Ach! Mam wielką przyjemność pokazać Wam co stoi za MIMI&FOX, czyli Madzią, która zaczarowała mnie swoimi włóczkowymi tworami!
2016 zbliża się wielkimi krokami. Zaczynam pomaluchnu robić bilans kończącego się roku i dochodzę do wniosku, że forsa się mnie nie trzyma. Ba, ona nie tylko się mnie nie trzyma, a przelatuje mi między palcami jak woda z kranu.
Przyszedłeś na świat i złączyłeś się ze mną niewidzialną nicią, Synu. Nicią, która oplotła nas szczelnie. Oplotła nas tak, że wyczuwaliśmy swoje oddechy, dzieliliśmy się swoim ciepłem i mnożyliśmy jednocześnie tę naszą miłość, która zakiełkowała od pierwszych momentów.
Gdy byłam małym dzieckiem, a później już dojrzewającą dziewczynką, towarzyszyło mi poczucie „inności”. A pisząc „inności” mam niestety na myśli to, że czułam się z pewnego powodu gorsza, niepełna, dziwna, wybrakowana, „wyoutowana”.
Bardzo, ale to bardzo cieszę się, że nareszcie nadszedł ten dzień i mogę się z Wami podzielić tym, co kłębiło się w mojej głowie od dwóch miesięcy.
Zapewne nie jest to dla nikogo tutaj żadną tajemnicą, że jestem totalnie zakręcona na punkcie składów kosmetyków. A w szczególności tych, które aplikuję na skórę swoją i moich dzieciaków. Chcę płacić tylko za to, co jest nie tylko skuteczne, ale również bezpieczne i przyjemne w stosowaniu.