Na pewno znacie to uczucie, kiedy kupujecie coś swojemu dziecku, a tak naprawdę to spełniacie swoją zachciankę i wypełniacie swoją tęsknotę za jakimś przedmiotem :-) Tak właśnie było w tym przypadku ze mną. Miałam potrzebę posiadania kredek. Kolorowych kredek, którymi będę robiła różniste maziaje i wypełnię moją osobistą plastyczną lukę, a przy okazji zapoznam Iventego z nową czynnością, jaką jest rysowanie. Sytuacja idealna! Ja mam kredki a moje dziecko rozwija się plastycznie. Boskość :-D
Nie mogłam nigdzie znaleźć kredek sojowych, teoretycznie jadalnych, które poleciła mi Basia z bloga Taste of life . Znalazłam jednak kredki 1+ i uznałam, że pomimo to, iż jadalne nie są, to mój Syn nie będzie zachwycony ich smakiem i nie zaliczy ich do kolejnej jadalnej pozycji w swoim różnorodnym menu, w którym śrubki i monety są na pierwszym miejscu.
Przystąpiliśmy do zrobienia dla Taty „Plakatu bez okazji” :-)
Dochodziły do mnie głosy, że rysowanie nie zachwyci rocznego dziecka i lepiej, abym znalazła nam inną rozrywkę. Nic bardziej mylnego. Ivek bawił się przednio!
Nie udało mi się kupić rolki papieru do rysowania z IKEI [super sprawa!], ale złączyłam ze sobą kilka kartek bloku rysunkowego, zrobiłam coś na kształt dywanu, na którym Ivek sobie wygodnie siedział. Zarzuciłam go kilkoma kolorami kredek i zaczęliśmy naszą kreatywną przygodę na podłodze. 1 godzina zabawy gwarantowana!
Nie było rozlewu krwi, jednak wystarczyła chwila mojej nieuwagi podczas robienia zdjęć absztyfikantowi i małe co nieco wylądowało w jego buzi. Miny po konsumpcji nie miał zachwyconej i szybko zaprzestał nieładnej praktyki ;-)
Macie już za sobą pierwsze próby kredkowe? Zakończone sukcesem? ;-P
8 komentarzy
u nas też była konsumpcja, chwilowo przerzuciliśmy się na znikopis ;)
zastanawiam się nad znikopisem :-) chciałabym, aby był sporych rozmiarów. Jak Wam się sprawdza? Możesz jakiś polecić?
Nie wiem, jakiej mamy firmy bo wyrzuciłam opakowanie, ale jest średniej wielkości, ze stempelkami w kształcie muszelek (ogólnie morski klimat) i „długopisem” na sznurku. W długopisie wcisnął się „rysik” i to duży minus, choć nadal pisze. Na blogu jest na zdjęciach jakby co. Na razie hitem są te stempelki :)
lecę na poszukiwania do Ciebie! :-)
wodna mata koniecznie aquadoodle od tomy. mam taką i jest super. mam też chińszczyznę i stwierdzam, że nie ma porównania (cięzej się rysuje, szybko się niszczy).
znikopis też mam tomy. jest wytrzymały i porządny.
u nas patentem na jedzenie kredek był zakup ołówkowych. wybrałam grube trójkątne. stabilo są fajne, bambino też niczego sobie. faber castell też ok.
świetne są pisaki carioca baby jumbo – praktycznie nie wysychają nawet po kilku dniach bez nakrętki i są wyjątkowo dobrze zmywalne (odradzam colorino, bo te to nawet po kąpieli nie schodzą).
mam fisia na punkcie przyborów plastycznych (kótrego moja córka jakoś nie podziela specjalnie, ale liczę, że to się zmieni;))
Marta, jesteś moim źródłem fachowej wiedzy w tym zakresie! Bardzo dziękuję Ci za komentarz. Lecę przeglądać ofertę tomy!
P.S> Trzymam kciuki, aby Twoja córka się przełamała ;-)
Wiadomo, że kredki ekstra, ale jest taki jeden zajebiaszczy wynalazek, który moja Jagoda uwielbia. Zakupiony przez babcię sprawdza się w każdej sytuacji. Jego walorem jest to, że można zgnieść go w kulkę i wcisnąć nawet do bardzo małej torebki. Taka sprytna zabaweczka. WODNA MATA DO MALOWANIA. Nie brudzi, nie zużywa się, nie zajmuje miejsca i dla dziecka jest niczym magia.
ojMaryna! uwielbiam takie komentarze jak Twój, które odkrywają przede mną np.przedmioty nieodkryte, o których nie mam bladego pojęcia. Babcię macie na medal a ja będę obczajać co to macie za cudo! :-)