No powiedz mi. Co by tu zrobić, aby wreszcie przestać zerkać ukradkiem na sukcesy innych i uniknąć tego ucisku w dołku i lekkiego, bezwiednego zaciskania pięści? Albo jak, do cholery, zacząć cieszyć się sukcesami innych, albo chociaż przechodzić obok nich obojętnie? A nie jak dotychczas wkurzać się na samą myśl, że ktoś jest bardziej do przodu niż Ty?
To porównywanie się, liczenie, analizowanie jest zgubne. Cholernie zgubne. Ty to wiesz i ja to wiem. A mimo to zdarza nam się wejść w ten stan, który nakręca przeklętą lawinę porównań i odbiera nam radość codzienności. Jesteśmy wtedy jak ten klatkowy chomik na karuzeli. Zapierdzielamy w kółko i w sumie chcielibyśmy się zatrzymać, ale jakoś nie możemy. Rozkręcona machina ruszyła, a my się pogrążamy z każdym naszym kolejnym ruchem.
Te myśli, które wtedy nami zawładają, gdy mamy przed sobą ten „lepszy” obiekt”, są tak toksyczne, że czasami sami się siebie brzydzimy. Dobrze wiemy, że my też moglibyśmy to „mieć”, tacy „być” albo tak „robić”. Coś nas jednak przed tym powstrzymuje.
I my zazwyczaj dobrze wiemy, co to jest.
To może być ta nasza bezczynność, przeradzająca się momentami w lenistwo.
Ten brak reakcji na zmieniającą się rzeczywistość. To takie tkwienie w tej statycznej beznadziei, która nigdy nie wzniesie nas w górę, tylko zawsze będzie ciągnąć w dół. Zamiast ruszyć nasz tyłek i nakreślić w głowie plan działania, krok po kroku rozrysować sobie w głowie co i jak będziemy osiągać, to my wolimy smęcić i biadolić, że tego się nie da, albo to jest niemożliwe, albo nie mamy na coś środków czy też pomysłu.
To może być też to nasze wewnętrzne, durne przekonanie, że wszyscy mogą, potrafią i robią, jednak my nie mamy mocy, aby być tacy jak oni.
Wydaje nam się, że jesteśmy z natury gorsi, wolniejsi, mniej pomysłowi, albo każdy nasz plan z góry jest skazany na fiasko. Inni mogą, my niestety nie. Tak po prostu: nie, bo nie. Mamy słabe baterie, liche zasilanie i inne wymówki.
To może być to nasze rozpoczynanie czegoś, ale niedokańczanie tego.
Czymś się podkręcamy, fajnie nam idzie, ale nagle tracimy zapał. Udajemy, że plany nam się zmieniły i odstępujemy od realizacji tego, co zamierzyliśmy. Łatwo się poddać. I się wtedy poddajemy, ale ubieramy to nasze rozmemłanie w ładną historyjkę. Bo to nasze otoczenie kupi. Trudno. Kolejna rzecz nam się nie udała. I okłamujemy samych siebie, że to zwyczajna zmiana planów. A tak naprawdę to brak chęci i to całe życiowe wieczne rozwolnienie nie pozwoliło nam doprowadzić czegoś do końca.
To może być… no właśnie, co jeszcze?
Jakie jeszcze inne wymówki wymyślasz po to tylko, aby czegoś nie zrobić? A później szlag Cię trafi bo Gocha ma zajebistą chatę, Agniecha talię osy, Marycha ma dobrze prosperującą firmę a jeszcze inna wygląda na wiecznie szczęściem s.rającą. Ta to pewnie ma i bogatego Męża, i końskie zdrowie po prababci, zęby bez plomb a jej dzieci to wyglądają jak z okładki jakiegoś francuskiego żurnala. W dodatku są jeszcze, ja pierdzielę, ładne! Tej to się trafiło!
Wiecie. To są tylko przykłady, które wyrzucam na szybkości z głowy. A dlaczego tak je z łatwością wyrzucam? No bo sama nie byłam lepsza!
Podam Wam prozaiczny przykład z życia. Ba! Z życia i metamorfoz, których poniekąd jesteście świadkami.
Pamiętam, gdy dwa lata temu obserwowałam kilka fajnych blogów.
Nie dość, że laski, które je prowadziły, i część z nich nadal je prowadzi, były ładne!
To jeszcze w miarę poprawnie pisały! Czasami nawet udało im się jakimś żartem poczęstować swoich czytelników ;-)
Robiły takie foty, że mózg stawał. Miały przeklętą lustrzankę, a ja robiłam jeszcze wtedy foty mikserem…
Miały szablon bloga taki, jak ja wtedy chciałam mieć!
Na dodatek, skubane!, miały w archiwum już kilka setek postów, podczas gdy ja zrobiłam dopiero pierwszą dyszkę!
Ba! Co więcej, jak śmiały w ogóle puszczać światu posty sponsorowane! No jeszcze, cholery jedne ;-), zarabiały na tym blogu! Przecież to takie nieetyczne! ;-)
Mówię, Wam Czacha mi dymiła, mózg się lasował i przetwarzałam te bajty w głowie i próbowałam dociec skąd ta cholerna, dziwna i toksyczna zazdrość [tak, tak, to ona! nie tam żadne podglądactwo i jego efekty], której się wypierałam jak bum cyk cyk. Skąd ta zazdrość się wzięła we mnie? Przecież ja taka jestem prawa, etyczna i nie zazdroszczę innym. Czyżby?
Doszłam do tego [AVE!], że porównywałam się do innych, bo sama nie miałam/nie robiłam/nie potrafiłam tego co one!
A dlaczego tego nie miałam/nie robiłam/nie potrafiłam?
No jak to dlaczego?
Dlatego, że zupełnie nie dążyłam do tego, aby z mysiego blogowego szablonu zrobić coś konkretniejszego.
Dlatego, że nie postarałam się o aparat fotograficzny, który robi lepsze zdjęcia niż mój mikser.
Dlatego, że zamiast pisać wartościowe posty wiedząc, że w pisaniu poradziłabym sobie świetnie, to pisałam klasyczne plepleple, które czytałyby przypadkowe Krysie i nigdy by tutaj nie wróciły.
Dlaczego jeszcze nie miałam tego czy siamtego?
No dlatego, że nie miałam w głowie planu!
Serio. Plan zmian to podstawa. Nakreślenie sobie na kartce papieru tego co chcemy osiągnąć potrafi zdziałać cuda! Trzymamy się wtedy listy i po kolei odhaczamy niezrealizowane jeszcze punkty.
Pamiętam jak wzięłam pewnego dnia kartkę w rękę i zrobiłam tę listę, przed którą się wzbraniałam. I punktowałam po kolei: zmienić szablon bloga, dodać ikony społecznościowe, skombinować aparat, wypisałam sobie także pomysły na posty, które kiełkowały mi w głowie. I leciałam z tą listą po kolei i realizowałam kropkę za kropką. Były ich kilkadziesiąt.
I wiecie co się stało w tym momencie? W tym momencie, zajmując swoje myśli DZIAŁANIEM, a nie biadoleniem o mojej beznadziejnej sytuacji, przestałam zwracać uwagę na innych, bo sama zaczęłam otrzymywać feedback, że ludziom na moim blogu, który kiedyś był lichy, podoba się tutaj!
Okazało się, że lubią tutaj przychodzić i przeglądać moje Archiwum.
Że cykam coraz lepsze foty i pytają jakiego sprzętu używam.
Że podoba im się to czy tamto.
Ba. Okazało się, że są firmy, którym także podoba się przekaz, którym tutaj częstuję i chcą współpracować.
Z bloga, który odwiedzają dwie zbłąkane dusze wyszukując go po haśle „jak posiać trawę”, szczesliva.pl nagle ma miesięcznie kilkadziesiąt tysięcy stałych bywalców, którzy są tutaj regularnie.
W momencie, gdy sami zostajemy przykładem dla czegoś, a często zostajemy nim poprzez NASZE AKTYWNE DZIAŁANIE w jakiejś dziedzinie, to zupełnie zapominamy o tym, aby przejmować się innymi, którzy do tej pory wydawali Wam się niedoścignieni.
Bo naprawdę można zrobić coś z niczego.
Małymi krokami.
Popełniając błędy i ucząc się na nich.
Jesteśmy w stanie dojść dosłownie do wszystkiego!
I wreszcie szlag wtedy trafi te nasze autodestrukcyjne myśli i zapędy, aby porównywać się do innych. Zajmiemy się wreszcie sobą. Bo to jeden z tych kluczów do sukcesu. Zostanie wtedy w nas tylko mały ułamek tej porównującej nuty.
Jednak w moim odczuciu ta odrobina chęci by porównywać się do innych bywa motywująca. O ile tylko nie przesłania nam świata, a stanowi inspirację do tego, by być lepszym.
Bo dobrze jest mieć wzory, stale zmieniające się, które są dla nas przykładem, wyznacznikiem jakości albo nadzieją na stworzenie czegoś optymalnego. Powodzenia w działaniu!
19 komentarzy
Przede mna taki plan, mam juz zarys wiem jaki mam cel, nad droga musze jeszcze popracowac :)
Co do poczatku tekstu – ja lubie jak sie ludziom udaje, nie czuje zadnego uklucia w brzuchu czy guli w gardle. Naprawde lubie jak ludzie odnosza sukces :)
ja też już to lubię :-)
Powodzenia!
” Celem nie jest bycie lepszym od kogoś innego, lecz bycie lepszym od tego, kim samemu się było wcześniej” Dalajlama. Zamiast zazdrościć- inspirujmy się wzajemnie:) Zresztą nigdy nie wiemy, jaką kto przeszedł wcześniej drogę, żeby być tym kim jest, lub mieć to co ma. Nie wiemy ile trudu i wyrzeczeń i ile czasu. Startujemy też z różnych pozycji. Porównywanie się wzajemne jest więc nieadekwatne. Zawsze znajdzie się ktoś kto jest w czymś lepszy od nas- albo przynajmniej będzie nam się tak wydawać. Jeśli porównujemy „siebie do siebie” – mianownik pozostaje ten sam. Pozdrawiam!
Masz rację kobiero! Trawa u sąsiada zawsze badziej zielona. Ja uwielbiam otaczać się ludzmi sukcesu, inspirują mnie i dodają kopa do działąnia (oni mogą, to ja też!). Biadolącym mówię: przestań narzekać, bierz się do roboty!
Głupia piosenka mi sie skojarzyła …” Obmyślam nowy plan, obmyślam nowy plan ! Najchętniej kiedy s..m” a tutaj nie wystarczy siedzieć i obmyślać ;) trzeba cztery litery ruszyć i działać ;) i nie planować szczytu tylko małe kroki jak ten szczyt osiągnąć ;)
hej szczesliwa! wzielam kartke i spisalam reszte planu, ktorego realizacje malymi krokami rozpoczynam:) moj blog jeszcze raczkuje. i moze ktos myslec, ze to co pisze jest zwyklym „bla bla bla” ale sa to dla mnie wazne odczucia lub smieszne historie i tyle :) teraz juz guzik mnie obchodzi kto co o tym mysli. kiedys wydawalo mi sie, ze to co robie jest malo istotne. zrezygnowalam. pewna blogerka zmotywowala mnie do powrotu. nie wazne kto co mysli o moim bazgroleniu. WAZNE ZE MI TO DAJE RADOSC!!! POZDRAWIAM
i tu jest złoty środek
Najważniejsze aby mieć plan i tego będę się trzymać.
Ave!
Ja bym dodała, że ważną rzeczą jest wytrwałość. Bo niestety na niektóre efekty (a pewnie na większość;)) trzeba poczekać. Nie wystarczy pracować przez tydzień. Czasem trzeba lat. Wiem co mówię! Ja zmierzam w swoim kierunku :) No to wiatr w żagle dla nas :D Pozdrawiam!
Mnie cieszą bardzo sukcesy innych. Gorzej znoszę sytuacje kiedy pisze post na jakiś temat i przeczyta ho kilka osób a zaraz ktoś bardziej znany pisze o tym samym i ma pod postem milion lajków. Ale pracuje nad sobą. Ciągle analizuje i staram się coś zmieniać i być coraz lepszą. Fajny tekst. Fajnie poczytać że komuś też się żółć czasem ulewa;)
Dobry plan to podstawa. Też często o tym zapominałam…
Mnie sukcesy innych motywują – myślę „ja też tak chcę” i działam :) Oczywiście – przychodzą kryzysy (kto ich nie ma?), wydaje mi się, że robię, co mogę, ale efektów brak, to bardziej frustruje niż powodzenie innych… Na szczęście z natury jestem optymistką i nie pozwalam sobie na biadolenie :)
Ciężko jest przestać się porównywać, chyba się nie da, bo potrzebujemy punktu odniesienia, by wiedzieć czy jesteśmy „w normie”, poza nią czy ponad ;) Można jednak zamiast robić to negatywnie – czerpać inspirację z innych ludzi i motywować się ich osiągnięciami, nie popadać w chorobliwą zazdrość czy zgryzotę.
Ja tez zawsze porownywalam sie do innych i dopiero od jakiegos czasu ucze sie, ze tak robic nie mozna. Wszystko co maja inni bolo lepsze od tego co mam ja. Mam troszke „zawila” sytuacje finansowa, brakuje jej na przyjemnosci, ale… zaczelam sobie radzic w inny sposob. Nie stac mnie na przyjemnosci, za ktore sie placi korzystam z darmowych :) Zamiast ksiazki kupowac – wypozyczam z miejscowej biblioteki, zamiast wydawac na silownie – jednorazowo zainwestowalam w ciuchy do biegania i trenuje co drugi dzien juz blisko rok. A od kilku tygodni chodzi mi po glowie jakies zajecie i wlasnie chcialabym zalozyc bloga ;) mam dwojke dzieci, pasje, wiec bede miala o czym pisac :) trzymajcie kciuki – musi mi sie udac :) no bo komu jak nie mnie ?! :) pozdrawiam wszystkich :)
Oczywiście, że Ci się uda, Ewelina!
Kciuczę mocno!!!
Tak to właśnie jest. Ja przez prawie rok siedziałam i zazdrościłam, jakie piękne blogi mają te mamy. I biłam się z myślami, że to głupie jest, że co będzie, jak się znajomi dowiedzą… Na początku stwierdziłam, że po kryjomu będę pisać :) Ale chwilę później uznałam, że co mi tam, to nie pierwszy i ostatni obciach, który pewnie zaliczę w życiu :D I jak na razie (podobno) obciachu nie ma, a ja powolutku, w swoim tempie tworzę swoje pozytywne miejsce w sieci. Gdybym, jeszcze nie musiała robić zdjęć mikserem, haha :) Ale to takie marzenie, a nie zazdrość :)
Spokojnie, do wszystkiego dochodzi się małymi krokami! :-)
Trzymam kciuki!
Oj ja bardzo długo czułam taką „swoją” zazdrość, patrząc na każdy z tych lepszych blogów. Jednak w końcu dojrzałam do zmian i zaczynam pomału działać :-). Do ideałów mi daleko, ale co tam :) robię to co lubię :) a może kiedyś i Ty do mnie zajrzysz i ocenisz czy warto nadal pisać :-) (Jesteś na mojej „idealnej” liście).
Pozdrawiam :)
Róża, miło mi się zrobiło, gdy przeczytałam, że jestem na twojej „idealnej” liscie :-)
Zdecydowanie pisz, kobieto! :-)
Dziękuję za wartościowy wpis :) Planowanie jest bardzo istotne. I faktycznie – człowiek, który jest w pełni z pasją zaangażowany w swoje projekty – nie ma czasu na zazdrość i niezdrowe porównywanie się. Jeżeli już… to właśnie szukanie inspiracji, by robić to, co się robi – jeszcze lepiej :)