrocławskie Sępolno, to właśnie o tym miejscu mówię. Cudo! <3
Aaaa, jeszcze jedno! Jako że od kilku miesięcy nie mam hybryd, to zaczęłam mocno dbać o moje naturalne paznokcie i widzę … diametralną różnicę. Może czas podrzucić Wam kilka moich patentów i produktów, które uratowały moje skatowane paznokcie, skórki i dłonie? To były taki post zbiorczy, ale same w nim perełki :-)
P.S. Jeśli udało się Wam zobaczyć dzisiejszy post, zostawcie po sobie ślad na Facebooku czy w komentarzu ❤ Możecie go też udostępnić. Dziękuję! Do zobaczenia jutro na blogu po godz.20.00!
Brak komentarzy