To, że jesteśmy obie miłośniczkami lodów, to już fakt. Możliwość jedzenia lodów bez ograniczeń mamy prawnie zagwarantowaną, dlatego korzystamy z niej ile wlezie. Prawnie zagwarantowane mamy również to, że możemy przytyć ile tylko nam się żywnie podoba, no i z tego przyzwolenia korzystamy już mniej chętnie ;-)
Pewnego dnia, podczas mojego ostatniego pobytu w Norwegii, byłyśmy uczestniczkami pewnej bardzo łakomczusznej akcji. Po zakupie 2 kilogramowego pudełka [pudła, właściwie!] lodów waniliowych, które zniknęło w przeciągu niespełna 24 godzin, doszłam do wniosku, że niewiele brakuje do tego, aby nasza równowaga została zachwiana! Dosłownie, zachwiana!
Ja wiem, że tamte lody były pyszne! Ale heloł! ;-) Stawanie na wagę i łzy płynące z oczu podczas tego aktu już wcale mnie nie cieszyły. Te niespełna 10 kg, które mam na plusie odkąd zaszłam w ciążę „skądś” musiało się wziąć! ;-) No i się wzięło! Z obżerania się dobrociami, które mają myljony, [powiadam Wam!] myljony kalorii! ;-)
Przemówiłam do mojej siostry tonem błagalnym:
Krysia! [to jej przezwisko od małego] – mówię do niej krzycząc, szlochając właściwie. Te portki to już ledwo wchodzą mi na moje zacne 4 litery! Czy mogłybyśmy coś z tym zrobić? Wrócę do Polski i M. pomyśli, że ta ciąża rzeczywiście mi niebywale „służy”!
Co Ty mówisz? – odpowiedziała rozespana Krysia, która popatrzyła na mnie z rana jakbym miała na czole napisane „Jestem taka od urodzenia. Przepraszam.”
No mówię tyle, że tyję na potęgę, a Ty, jako mój nadworny dietetyk i siostra miłosierdziem tryskająca, powinnaś mi pomóc!
No doooobra. Wymyślę coś. – odparła i poszła dalej spać.
Po tym naszym porannym dialogu byłam totalnie zrezygnowana. Ale zdarzyła się rzecz niebywała! Pewnego popołudnia, Krysia sama do mnie przybiegła pokazując mi w euforii opakowanie norweskich jagód. I rzekła:
„Tyyyy, stara [pisownia oryginalna], a może jagódek odrobinka? Hę?” – odparła totalnie spoufalonym, gimnazjalnym tonem.
„Staraaaaa, no dobraaaa.” – odparłam i już zaczęłam przebierać nogami wiedząc, że do mojego systemu wlecą kolejne kalorie i kopniaków nie będzie końca.
Tymczasem Krysia, moja kochana rodzona Krysia, po 3 minutach przyniosła mi miseczkę z fioletowo-granatową zmrożoną zawartością! A w środku niej był … tadaaaam! SORBET JAGODOWY!
Zapytałam Krysię od razu, jaki jest przepis na to coś, co prawdopodobnie nie ma w ogóle kalorii! Coś, co będę mogła jeść bez większych ograniczeń! A Krysia na to rzecze:
Siostro moja. Wzięłam zamrożone jagódki, włożyłam je do sprawnego miksera, dodałam ociupinkę miodu i zmiksowałam na wysokich obrotach. I tyle w temacie. Smakowało?
No ba! – odpowiedziałam jej natychmiastowo, nie wiedząc, że mój aparat ortodontyczny jest totalnie upstrzony kawałkami jagód. I wyglądam przy tym jakbym miała próchnicę stanu agonalnego …
Toteż w przypływie euforii dzielę się z Wami, łasuchy moje!, przepisem na sorbet idealny. Potrzebujecie do niego:
- opakowanie zamrożonych jagód lub innych owoców
- I, cytuję, „ociupinkę” miodu. Na 300 g owoców dodana została tylko mała łyżeczka miodu.
Miksujemy i gotowe! :-)
Wyobraźcie sobie, że to był pierwszy sorbet domowy jaki kiedykolwiek jadłam! Ja wcześniej myślałam, że sorbety to kulinarna sztuka tajemna, i mnóstwo roboty, tymczasem to trwa mikserowe bzzzzyk!
Robicie sorbety? Jakie owocowe kombinacje stosujecie?
Żeby nie było, że ja z siostrą to mamy to łakomstwo i zamiłowanie do słodkiego, bez przyczyny! Oczywiście, że mamy to po … naszej Mamie! A oto dowód:
Tego wieczoru, podczas którego poszło do naszych brzuchów 2 kg lodów waniliowych, w końcowym akcie opróżniania pudełka towarzyszyła nam także nasza Mama! Tak, ona, nikt inny! Najpierw za jedzenie zabrała się moja siostra, później gdy zobaczyłam, że skubana schowała się w cichym kącie i nikomu nie mówi, że zajada coś dobrego, wyrwałam je pudełko lodów z rąk obiecując jednocześnie, że zaraz je oddam. Już wtedy puste do połowy… Zjadłam z tego pudełka niewiele ponad 1/10 ;-), a resztę … wyrwała mi moja rodzona rodzicielka! Moja własna, prywatna Mama zaczęła wiosłować łyżką i co się stało?! Zjadła wszystko!
Więc mówię jej:
Przecież obiecałam Krysi, że oddam jej zaraz i zostawię co nieco!
Na co moja Mama odparła ze stoickim spokojem, jak gdyby nigdy nic:
Spokojnie maleńka. [ z tym „maleńka” to ją poniosło w moim obecnym stanie…] Jutro kupię nowe pudło.
I tym oto sposobem wiecie już jak to się stało, że miłość do słodkiego mam w genach a d.pa rośnie! … ;-)
7 komentarzy
Dzisiaj zabieram się za sorbet, ale bananowy. Trzymanie kciuków wskazane :) Świetna historia!
Dagmara, i jak wyszedł? Nie (z?)sczerniał? Jestem bardzo ciekawa!
Niestety jeszcze się za niego nie zabrałam. Pochłonęła mnie czekolada z daktyli. Powinnam na coś wyjątkowo uważać? Zastanawiam się nad dodaniem mleczka kokosowego.
Dla mnie sorbety w każdej postaci są doskonałe. Kocham, no kocham po prostu :) <3
Ale ananasowy to mój faworyt :D
Mrożę sobie owoce latem ile wlezie, do oporu w zamrażarce :P I potem robię lody za lodami :P
A jak zamrozisz śmietanę w kostkach to możesz zmiksować z owocami i wtedy masz lody z prawdziwego zdarzenia, tylko łapać za gałkomierz (nie wiem, jak się ten zacny przyrząd nazywa) i nakładać :D
Ale mi patent z ta śmietana sprzedałaś! Dzięki!
I to je właśnie to co ja teraz będę robić!
uwielbiamy sorbety! truskawkowe i malinowe najlepsze :-) ale Wasze jagodowe też wyglądają smakowicie, musimy wypróbować :-)