Niedawno rozmawiałam z moją dobrą znajomą, Kasią, która wpadła do nas spontanicznie na kawę i nie mogła nadziwić się jednej rzeczy, o której za moment.
Przyznam się Wam dzisiaj do czegoś, co prawdopodobnie sprawi, że zmienicie o mnie zdanie. Wcale nie na lepsze ;-) Postanowiłam jednak zaryzykować, bo jednak nie mam najmniejszego zamiaru nikomu tutaj mydlić oczu, że jest inaczej.
Myślałam, że tylko mi zdarzają się takie kwiatuszki i mam pecha do przypadkowych rozmówców, którzy nie grzeszą inteligencją i czasami potrafią popisać się totalnym brakiem kultury.
W tym poście przyznam się Wam do czegoś, co w pierwszym roku życia mojego pierworodnego mnie opanowało. I wcale to o mnie dobrze wtedy nie świadczyło, mam tego świadomość ;-)
Pamiętam doskonale czas, w którym spodziewaliśmy się z mężem naszego pierwszego syna. Byłam ciekawa, jakie będzie miał włosy, jaki będzie miał głos i śmiech.
Mądra Polka po szkodzie. Tak dokładnie mogłabym opisać samą siebie w niektórych kwestiach i nie byłoby to twierdzenie na wyrost.