Mój Syn jest bardzo ruchliwym stworzeniem. Właściwie bez ustanku porusza swoimi kończynami i zdarza się, że mam problem z jego upilnowaniem w jednym miejscu. Mam wybitnie słabą kondycję, nie zaprzeczam. Szczególnie daje mi popalić wtedy, gdy mam coś pilnego do zrobienia bądź próbuję zrobić zakupy.
Iventy ma już prawie 11 miesięcy. Dlatego m.in. zdążyłam się już uodpornić na to, co próbuje wciskać nam otoczenie i wyrobiłam własne zdanie na tematy, które dotyczą wychowania, odżywiania dziecka i inne poboczne. Wszyscy chcą dobrze – ja to dobrze wiem, ale zanim próbują przeforsować swoje zdanie wypadałoby sprawdzić czy to ma przełożenie w medycynie konwencjonalnej, rzeczywistości i sprawdzalności ;-) A ja, jak to ja, lubię sprawdzić, wygooglować, doczytać, dooglądać, żeby wyjść z wielu sytuacji z tarczą, jak na dojrzałą matkę przystało ;-)
Czytam kilkanaście blogów, na których jedną z przewodnich tez macierzyństwa jest: „Kobieto-matko, posiadanie dziecka nie usprawiedliwia Cię od tego, aby nie pracować zdalnie! „, „Dziecko nie przeszkadza w pracy!”, „Nie zapominaj o sobie, o swoim życiu zawodowym – dziecko i Ty na tym skorzystacie!”. I wiem jedno: dla mnie jest to bullshit. Podkreślam: dla mnie. Sprawdziłam to i „it doesn’t work for me, sorrrry…”