Nie będę się skarżyć i narzekać. Bo mam krzepę i optymistycznie widzę tę sprawę. Jednak nie będę fałszować danych i mamić nikogo bzdurami na temat tej cudnej, lukrowo-chałwowej macierzyńskości.
Mam wrażenie, że żyjemy w trochę dziwnych czasach. W czasach, w których z jednej strony tak bardzo pragniemy tej niezależności i za wszelką cenę chcemy udowodnić całemu światu, że sami damy radę. Z drugiej jednak strony potrafimy [albo i nie] przyznać się do naszych słabości i oczekujemy od otoczenia pomocy.
Kiedy otrzymałam maila od polskiego dystrybutora firmy Mutsy z pytaniem, czy miałabym ochotę przetestować ich nowy wózek – Mutsy iGo Pure, na początku zdrowo się przestraszyłam! Bo to było akurat pod koniec sierpnia, kiedy Teo jeszcze smacznie spał sobie w brzuchu. Pierwsze co wpadło mi wtedy do głowy to była myśl: „Jak to? Że niby ja w pierwszych tygodniach po porodzie miałabym z domu wychodzić i galopować za wózkiem?” Przecież ja już snułam plany jak to będę koczować w tym moim domowym zaciszu – jedynym bezpiecznym miejscu, i pierwszy spacer uskutecznię nie wcześniej jak Junior II skończy miesiąc.
Dwa tygodnie temu dostałam naprawdę przejmującego maila od jednej z Czytelniczek. Udzieliła mi zgody na to, abym poruszyła na forum jej dylemat. Domyślała się, że nie jest zapewne jedyną, która boryka się z tym ciężkim dla niej problemem.
Bo skoro mamy się tutaj miłować i od czasu do czasu dąsać tudzież wbijać sobie szpileczki [ a czasami trzeba, dla zachowania równowagi w tym słodkopierdzeniu ;-)], to musicie wiedzieć, gdzie macie mi te szpilunie wbijać.
[post archiwalny]
To co rokrocznie dzieje się na mamusiowych forach i w „internetach”, a także na miejskich placach zabaw zaczyna mnie przerażać. Otwieram oczy coraz szerzej i nie wierzę. Nagle, i to tak naprawdę znienacka, jak co roku gdy zbliża się chłodna jesień albo wiosna, dość spore grono kobiet zaczyna być zainteresowane tym, co dzieci innych matek noszą na głowach, i jak ciepło są one poubierane. Wałkowany temat czapeczek na głowach poraża.
Ponieważ jestem dość mądrą dziewczynką [i idąc za pewną reklamą: jestem tego warta ;-)] to uczę się na swoich błędach i wyciągam wnioski. Wychodzi mi z tym różnie, nie oszukujmy się. Nikt nie jest alfą i omegą, ale akurat w tym temacie trafiłam bez pudła, dlatego mam ochotę się z Wami podzielić moimi sposobami na to, jak ogarnąć swoje włosy zanim nie wylądujemy ze 100% łysiną, jak ja po pierwszej ciąży ;-)