Synu,
Czy wiesz, że nadchodzi czas, aby wyrobić nam wizę? Ja już stukam z niecierpliwości o blat pazurami i zbiorę się wreszcie w sobie, wezmę głęboki wdech-wydech, ogarnę papierzyska i powalczymy z tą aplikacją wizową. Mam wrażenie, że w tym kwestionariuszu online jest więcej pytań „dlaczego?” niż może zadać dwuletnie dziecko.
No właśnie, zastanawia mnie fakt, czy ja mam się tam podać za Ciebie? Hmm? A może Ty sam będziesz się wspaniale reprezentował i dostaniesz dyspensę od wypełniania tych wirtualnych, biurokratycznych papierzysk? Powiesz im, że jesteś Ivo i chcesz zobaczyć parę amerykańskich stanów. Ot, co. Kiedyś Tata wyjaśni Ci, jak to jest, że my musimy prosić się o wjazd do niektórych krajów, a Ci 'Inni’ prosić się nas nie muszą, jeśli chcą zobaczyć Wawel i napić się u Wedla…
A tak całkiem serio – poszukam lepiej prawdziwej, porcelanowej świnki-skarbonki. Będziemy do niej wrzucać moniako-drobniaki. Z Twoją Mamą jest właśnie tak, że lepiej się przygotować na wydatki, niż być później nimi zaskoczony. Ale, ale! … Jak mogłam moimi wywodami zabierać naszemu Tacie post poświęcony JEGO wojażom! Już się doprowadziłam do porządku ;-)
Otóż, Tatę wywiało daleeeko! Jeśli chcemy tam polecieć i odwiedzić naszą rodzinkę, to musimy bezwzględnie wyrobić tę wizę, o której wspomniałam Ci na początku. Bez-wzglę-dnie! Tata zabawił na Florydzie. „Zabawił” kulinarnie tylko, gdyż poza tym bardzo ciężko pracował.
Odwiedził krokodyle. Naprawdę nie wiem dlaczego one już nie są żywe, ale mogę się jedynie domyślić, że maczali w tym palce ci od kontroli populacji pewnych gatunków. My coś o tym wiemy, Ivku. Jesienią na naszym dachu zamieszkały kuny. Tupot ich łapek jest z tygodnia na tydzień donośniejszy. Obawiam się, że jeśli nie przestaną się rozmnażać w tempie podobnym do tych drapieżników poniżej, to będę zmuszona pokazać im zdjęcia tych aligatoro-krokodyli…
Ostatnio Tata zakomunikował mi mailowo, iż na wiosnę zaczynamy zwiększanie ruchu i uprawianie sportów. Ładnie to sobie przedyskutowaliśmy i doszliśmy do wniosku, że ja zapisuję się na salsę, a on na wspinaczkę. Poza tym, ja chwytam za rolki a on za buty do biegania i zaczynamy zdobywanie krakowskich Błoni. Teraz już wiem, jakie widoki go do tego zainspirowały. Na pewno nie te z zupą sezonową, curry ani kawiorem :-D
kury jedzą curry [ aluzja do naszego nazwiska ;-P]
Tymczasem Tata zdążył już zawitać do Azji… Jak wróci, to zobaczy jak pięknie stawiasz już nieśmiałe pierwsze kroki :-)
2 komentarze
Zazdrościmy Tacie podróży, Żony i Syna :)
Muszę mojemu M.pokazać ten komentarz! ;-P