Opowiem Wam pewną historię, której byłam ukrytym świadkiem. Świadkiem, którego serce ściskało, gdy widział to co działo się na jego oczach. Przy wielkiej sympatii do tych ludzi, obiecałam sobie że nigdy nie popełnię tego błędu.
Kilka lat temu miałam sąsiada. Poczciwego Pana, który codziennie rano wyglądał przez okno. Uśmiechał się do mnie, gdy wracałam z pracy. Przy tym zawsze palił papierosa. Zagadywał mnie o pogodę. Zdawał relację z pobliskiej piekarni. Opowiadał krótkie dowcipy z puentą. Darzyłam go ogromną sympatią.
W pewien piękny, jesienny dzień nadmienił, że jego Syn nareszcie spotkał kobietę swojego życia. Widziałam radość w jego oczach. Czekał na ten moment. Na moment, w którym jego jedyny Syn znajdzie kobietę, którą pokocha. Kobietę z którą zostanie już na zawsze. Tak jak i on był do końca ze swoją żoną, którą zabrała mu jej choroba. Rak płuc. Nikczemny rak, który nie pozwolił jej towarzyszyć w radości jej Syna.
Kochała go nad życie. Obiecała mu, że będzie najlepszą babcią dla jego dzieci. Opowiadała o ciepłej szarlotce i niedzielnych obiadach, które będą jedli razem z wnukami. Dopingowała go w walce o lepsze jutro i podpowiadała szeptem, jakie kobiety są warte jego serca.
Jednak gdy on znalazł tę jedyną, którą mógłby przedstawić swojej ukochanej Mamie, jej już nie było na świecie. Odeszła trzy miesiące wcześniej, dopalając jeszcze ostatnie papierosy w szpitalnej toalecie.
Gdy Syn mojego poczciwego Sąsiada spotkał tę jedyną, uradował się ale i gorzko zapłakał. Wiedział, że już nie przedstawi jej swojej ukochanej Mamie. Żałował, że nie będzie mogła ona poznać kobiety, która go wychowała i kochała całym sercem. Cieszył się jednak, że żyje jego Ojciec. Jak nigdy pragnął dzielić się swoją radością z najbliższymi. Chciał spotkać się z ich pełnym miłości i aprobaty wzrokiem.
On był pewien, że to właśnie z nią zostanie już na zawsze. Że to ona będzie tą jedyną, z którą chce mieć dziecko.
Gdy po raz kolejny spotkałam mojego Sąsiada, a była już wiosna, uśmiechnął się on do mnie najszerzej jak tylko potrafił. Wiedziałam, że ma dla mnie kolejną dobrą nowinę, którą chce się ze mną podzielić. Nie myliłam się. Jego Synowa spodziewała się dziecka. Łzy kapały mu po policzkah. „Będę miał wnuka!” – powiedział. „Wie pani, będę miał upragnionego wnuka!”. I ja uroniłam łzę. Wzruszyliśmy się oboje. Czułam, że spełniło się jego wielkie pragnienie. Za trzy miesiące miało nastąpić rozwiązanie.
Gdy po wakacjach wróciłam do domu, z niecierpliwością oczekiwałam mojego Sąsiada, który wykrzyczy z radością dobrą nowinę o narodzinach małego człowieka. Wiedziałam, że otworzy on wszystkie okna, włączy ulubioną płytę gramofonową i zapłacze z radości.
Nie doczekałam się.
Mój poczciwy Sąsiad zmarł tydzień przed narodzinami swojego upragnionego wnuka. Do końca nie wypuścił papierosa z dłoni.
Jego Syn nie mógł już podzielić się swoją największą radością ze swoim ojcem. Nie miał ani jednego rodzica, który towarzyszyłby mu w tak wzruszającym i cudownym momencie jego życia.
A jego wnuk nigdy nie pozna dziadka. Nie przybiegnie do niego, aby pochwalić się znalezionym ślimakiem. Nie poprosi go nigdy o pomoc w pierwszej rowerowej przejażdżce, ani nie posłucha wspólnie z nim dźwięków z gramofonowej kolekcji.
—
Dzisiaj, 20 listopada, obchodzimy Światowy Dzień Rzucania Palenia. Jako była palaczka, która przez niespełna 10 lat na własne życzenie szkodziła swojemu zdrowiu, czuję się odpowiedzialna za to, aby mówić innym jak wspaniałą jakość ma życie bez nikotyny. Obecnie nie palę już 3,5 roku i nigdy nie czułam sie lepiej. W przeciwieństwie do poczciwego, starszego pana z papierosem w dłoni, ja nie tylko chcę towarzyszyć moim wnukom i prawnukom w ich życiu [nie wystarczy chcieć, zgodzicie się ze mną?], ale także dokonuję w swoim życiu trafnych wyborów, które pozwalają mi moje pragnienia realizować.
Poniższa infografika uświadomiła mi, że po 3,5 roku od zwycięskiej walki z nałogiem jestem na wspaniałej drodze do zdrowia.
Palicie? Paliliście? Jak wyglądała Wasza walka z nikotyną?
Mam przyjemność wspierać kampanię edukacyjną Centrum Onkologii w ramach promowania zaleceń Europejskiego kodeksu walki z rakiem.
Podajcie dalej.
7 komentarzy
… walczyłam. Z moim tatą o jego niepalenie; przegraliśmy ;( palenie zabija, to nie frazes z paczki fajek… to smutna prawda.
…
Ja nigdy nie paliłam. Ale mój tato palił dużo, zmarł na raka w wieku 51 lat (choć rak raczej nie był spowodowany paleniem bo to był rak kręgosłupa / rdzenia )
Mój mąż też palił przez lata. Ja przez 4 lata mu trułam żeby palenie rzucił aż w końcu mi się udało. Nie pali już 2,5 roku choć wiem że czasem ma ochotę zapalić.
Fakt przez pierwsze miesiące rzucania palenia miałam ochotę się z nim rozwieść bo był nie do wytrzymania :) Ale dziś cieszę się że mu się udało. I mam nadzieję że nigdy do tego nie wróci.
Trzymam kciuki za Twojego Męża. Da radę!
Piękne… A przy tym jakby dla mnie napisane. Bardzo dziękuję. Jestem właśnie na etapie rzucania. Czterdzieści pięć lat, nie najlepsza morfologia, najwyraźniej przyszedł czas, nie da się ukryć. Dwudziesty listopada za miesiąc. Tylko jak zanegować w sobie to przekonanie, że do szczęścia czasami brakuje tylko papierosa? Dobra kawa, dobra książka i…
P.S. Mam prośbę. Trafiłem na ten post przeglądając Pani blog w poszukiwaniu innego postu, który kiedyś mignął mi na fejsbuku i za żadne skarby nie potrafię go odnaleźć. Zaczynał się (mniej więcej) tak: „5.45, nie wierzę, przecież dopiero co zasnęłam…” ;-) Przepraszam, nie potrafię dokładnie zacytować Pani słów, pamiętam natomiast dokładnie uczucie wielkiej ulgi jakiej doznałem po ich przeczytaniu ;-) Pomyślałem: „Jak to dobrze, że nie tylko my mamy ten problem. Czyli jest to normalne”. Wspólnie z żoną doświadczaliśmy i doświadczamy dokładnie tego samego (starszy syn ma niecałe sześć, młodszy niecałe dwa). Cztery godziny nieprzerwanego snu to luksus. Zazwyczaj są dwie albo pół albo piętnaście minut. Na zmianę. A kiedy rano w końcu zwlekę się z łóżka i w kuchni próbuję przygotować ciepłą wodę z miodem i cytryną, swoje stare dresowe spodnie zawsze muszę przytrzymywać jedną ręką. No chyba, że w końcu wezmę bąka na ręce, wtedy luz ;-)
Byłbym bardzo wdzięczny za link do tego wpisu. Pozdrawiam serdecznie ;-)
Życzę wytrwałości i wierzę mocno, że da Pan radę :-)
A co do linka, to czy chodziło o to? https://www.szczesliva.pl/jak-wyglada-dzien-matki-polki-blogerki-parentingowej-poranek/
O tototato ;-)
Wielkie dzięki ;-)
Znakomicie napisane, szczerze gratuluję!
Będę sobie czytał w chwilach słabości ;-)