Internet to taka bezczelna machina, która pokaże Ci wszystko to, czego nawet nie chcesz zobaczyć. Ba! Choćbyśmy się zarzekali, że pewne treści omijamy w internecie za wszelką cenę i nie sięgają one naszych oczu, to czasami możemy się srogo zdziwić.
Obiecałam sobie jakiś czas temu i to zupełnie prywatnie, że skończę z moim kobiecym narzekaniem, którym bombardowałam jakiś czas temu mojego Męża i świat cały, i zamiast tego będę podkreślać moje atuty. I to na tym zacznę budować świadomość własnej osoby.
Jeszcze 5 lat temu nie przypuszczałabym, że kiedykolwiek zadam sobie takie pytanie. Jednak im bardziej wgłębiam się w rodzicielstwo i im częściej podrzucacie mi linki do różnych zagranicznych artykułów czy wątków na forach, to zaczynam myśleć, że wszystko chyba jeszcze jednak przede mną ;-)
Jeśli jesteście ze mną dłużej bądź zagłębialiście się w starsze posty w moim blogowym Archiwum, wiecie jak zakończyły się moje dwa poprzednie porody.
Jeden z czerwcowych wieczorów. Pojechaliśmy z dzieciakami na zakupy spożywcze, aby uniknąć popołudniowych kolejek. „Mądra ja” zamówiłam dzień wcześniej zakupy przez internet z dostawą na rano.
Żeby jednak nie przeginać w żadną stronę, to rozwinę kwestię tego, że się „nie pocimy”. My się nadal pocimy, bo niemożliwym by było zablokować wszystkie gruczoły potowe na naszym ciele. Też nie przesadzamy z tą metodą, jednak kiedy sporadycznie są takie dni jak dzisiaj, to ratujemy się nią, aby się nie rozpływać ;-)