Odkąd zdarza mi się publikować zdjęcia moich dłoni na blogu [a robię to bardzo rzadko, bo jeśli mam być z Wami szczera, to ujmijmy to zgrabnie – nie uważam, aby były one moim atutem :D], odtąd jestem bardzo często pytana, dlaczego noszę obrączkę w tym a nie w innym miejscu, i z czego to wynika.
Całkiem niedawno z ust dość bliskiej mi osoby usłyszałam kwestię, która bardzo mnie zastanowiła. Nie mogłam zrozumieć, skąd u innych często mylne przekonanie o tym, dlaczego wykonuję pewne czynności.
Nie zliczę, ile dostałam wiadomości prywatnych w temacie cesarskiego cięcia. Nigdy nie kryłam się na blogu z informacją, że obaj moi synowie urodzili się właśnie przez cesarskie cięcie.
Otworzyłam lewo oko, za moment prawe. Przeciągnęłam się niespiesznie w łóżku przykryta kołdrą po samą szyję. W domu błoga cisza. Nie wiedziałam, czy wstawać teraz, czy może za chwilę. Zdecydowałam, że jednak poleżę jeszcze kwadrans.
*post archiwalny, październik 2017
Od razu na wstępie przyznam się Wam do pewnej rzeczy, której szczerze nienawidzę, szczególnie w miejscach publicznych. Nie cierpię w najmniejszy (!) sposób zwracać na siebie uwagę. To samo tyczy się moich dzieci.
post archiwalny. Sytuacja miała miejsce na przełomie lipca i sierpnia 2017
Półtora roku temu nie przypuszczałabym, że kiedykolwiek padniemy ofiarą złodzieja.
Tylko błagam Was, nie spadnijcie z krzeseł, sof tudzież taboretów, bo to, o czym dowiecie się za moment, będzie wiadomością, która zrewolucjonizuje Wasze dotychczasowe myślenie i sprawi, że obrócicie się wokół własnej osi na te rewelacje, które Wam dzisiaj doniosę.
Powiem Wam za co czasami wybitnie nie lubię samej siebie! Otóż bywały sytuacje, w których miałam tak spóźniony zapłon, że mogło to śmiało zakrawać albo o głupotę albo „życiowe nieogarnięcie”, jak ja to nazywam.