Obawiam się, że w zeszłym sezonie wiosenno-letnim przekroczyliśmy z moimi dziećmi wszelkie dopuszczalne normy pochłanianych przez nas lodowych kalorii. ;-) Zwiedziliśmy wszystkie możliwe krakowskie lodziarnie, w których serwowane są nieszablonowe smaki.
Począwszy od lodów chrzanowych, skończywszy na perskiej róży i lukrecji. Niczego chyba nie przegapiliśmy.
I pomimo faktu, że lody serwowane w tych miejscach były pyszne, naturalne i pozbawione konserwantów, to niestety były bombami kalorycznymi. Nikt przecież nie będzie dopasowywał ilości cukru w gałce do moich wysublimowanych potrzeb, prawda? ;-)
Już w połowie lata doszłam do jakże odkrywczego ;-) wniosku, że sama zajmę się produkcją domowych lodów na nasze potrzeby. Po pierwsze uznałam to za wspaniałą okazję do tego, aby przemycić do diety moich chłopdców naturalny jogurt i porcję świeżych sezonowych owoców. Po drugie byłam w stanie ograniczyć do minimum cukier, który przypada na jedną porcję. A po trzecie zaoszczędziłam zapewne całkiem niemałą kwotę, bo zamiast folgować sobie na mieście, to my niczym lordzi zajadaliśmy się lodami na naszym tarasie! No mówię Wam, uczta niebywała! ;-)
Co prawda nie znam Waszych smakowych preferencji, ale mogę Wam zasugerować, abyście małymi krokami sami dochodzili do tego jaka ilość „dosładzacza” jest Wam niezbędna do tego, aby domowy lód smakował Wam i Waszym maluchom. Mój Syn lubi kwaśne smaki, dlatego ja albo w ogóle cukru nie dodaję do lodowej masy, albo dodaję go bardzo niewiele. Zazwyczaj zastępuję jednak cukier ksylitolem, czyli cukrem brzozowym.
Tę lodową wariację z galaretką wymyśliłam na potrzeby moich małych łasuchów, bo oni uwielbiają galaretkę. I o mało nie brakowało, aby zjedli ją całą zanim wmieszałam ją do jogurtowej masy ;-)
Składniki:
- 2 garście malin
- 300 g jogurtu naturalnego
- galaretka malinowa [ja zrobiłam galaretkę z agaru i domowego soku malinowego, ale równie dobrze możecie posłużyć się gotowym proszkiem]
- opcjonalnie porwana świeża mięta
- 1 czubata łyżka ksylitolu
Sposób wykonania:
Myjemy maliny. Blendujemy je razem z jogurtem naturalnym. Dodajemy do masy lekko „poskubaną” galaretkę malinową i porwane listki mięty, i przekładamy do foremek. Wyciągamy z zamrażalnika po 4-6 godzinach, aż lody dobrze się zamrożą.
Galaretkę z agaru robimy wg instrukcji na opakowaniu agaru: czyli odpowiednią ilość agar agar rozpuszczamy w ciepłym soku malinowym [ja miałam domowy syrop malinowy, który rozpuściłam w wodzie], możemy dosłodzić do smaku np.ksylitolem, i dobrze zagotowujemy, i odstawiamy do stężenia.
Smacznego!
1 komentarz
A u nas królują lody truskawkowo bananowe. Dwie garsci truskawek, duży dojrzały banan, maly jogurt naturalny, odrobinkę mleka… blender, zamrazalnik i gotowe ?
Dzieci (2 i 7 lat) je uwielbiają. My zresztą też!
A najbardziej cieszy mnie fakt, że są bez zbędnego cukru i zawsze pod ręką…
Chetnie spróbuję Twoich wariacji z galaretką.
Pozdrawiam gorąco, a w zasadzie „lodowo”.