Miałam ten temat zupełnie pominąć, bo cóż ciekawego może być w porodzie i jego obocznościach, ekhmm ;-)… ale wysłaliście mi tak wiele maili z pytaniami o różne kwestie, że doszłam do wniosku, że zdecydowanie szybciej i sprawniej mi to pójdzie, jak napiszę o tym na blogu.
Nie ukrywam, że z odpisywaniem na maile mam ostatnio spore problemy. Deficyt czasowy level hard!
Dopiero jak zaczęłam pisanie tego postu, to zorientowałam się, że wyjdzie z niego chyba jakaś epopeja dlatego, aby nie przynudzać i też nie zajechać klawiatury, podzielę sobie to na dwie części i zaraz wracam do Gai – cycoholika, jak się okazało :D
Jeśli nie lubicie prywaty i poruszania intymnych spraw, to w tym momencie możecie przerwać czytanie, bo będzie tego aż nadto :-D
Poród przez cc, jak to poród.
Zapowiadało się, że zwyczajnie przyjdę do szpitala na umówioną godzinę. Przygotują mnie, użyją skalpela i później wszystko potoczy się standardowo. No ale nie byłabym sobą, gdyby wszystko było zgodnie z planem! :D
Cesarkę miałam zaplanowaną na 27.12 a wykonać ją miała pani doktor, która prowadzi moją ciążę. Zaplanowaliśmy ją po świętach, z racji tego że termin porodu naturalnego wg obliczeń wychodził w okolicach 5.01.2018 a Gaia miała być małym gabarytowo dzieckiem, dlatego chcieliśmy jej dać jak najwięcej czasu na to, aby nabrała masy.
Od początku grudnia zaczęłam przebierać nogami i wyrywać włosy z głowy udając, że jestem zupełnie spokojna i zaprawiona w boju ;-)
„Co to dla mnie trzecia cesarka.” – mówiłam sobie w myślach.
Tymczasem w środku często byłam pełna obaw, co poskutkowało nawet tym, że w końcówce ciąży ubezpieczyłam się dodatkowo na wypadek nieszczęśliwych wypadków i innych historii rodem z thrillera! Cóż poradzić na ciążowe schizy Matki Polki :D
Przygotowania do świąt zaczęliśmy na spokojnie.
Przyjechać mieli tylko teściowie. Dlatego ja nawet palcem nie ruszyłam w kwestii gotowania. Większość dań zamówiłam w zaprzyjaźnionym miejscu (co wyszło taniej niż bym robiła sama, tak na marginesie, dlatego nie wiem, czy nie powtórzę tego za rok :D) i mogłam spokojnie leżeć do góry brzuchem, co zresztą czyniłam z przerwami na ogarnianie bajzlu po dwójce dzieci przed czym mnie odwodził mój Mąż, ale jak tylko znikał mi z pola widzenia, to ja dalej swoje.
Jeszcze w piątek przed świętami byłam na KTG i badaniu ginekologicznym, na którym okazało się, że … mam 1,5 cm rozwarcia. Jak to usłyszałam, to się (kolokwialnie to ujmując) ze strachu pos..ałam. Dlatego postanowiłam do środy tylko leżeć i oddychać.
W sobotę przed świętami mieliśmy jeszcze zaplanowane nagranie lajtowego i krótkiego materiału video, do którego to nagrania … już nie doszło! Tak zaczęło mi wariować ciśnienie krwi (a miałam nadciśnienie w ciąży), że nagrania musiały zostać odwołane i nie było zmiłuj. Lekarka zagroziła mi, że to już nie są przelewki i mam otrzeźwieć zamiast ciągle jechać jak na petardzie. Nie miałam wyjścia, bo zagroziła zostawieniem mnie w szpitalu. Ze mną czasami tylko groźbą, bo prośby nie skutkują.
Wigilię spędziłam jak na tykającej bombie trzymając się kurczowo myśli, że muszę wytrzymać do 27.12 i koniec kropka!
Nawpieprzałam się (wybaczcie to moje słownictwo) tych wszystkich bez, serniczków i uszek, i opchnięta po sam korek poszłam spać. Ale za cholerę nie mogłam zasnąć, dlatego ja jak to ja, wyszłam z wyra i jak przystało na durną babę w ciąży jeszcze kładłam sobie o 23.00 z minutami monofazę na paznokcie :D Ogarnęłam sobie pazury i po 1-wszej z minutami poszłam do wyra.
Przykryłam się kołdrą, zamknęłam oczy i … zasnęłam :D Normalka. Ale o 3.30 z minutami nagle otworzyłam oczy. Pamiętam ten moment: budzę się, patrzę na zegarek. Jest 3.30. I nagle czuję, jakby mój pęcherz zawiódł!
Tylko, że to nie był pęcherz. Poczułam, że właśnie chyba zaczęło się coś, co miało się zacząć dopiero za dwa dni.
Co prawda to nie było standardowe chlupnięcie wód płodowych, jak to zazwyczaj bywa, ale raczej coś na kształt lekkiego chlupnięcia, które każe Ci się zastanowić, czy się posikałaś czy jednak za kilka(naście) godzin zaczynasz rodzić :D Po lekkim zastanowieniu i powtórzeniu się sączenia po raz drugi w kolejnych minutach uznałam, że nie mogę dalej się samooszukiwać i godzina zero właśnie wybiła.
I w tym momencie nogi zrobiły mi się jak z waty i przypomniałam sobie, że moja torba jest co prawda spakowana, ale jeszcze nie do końca :D Lekkie drżenie rąk i nóg, stresik przedporodowy. Zaczęłam dla uspokojenia w ciemnościach googlować [miejcie dla mnie litość! :D], czy jak odchodzą wody to jest znak, że trzeba jechać do szpitala.
Doktor Google potwierdził moje obawy. „Babo, możesz śmiało ruszyć dupsko i zacząć się ubierać do szpitala.”
Ja jeszcze dla wzmocnienia przekazu wysłałam mojej lekarce smsa z pytaniem, czy mam jechać do szpitala, doskonale wiedząc, że raz – pewnie mi nie odpisze, bo są święta a dwa – od miesięcy mi powtarzała, że za nic nie mam rodzić na święta, bo jej … nie będzie w Krakowie! Jak na złość … To była moja bolączka numer jeden. Przepowiednia, która zaczęła się samoistnie spełniać…
Obudziłam mojego M. szepcząc mu:
– Słuchaj, odeszły mi wody.
Ledwo oczy otworzył i nie ogarnął chyba, dlatego powtórzyłam mu, że mi wody odeszły.
– Naprawdę? -zapytał.
– No nie, tak tylko na niby mi odeszły… – odpowiedziałam.
A chłopak jak się zerwał na równe nogi, tak już na tych zerwanych nogach pozostał przez kolejne dni mając całą świąteczną familię na głowie :D
Ja poszłam pod prysznic, gdzie poczułam pierwsze skurcze, co już utwierdziło mnie w przekonaniu, że ja naprawdę niebawem urodzę a o 27.12 mogę zapomnieć.
Później dopakowałam torbę do końca. Obudziliśmy teściów (aby się opiekowali chłopcami do powrotu M. ze szpitala). Teściowa jeszcze mnie poratowała na odchodne chusteczkami do nosa (bo ja chora, zakatarzona i kaszląca – bez komentarza. doprawdy nie ma nic przyjemniejszego niż sobie soczyście kaszlnąć zaraz po cesarskim cięciu…) i skarpetkami [bo ja sama nie posiadam takowych, serio :D] i pojechaliśmy do szpitala.
Tak mnie M. wkurzał głupkowatą gadką, że miałam jechać taxówką [ach te ciążowe hormony :D], ale jakoś w rezultacie zawiózł mnie na porodówkę we własnej osobie.
Szpital maluchny, a nie jak te dwie poprzednie fabryki, w których rodziłam moją dwójkę chłopców. Zapukaliśmy. Chwilę w cichej poczekalni poczekaliśmy i nagle zjawił się ktoś, kto przypominał personel medyczny.
Pani zaprosiła mnie do pokoju i zaczęła zbieranie informacji. Która ciąża, który poród. Jaka waga. Jakie leki. Jakie choroby. Jakie operacje. Jakie uczulenia. Zadzwoniła po lekarza, który chyba musiał zdrowo kimać na wyższym piętrze, bo dodzwonić się do chłopaka nie mogła. Przyszedł dopiero po jakimś czasie, ale wyglądał wczorajszo w dodatku był „bucem”, który miał niedawno mleko pod nosem a pozerstwu jego nie było końca… W międzyczasie ona zaprosiła mnie na samolocik, aby mnie zbadać dogłębniej.
Jak już zeszłam z „samolocika” pani przyjmująca mnie do szpitala nie mogła pohamować śmiechu, czego jej się zresztą nie dziwię, bo sama do dzisiaj mam z tego niezła polewkę i biję się w pierś, że mnie zdrowo poniosło.
Dlaczego miała ze mnie niezłą bekę? :D
Otóż kiedy w domu odeszły mi wody, ja, jak to ja, ubrałam majciochy i założyłam pergaminowego discreeta (czyli wkładkę) łudząc się, że ona będzie w tych okolicznościach pełniła rolę niczym kalifornijska tama na jednej z rzek :D
Dlatego jak pielęgniarka mnie zobaczyła, to skwitowała mnie krótko acz dosadnie:
– Pani, z taką wkładką to na dyskotekę, a nie na porodówkę. Dam tu pani coś rozsądniejszego.
I ledwo powstrzymując śmiech wręczyła mi gruby, długi i pewny porodowy podkład, który okazało się, że za kilka sekund spełnił swoją rolę, bo ten mój dyskotekowy discreet w jednej sekundzie poszedłby z prądem moich wód płodowych, które mnie znienacka znowu nawiedziły :D
to be continued.
CZĘŚĆ DRUGĄ znajdziecie tutaj.
CZĘŚĆ TRZECIĄ znajdziecie tutaj.
23 komentarze
szczesliva jestes de best! ;) Uśmiałam się na maxa czytając wpis (choć pewnie Tobie wtedy do śmiechu nie było) ;) Powodzenia laska! :D Ola
O matko… tak ciekawie piszesz, że mogłabym cały czas czytać…. :-) polecam napisanie książki- napewno się sprzeda w wielkim nakładzie :-)
Czekam z niecierpliwoscia na kolejna czesc… Apropo wod to mi sie saczyly otzez cale 12 godzin porodu az mi przy porodzie przebili worek i reszta wyplynela. Biedna salowa co za mna z mopem ganiala po calej porodowce bo wklady porodowe nie dawaly rady…
Na wstepie oczywiście Gratulacje! ??
Uśmiałam się czytając twoją akcje porodową i od razu przypomniał mi się poród z starszakiem ? Termin na 04.07 po falstarcie w 38tc i tygodniu na patologi gdy wyszlam do domu byłam świecie przekonana ze przenosze ciaze i mam mnostwo czasu ?
Pewnej nocy budze sie i czuje ze maly znowu wykorzystuje moj pecherz do skokow, siusiu i z powrotem spac. Godz 23 budze M i mowie ze chyba mi wody odeszly na co on: spijjj.
Północ znowu uczucie ze cos nie tak, budze M i mowie ze chyba faktycznie wody mi odeszly. Na co on : daj zajrze ? nic nie ma spij dalej babo ?
Godz 1.00 mowie nie no wody mi odeszly na co M: to wstan. To wstałam i jak chlusło to z grubej rury ??? Ten za telefon do mojej mamy co on ma biedny robic bo : „jeb*** wodami ” ???
Na porodwce przyjeli mnie koło 4 rano ( na cale szczescie ze nie mialam zadnych skurczy) oczywiscie młoda Pani Doktor musiala sprawdzic czy to aby faktycznie wody mi odeszły? tak sobie sprawdzila ze do konca wody mi odeszly ze musiala sie cala przebierac ? Koniec konców 27.06 o 12.31 przywitaliśmy pierworodnego na świecie ??
Mało się nie posikałam ze śmiechu… Dawaj więcej… Już cię kocham ?…
Też tak jechałam – tylko zamiast discreeta miałam ręcznik ?
Ja też :D hehe
Chociaż nigdy w życiu jeszcze nie rodziłam to uwielbiam czytać Twojego blooga a ten odcinek jest nieziemski :)
Identycznie jak u nas! Z Tym, że to było rok temu i 3tygodnie przed terminem :) a scenariusz kropka w kropkę :)
Pozdrawiam i dużo zdrówka:)
Mi wody nie odeszły, od razu miałam skurcze co 5 min… kiedy ja się meczylam, mój mąż jadł o 3 nad ranem śniadanie, bo podczas fałszywego alarmu 3 tygodnie wcześniej był głodny w szpitalu… ?
Ps. Jak przekonałaś męża do imienia córy? ☺
Haha, też z sączącymi się wodami pojechałam do szpitala tylko z wkładką. Pani na IP się zaczęła śmiać i zapytała czy jak się ze mnie lało w czasie miesiączki to też z taką wkładeczką popitalałam ? Tylko mój to był pierwszy poród i serio w tym 'szoku’ nie pomyślałam że przydałby się ten podklad ?
Serdeczne gratulacje i czekam na czas. 2 tej historii ???
Ha ha ha ? Mi w drugiej ciąży odeszły wody dokładnie w przewidywanym terminie porodu, a było to w przeddzień Świąt Wielkanocnych, córka urodziła się rano, można powiedzieć w śniadanie wielkanocne?. Wody mi odeszły podczas gdy kąpalam starsza córkę?, zero skurczy, no nic, więc moje zaskoczenie było totalne ?. A do szpitala też zajechalam ze zwykła podpaska?,ktora z racji tego, że do porodówki mam 50 km, przemoknieta była już doszczętnie ?.
Bardzo miło mi się czytało Twoją opowieść z racji tego że moja historia z drugim porodem była w 90% bardzo podobna do Twojej. Tylko że u mnie oba porody naturalne i bez znieczulenia (stety)niestety.
Czekam na dalszy ciąg ?
Ja miesiąc temu w 39tc pojechalam ze skurczami do szpitala, nic sie nie dzialo wiec na obserwacji mnie polozyli, ale przeszło. Po 3dniach mnie wypuscili do domu. Tak mnie tam przeglodzili, miałam okropna ochotę na rosolek. W aucie w drodze do domu znowu mialam skurcze ale stwierdzilam ze to jeszcze czas i na pewno znowu mi przejdzie. Wrocilam. Ugotowałam rosół ze skurczami, zjadlam jedną miskę i sie zaczęło, skurcze co 5min zaraz co 4, zadzwonilam na pogotowie, przyjechali i zabrali mnie, padl system w karetce, bez prądu jechalam, trąbili zeby nas przepuścili bo po przejechaniu kilku km skurcze co 2min a do szpitala ponad 20km ?? tego jak wjechalam na porodowke nie pamiętam. Pamietam tylko jak mnie szarpaly polozne przy sciaganiu ze mnie kurtki, zdazyly zedrzec spodnie i bielizne jak nie walnelam wodospadem… badanie, 4cm rozwarcia o godz 17:50 mimo ze o 13:00 nie bylo nic ? skurcz, badanie, 7cm, ktg, zaraz kolejny skurcz i 9cm malej spadało tętno przy skurczu, ale o 18:15 wyskoczyła jak torpeda szokujac mnie i wszystkich. Jak sie okazalo po wszytskim szczescie ogromne. Węzeł prawdziwy na pepowinie i corcia owinieta wokół szyi… Farciara, chyba jej dam skreslic numery w totka.. ??
Gratulacje i piękne imię ❤?❤ Bardzo podobna historia do mojej, tylko że u mnie mała się pospieszyla o miesiąc, było mega zaskoczenie jak się obudziłam o k rano ze tak jakby wody mi odchodziły, jak wstałam byłam już świecie przekonana że to one. Jak powiedziałam mojemu M. stanął jak wryty i co teraz? A ja nawet torby nie miałam spakowanej, nic kompletnie bo po co pakować ja miesiąc przed. I też mała tego dnia się urodziła 6 maja, najszczęśliwsze chwilę w życiu.
Lepszy discreed niż nic . hehe :D
Za pierwszym razem obudziłam się ok godziny 1 z konkretną plamą na pościeli, to była taka filmowa wersja odejścia wód, wszystko zalane. Byłam wtedy w ogóle nieprzygotowana, na szybko pakowałam rzeczy i szybko do szpitala bo to był 35t.
Za drugim razem chciałam się szybciej przygotować, tiaaam miałam torbę wyjętą i listę co spakować. Mieliśmy znajomych u siebie, wszyscy sobie drinkowali(miałam wtedy prawko od pół roku, ale i tak bym sama nie pojechała xd), graliśmy w jakąś planszówkę i nagle czuje, że lekko mi wilgotno i taki zgryz kurde posikałam się Oo, no ale po pójściu do toalety znowu ciutkę poleciało i wtedy już widziałam, że to nie mocz xd. 34t -.- Na szybko wrzut do torby tego co na liście i taksóweczką do szpitala. Oczywiście było to ok 1 w nocy, wzięli mnie na patologie i tak ciekło sobie powoli kolejne 24h zanim się skurcze pojawiły i mnie wzięli na stół. Pozdrawiam z moją cycoholiczką :p
Uwielbiam te twoje teksty. Jesteś the best.
Jeszcze raz Gratulacje!!!
P.S. wiedziałam, że wyjdzie na twoje i malutka będzie miała na imię Gaia
Właściwie to szpital przy drugim i trzecim porodzie wybierałam biorąc pod uwagę lekarza prowadzącego, który mógłby mi w danym miejscu wykonać cesarkę :-)
Miałam identyczną sytuację z wkładką :) a widok wkładki porodowej mnie przeraził bo nagle z mojego rozmiaru mini miałam przerzucić się na maxi :D ?
Mi wody nie odeszły ani w pierwszej ani w drugiej. A tak mi się marzyło żeby zacząć rodzić w jakimś miejscu publicznym ? Pierwszą ciążę chodziłam ostatnie dwa tygodnie z rozwarciem 2 centymetrowym, 10 września malowałam jeszcze paznokcie po czym na zakupach w Biedronce pojawiły się trzy skurcze.. mąż już chciał mnie na porodówkę targać ale gdzie tam, nie dałam się! Przecież nie będę zmywać tego pięknego różu tak szybko.. ? no i w nocy nóg nie czułam, podnieść się nie mogłam a skąd mogłam wiedzieć że to objaw porodu? Po zajechaniu do szpitala dostałam skurcze, 6 cm rozwarcia i po 25 minutach Natan przywitał świat, więc razem godzinka i po wszystkim! ? A drugi Synek.. 4,5 cm rozwarcia przez trzy ostatnie tygodnie, robiłam wszystko żeby urodzić prędzej ale mały się nie dał. Terminowo lekarz zaprosił mnie do szpitala na kroplówkę ale rodzące miały pierwszeństwo więc od 6 rana czekałam na wolne łóżko.. aż z tego wszystkiego o 15 pojawiły się skurcze i 7 cm! Poszłoby szybciej ale musiałam nadal czekać na porodówkę.. po trzech parciach Alan był z nami.. ?
No Szczesliva to podzielę się z Tobą moją historią. Po wielu godzinach i doczekaniu ktg wróciłam do domu. Nic nie wskazywało że to niedługo więc uciełam popołudniową drzemkę. Gorąco niemiłosiernie jak na koniec maja więc mąż z babcią i starszakiem pojechali podlać grządki a po ich powrocie słyszę jak M. przymierza się do piwa z lodówki. Jak to piwo pytam? Jak pojedziesz jak zacznę rodzić? Jak to zacznę rodzić? Przecież 3 godziny temu powiedzieli że jeszcze z tydzień… W chwili gdy strzelił kapsel mi odeszły wody :-) młody przyszedł na świat 4 godziny później a mąż do tej pory to piwo wypomina :-)